Potężny rycerz stał w drzwiach, a za nim huczał ogień. Odblask płomieni powodował, że jego biała zbroja mieniła się feerią pomarańczowych i żółtych odblasków. Stał tak, by nie można go było oflankować, a równocześnie aby rozwalone drzwi nie utrudniały mu walki. Kiedy zobaczył jak Axel celuje w niego z kuszy, tylko się zaśmiał. Bełt uderzył w napierśnik krzesając iskry i odbił się, uderzając jeszcze w ścianę. Lothar wyszedł naprzeciw niemu. Obok szlachcica przeleciał kolejny bełt, tym razem wystrzelony z kuszy Berniego. Ten nawet nie trafił, grzęznąc głęboko w ścianie na wysokości głowy rycerza.
- Chcesz poprawki? – warknął Ulfednar, podnosząc olbrzymi miecz i wskazując nim w kierunku zakrwawionej, opuchniętej twarzy Lothara. – Proszę bardzo… - nie zaatakował. Czekał na ruch von Essinga. Wbrew oczekiwaniom tego ostatniego nie spieszył się. Lothar nie widział jego oczu ani twarzy zamkniętej w pełnym hełmie. Nie wiedział gdzie tamten patrzy, ani co planuje. A poza tym czuł się mały, stojąc naprzeciw wyższego od siebie o głowę i szerokiego niczym szafa trzydrzwiowa, a do tego zakutego w pełną zbroję wojownika. Tamten tylko prychnął i zaatakował, nawet nie wykonując kroku. Cięcie było łatwe do sparowania. Zbyt łatwe. Stal brzęknęła i rycerz wrócił do swojej poprzedniej postawy, czekając.
Wewnątrz, za jego plecami ogień rozprzestrzeniał się coraz bardziej. Większość kotów była już martwa. Żyły tylko te, które atakowały mokrego od własnej krwi i potu spowodowanego gorącem Leonarda. Jednego kopnął z całej siły, razem z kawałkiem spodni posyłając w objęcia szalejącego ognia. Teraz ręka, którą odpychał kota stała się celem ataku. Pazury, chyba wyjątkowo potężne jak na kota, zdołały przebić skórznię i zagłębiły się w przedramieniu Geldmanna. A to spowodowało, że nacisk na twarz nieco zelżał. Leonard zdołał wyszarpnąć sztylet i prawie wbił go w cielsko stwora. Prawie, bo w momencie zadawania ciosu z płonącego inferna wypadł skwierczący niczym skwarek, miauczący przeraźliwie kocur i w szaleńczym, ognistym tańcu wpadł na szpiega wytrącając go z równowagi. Leonard zachwiał się, odwrócił gwałtownie opierając biodrem o komodę i nie upadł. Znów zadał cios, czując jak ubranie na nim zaczyna płonąć. Ostrze weszło głęboko w brzuch zmutowanego zwierzęcia i nacisk natychmiast zelżał.