Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-02-2020, 11:49   #253
xeper
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
- Zostawcie to! Nie ma czasu!
- Przenajświętsza Panienko! Są już blisko!
- Zginiemy, wszyscy zginiemy…
- Bez paniki! Najważniejsze jest nasze życie i naszych dzieci! Zostawcie to, co Was spowalnia! Kto może niech przyspieszy ku wodospadowi. Pozostali na wozy!
– Hector z pomocą Grimbina komenderowali spanikowanymi ludźmi. Nie było czasu do stracenia. Od wzgórza, które oddzielało uciekinierów od hordy nieumarłych wiało chłodem. Nienaturalny wiatr smagał twarze, szarpał ubrania. Na poboczu drogi pozostała sterta porzuconych sprzętów, tobołów i pakunków. Nieco odciążona karawana coraz bardziej oddalała się od grupy śmiałków, która zdecydowała się na powstrzymanie, a raczej spowolnienie szkieletów pod wodzą nekromanty.

Caspar, Dietmar, Sophie, Grimm, Alain, Kastor Heneaux, Gottie i Andie Lierre’owie, Mathieu Cassebrine oraz czterech krasnoludów z kopalni patrzyło jak kondukt mieszkańców Farigoule wolno znika w lesie. Po drugiej stronie drzew, jakieś pół mili w dół doliny znajdowało się rozwidlenie. To tam wozy miały skręcić i objechać stromiznę, z której spadała Vasseaux. Ostatni z krasnoludów tworzących straż tylną zniknął w cieniu drzew, a w tym samym momencie na wierzchołku wzgórza zamajaczyły kościste sylwetki ożywieńców zgromadzone pod targanym wiatrem, sfatygowanym sztandarem. Odziana w ciemne, granatowoczarne szaty postać stanęła obok chorążego i zdecydowanym gestem ręki wskazała w dół, w kierunku lasu. Szkielety ruszyły, a wiejący od ich strony wiatr wzmógł się i stał się jeszcze chłodniejszy.

Caspar czuł w żyłach krążąca magię. Dostrzegał ciemną, odstręczającą energię spajającą stare kości i nadającą im pozór życia. Widział odkształcającą rzeczywistość , zaginającą przestrzeń aurę otaczającą nekromantę. Zimny wiatr jawił mu się jako pędzący obłok utkany z niekończących się, długich, wijących i przeplatających się czarnych czerwi lub robaków.

Kiedy horda nekromanty ruszyła w dół zbocza, można było ocenić jej liczebność. Szkieletów było grubo ponad pół setki. Część z nich była uzbrojona w sprzęt jaki znalazły we wsi – widły, siekiery, cepy. Oddział przelał się przez wierzchołek wzgórza i maszerował w ciszy w dół, ku ścianie drzew. Tylna straż jaką teraz stanowili awanturnicy, kilku mieszkańców i krasnoludy poczekała jeszcze moment, a potem szybko wycofała się na skraj lasu. Dystans między nimi a szkieletami zmniejszał się z każdą chwilą.
 
xeper jest offline