Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-02-2020, 19:33   #85
Fiath
 
Fiath's Avatar
 
Reputacja: 1 Fiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputację
Z pamiętnika Tsara Raz
W moim czasie po opuszczeniu Cesarstwa Serafinów odwiedziłem wiele galaktyk. Moim największym zaskoczeniem była ograniczona liczba ras inteligentnych, zdolnych do stworzenia społeczeństwa będącego wejść w erę gwiezdną. Górnym limitem dla pojedynczej galaktyki wydaje się sześć ras kosmicznych. Przy czym każda musi spełniać szeroką listę zasad, w tym ich matczyny świat musi znajdować się w odległości co najmniej jednego sektora od pozostałych. Tylko mając swój sektor na własność po wejściu w pustkę galaktyki, rasa ma szansę na rozwinięcie technologi i przygotowanie się na wojny, poprzez praktykę we własnych, domowych starciach, inną...

...Wyjątkowość ras gwiezdnych była zaskakująca, a jeszcze bardziej egzotycznymi okazały się rasy magiczne. W całych moich podróżach natknąłem się tylko na jedną — ludzi. Rasę niezwykłą z uwagi na ich podobieństwo do serafinów. Początkowo myślałem, że będzie to stanowił regułę dostępu do magii. Niestety, z czasem odkryłem, że magia w tym systemie została wprowadzona przez moją byłą Cesarzową. Stanowi ona zagrożenie dla wszystkich ras galaktyki i czuję to jako mój obowiązek zostać tutaj i pomóc naturalnym mieszkańcom tej galaktyki obronić się przed jej wpływem…

...Powiedzenie, że ludzie nie mają żadnego naturalnego dostępu do magii, jest fałszywym stwierdzeniem. Około jednego procenta z nich ma dostęp do nadprzyrodzonych zdolności, nie będąc tego do końca świadomym. Ich istnienie wydaje się nie aktem czarowania, tylko podświadomą samoobroną przed nawiązaniem kontaktu z magią, który człowiek powinien był w tym momencie osiągnąć…

...Ludzie nie posiadali swojej nazwy dla tej zdolności, więc ochrzciłem ją “nadmagią”, ponieważ objawia się ona w zdolnościach niwelacji i samoobrony przed efektami magicznymi. Do dzisiaj nie zdołałem znaleźć prawdziwego mistrza nadmagii, kogoś, kto używałby jej celowo i polepszał swoją kontrolę nad nią. Spośród tych których spotkałem, miała ona jednak pewne ograniczenia. Wydawała się powstrzymywać efekty czarów mających zmienić stan czy kompozycję użytkownika. Powstrzymywała innych, przed zmianą definicji tego, kim dana osoba jest, w kontekście metamagicznego opisu. Użytkownicy nie wykazywali kontroli nad tą zdolnością, będąc jednocześnie niedostępnymi dla zaklęć mających nadać im chorobę, jak i zagoić rany. Wydawała się również nieefektywna przeciwko magii drugiego stopnia. Utworzony magicznie ogień stanowił dla nadmagii po prostu ogień, choć próba magicznego utworzenia go na płaszczu noszonym przez użytkownika nadmagii, zwykle nie ulegała powodzeniu…



Balmoral Castle

W ciągu 130 godzin lotu, Silver zdążył wydzielić część z najważniejszych notatek Tsara. Budowały one pewne przeczucie, że znając użytkownika opisywanej przez Raza zdolności, jego nauka nie powinna być specjalnie trudna.
Poza swoją nauką Silver zdołał się porządnie wyspać. Tak na zapas, zanim postanowi spędzić kilka dni na nogach, szukając artefaktu. Ewentualnie drużyna dotarła na orbitę planety, a Silver został zawołany na mostek.
- Tak więc pani jest Kapitanem? - po wejściu do pomieszczenia Silver widział jak Ethelynne Drystone, jego okrętowy kapitan, prowadziła wideorozmowę z Bastionem, jednym z admirałów.
- Tak. Ethelynne Drystone, Sir. - przedstawiła się, stojąc na baczność. - Kapitan Balmoral Castle, okrętu recollectorskiego, Sir. Planujemy zejście na planetę w sprawie odzyskania artefaktu.
- To dobrze. Przydadzą nam się dodatkowe ręce. - przyznał mężczyzna. Silver widział go już wcześniej. Ogromny człowiek o torsie szerszym od większości drzwi, ubrany w wojskowy płaszcz w standardowym cesarskim hełmie na głowie. Wszystkie opakowania legalnych sterydów i środków dietetycznych gościły jego wizerunek.
Ta cała “nadmagia” wydawała się być jakimś rodzajem antymagii. Prezentowała też typ zdolności o którym rozmawiał z Opusem, rozwijającej się samoistnie w sposób niekontrolowany. Ogólnie całkiem ciekawa umiejętność, jednakże jeśli Demon chciałby ją w przyszłości wykorzystać, musiałby znaleźć sposób by pogodzić ją z własną magią.
Gdy już dotarli na orbitę, okazało się że nie są sami. Na tej planecie najwidoczniej przeprowadzano jakąś operację wojskową. Admirał Biceps, jak go w Legii Akademickiej nazywali najwidoczniej czegoś od nich chciał. Spokojnym krokiem Silver podszedł bliżej, ale póki co nie zabrał głosu. Jakby nie patrzeć, nie z nim rozmawiał wojskowy.
- Prosimy o rozeznanie i pozwolenie na lądowanie. - poprosiła Drystone.
- Znaleziono w podziemiu planety serię tuneli. Wierzymy, że jest związana z artefaktem odpowiedzialnym za dziury w kilku górach na planecie, więc możecie chcieć się tym zainteresować. Powinniście niedługo otrzymać koordynaty lądowiska. Zabraniam osobom magicznym i nieludziom wstępu na teren baz wojskowych. Powodzenia. - zakomunikował Bastion, po czym rozłączył połączenie. Ethelynne opadła na fotel z głośnym westchnięciem. Nie spodziewała się Admirała. Bastion był chyba jedynym, który aktywnie prowadził operacje wojskowe w swoim sektorze. Nie licząc może Adama, który w swoim czasie aktywnie polował na organizacje pirackie, jednak od dawna nie miał z nimi problemu.
- Mamy jeszcze jeden problem. - odezwała się do Silvera, nie odwracając się w jego stronę. - Statek-matka Mandingo też jest w atmosferze.
-Bogowie, znowu oni?! - Westchnął Silver, nie mniej doniośle niż Pani Kapitan. - Przynajmniej mam dobry powód by mu nie oddawać tego co możemy tu znaleźć, skoro nie mam wstępu do bazy wojskowej. - Zaśmiał się złośliwie.
~Drake, namierz nasz cel. Zrzućcie Kelpie we wskazanej lokalizacji, niech zacznie poszukiwania. - Nadał polecenie przez interfejs sieciowy. Demon był ciekaw, czy Holmes poczynił postępy ze swoją Iskrą przez ostatnie sześć dni. On w dwa dokonał dość znacznego przełomu, ale młody kronikarz bardziej interesował się szperaniem w księgach niż praktykowaniem magii, więc nie oczekiwał cudów. Niemniej, miał nadzieję że Drake’owi udało się chociaż trochę poprawić precyzję swoich mocy.
- Nie wiem, jak ta wymówka utrzymałaby się w sądzie. - ostrzegł żartobliwie Raiden.
Holmes podszedł do mapy planety i z premedytacją narysował na niej koło. Było to znacznie szybsze niż w przeszłości, zasięg koła nie był jednak mniejszy od tego, z czym zwykle musieli sobie radzić.
- Myślę, że jest więcej niż jeden. - stwierdził Holmes. - Chyba dwa i trzeci na pokładzie Mandingo. - określił.
Czyli ta banda troglodytów umiała zrobić coś sama. Ciekawe tylko jak podzielili się jednym artefaktem, gdy każdy z nich miał parcie na szkło.
-Zobaczymy ile uda nam się złowić, może nawet uwolnimy naszych drogich przyjaciół od ciężaru który taszczą. - Mruknął, zabarwiając drugą część zdania sporą dozą sarkazmu. Handel artefaktami, jak i ich odbieranie mniej polubownymi metodami nie były zakazane. Na podstawie tego co dowiedział się wcześniej i obszaru wskazanego przez Drake’a dokonał szybkiej ekstrapolacji i zaznaczył dwa dodatkowe okręgi na mapie.
-Gdy wylądujemy, wyślijcie zwiad również tam. To powinno skierować poszukiwania Mandingo na tory bardziej odległe od właściwych.
- Myślisz, że będą od razu stąpać nam po śladach? Raczej nie wiedzą o mojej zdolności. - Stwierdził Holmes.
- Ale chcą nam wpierdolić. - zauważył Raiden. - Więc i tak pójdą za nami. Cholera wie, czy najpierw poczekają, aż coś znajdziemy.
- Jesteśmy pod nadzorem wojskowym.
- A oni pod nadzorem własnego przyrodzenia. Nie są piratami tylko dlatego, że są zbyt głupi, żeby sobie w tej roli poradzić. - mężczyzna starał się zobrazować kronikarzowi realia rywali drużyny.
- To je mroźna planeta. - Ostrzegł Dragon. - Biercie to pod uwage przed zlotem. Kto na zyjście? - spytał.
Duża dłoń w lateksowej rękawicy wylądowała na ramieniu Silvera. Christina uśmiechała się bez słowa, licząc na rozkaz do zejścia z lśniącą ilością pewności siebie. Jak zwykle. Zwykle, go nie dostawała.
-Na poszukiwania schodzę ja. Jack ze mną, do tego Kelpie i paru ludzi, by zoptymalizować efektywność. Drużyny “zapasowe” też mają mieć łaziki ze sobą, trzymajmy pozory. - Zdecydował Demon. - A co do Ciebie Panno Vespucci… Będziesz koordynować obławę. Jeśli Mandingo będą nękać którąś z dwóch grup zmyłkowych, masz zgodę by ich wyeliminować, ale po cichu. Jeśli nie da się tego zrobić dyskretnie, masz wezwać mnie. - Ton Silvera wyraźnie mówił “Nie przyzwyczajaj się.”, działania terenowe nie należały do obowiązków Christiny, a jednak bardzo się do nich rwała.
- HA! NA POCHYBEL SK- - Christina złapała za pistolety, chcąc wypuścić radosną salvę, jednak ostre spojrzenie pani kapitan natychmiast ją powstrzymało.

Ice Coffin

Drużyna A zeszła na ziemię bez większych trudności. Śnieg uginał się pod ich butami, zostawiając w sobie ślady. Przed zejściem otrzymali ostrzeżenie z bazy wojskowej. Na planecie co jakiś czas dochodziło do nagłych spadków temperatury głęboko poniżej 100 stopni, co potrafiło unieruchomić sprzęt mechaniczny. Wedle obliczeń Silvera nie groziły im trwałe uszkodzenia sprzętu, konieczność jego okazjonalnego odmrożenia może jednak stanowić dodatkową przeszkodę w trakcie eksploracji.
Kelpie rozprzestrzenił swoje drony zaraz po lądowaniu. Już po dziesięciu minutach mieli pierwsze obserwacje.
- Jest tu drużyna Mandingo. Wydają się mieć bazę wokół jakiejś stalowej tyczki. Nie wygląda na generator pola siłowego ani nic w tym stylu. - intrygował się mężczyzna. Oglądając z daleka obóz, dron spostrzegł wysokiego, łysego mężczyznę ubranego w białe szaty. Wydawał się on medytować w śniegu. Silver go rozpoznał.
Fou-Lou był buddyjskim mnichem, a przynajmniej za takiego się podawał. Była to jego wymówka do tego, żeby nic nie robić, przynajmniej w zestawie ekipy Mandingo. Był on odpowiednikiem Holmesa i po części Silvera w drużynie rywali: wybierał priorytety i obierał kierunek, stanowił intelekt drużyny w fazie teoretycznej, a na dobrą sprawę wykorzystywał ją dla własnego dobrobytu. Jego osobistą interpretacją religii było skupienie się na wniosku buddy, że asceza nie jest właściwą drogą i nie można odmawiać sobie wszelkich przyjemności, dlatego dążył prawie wyłącznie do ich zaspokajania. Wyglądając przy tym jak mądra i dobroduszna osoba.
- Będzie chciał go pan ominąć, czy skonfrontować? - spytał. Fou-Lou był jedynym dowódcą w składzie Mandingo który ich nie zaatakuje bez prowokacji, a może nawet ucieknie dla świętego spokoju. Z drugiej strony spotykając go stracą wszelką anonimowość, już bliżej serca Mandingo był tylko ich faktyczny dowódca.
Nie po to mylili ślady, by atakować jako pierwsi. Na dodatek ten gość dość mocno odróżniał się od reszty swojej drużyny. Może jak już zakończą sprawunki tutaj, warto by było pomyśleć o jego zwerbowaniu, choć wymagałoby to przetrzepania mu nieco dupy, bo Demon nie tolerował opierdalania się wśród swojej załogi.
-Omijamy go. Nie wiem czy trafili tu przypadkiem, czy też mają kogoś zdolnego wyczuwać magię, ale nie będziemy dążyć do konfrontacji jak jakieś narwane małpy. - Zdecydował. - Szukamy dalej, wypatrujcie w szczególności tuneli. Artefakt może być ukryty pod powierzchnią.
Pilot przełączał się między kanałami dronów, wydając AI polecenia uściślające charakter skanu.- Są dwa zejścia do tuneli z Mandingo przy nich. Obie grupy ułożone wokół tyczek. Za to bez kapitanów. Gdyby ich usunąć, zanim wyślą prośbę o wsparcie, nie wiedzieliby co się dzieje. - zauważył operator. - Albo tutaj, widać jaskinię z zamarzniętym wejściem. Przetopić to albo przeciąć w pół godzinki i wchodzimy niepostrzeżeni.
-Przełącz czujniki dronów na fale radiowe. - Przekazał pilotowi, ten szybko wykonał polecenie, nie wykrył jednak żadnego sygnału. - Niby nic, ale po coś te antenki muszą stać. Kierujemy się do zamarzniętego wejścia, obserwuj te obozy. - Mruknął i przez Dotyk Umysłu połączył się z dronami by widzieć przez ich obiektywy. Dał radę użyć swojej mocy na celu którego nie widział, ale czuł. Teraz była dobra okazja czy korzystanie z podglądu też mu na to pozwalało. Ciekawe jak ten metal znosi zero bezwzględne.
Nie trwało to długo, nim Silver doszedł do wniosku, że nie jest w stanie wykorzystać magii na takie odległości. Ewentualnie grupa dotarła do zamarzniętej groty. Wejście było niskie, jednak wnętrze tuneli było dość szerokie aby zmieścić w nim mały pojazd. Korytarze były kamienne z zamrożonymi strużkami wody tu i ówdzie. Rozłupanie przejścia zajęło pół godziny. Jeżeli chcieli wpuszczać maszyny, będą musieli je powiększyć.
-Kopcie dalej, wystawcie wartę żeby nikt wam nie przeszkodził. Jack idziemy. - Zarządził Demon i ruszył przez wykute wejście.
Para spokojnym krokiem zaczęła zwiedzać korytarze, słuchając głównie echa własnych kroków. W pewnym momencie do ich uszu doszły dźwięki strzałów. Patrząc w ich stronę, Silver zobaczył rozwidlenie dróg. Jeden z korytarzy rozświetlony był na czerwono.
- San? - spytał Jack.
San była jednym z dowódców Mandingo i jedyną kobietą o tym stopniu. Nie posiadała iskry, dzierżyła za to artefakt o nazwie Pentarius. Był to amulet, na którego obszarze działania losowe rany z ostatniego roku życia osób ponownie się otwierały. Pod jego efektem żołnierze potrafili umrzeć na miejscu, nawet jej właśni.
- Moglibyśmy podążać za krańcem zasięgu amuletu albo po prostu ją obejść.
-Póki co podejdźmy bliżej, chcę zobaczyć co tam się dzieje. - Odpowiedział Silver.
Para zbliżyła się do granicy pola artefaktu, jednak korytarz przed nimi skręcał w bok, uniemożliwiając im przyjrzenie się wydarzeniom. Odgłosy strzałów sugerowały jakąś walkę.
-Dobra, wyraźnie coś się dzieje… Ciekawe komu tym razem postanowili dokopać. - Mruknął i ruszył przed siebie. Nie był pewien na jakiej zasadzie działa artefakt San, więc postanowił przeprowadzić mały eksperyment i stworzył przed sobą punkt skupienia, który miał pochłaniać jego moc, jeśli bazowała na energii.
Magia artefaktu nie zareagowała na absorpcję Silvera.
Prosił się o kłopoty, ale nie mógł zignorować odgłosów walki i ruszyć drugą odnogą. Raz, że walka mogła oznaczać iż są blisko celu. Dwa, zwycięzcy mogli mu potem wbić się w plecy. Z pozytywów, mógł zdobyć dwa artefakty zamiast jednego. Wyciągnął więc miecz i skinął na Raidena by ten zrobił to samo, a potem ruszył w kierunku walczących.
Gdy Silver wszedł w pole zasięgu zaklęcia, przeszył go nagły, wyrazisty ból, gdy mniejsze i większe rany jednocześnie otworzyły się na jego skórze, jak i uderzyły w jego wewnętrzne organy. Mężczyzna nie był w stanie znieść szoku i wydał z siebie gromki, donośny krzyk. Nie było wątpliwości, że usłyszał go każdy w okolicy, choć tylko czas powie, czy ktoś wykorzysta tę informację. Widząc to, Jack zatrzymał się na miejscu, patrząc, czy wszystko w porządku i czy nie nastąpi zmiana planów.
Żeż kurwa… To naprawdę bolało. Demon, nawykły do faktu że szybko się goił widocznie zlekceważył znaczną liczbę drobnych obrażeń, jakie odniósł w ciągu minionego roku. Zapewne większości z nich nawet nie zauważał, ale gdy cały ten okres skumulował się w jednej chwili, to już była zupełnie inna bajka.
-Idziemy… nakopię tej suce, choćby za fakt że tak mnie urządziła. - Wycedził przez zęby. Wiedział, że przeciwnicy są świadomi jego obecności, nie miał zamiaru przechodzić otwarcia ran po raz kolejny. Skupił się, a pole energetyczne Excalibura zamigotało, gdy absorbował moc. Wolał być naładowany.
Jack zacisnął zęby, rozbieg się i wskoczył w pole pentariusa. Zaraz po tym krzyknął, nie wydając dźwięku. Spodziewając się swojej reakcji, wyłączył swoje struny głosowe.
- Zalety bycia kaleką. Znaczy, cyborgiem. - zaśmiał się.
Gdy dwójka wyjrzała zza zakrętu, ujrzała ośmiu żołnierzy Mandingo i jedną małą maszynę kroczącą, walczących z pięcioma kosmitami. Kosmici byli niewielcy, humanoidalni i pokryci chityną. Potrafili latać, a tunele były na tyle duże, że byli w stanie sprawiać żołnierzom wyzwanie. Maszyna krocząca, niewielki i mocno opancerzony model, znajdowała się w środku pola pentariusa. Jej pilot musiał posiadać artefakt. Zgromadzeni wiedzieli o nadchodzącej parze i trzymali ich na uwadze, byli jednak zajęci samym sobą, więc nie zareagowali na przybycie Silvera i Jacka.
Pole wokół ostrza wciąż migotało, widocznie żeby się naładować Demon potrzebował więcej energii niż początkowo zakładał. Nie stanowiło to jednak większego problemu, błyskawicznie schował swój “codzienny” miecz i wyciągnął jeden ze zdobytych w Anielskiej Bramie. Przekierował stworzony wcześniej punkt skupienia, by zamiast z artefaktu absorbował moc z mecha i kierował ją do ostrza. Tym sposobem mógł upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. Pomknął do przodu i zaatakował machinę nawałnicą cięć. Niestety, jego ataki zostały zablokowane przez maszynę.
- KTO? - wydał się krzyk z maszyny, a ta obróciła się w stronę Demona. - SILVER?! - pilot natychmiast skierował działa w stronę recollectora. Reszta żołnierzy zajęta była strzelaniem do kosmitów, którym na pomoc przyszedł Jack, przecinając się przez żołnierza Mandingo.
 
__________________
Also known as Boomy
Recollectors - Ongoing, Gracze: Deadziu, Eleishar

Ostatnio edytowane przez Fiath : 18-02-2020 o 10:33.
Fiath jest offline