13-02-2020, 22:04
|
#11 |
| Elizjum w Teatrze im Żeromskiego; ul Sienkiewicza; 25 czerwca 1996; po północy
Doskonale rzeźbione w nieruchomym napięciu, jedyne zastygłe, prawdziwie ukształtowane formy pośród chaosu przerysowanych ruchów. Kiedy miejscowi kanici grali scenę dramatu Kordian podziwiał rzeźbę, którą dziś stworzył. Wiedział, że czar pryśnie i prysł, Alicja, czy Phillip, które z nich przerwało pierwsze, nie miało znaczenia.
Tło zjawiska, przełamało pierwszy plan występując przed scenę. Przez chwilę wyglądało to jak performance, ale uważnie obserwujący spokrewnionych Bleinert zrozumiał, że rozpacz jest udawana z pełną powagą. Zabito wampira. Informacja była tak nagła i oburzająca, że i w nim wzbierał gniew, nie tak wszak ekspresyjny jak u pozostałych kanitów. Wyjąwszy oczywiście Alicję i Philipa, równie zdezorientowanych jak Kordian.
Pchany bardziej przeczuciem niż chłodną kalkulacją, Toreadore zawinął dyskretnie wciąż dzierżone w dłoniach maski do torby i począł śledzić rozwój histerii. Z wykrzyczanych deklaracji, szeptanych sekretów, wysyczanych przekleństw, kształtował cienie prawd. Wróżył ze strumieni łez relacje Macieja w zgromadzeniu. Bardzo pragnął sięgnąć po moce wyższe, ale status Elizjum i dobre maniery podpowiadały, że sytuacja jeszcze na to nie dojrzała.
Zbliżywszy się do wciąż splecionej pary szepnął - To przerażające, nie widzę dziś tych winylowych płyt, ale oby przytrafiła się ciemnia. - ścisnął Alicję lekko za ramię.
Rozluźniwszy uścisk, skierował się ku zrozpaczonej wampirzycy i spijającej jej żale Katarzyny, uznając dramat za tak ujmujący, że pozostać z boku byłoby obelgą. |
| |