Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-02-2020, 15:34   #87
Fiath
 
Fiath's Avatar
 
Reputacja: 1 Fiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputację
Pół godziny później


Patrząc w niebo, Silver dojrzał spadającą gwiazdę. Meteoryt leciał w ich stronę, co zaczęło budzić obawy w jego załodze. Szczęśliwie, po chwili zebrani zdali sobie sprawę, że obiekt upadnie kilkaset metrów od nich. Stało się to z wielkim gromem, trzaskiem i trzęsieniem. Gdy śnieg i dym opadł, w kraterze znajdowało się wielkie żelazne pudło. Z kliknięciem jego ściany opadły na ziemię, ujawniając Admirała Floty Bastiona. Był on w pełni umundurowany, wyprostowany i dumny. Widząc go z bliska, Silver mógł odczuć różnice między nim a kolosem. Bastion był wysoki na trzy metry i szeroki na półtorej. Mężczyzna strzelił szyją, po czym spojrzał na Silvera i oznajmił krótko. - Idziemy.
-Proszę trzymać się blisko Admirale, te tunele to prawdziwy labirynt. - Odparł jedynie Recollector i ruszył do kompleksu.
Bastion szedł za Silverem w ciszy. Droga faktycznie była dość długa, tym bardziej że pochylający się pod sufitem Bastion nie poruszał się zbyt szybko. W pewnym momencie para natknęła się na patrol pszczół, które były wyraźnie przestraszone wyglądem Bastiona i gotowe do walki. Silverowi udało się je przekonać do zwolnienia drogi, a admirał floty nie skomentował tego zdarzenia.
Dopiero gdy dwójka dotarła na stromą skarpę, z której widać było całe królestwo, Bastion postanowił się odezwać.
- Nie potrafią ujarzmić energii elektrycznej, a są w stanie zbudować tak obszerne i przepiękne królestwo. - ocenił miejską panoramę, kręcąc przecząco głową. - Kolejne plemię xeno zatrzymane w rozwoju przez obecność zbyt potężnej technologii, której nie potrafią rozpracować, zmuszając ich do wiecznego biegania w koło. Strach pomyśleć ile tysięcy lat będą potrzebować, aby dorównać nam w rozwoju, gdy zabierzemy im trzecie koło od roweru. - w końcu mężczyzna spojrzał na Silvera. - Gdzie trzymają artefakt? - spytał.
-Są może prymitywni, ale nie głupi Admirale. Nie zaprowadzili mnie do artefaktu, zapewne żebym nie zmienił nagle zdania i im go zwyczajnie nie świsnął. - Odparł młody Recollector.
- Naturalnie nie zaufam im na słowo. Też nie powinieneś. - oznajmił Bastion. - Zaprowadź mnie w takim razie do ich lidera, czy z kim tam dyskutowałeś. Jak nie udowodnią, że posiadają artefakt, to po prostu sprowadzimy tu oddziały i sami przeszukamy to miasto.
-Z zasady orientuję się, gdy ktoś próbuje mnie okłamać Admirale, to kluczowe w świecie biznesu. - Zripostował Silver, choć pozostawał spokojny. - Niemniej, jeśli potrzebuje Pan gwarancji, proszę za mną. - Ruszył w stronę budynku centralnego. Tym razem musieli przemieszczać się piechotą, gdyż takiego kloca jak Bastion, młody Armstrong zwyczajnie by nie utrzymał.
-Czy ta broń, ma dla Pana jakieś znaczenie sentymentalne? - Spróbował zagaić rozmowę po drodze.
- Jest tylko tak dobra, jak moja pięść. - odpowiedział admirał floty. - Stawiam sobie za zadanie świadczyć przykład ludzkich możliwości. Nie mógłbym tego robić, walcząc bronią, która spełnia swoje zadanie w moim imieniu. Nie krytykuję strzelców, ale co to za admirał, który nie potrafi sam rozwiązać swojego problemu.
Jak można było się spodziewać, pszczoły były przerażone Bastionem. Dwójka mężczyzn miała nad głową lewitującą armię kosmitów, czekającą na jakiś znak. Admirał floty wydawał się ich ignorować z taką wprawą, że mógł ich równie dobrze nie zauważyć. Królowa czekała na nich w oddali. Tym razem z orszakiem niższych pszczół przed sobą.
-Nie do końca o to mi chodziło. Widzi Pan, zastanawiałem się czy nie mógłbym dla Pana zbudować czegoś lepszego, a nie wymienia się sentymentu tylko z powodu słabszych osiągów, prawda? - Wyjaśnił o co mu chodziło. - Zrobił Pan spore wrażenie, poprzednio królowa nie miała takiej obstawy. - Dodał, zauważywszy tych do których zmierzali.
- Minęło sporo czasu, od kiedy je ulepszałem. Jeżeli będzie okazja, czemu nie. Nie utrzymuję sentymentów do narzędzi. To tak jakby z sentymentu do własnej wagi odmawiać treningów siłowych. - stwierdził.
-Jeśli zależałoby Panu by ulepszyć obecną wersję, musiałbym ją dostać do przeanalizowania. Osobiście uważam, że lepsza byłaby rękawica pneumatyczna lub wspomagana, żeby zwielokrotnić naturalną siłę uderzeń, a przy okazji nie musieć się martwić o naboje. - Był oczywiście w stanie zaproponować Bastionowi o wiele bardziej zaawansowane rozwiązania, ale skoro ten tak bardzo cenił rozwiązywanie problemów własnoręcznie, pozostawała stara szkoła.
- Na ten moment rękawica wybucha z większą siłą, im mocniejszy wymach zrobię. Precyzja wystrzału też jest istotna. Amunicję robię sam. Chcę, żeby tak zostało. Jeżeli będzie zbyt zoptymalizowana, równie dobrze mogę biegać z pistoletem. - stwierdził. - Może jednak niech zostanie, jak jest. Szkoda mi czasu na tłumaczenie mechanizmu. Jeżeli potwierdzę lokalizację artefaktu, jutro mnie tutaj nie będzie. - stwierdził.
Czyżby Bastion postanowił ot tak zostawić tę “Runę” jak ją przypowieść pszczół określała Silverowi? Albo Demon będzie musiał poczekać kilka tygodni a potem zawlec dupę do najbliższej bazy wojskowej, co było mniej kuszącą opcją.
-Tylko niech się Pan upewni Admirale, że pozostali też stąd znikną. - Odparł młody Recollector, skoro ten nie chciał jego pomocy, nie miał po co się kłócić. - Mandingo nie opuszczą tej planety z własnej woli, wiedząc że ja wciąż tu jestem. Postawili sobie za cel, że będą lepsi ode mnie. - Było to poniekąd prawdą, choć w ich mniemaniu najlepszy sposób na przewyższenie Silvera stanowiło pozbycie się go.
- To dobra postawa. - nie znając kontekstu, Bastion cenił sobie ambicję i rywalizację. - Niemniej, interesuje mnie dobro Cesarstwa, a nie wasze sprzeczki. Podejmę decyzję tak, aby możliwie zwiększyć nasze szanse odzyskania artefaktu. - stwierdził.
-Zazwyczaj bym się z Panem zgodził, ale znając ich motywacje muszę zaprzeczyć. - Demon wzruszył ramionami, nie wdawał się w szczegóły. - Jeśli wjadą tu z buciorami, z pewnością dojdzie do rozlewu krwi, a artefakt zniknie z naszego zasięgu. - Wypowiedział na głos to, czego Admirał mógł się domyślać już podczas ich wcześniejszej rozmowy o ewentualnej interwencji zbrojnej.
- Jeżeli te miniaturowe neandertale są w stanie skryć przed panem cokolwiek, to proszę się ze wstydem wynieść do innej galaktyki. - Bastion nie unosił głosu, przynajmniej nie bardziej niż zwykle, ale komentarz nie brzmiał żartobliwie.
-To nie kwestia ukrycia, znalazłbym go ponownie nawet prędzej niż później. - Silver póki co znosił przytyki z kamienną twarzą. - Jednakże kolejny raz na pewno nie poszliby na ugodę, a to oznaczałoby małą wojnę i to podjazdową. Moim zdaniem za duży koszt czasu i wysiłku, w stosunku do tego co udało mi się ugrać z nimi obecnie. Wystarczy tylko, że dostanie Pan potwierdzenie, a ja dotrzymam swojej części umowy. Znacznie prostsza i czystsza wersja wydarzeń, prawda?
- Brzmisz jak niesamowity tchórz. - stwierdził Bastion. - Zabijanie innych członków Cesarstwa nie jest legalne. - zauważył. - Tak długo, jak nic nie ukrywasz, wojsko będzie po twojej stronie.
-Nie jestem tchórzem, jedynie pragmatykiem. - Tym razem Silver się skrzywił. - Jeśli ten sam cel można osiągnąć na wiele sposobów, wybieram najbardziej efektywny. Nie przeczę, nie lubię zabijania, jestem przede wszystkim człowiekiem nauki. Jednakże jeśli trzeba, mogę i potrafię stanąć do walki, nie noszę tego ostrza dla ozdoby. - Westchnął. - Wydaje mi się wszak, że najważniejsze jest że Recollector zdobył artefakt, a nie to ile trupów padło przy okazji. - Zażartował by nieco złagodzić nastrój.
- Oczywiście, że tak. Życie xeno to tylko nasza dobra wola. - przytaknął. - Jak będzie potrzeba, to pokażesz mi, co możesz tymi wykałaczkami zrobić. Postoję i popatrzę.
-Oprze się Pan pokusie pokazania swoich umiejętności? - Zapytał nieco retorycznie Armstrong. W trakcie tej krótkiej dyskusji znaleźli się już wystarczająco blisko królowej, by nawiązać kontakt.
-Witaj ponownie Wasza Wysokość. - Odezwał się. - Przybyliśmy omówić kwestię wycofania wojsk z waszego świata.
- Czy zaistniała jakaś przeszkoda? - spytała królowa.
Bastion skrzyżował ręce i zaczął wpatrywać się w Silvera. Póki co dawał recollectorowi czas na załatwienie tego po swojemu, choć nie wyglądał na cierpliwego z natury.
-Nie przeszkoda, jedynie warunek postawiony przez dowództwo sił wojskowych. - Odparł spokojnie Demon. - Admirał wymaga potwierdzenia, iż faktycznie jesteście wciąż w posiadaniu artefaktu. Zaprowadźcie nas do niego lub go nam pokażcie i sprawa będzie załatwiona. Wojsko odejdzie jutro, a w ciągu kilku następnych tygodni otrzymacie obiecane narzędzia. - Wyjaśnił.
Królowa zastanowiła się przez chwilę w milczeniu. W końcu odpowiedziała: - Dobrze, proszę za mną.
- Wygląda, jakby nie rozumiała ubrań. - stwierdził Bastion, ruszając bez słowa za nią. Kosmici lądowali za ich plecami Silvera. Cała pszczela armia miała zamiar ich eskortować, Admirał Floty jednak dalej nic sobie z tego nie robił.
Przechodząc przez długie korytarze ułożone z plastrów przypominających wosk, grupa ewentualnie dotarła do dużej, okrągłej sali, pośrodku której stała...ciężarówka terenowa. Był to jakiś bardzo stary model. Przypominał Silverowi takie, które już widział, jednak nie żadną konkretną. Jej tylne drzwi były otwarte, ukazując rozrzucone przedmioty osobiste jak śpiwór czy czasopisma rozrzucone po części składowej, prowadząc do foteli pilotów z przodu.
- Artefakt przetrzymujemy w świątyni. Proszę go z niej nie wynosić.
- Idź przodem. Przez moje plecy nic w tej norze nie zobaczysz. - zaproponował Bastion.
No tego to Silver się nie spodziewał. Ktokolwiek umieścił tu tego gruchota miałby niezły ubaw gdyby zobaczył jego minę. Konsternacja młodego Armstronga trwała jednak zbyt krótko by ktoś pozbawiony nadnaturalnej percepcji ją ujrzał. Bez słów przystał na propozycję admirała i poszedł pierwszy, w sumie nie do końca wiedząc jak ów artefakt może wyglądać. Miał jednak przeczucie, że gdy już go zobaczy nie powinien mieć wątpliwości.
Wnętrze maszyny było kanciaste i niewygodne. Było też puste, co jeszcze bardziej świadczyło o jej wieku. Silver w życiu nie widział pojazdu, który nie miał przynajmniej czterech elektrycznych paneli od przeróżnych urządzeń przytwierdzonych obok któregoś okna albo na suficie.
Na początku nic nie wyglądało magicznie. Dopiero gdy bez lepszych pomysłów Silver przekręcił fotel kierowcy, zobaczył leżącą na nim procę.
Był to niewielki kawałek drewna w kształcie litery Y, z czarną taśmą łączącą dwie krótsze odnogi. Na środku taśmy znajdowało się wgłębienie, wewnątrz którego migotała czarna kula rozmiarów kiwi. Kula była dość oczywiście magiczna.
Bastion bez pytania sięgnął obok Silvera i podniósł procę w dwóch palcach. Przyjrzał się jej uważnie, po czym odstawił ją na miejsce. - Świetna robota. - pogratulował i wygramolił się na zewnątrz, zostawiając Silvera w środku. Demon, patrząc na maszynę, zobaczył wyświetlacz obok kierownicy. Był on włączony.
Na środku ekranu znajdowało się przypominające mu coś logo. Przyglądając się mu bliżej, Silver dostrzegł pod nim napis "Armstrong Futuristics".
Chłopak miał jednak pewność, że to nie było logo ich logo. Wyglądało jak mniej wyrafinowana wersja tego, co używali od tysiącleci. Mogła to być podróbka, ale Silver nie słyszał jeszcze o tym, aby ktoś odtworzył własny generator tachionowy. Znów, jeżeli baterią pojazdu nie był generator, to musiała mieć naprawdę długotrwałą wydolność. Patrząc na datę ekranu komputera, wskazywała ona godzi...
Zamiast godziny, rogu wyświetlacza znajdowała się data 20.8.46700 HF.
Przeliczając standardowy zegar kosmiczny, byliby zaledwie w roku 33312 HE, czyli cesarstwa ludzkiego. Wyświetlacz mógł mieć błąd, wykazywać F zamiast E, ale coś więcej było nie tak.
- Chcę usłyszeć dokładnie jaki układ zawarliście z chłopakiem. - Silver usłyszał głos Bastiona za swoimi plecami.
-Anachroniczny sprzęt, ciekawe czy ma połączenie z siecią, albo jakiś komputer pokładowy… - Mruczał pod nosem Silver, by nie zagłuszyć rozmowy admirała z królową pszczół. Nie musiał nawet mamrotać, ale czasami na głos zwyczajnie lepiej mu się myślało. Postanowił coś sprawdzić, ustawił Dotyk Umysłu na szukanie sygnału. Jeśli w tej ciężarówce było coś z czym dałoby się połączyć, znajdzie to. I może wtedy wyjaśni się co mu właściwie w tym wszystkim nie gra.
Silver nie był w stanie znaleźć żadnego sygnału. Rozglądając się z przodu pojazdu nie widział ikony sugerującej jakiekolwiek połączenie na panelu kierowcy. Patrząc na fotel pasażera i odsuwając jedną z płyt, Demon odnalazł analogowe radio, ustawione na “off”, cokolwiek to znaczy.
Ten samochód musiał być naprawdę stary… zakładając że faktycznie pochodził z Ziemi, to jeszcze z czasów pre-cesarskich, inaczej napis na konsoli radia byłby dla niego zrozumiały. Nie był to zunifikowany cesarski, tylko jakiś archaiczny lub obcy język… fascynujące odkrycie. Musiał zajrzeć pod maskę tej maszyny. Wynurzył się więc ze “świątyni” i ruszył w stronę frontu ciężarówki.
Zaraz po tym, jak Silver wystawił krok poza "świątynię", pszczoły-wojownicy zaczęli tarasować mu drogę. Grupa wpadła też do środka, zapewne sprawdzić, czy aby nie ukradł artefaktu.
- Skończyłeś tam? - Spytał Bastion. - To możemy wracać. Dam ci trzy miesiące. - oznajmił. - Jeżeli za tyle czasu raport o artefakcie nie dostanie się w moje ręce, wpiszę cię na listę przestępców.
-Chcę jeszcze zajrzeć tej ciężarówce pod maskę. Mam pewne podejrzenia, jeśli okażą się słuszne będzie naprawdę interesująco. - Odparł Demon. - Da mi Pan przysłowiowe pięć minut i możemy ruszać z powrotem.
-Proszę, przepuśćcie mnie. Chcę jedynie obejrzeć waszą świątynię od zewnątrz, nic złego się z nią nie stanie. - Zwrócił się do zbiorowiska, które blokowało mu przejście.
- Przepraszam, ale wywiązaliśmy się z umowy. Niech pan zrealizuje swoją część, to pozwolę panu zrobić ze świątynią, co pan zechce. - odpowiedziała królowa.
- Znaj swoje miejsce kosmitko. Powinnaś być zaszczycona, że człowiek miał czelność was o coś poprosić. - odparł do jej podniesionym tonem Bastion. Królowa cofnęła się krok w tył, patrząc to na niego, to na Silvera, jak gdyby miała się rozpłakać.
-Jeśli wraz z artefaktem otrzymam dostęp, niech i tak będzie. - Rzekł Demon pojednawczo. I tak miał co robić przez trzy najbliższe tygodnie, także nie widział problemu. - Przyjęli nas pokojowo i uczynili zadość pańskiemu wymogowi Admirale, nie róbmy teraz awantury o drobnostkę. Ja i tak muszę tu pozostać i czekać, mogę więc zaczekać na dwie rzeczy zamiast jednej.
- Jak wolisz. - Bastionowi najwidoczniej nie robiło to różnicy. - Wobec tego wracamy na powierzchnię? Stąd nie dodzwonię się do chłopaków z Auger.
-Wracamy. - Zgodził się Silver. - Auger? A co oni tu robią? - Zapytał Admirała. Nie byli wojskiem, żeby brać udział w działaniach militarnych.
- Kopią, terraformują. Głupie wymówki, żeby "potknąć się" o artefakt. Nie pierwsi, nie ostatni. - Silver nie musiał czekać długo, aby zaspokoić swoją ciekawość związaną z obecnością firmy rywali. Gdy tylko wyszedł z Bastionem na powierzchnię, ten pokazał palcem na Fou-Lou, który siedział z Jackiem przy łaziku, delektując się kawą z metalowego kubka. - On jest w sumie od nich. Właściwie są tu tylko moi ludzie, twoi, i ich. - wyjaśnił ogromny człowiek. - Pożyczę komputer od twoich, żeby przedzwonić do ich kapitana. Szybciej będzie. - oznajmił, bardziej niż poprosił. - Nie oddalaj się. - zażądał.
-Nie ma problemu, proszę się czuć jak u siebie. Tylko ostrzegam, na Kelpie jest dość mało miejsca. - Odparł Armstrong. - Ja w tym czasie dowiem się, czegóż mogą ode mnie chcieć. - Odprowadził Admirała do łazika, po czym skierował się do tego niecodziennego wydarzenia, jakim był nieagresywny Mandingo w jego pobliżu.
-Jack, widzę że mamy gościa. - Przywitał się ponownie ze swoim ochroniarzem. - Cóż Cię do nas sprowadza Fou?
- Chciałbym wiedzieć, co zrobiliście z San. Jack stwierdził, że nie ma autorytetu, aby udzielić mi odpowiedzi. - odparł łysy mężczyzna.
- Kawki szefie? - spytał Jack.
-Miło że postanowiłeś to załatwić jak cywilizowany człowiek., choć słyszałem że wcześniej strzelałeś do moich ludzi. - Mruknął, przyjmując kubek od Raidena. Nawet w najlepiej izolujących ciuchach, ta planeta była kurewsko mroźna. Pociągnął łyk zanim przystąpił do odpowiedzi. - San jest cała, zajmuje się nią mój lekarz. Czy taka odpowiedź Cię satysfakcjonuje?
- ...Tak. - odparł Fou Lou. - Gdybyś potrzebował z czymś pomocy, możesz dzwonić na nasz okręt.
Jack spojrzał na niego nieufnie, jednak nic nie powiedział.
-Nie jesteśmy przyjaciółmi Fou, więc nie udawaj że jest inaczej. - Silver spojrzał na niego znad kubka, nigdy nie lubił gierek. - Aczkolwiek, gdybyś szukał pracodawcy który bardziej docenia myślących ludzi, możesz podesłać CV. - Złożył niezobowiązującą sugestię. - Czegoś jeszcze chcesz?
- Nie, nic więcej nie potrzebuję. - stwierdził Fou, choć nie ruszył się z miejsca. - Propozycji muszę odmówić. Doceniać to jedno, szanować to drugie. - czy to ton, czy dobór słów, Silver musiał zrobić złe wrażenie na leniwym mnichu. - Wracając do naszej rozmowy... - skierował się do Jacka.
-A interes to interes. Nie muszę Cię lubić żeby proponować Ci pracę. - Odparł wzruszając ramionami, po czym spojrzał pytająco na Jacka. Nie spodziewał się, że jego ochroniarz będzie się wdawał w przyjazną pogawędkę z taktykiem wroga. Fou oczywiście zapomniał, że na szacunek trzeba sobie zapracować.
- Eh, tego...nie wiem, czy nie jestem potrzebny? - Jack był wyraźnie zmieszany całą sytuacją.
- Chociaż powiedz mi, która jest lepsza! - poprosił Lou.
- Blue. Zdecydowanie Nya Blue...heh.
-Nie przeszkadzajcie sobie, ja i tak muszę się skontaktować z Balmoral. - Uspokoił Raidena. - Ale kawę zabieram, od tego łażenia i gadania zaschło mi w gardle. - Zaśmiał się i zalał kubek do pełna. Wrócił do Kelpie, by wysłać zamówienie na okręt, gdy już Bastion zakończy swoją rozmowę.
- O, Silver. - gdy Demon zbliżył się do Bastiona, ten zawołał go do siebie. - Przewodniczący grupy z Auger domaga się pojedynku z tobą. Jestem w stanie na coś takiego zezwolić jako formę egzekucji wojskowej. Nie mniej, to zależy od ciebie. Nie będę ryzykował twojego życia bez powodu, gdy rozwiązałeś mój problem. - wyjaśnił Admirał Floty.
-Pojedynku o co i z jakiego uzasadnienia? - Zapytał Silver. Nie bał się walki, ale musiał znać powód, no i stawkę.
- Podobno nie pierwszy raz wchodzisz mu w paradę, coś o tym, że teraz odpowiada przed korporacją... Niespecjalnie słuchałem. - przyznał się Admirał. Jeżeli nawet kapitan okrętu jednej z największych korporacji w galaktyce nie był warty jego uwagi, prawdopodobnie żaden inny człowiek go nie interesował, a przynajmniej poniżej jego własnej rangi. - Jeżeli przegrasz, chce przeprowadzić najazd i po prostu odebrać kosmitom artefakt. Gdyby mi zależało na czasie, sam bym to zrobił. Mówił też coś o twojej ręce, możliwe, że jest gejem. W każdym razie brzmi na niepełnosprawnego.
-No zbyt bystry to on nie jest… Innymi słowy, mam zaryzykować coś, co prawnie należy już do mnie, bo on musi się tłumaczyć szefostwu. Zaproponował chociaż jakąś stawkę ze swojej strony, czy mam wejść na zasadzie “nie zyskam nic, a mogę stracić”? - Głos Demona zdradzał rozbawienie. Derek nigdy nie grzeszył rozumem, ale chyba właśnie przeszedł samego siebie.
- Zgodnie z jego słowami jest gotów umrzeć, ale nie wiem, co mógłbyś po nim przejąć. - wzruszył ramionami Bastion. - Jak chcesz postawić jakiś warunek, to mogę go zapytać.
-Proszę go zapytać, jaki wkład ma zamiar wnieść w ramach wyrównania stawki. Jeśli nie złoży jakiejś sensownej propozycji, niech mu Pan odmówi. - Powiedział Silver spokojnie. - Jego życie to kiepska wymiana, reszta załogi znienawidziłaby mnie jeszcze bardziej. - Zaśmiał się cicho.
Bastion odwrócił się do maszyny. Po trzech minutach ją wyłączył. - Jak wygrasz, możesz zabrać jego artefakty. Walczycie jutro w naszej bazie wojskowej, nie mam czasu na pierdoły. - Najwidoczniej admirałowi nie chciało się targować w imieniu Silvera. - Kazał też pozdrowić jakąś San. - dodał Bastion, wciskając guzik na telefonie schowanym wewnątrz płaszcza. Chwilę później z przestrzeni gwiezdnej opadł obok Bastiona żelazny kabel, po którym ten zaczął się wspinać z zaskakującą prędkością.
-Zatem do jutra Admirale! - Zawołał jeszcze za nim młody Armstrong. Wszedł do kokpitu Kelpie i wysłał zamówienie na Balmoral. - Jakie są wyniki badań lodu? - Zwrócił się do obecnego w łaziku agenta.
- To nie jest sama woda. To mieszanka chemiczna o niezwykle wytrzymałej strukturze. Zapewne naturalne zjawisko związane z samą planetą. - odpowiedział naukowiec. - Nie posądzałbym go o właściwości magiczne.
-Dużo ma tych domieszek? Może coś co mogłoby się przydać? - Zaczął dopytywać.
- Raczej nie.
-Szkoda, miło by było odkryć coś użytecznego.
-Silver do ekip poszukiwawczych B i C. Znaleźliście cokolwiek interesującego? - Nadał do łazików badających inne obszary. Wprawdzie pozostałe dwie grupy miały głównie odciągać uwagę, ale to nie znaczyło że przy okazji nic im w ręce nie wpadnie.
- Poza grupami Mandingo siedzącymi wokół metalowych kijów, jest tu tylko śnieg i ubóstwo. - obecny stan planety nie pozwalał na rozwój życia. Przynajmniej w rejonie, który obecnie badali, a nic martwego nie przykuło uwagi zwiadowców.
-Szukajcie dalej, jutro ktoś was zmieni. - Mieli do spędzenia tutaj trzy tygodnie. A zgodnie z tym co mówiła królowa Pszczół, ta planeta nie zawsze była zamarznięta. Może uda im się odnaleźć ruiny jakiejś starożytnej cywilizacji?
-Drake, pogrzeb w archiwach. Zobacz czy znajdziesz coś o tej planecie z okresu przed zlodowaceniem. - Jego Naczelny Mól Książkowy z pewnością ucieszy się z pretekstu by zamiast ćwiczeń z Iskrą móc znowu zagrzebać się w woluminach.
-Rozpuśćcie drony na szerszy obszar, skoro artefakt już znaleźliśmy, poszukamy czegoś więcej, żeby nie tkwić tu bezproduktywnie. - Polecił swojej ekipie.
- Tak jest!
-Ja wracam na Balmoral. Jutro mam wykonać egzekucję dowódcy Mandingo, muszę się przygotować. - Poinformował i wyszedł z powrotem na mróz.
-Jack, wracam na okręt. Idziesz czy wolisz zostać tutaj? - Zawołał do swojego ochroniarza.
- Jak mnie do czegoś potrzebujesz, to idę z tobą. - odparł Jack.
-Na Balmoral raczej nic mi nie grozi. - Zaśmiał się Silver. - Ale jutro masz być obecny, będzie się trochę działo. - Dodał już poważnie. Ruszył do lądownika, po drodze notując sobie by przesłuchać przy okazji tę całą Nya Blue...

Barmoral, Medical Wing


Silver postanowił spotkać się z San. Ponieważ i tak potrzebował przeglądu medycznego, Meredith posadziła go na krześle niedaleko łóżka wężowatej kobiety, która wyglądała na półprzytomną.
- To czemu konkretnie pakujesz się w walkę, jak już mamy co chcemy? - spytała lekarz okrętowa.
-Bastion w sumie przyjął wyzwanie w moim imieniu. - Odparł znosząc spokojnie zabiegi. Nie przewidział, że admirał nie będzie miał cierpliwości robić za pośrednika. - Derek postawił swoje “artefakty”, choć Holmes dalej wyczuwa że posiada tylko jeden. Pokonanie go może mieć dwojaki efekt. Albo Mandingo się rozpadną, albo znienawidzą mnie jeszcze bardziej. - Podsumował sytuację.
-A tej co? To był zwykły anestetyk, a wygląda jakbyśmy ją naćpali jakimś koktailem tajnych służb. - Zapytał Meredith.
- Naturalna hybryda. Któryś rodzic musiał być mutantem. W takich przypadkach wszystko się zdarza. Choć podejrzewam, że jej system odpornościowy był osłabiony. Może była przeziębiona, może ją czymś szprycowali, cholera go wie.
-W tej bandzie wszystko jest możliwe, nawet nie przejęli się szczególnie faktem że ją pojmaliśmy. - Westchnął, wspominając co przekazał mu Bastion. Gdzie tu lojalność? - Dasz radę ją dobudzić? Chciałbym zamienić z nią kilka słów. - Poprosił.
- Ona nie śpi, tylko udaje. Miała otwarte oczy, zanim wszedłeś.
-To niech udaje dalej, ale będzie słuchać. I może uzna za stosowne się “obudzić”. - Odparł Silver. - Derek Cię porzucił San. Prosił jedynie by przekazać pozdrowienia. Najwidoczniej nie jesteś dla niego dość cenna, by negocjować twoje uwolnienie. - Była to dość oczywista prowokacja, ale Mandingo często tracili opanowanie z bardziej błahych powodów.
San splunęła w stronę Silvera, trafiła na podłogę tuż przed łóżkiem. - Jak cię jutro zabije, to i tak mnie stąd odbierze. Jak nie, to nie powinien się odzywać. - odpowiedziała, rozjuszona, choć nie miała w sobie dość siły na przyjęcie groźnego wyrazu twarzy.
-Dlaczego tak mnie nienawidzisz? Pomijając dzisiejszy dzień krzywdy Ci nigdy nie zrobiłem. - Zapytał. - A i to dzisiejsze nieszczególnie się liczy, w końcu Meredith Cię połatała. - Zażartował, by nieco złagodzić nastrój. Agresywna postawa tej bandy działała na niego deprymująco.
- Hmph! - odwróciła twarz od Silvera. - Pytaj moich ludzi. Może jakiś nekromanta ci w tym pomoże.
-Z reguły to wy atakujecie mnie. Każdy ma prawo się bronić, czyż nie? - Przypomniał jej ten dość oczywisty detal. Nie wspomniał na głos, że każdy z Mandingo wolałby poświęcić wszystkich swoich ludzi, niż się na niego nadziać. Derek nawet zabijał podwładnych, by to jego wampiryczne ostrze go uleczyło. Pewnie będzie to musiał prędzej czy później wyciągnąć.
- Bronić się na zapas. - uściśliła San. - Planujesz mi oddać moje rzeczy, że tak się przymilasz?
-Nie przymilam, próbuję jedynie zrozumieć. Dla Dereka wszyscy jesteście jedynie narzędziami, a jednak poszlibyście za nim do samego piekła i jak na rozkaz nienawidzicie tych, których wam wskaże. - Silver nie widział w tym sensu. Przez zranionego ego tej pały podejmowali się bardzo nierównej walki przeciwko niemu i jego ludziom. Nie można im było odmówić umiejętności (no może poza myśleniem), ale Demon ze swoją załogą byli od nich lepsi i mieli zdecydowanie lepsze wyposażenie. - Poza tym, on jutro umrze i gdzie wtedy miałabyś pójść?
- Co, myślisz, że to jedyny facet na statku? Shackle przejmie pałeczkę. - Silver nie mierzył się nigdy z Shackle, ale znał go z imienia. Podobno zaczął karierę jako mafioza, póki nie wszedł w drogę Mandingo i ostatecznie został częścią ich zespołu. - Jak mówisz twoim ludziom, gdzie mają strzelać, to pytają dlaczego? Chujowi z nich żołnierze w takim razie. - San nie zmieniała swojego toku rozumowania. - Gdybyś był hybrydą, dziękowałbyś bogu za ludzi takich jak Derek.
-Wiesz jaka jest różnica? Zanim w ogóle pójdziemy strzelać, ja pytam swoich ludzi o opinię. To nie dyktatura, lecz współpraca. - Armstrong również nie dawał się przekonać. - Jesteś hybrydą? To takie przerażające. - Zakpił. - Jack ma ponad osiemdziesiąt procent ciała wymienione na cybernetykę. Społecznie byłby uznany za śmiecia mimo że jest ofiarą wypadku, a nie gościem o zrytej bani. - Skrzywił się. Sam projektował nowe ciało Raidena. Gdy ten w końcu odzyskał przytomność, stwierdził że powinni pozwolić mu umrzeć. A dziś był zadowolonym z życia człowiekiem.
- ...Jest okręt wojskowy w atmosferze... spytaj ich, kto ma więcej praw: kaleka czy zwierzę. - zaproponowała San.
Silvera nagle zapaliła jedna z ran. Meredith nie cackała się z odkażaniem. - Nie podoba mi się ta rozmowa. - powiedziała, stłumionym głosem. Przyćmiona San pewnie nie mogła usłyszeć szeptów, nawet z odległości kilku kroków.
Banda rozgoryczonych anarchistów, ot cały sekret…
-Widać Cię nie przekonam. No nic, jutro się okaże czy dla Shackle’a jesteś warta więcej niż dla Dereka. - Westchnął raz jeszcze.
-Próbowałem, ale widać im się nie da przemówić do rozsądku. - Odparł również ściszonym głosem. - Wiesz że jak każdemu próbuję dać szansę. - Nawet szalonemu naukowcowi, dodał w myślach.
San chyba chciała się zerwać z łóżka, w efekcie jednak zemdlała.
- Może wypominanie, że idziesz zabić jej kolegę, nie było najlepszą strategią. - zasugerowała Meredith. - W sumie co chcesz z nią zrobić? Mogę zrobić pod nią antytoksyny. Jutro po twojej walce już stałaby na nogach.
-To on zażądał pojedynku, to jego przerośnięte ego nie zniosło kolejnej porażki. - Przypomniał. - Dobrze, poskładaj ją do kupy. A co z nią dalej zrobimy, zdecydujemy jutro. Skończyłaś już?
- Mniej-więcej. Resztę wyśpisz. - stwierdziła. - Mam jej dać oglądać walkę przez jakieś kamery? Trzymać ją z dala od komunikatorów? Bodajże miała w zbroi radio, nie wiem, gdzie je wcisnęliśmy. Zbroją bawią się chłopaki z inżynierii. - wzruszyła ramionami. - Bawiłam się trochę genotypem Tsara. Jest inny od ludzkiego. Ich organy są po drugiej stronie od nas, co miesza z kodem genetycznym, trochę to zajmie. Na razie nie widzieliśmy nic, co krzyczałoby "nowy organ!".
-Nie spiesz się, grunt żeby zrobić to dokładnie. - Odparł Silver spokojnie. Nie można było niczego przegapić. - Niech zostanie tutaj, chyba że będzie cisnąć na oglądanie pojedynku, to poproś kogoś z załogi by jej przyniósł ekran. Dobrej nocy Mer. - Pożegnał się i poszedł do siebie. Odpalił odtwarzacz, żeby sprawdzić czym zachwycał się Jack i zaczął przy muzyce przeglądać notatki Tsara. Miał jeszcze czas zanim będzie musiał pójść spać dla zdrowia, trzeba było spędzić go produktywnie.
 
__________________
Also known as Boomy
Recollectors - Ongoing, Gracze: Deadziu, Eleishar
Fiath jest offline