Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-02-2020, 19:35   #86
Fiath
 
Fiath's Avatar
 
Reputacja: 1 Fiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputację
Berrior -1
Mandingo gunner -2
Silver, Jack, -1 (bleed)

-A kogo się spodziewałaś? Świętego Mikołaja? - Zakpił Armstrong i natarł ponownie. Tym razem ostrze wgryzło się na tyle głęboko, że nie tylko uszkodziło mecha, ale zraniło również samą San.
Kroczący pancerz San był uzbrojony w dwa obrotowe karabiny automatyczne oraz miotacz ognia. W rytm inteligencji umysłu nieskalanego myślą, San uruchomiła palnik miotacza prosto na Silvera. Nie mając dość czasu na uskok w tył, Silver rzucił się między nogi maszyny, prześlizgując się za nią, gdy jej płomienie pochłonęły większą część jaskini, zabijając trzech żołnierzy i dwie pszczoły.
- Kurwa, San! - krzyknął spanikowany żołnierz, po czym jego głowa zsunęła się z ciała dzięki cięciu Jack, który zaraz po swoim popisie zaczął skakać w miejscu ze skrzywioną miną, czekając, aż jego rozgrzane do czerwoności metalowe kończyny ochłonął, co uczyniło z niego łatwy cel.

Walker -80, San -70
Jack -1(gunners)
Silver -0 (cover)
M.Gunner -4
Berrior -2

Co za pojebana suka… Zabijała własnych ludzi, byle go dopaść i to niezbyt skutecznie. Silver na dobrą sprawę nic nie miał do Mandingo, owszem pogardzał nimi ze względu na ich prymitywizm, ale nie dążył aktywnie do tego by im szkodzić, byli konkurencją i tyle. Oni zaś dostawali białej gorączki na sam jego widok, a wszystko przez zranione ego. Zaczął siec mecha, jednak najwidoczniej ten miał mocniejszą osłonę na plecach, bo tym razem nie zdołał wbić się zbyt głęboko. Jako że ostrze nie zyskiwało dodatkowej mocy mimo ciągłego napełniania energią, ponownie przekierował punkt skupienia swojej Iskry. Tym razem by odpychał płomienie miotacza z powrotem w mecha.

Walker -14

Pilot wyłączyła palnik mecha, gdy tylko ten zaczął szwankować. Zamiast tego obróciła maszynę w stronę Silvera, który słyszał, jak lufy karabinów zaczynają się nakręcać. Ta maszyna była dla niego zbyt wolna, gdy tylko Sen skierowała się w jego stronę, demon zniknął jej z oczu, a seria kul poleciała w ścianę i sufit, wywołując trzęsienie. Stalaktyty zaczęły bombardować maszynę, przywierając jej nogi do podłogi i wbijając się w już poharatany przez Silvera kokpit.

Z wystrzałem pary i głośnym kliknięciem, plecy robota wystrzeliły w stronę, z której wcześniej przybył Silver. Wypadła z nich kapsuła, z której wyturlała się niska kobieta w grubym stroju balistycznym z ogromnym generatorem tarczy energetycznej doczepionym z przodu.
- huj, huj, huj, huj. ODWRÓT. - krzyknęła Sen, wyłączając pentarius i podrywając się do biegu w stronę wyjścia razem ze swoimi żołnierzami. Na plecach jej pancerza widniało ogromne logo Auger Industries.

Widząc złamane morale ich przeciwników, kosmiczne pszczoły zaczęły wycofywać się w głąb jaskini, ciągnąc swoich rannych kompanów. Jack spojrzał na Silvera, oczekując decyzji co dalej.
-Pomóż im zabrać rannych, pokażmy że nie mamy wrogich zamiarów. - Polecił Raidenowi i wziął San na cel. - Ta suka jest moja. - Po tych słowach Silver... zniknął. To co nastąpiło chwilę później znane jest jako rozciągnięcie czasowe. Gdy stajesz oko w oko ze śmiercią, czas wydaje się niemożebnie zwalniać. I tego właśnie doświadczyła San, widząc jak Demon podchodzi do niej “powolnym” krokiem i zdaje się ją mijać. Poczuła jedynie szarpnięcie w okolicach szyi i wylądowała na lodzie. Początkowo młody Recollector chciał ją spektakularnie zabić, oparł się jednak pokusie.
Demon chciał odebrać kobiecie jej artefakt, nie widział jednak gdzie on jest. Być może pod pancerzem? Po chwili tchórzliwą Mandingo obsypały rozliczne warstwy lepkiej polimerowej sieci, całkowicie ją unieruchamiając i kneblując.
~Kurwa, ale jutro będę miał zakwasy… - Westchnął w myślach. Już czuł napięcie, jakie wywołało w jego ciele rozwinięcie tak dużej prędkości.
-Poddajecie się, czy mam was pokroić? - Zapytał dwóch pozostałych póki co przy życiu żołnierzy. Widocznie głupota dowódców była zaraźliwa, bo zamiast pogodzić się z porażką, trepy zaczęły do niego pruć. Szybko ich wyeliminował, choć nie obyło się bez kolejnych zadraśnięć.
~Dwóch do mnie, mamy zakładniczkę. Dajcie jej coś na mocny sen i zapakujcie na Kelpie. - Nadał do ekipy przy wejściu.
- Będziemy tak szybko jak możemy, Sir! - odparli załoganci Silvera.
- Kurwa… - San syczała bezowocnie próbując się wygrzebać spod sieci. - Stąd ta twoja dziecinna ksywka? - spytała, komentując swoje wcześniejsze doznania. Pot na jej twarzy zdradzał obecność stresu, utrzymywała jednak panowanie nad sobą. Życie w jednostce najemnej zrobiło z niej żołnierza, pomimo jej tchórzliwych preferencji.
Silver sięgnął w stronę twarzy San swoją pazurzastą dłonią, nie uderzył jej jednak a tylko wyjął z ucha komunikator i wyłączył go.
-Oh, miałaś doświadczenie z pogranicza śmierci? - Zapytał niewinnym głosem. Domyślał się co mogło spotkać najemniczkę, ale jakoś jej tego nie współczuł. - Jeśli mi nie powiesz gdzie schowałaś ten cholerny amulet, to zaraz mogę zapewnić Ci kolejne. Jak nie przestaniesz się rzucać również. - Zagroził, a bladoniebieskie palce rozjarzyły się lekko.
- Pentarius? Mam go pod ubraniem, nie oddam ci. - syknęła. - Ostatnie co bym zrobiła, to nosiła go tak, żeby ktoś mi go w walce zerwał. - zadrwiła.
Po jej wypowiedzi Silver usłyszał tupot stóp. Do pomieszczenia weszła dwójka agentów Demona.
-Nie masz już w tej materii nic do powiedzenia, złociutka. - Odparł równie drwiąco Silver i korzystając ze swojej mocy ogłuszył sucz.
~Naszprycujcie ją porządnie, żeby nie próbowała uciec. Oszołomienie jest krótkotrwałe. - Nadał im bezpośrednio do głów. Mógł nie wyłączyć komunikatora San dość szybko i ktoś przysłał podmiankę. Nie dało się jednak podrobić Dotyku Umysłu.
Mężczyźni podeszli do dziewczyny. Jeden złapał ją i odchylił jej głowę, a drugi zaczął szukać żyły. Jej skóra była częściowo pokryta łuskami, które wydawały się mieć na celu ich zasłonięcie.
- Ciężko powiedzieć czy jest urodzonym mutantem, czy przeszła transformacje. W tym pierwszym wypadku jest ryzyko, że się po tym rozchoruje. - ostrzegł mężczyzna, wbijając igłę. - Nic, czego nie będziemy mogli naprawić na zamku, jeżeli będzie taka potrzeba. - obiecał agent.
-Zabierzcie ją zatem i bardzo dokładnie przeszukajcie. - Polecił agentom. Nie chciał by okazało się, że przegapią lokalizator ukryty gdzie tam słonko nie dociera. Albo co gorsza bombę... - Tylko najpierw niech ją ktoś prześwietli, na wypadek gdyby miała niespodziankę pod pancerzem. Ja ruszam dalej
~Jack, prowadź mnie. Zaraz powinienem Cię dogonić. - Nadał do Raidena i ruszył w jego ślady.
-Tak jest!

The Hive

Im głębiej w jaskinię wchodził Silver, tym bardziej rozwidlały się korytarze. Gdyby nie udało im się ocalić części pszczołopodobnych kosmitów, mogliby szukać właściwych tuneli miesiącami. Gdy Demon wreszcie zjednał się ze swoim towarzyszem, stał na wysuniętej półce skalnej, a przed nim, rozszerzał się krajobraz ogromnego, złocistego miasta przepełnionymi latającymi, humanoidalnymi istotami. Jack siedział z nogami zwisającymi ze skarpy.
- Kazali nam iść tam. - wskazał palcem na największy budynek. - Myślisz, że dadzą nam artefakt w nagrodę? - spytał.
-Nie sądzę, jednakże lepiej zaczynać negocjacje z przyjacielskiej stopy. - Odparł spokojnie, chłonąc widok. A było na co popatrzeć, może ci kosmici nie byli zbyt zaawansowani, ale mieli piękną architekturę. - Nie ma co zwlekać, złap się mnie jeśli nie masz dziś napędu i lecimy. - Rzekł po chwili podziwiania miasta.
- Nie, nie spodziewałem się, że będzie dość miejsca, aby latać pod ziemią. - przyznał Jack, łapiąc Silvera za ramię. Mając na sobie zarówno pas antygrawitacyjny, jak i rakietowe buty, demon był w stanie manewrować w powietrzu bez najmniejszych przeszkód. Reakcja kosmitów nie była na to zbyt przychylna, miejscowi wyraźnie się przestraszyli, że bezskrzydli goście są w stanie latać. Większość zaczęła odlatywać w stronę krańców miasta, a strażnicy zaciskali ręce na broniach*, choć trzymali spory dystans.
Na dobrą sprawę, straż miejska mogła odeskortować dwójkę gości, zamiast tego dali im podróżować na własną rękę. Chcieli wzbudzić poczucie gościny albo przynajmniej bezpieczeństwa. Wdało się to we znaki Jackowi, który prędko zaczął rozglądać się jak na wakacjach.
Gdy para wylądowała pod wejściem do olbrzymiej budowli, dwie pszczoły otworzyły przed nimi drzwi, a z wnętrza wyszła wyższa od pozostałych pszczoła. W porównaniu do reszty jej skóra była czarna, ciało owłosione i dodatkowo nosiła coś na podobieństwo ludzkich ubrań, choć wyglądające na nieumiejętną kopię kogoś, kto nie do końca rozumiał przeznaczenie odzienia. Postać skinęła głową.
- ...Jaki jest cel waszej wizyty w naszych jaskiniach? - spytała wprost.
Kątem oka Silver zauważył, że mała armia pszczół-wojowników zbiera się za ich plecami, choć żołnierze w dalszym ciągu zachowywali znaczny dystans między sobą a Silverem i jego towarzyszem.
Demon również skinął głową. Może i była to królowa, ale on nie zwykł się kłaniać.
-Bądź pozdrowiona Pani. Przybywamy bez wrogich intencji, a jedynie jako poszukiwacze. - Przywitał się Silver, zdradzając częściowo cel ich wizyty. Dał pszczole szansę, by odpowiedziała na powitanie.
- Czy tak jak moi wojownicy podejrzewali, poszukiwacze różnią się od pozostałych ludzi, którzy ostatnio przeszukują nasze domy? - spytała - "Cesarskich", "Żołnierzy", "Strzelców", "Kapitanów", "Najemników", "Tych małp augur", "Bastionów"? - wymieniła. - Jesteście bardzo różnorodni, a wasza kultura nieczytelna. - wyjaśniła.
Gdy skończyła mówić, Silver usłyszał grzmienie, ziemia zatrzęsła się, a z sufitu spadło kilka kamieni. Gdziekolwiek byli, ktoś mógł już nad nimi kopać. Diabli go wiedzą, czy było to wojsko, czy mandingo. Tylko czemu Silver nie zobaczył wiertła, gdy przygotowywał się do zejścia?
-Prawdopodobnie wszyscy szukamy tego samego. Magicznego artefaktu, zdolnego tworzyć podziemne konstrukcje. - Przyznał Silver. - To co nas różni, to metody i do czego jesteśmy gotowi się posunąć. - Spauzował na chwilę. - Osobiście preferowałbym wejść w jego posiadanie drogą pokojową. Nie wiem tylko czy mamy czas na negocjacje, bo najwidoczniej dobija się do nas ktoś znacznie mniej pokojowo nastawiony. - Wskazał palcem na sklepienie, z którego osypywały się gruzy.
- Wedle opowieści to wy przynieśliście nam najwyższe narzędzie, więc oczekiwaliśmy waszego powrotu. - wyjawiła królowa. - Jest jednak pewien problem, który chcę przedyskutować. Dlatego czekałam na kogoś...przynajmniej takiego jak pan. - Silverowi nie udało się ukryć jego chciwości przed kosmitką. - Szczyt jest w dalszym ciągu zlodowaciały. Nie jesteśmy w stanie wrócić na powierzchnię. Narzędzie ma jednak limit tego, ile może utworzyć korytarzy. Jeżeli je oddamy i zaczniecie go używać, nasze królestwo będzie się rozpadać, korytarz za korytarzem. - wyjawiła królowa. - Prosimy więc o wyrozumiałość.
-Nie widzę problemu, wasza wysokość. - Odparł Demon bardzo spokojnie. - Jak już wspomniałem, chcę tę sprawę załatwić polubownie. W związku z tym gotów jestem pójść na wymianę. Mogę wam zaoferować narzędzia, dzięki którym będziecie w stanie samodzielnie kopać tunele, nie mając przy tym limitu ich długości. Oczywiście będzie to bardziej czasochłonne niż przy użyciu magii, jednakże myślę że to uczciwy interes. - Złożył propozycję.
- ... Uczciwie podarujesz nam mniej skuteczne narzędzia? - przeinterpretowała wypowiedź Silvera królowa. - Zresztą, to nieistotne. W moim interesie jest tylko zachowanie mojego ludu przy życiu. - brzmiała na dość załamaną. - Jeżeli jest pan w stanie dać nam możliwość zbudowania permanentnego domu, będę wdzięczna. Będziemy mogli oddać najwyższe narzędzie zaraz po skończeniu prac. - obiecała. - Tak więc proszę, odwołajcie swoich wojowników z naszych tuneli. Straciliśmy dość pszczół i przyczółków.
-Narzędzia działające wolniej niż magia, za to permanentnie i bez limitu długości korytarzy. Stracicie jedną zaletę, a zyskacie dwie. - Sprostował Demon. - Czyli ta planeta nie zawsze była zamarznięta? Co się zmieniło?
Kobieta przekrzywiła głowę.
- ...Nadeszła era lodu...? - wydawała się zdziwiona niewiedzą Silvera.
-Ale czy przyszła sama, czy coś ją sprowadziło?
- Umm... nie wiem. - przyznała zmieszana królowa.
-Jeśli to naturalne zlodowacenie, kiedyś minie. Jeśli coś lub ktoś ponosi za nie winę, trzeba wyeliminować przyczynę. - Dopiero po chwili Silver zauważył, że wypowiedział tę myśl na głos. - Czy najwyższe narzędzie otrzymaliście zanim nadeszła era lodu?
Królowa wzięła krok w tył, jej żołnierze krok w przód. - Myśleliśmy, że to wy przynieśliście nam narzędzie...? Dlatego prosicie o jego zwrot...?
-Narzędzie może pochodzić od nas, ale otrzymaliście je wiele pokoleń temu. Część wiedzy z tamtych czasów została zapomniana. - Demon musiał bazować na prawdzie, z racji że nie był zbyt dobrym kłamcą. - Nie jestem chciwy, wszak zgodnie z waszymi słowami mógłbym po prostu zażądać zwrotu. Jednak składam wam uczciwą moim zdaniem ofertę rekompensaty, byście nie ucierpieli z powodu jego utraty. - Spojrzał dookoła poważnym wzrokiem.
-Muszę was też ostrzec, nie mam bowiem pewności czy znacie wszystkie ograniczenia powierzonego wam artefaktu. - Zaczął po chwili, licząc że podbuduje tym nieco swoją pozycję w tych pseudo-negocjacjach. - Kompleks utworzony przez narzędzie jest podwójnie ograniczony. Innymi słowy, gdy zaczniecie drążyć tunele łączące się z już istniejącymi, ich fragmenty zaczną znikać. Jeśli chcecie bezpiecznie zbudować ścieżki od nowa, stare najpierw będą musiały zniknąć, inaczej w najmniej spodziewanej chwili mogą zamknąć się same, pochłaniając tam obecnych.
- Oczywiście, w końcu otwór dąży do końca ściany. - przytaknęła królowa. - Cóż, tak długo, jak możecie przekonać innych ludzi, aby zostawili nas w spokoju, jestem gotów współpracować. - stwierdziła królowa. - Wedle baśni, w trzech mróz lat uli było pół, lecz człowiek zszedł z niebios i przyniósł runę, a jej moc przeniosła nas w dół, takoż pszczół zostawił skrzydła, by przytulić się z matką. - Słysząc to, Jack kręcił głową, gubiąc się w archaicznej relacji.
-Czyli gdy trwające zlodowacenie zdziesiątkowało waszą rasę, przybyli nasi przodkowie i obdarzyli was możliwością tworzenia tych podziemnych kompleksów, dzięki najwyższemu narzędziu. - Skonstatował Silver. Musiało to być wiele tysięcy lat temu, skoro brakowało technologii zdolnej drążyć tak duże kompleksy w możliwie krótkim czasie. No i ten lód na powierzchni… nawet mimo skrajnie niskiej temperatury laser powinien być w stanie usuwać go w kilka chwil, a przebicie się przez zaczopowane wejście zajęło im pół godziny. Wyglądało na to, że palniki laserowe to za mały kaliber. Bez sprzętu górniczego i lanc termicznych te pszczoły nie dadzą sobie rady z odpowiednio szybkim budowaniem tuneli. Będzie musiał sprawdzić, co czyni go tak odpornym...
-Co do waszej prośby, nie mam władzy nad pozostałymi ludźmi na tej planecie. - Przyznał otwarcie. - Część z nich zaprzestanie nękania was na wieść o odzyskaniu artefaktu. Jeśli chcecie uchronić się przed tymi, którzy nie ustąpią, będziecie musieli przenieść wyjścia ze swojego kompleksu i dobrze je ukryć.
- Ten artefakt to nasza karta przetargowa. Będziemy czekać na człowieka, który jest w stanie przemówić do pozostałych. - odpowiedziała królowa z rozczarowaniem.
Jack nadepnął na stopę Silvera. - Odkręć to albo bez pomocy Bastiona zostanie nam tylko eksterminacja. - wyszeptał.
-Powiedziałem, że nie mam władzy nad tymi ludźmi. To nie znaczy, że nie mogę ich przekonać. - Zreflektował się Demon, przypomniawszy sobie jeden dość istotny fakt. Bastion prowadził swoje kampanie by zdobyć artefakty. Na tej planecie natywnie obecny był jeden. - Popełniłem błąd we wcześniejszej ocenie sytuacji. Przyznaję to otwarcie i proszę o wybaczenie. - Znów zrobił krótką przerwę. - Jeśli artefakt zostanie odzyskany, obecny tu ludzki garnizon powinien zaprzestać działań wojskowych i w niedługim czasie opuścić wasz świat. Niemniej, jeśli chcecie wyjść z tej sytuacji obronną ręką, musicie zdać się na mnie. Żadne inne stronnictwo nie zaoferuje wam w zamian nic, oprócz rozlewu krwi. - Była to prawda, admirał prawdopodobnie dorównywał w xenofobii Corvusowi, a Mandingo rozwiązywali sprawy pięściami, nie słowami. - Moja oferta pozostaje w mocy. Wy powierzycie mi najwyższe narzędzie, a ja zapewnię wam adekwatne narzędzia, byście mogli bezpiecznie rozbudowywać swój ul pod powierzchnią planety.
- Przynieś nowe narzędzia i odwołaj ludzkich wojowników, to nie będziemy mieli powodów do sprzeciwu. - zgodziła się królowa.
-Zatem mamy umowę, dobrze. - Przytaknął Silver. - Opuszczę was zatem, by wszystkiego dopilnować. - Skinął lekko głową, zrobił w tył zwrot i ruszył do wyjścia.
Po powrocie Silver nakazał zbadać lód planety metodą laboratoryjną. Jack dopytywał się również o wiertło. Okazało się, że to Mandingo wiercą tuż nad ulem, jednak nie są w stanie pracować więcej niż kilka godzin dziennie. Nie dobiorą się do królestwa pszczół dzisiaj, może za to jutro, albo pojutrze.
Demon potrzebował skontaktować się z Bastionem. Nie mógł tego zrobić bez kamery, etykieta nie pozwalała rozmawiać z wyższego stopnia oficerami, a co dopiero admirałem, bez pokazywania swojej twarzy, nie licząc wyjątkowo i wybitnie awaryjnych sytuacji. Szczęśliwie, łazik miał dość siły i ekwipunku do nawiązania połączenia, więc nie było potrzeby tracić czas na powrót na okręt. Kierowca maszyny co prawda ostrzegł, że dysk potrafi się zacinać w tych temperaturach. Sprzęt gorszej firmy mógłby już nie działać w ogóle.

- Zanim pan zacznie. - jeden z agentów Silvera stanął na baczność. - Podczas pana eskapady w podziemiach, Fou Lou zabrał swoją drużynę w pogoni za nami. Pomylili się jednak i spotkali drugą drużynę. Mimo małej strzelaniny obeszliśmy się bez większych strat, mam jednak doniesienia, że mnich wypytywał o San. Mają jakieś pojęcie o tym, że przegrała starcie z panem. - poinformował.
-Trzeba zatem będzie zachować zwiększoną ostrożność. - Odparł młody Armstrong. - Co znaleźliście przy San? Mam nadzieję, że nie ukrywała żadnej bomby.
- Nie mogliśmy jej rozebrać przy tej temperaturze, więc zabraliśmy ją na okręt. Nie sądzę, aby mogła skryć bombę, która zagrażałaby Balmoral Castle. - osądził agent.
-Oni by nam takiej troski nie okazali. Prawdopodobnie dla zabawy zostawiliby nas gołych na tym mrozie, gdyby mieli okazję. - Westchnął Silver. W sumie lepiej, że nie przechowywali tu San na golasa, ale zdecydowanie byli zbyt łagodni w stosunku do agresorów.


Chwilę później na ekranie łazika pojawiła się twarz młodej kobiety. - Dziękujemy za kontakt. Proszę podać cel i powód rozmowy, a zobaczę, do kogo mogę pana przekazać. - poprosiła kobieta z okrętu Yamato.
-Recollector Silver Armstrong, do admirała Bastiona. Chcę rozmawiać o artefakcie ukrytym na tej planecie. - Przedstawił się i wskazał powód nawiązania połączenia.
- Chciałby pan zadać jakieś pytania na temat tego artefaktu, czy ma jakieś informacje? Jeżeli tak, to jakie? - spytała sekretarka.
-Mam informacje oraz prośbę, do uszu własnych admirała. - Odparł młody Armstrong. Nie miał wielkiej chęci tłumaczyć się sekretarce, ale wiedział że kobieta wypełnia po prostu swoje obowiązki.
- Dobrze. Połączę pana z jednym z admirałów. - ton kobiety zdradzał, że jej za to nie płacą tyle, ile by chciała. - Proszę chwilę poczekać.
Moment później na ekranie pojawił się niski, brodaty mężczyzna, który natychmiast zasalutował Silverowi.
- Admirał Hank Johnson z okrętu wojskowego Yamato, posłużny Admirałowi Floty Bastionowi. Podobno ma pan do przekazania raport odnośnie do swoich poszukiwań artefaktu. - przywitał się.
Młody Armstrong z trudem powstrzymał skrzywienie. Wyraźnie przecież zaznaczył, że chce rozmawiać z Bastionem. Widać wojskowym trzeba jednak wszystko powtarzać dwa razy...
-Owszem admirale Johnson, ale prosiłem o rozmowę z Admirałem Bastionem. Czy posiada Pan jurysdykcję nad prowadzeniem działań na tej planecie? - Odpowiedział, siląc się na spokój.
- Oczywiście, bądź przenieść decyzję wyżej, jeżeli wyjdzie poza moje możliwości. - zapewnił Johnson. - Jeżeli skierowano pana do mnie, to pewnie nie miał pan odpowiedniego powodu, aby zajmować czas pana Bastiona w ciemno, ale jeżeli będzie taka potrzeba, to ewentualnie usłyszy on o tym, co mi pan przekaże. - obiecał.
-Dobrze więc, odnalazłem rzeczony artefakt. Potrzebuję jednak kilku tygodni by go jak najbezpieczniej wydobyć. - Przedstawił informację. - Prosiłbym zatem, o zawieszenie na ten czas działań wojskowo-wydobywczych w sektorze, którego namiary mogę Panu zaraz przesłać. Nie chcę żeby mi się jaskinie zwaliły na głowę, bo ktoś będzie drążył nade mną i dojdzie do destabilizacji struktur geologicznych.
- To nie są nasze wykopaliska. Niestety nie mogę zawiesić żadnych działań na taką prośbę. Zdarzają się grupy, które zmyślają, żeby zdobyć nieco przewagi albo spowolnić rywali. - wyjaśnił Johnson. - Musiałby pan dać mi większe szczegóły. Jeżeli naprawdę, faktycznie wie pan, gdzie jest artefakt i jak się do niego dostać, mogę pana przełączyć na rozmowę z Bastionem. Proszę jednak brać pod uwagę, że jeżeli zmarnuje pan jego czas, to obydwoje będziemy mieli z tej racji problemy.
-Tak, wiem gdzie znajduje się artefakt i jak się do niego dostać. - Odparł Silver. Biurokracja, jedna ze zmór, z którym miał nadzieję się nie mierzyć, dopóki nie będzie musiał osiąść w rodzinnej korporacji.
- Dobrze, w takim razie przenoszę rozmowę. - postanowił Johnson, po czym zniknął z ekranu. Po kilku minutach zastąpił go Admirał Floty Bastion. Nie miał na sobie uniformu ani hełmu. Zamiast tego siedział skulony na podłodze, ładując amunicję do swojej ogromnej rękawicy strzeleckiej. Okazało się, że jest on czarnoskórym człowiekiem bez jakichkolwiek mechanicznych implantów. - Przepraszam ale nie chciałem przerywać tego przeglądu. Słucham.
-Proszę sobie nie przeszkadzać Admirale, wiem doskonale jak ważna jest dbałość o wyposażenie. - Przywitał się grzecznym tonem. - Jak zapewne przekazał Panu Admirał Johnson, udało mi się zlokalizować poszukiwany artefakt. Aby go pozyskać zawarłem porozumienie, na spełnienie warunków którego potrzebuję dwóch rzeczy. Są nimi czas i spokój. - Nie chciał nawijać zbyt wiele, żeby Bastion się nie pogubił. Choć jako Admirał Floty z pewnością nie był tępy, szybkością myślenia raczej nie dorównywał Silverowi. Łatwiej było zacząć i potem odpowiadać na pytania.
- Potrzebuję detali. - Głos Bastiona był spokojny, ale jednocześnie gromki i wyraźny - Gdzie go znalazłeś, z kim zawarłeś porozumienie, na czym się ono opiera. - wymienił.
-W sercu kompleksu stworzonego przy pomocy rzeczonego artefaktu mieszka natywna, pokojowa społeczność. Nie atakują niesprowokowani i nie zapuszczają się na powierzchnię. - Zaczął wyliczać równie spokojnie, choć zdecydowanie nie tak donośnie. - Zgodzili się go oddać, w zamian za narzędzia pozwalające drążyć nowe tunele, oraz pozostawienie ich w spokoju. - Podał warunki ugody. - To pierwsze jestem w stanie zapewnić we własnym zakresie, do drugiego potrzebna jest pańska autoryzacja Admirale. Jak mówiłem, spokój i czas. - Znów zrobił krótką pauzę. - Jeśli mi Pan zaufa, po upływie kilku tygodni potrzebnych do wyprodukowania rzeczonych narzędzi na mocy kontraktu Recollectora przekażę Panu artefakt do oceny i będziemy mogli przestać odmrażać sobie tyłki, na tym zapomnianym przez bogów pustkowiu. - Dokończył praktycznie na jednym oddechu. Bastion był wojskowym, powinien rozumieć, że przyparci do muru mieszkańcy planety będą mogli po prostu użyć mocy artefaktu by zaszyć się w nowym miejscu, a jego poszukiwania zajmą miesiące jeśli nie dłużej.
Bastion zastanawiał się w milczeniu. Spokojnie i delikatnie wkładał naboje do rękawicy, jeden po drugim, klik, klik, klik. - Za pół godziny mogę być na powierzchni planety. Zaprowadzi mnie pan do kompleksu. - zdecydował.
-Proszę przyjść bez armii Admirale. Jestem w stanie zapewnić Panu eskortę, a jeśli tubylcy poczują się zagrożeni lub oszukani, to ugodę szlag trafi. - Poprosił tak grzecznym tonem, jak tylko mógł. Mogło to zahaczać o impertynencję, ale w wypadku negocjacji pokojowych ostrożności nigdy dość. - Mam czekać na lądowisku, czy przysłać koordynaty?
- Nie potrzebuję eskorty od iskrzącego magika. - wypowiadając swoją obelgę, Bastion nie wydawał się rozjuszony. - Proszę wysłać koordynaty.
-Oczywiście, już wysyłam. - Silver mrugnął i przesłał dane ze swojego mózgu do łącza. - Będę na Pana czekał, Admirale. - Pożegnał się.

Następnie Silver połączył się ze swoim okrętem Balmoral, gdzie zapytał o San.
- Zabraliśmy ją do sali medycznej i rozebraliśmy z pancerza. Miała przedziwny wisiorek w biustonoszu, to chyba jej artefakt. - usłyszał w odpowiedzi. - Powinniśmy ją tu zostawić, czy lepiej zabrać do cel?
-Trzymajcie ją w uśpieniu, dopóki nie zdecyduję co dalej. Niech Meredith pobierze DNA i sprawdzi czy to mutacja czy tylko modyfikacja. - Nadał. - Sprzęt oddajcie Natashy, ma go rozebrać na części pierwsze i przygotować pełną specyfikację. Artefakt zabezpieczyć i odnieść do mojej kajuty.
 
__________________
Also known as Boomy
Recollectors - Ongoing, Gracze: Deadziu, Eleishar

Ostatnio edytowane przez Fiath : 18-02-2020 o 10:33.
Fiath jest offline