Beheldor popatrzył na wystraszone miny młodzieńców i widocznie złagodniał. Westchnąwszy, zważył sakiewkę w dłoni i oddał ją winowajcy całego zajścia.
- No już, spokój. Nie będę się na tobie mścił, ale uważaj, jak łazisz bo możesz następnym razem wpaść w nieliche kłopoty, jeśli spotkasz kogoś mniej tolerancyjnego. Zabieraj sakwę, może ci się jeszcze przydać. Koszulę też zabierz, chcę ją mieć w miarę czystą i nie śmierdzącą piwskiem na jutro rano. To wszystko - wręczył mu mokrą, kapiącą koszulę i poklepał po łokciu, nie zadając sobie trudu aby wstać.
- Starzeję się chyba - rzekł z uśmieszkiem do kompanów.
---
Po nocy spędzonej w karczmie Beheldor udaje się na miejsce spotkania z rycerzem. |