5 marca 2050, Caligine Town
Hector wciąż się przyjaźnie uśmiechał, chociaż w brzuchu czuł lodowate torsje. Breneka wystrzelona z tak bliskiej odległości zrobiłaby z jego torsu miazgę, nie pozostawiając najmniejszych szans na przeżycie - to dlatego monter wykonywał wszystkie polecenia gościa z dwururką posłusznie i skrupulatnie. Kiedy ziejące śmiercionośną czernią lufy broni faceta w końcu opadły, Garcia omal nie zemdlał z wrażenia. Bogu dziękować, że mógł się oprzeć plecami o drzwi Chevroleta, tak zmiękły mu kolana.
- Jak będzie trzeba, z siekierą też sobie poradzę - zapewnił entuzjastycznym tonem - Chociaż moje podstawowe instrumenty to młotek, śrubokręt i klucz francuski.
Poklepany dłonią metal Silverado zadudnił głucho, zgrzytliwie.
- Mechanika, elektronika. Naprawiam samochody, radioodbiorniki, ale specjalizuję się w broni palnej. Rusznikarz z zamiłowania. Czyszczenie, konserwacja, optymalizacja... zresztą nieważne - Kubańczyk urwał wywód uświadamiając sobie, że mężczyzna zwący się Tylerem mógł być nie lubiącym słowotoku introwertykiem - Nazywam się Hector. Gdzie ta siekiera?