Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-02-2020, 11:35   #22
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację

Przyglądając się działaniom obu cywilów Hawkes przypominał sobie czemu wojskowi nie lubili cywilnych współpracowników podczas takich akcji. Ich podejście do sytuacji, ich brak wyszkolenia wojskowego i totalne ignorowanie wojskowych procedur drażniło Nate’a. I traktowanie żołnierzy jak cateringu na przyjęciu. Tyle że wojsko nie było kelnerami, a ta sytuacja nie była przyjęciem dla Vipów. Ile wrogów kryło się w pomieszczeniach kolonii? Tego Nate nie wiedział. Natomiast wiedział, że nikt nie wyszedł z kolonii do nich. Mimo że lądowania promów z żołnierzami trudno było przegapić. Źle to wróżyło planom uratowania kolonistów. Mogło już nie być kogo ratować.
A Nathan, żałując że da Silva została przydzielona właśnie jemu, wspomniał rozmowę z Elin Holon którą odbył zanim wyruszyli… ostatnia miła rozmowa.

Porucznik wchodząc do ambulatorium uśmiechnął się na widok lekarki i spytał.- I jak? Żadnych problemów zdrowotnych w ekipie? Żadnych poważnych?
Elin uniosła spojrzenie i obdarzyła go lekkim, nieco automatycznym uśmiechem. Miała tyle na głowie…
- Nie, nic co by mogło drastycznie wpłynąć na misję. Lekkie skutki uboczne typowe dla wybudzeń, nic poważnego - zapewniła.
- Jak tam spotkanie na samej górze? - odwdzięczyła się podobnym pytaniem.
- Cóóóż… ogólnie się dogadaliśmy co do podstawowej strategii.- odparł porucznik przysiadając na pobliskim krześle i przyglądając postaci Elin. - I oczywiście była tam nasza miła korporacyjna nadzorczyni ze swomi egzotycznym cieniem za plecami.
- Wydaje się być dość miła - Elin wyraziła swą opinię dość ostrożnie. Zdawała sobie doskonale sprawę z tego, że da Silva nie była szczególnie lubianą osobą, chociaż nie podzielała owej animozji w stosunku do jej osoby.
- Personalnie może taka być, ale… jeśli nawet sama ma tylko osobiste powody dołączenia do tej misji, to niewątpliwie stojąca za nią korporacja ma ukryte motywy. Których nie znamy, a które mogą sporo namieszać później...- westchnął ciężko Nate. -Korporacje nie wysyłają kogoś do nadzoru akcji ratunkowej zwykłych pracowników kolonii. No chyba że chcą znaleźć kogoś bardzo wartościowego wśród nich. Po prostu… coś mi tu nie gra. I przez to nie mogę jej zaufać.
- Ona także nam nie ufa - odpowiedziała po chwili, wspominając własną, chociaż krótką rozmowę z da Silva. - Próbowałam dowiedzieć się czegoś więcej o warunkach jakie panują, lub raczej jakie panowały w kolonii przed atakiem, a także tego co tam możemy w tej kwestii zastać. Nie wiem, to mogło być tylko moje przeczucie ale… - Wzruszyła ramionami nie mogąc znaleźć odpowiednich słów na opisanie wrażenia jakie ta kobieta na niej zrobiła. - Czy to możliwe by sama nie miała wszystkich informacji? - Zapytała, uznając że Nate może mieć nieco większe pojęcie o całej sprawie.
- Widziałaś poglądowe slajdy na temat kseno… Taki najazd z pewnością zdewastował kolonię. Brak oznak życia ze strony kolonistów na planecie tylko to potwierdza. Da Silva z pewnością nie ma informacji na temat obecnej sytuacji w kolonii. Braki wiedzy na temat tego jak tam było przedtem… brzmią już bardziej podejrzanie.- zamyślił się Nathan przyglądając lekarce, a zwłaszcza jej ustom.- Z drugiej strony… jeśli była przedstawicielką kolonii przy korporacji, to mogła nie bywać w domu zbyt często. My sami lecieliśmy aż tydzień. Jej podróż tam i z powrotem mogła być dłuższa i bardziej kosztowna.
Elin skinęła głową po czym uśmiechnęła się do niego ciepło.
- Wygląda na to że ta narada dała ci w kość - stwierdziła, podchodząc bliżej. Była mała szansa by ktoś w tej chwili wszedł do ambulatorium więc cóż jej szkodziło.
- Nie czeka tam na nas nic dobrego, prawda? - Zapytała, chociaż wcale nie chciała usłyszeć odpowiedzi, zamiast tego stanęła za plecami porucznika i zaczęła delikatnie masować jego barki, pochylając się nieco by obdarzyć go lekkim muśnięciem warg.
- Będziemy ostro...żni - wydukał mężczyzna sięgając do tyłu i zaborczo chwytając za pośladki i biodra Elin. Przyznał się nieco wstydliwie.- Śniłaś mi się… i obawiam się, że nie były to zbyt cnotliwe sny.
- O… - powiedziała tylko, chociaż czy dało się to nazwać odpowiedzią… Uśmiechnęła się jednak, chociaż porucznik nie mógł tego dostrzec. Taka informacja sprawiła że zrobiło się jej cieplej na sercu, chociaż nie tylko tam.
- Dopóki to ja ci się śnię mogą być one nawet bardzo… niegrzeczne - dodała, chwytając wargami płatek ucha mężczyzny.
- Jak tak dalej pójdzie, to dzisiejszej nocy moje sny będą z pewnością nieprzyzwoite.- odparł ze śmiechem porucznik, rozkoszując się dotykiem jej ust na swoim i dotykiem swoich dłoni na jej ciele.
- A jak myślisz, dlaczego się tak staram? - zapytała, śmiejąc się cicho i owiewając mu kark swoim oddechem. Zaraz jednak spoważniała. - Mam tylko nadzieję, że będzie to spokojna noc. Biorąc pod uwagę rozmiar kolonii i to, że nie ma z nimi kontaktu… Boję się - wyznała, chociaż z pewnym trudem.
- Chciałbym powiedzieć ci że wszystko będzie dobrze. -westchnął ciężko porucznik zaciskając dłonie na jej pośladkach i dociskając mocno ją do siebie.. by miała wymówkę do wtulenia się w niego. - Ale nie mogę dać gwarancji. Niemniej nie dam cię skrzywdzić. A i nadal mamy statek międzygwiezdny na orbicie. Mamy więc szansę, bez względu na to jak rozwinie się sytuacja.
Skorzystała z okazji i przylgnęła do niego. To dawało jej dość poczucia bezpieczeństwa by mogła ponownie wziąć się w garść. Wystarczająco by otulić go ramionami i po prostu chłonąć jego ciepło. Oczywiście, że wyjdą z tego cali. Oboje.
- Tylko nie waż mi się pakować w kłopoty - ostrzegła, całkiem poważnie.
- Nie mam takich planów, choć buziak na szczęście by nie zaszkodził. - rzekł czule Nate, masując dłońmi pośladki tulącej się do niego dziewczyny. -Obawiam się też, że widoki na dole będą nieprzyjemne.
Nie miała nic przeciwko nieprzyjemnym widokom o ile nie będą one bezpośrednio prowadzić do obrażeń, z którymi mogłaby sobie nie poradzić. Przygotowywała się na takie odkąd pojawiła się informacja o misji.
- Martwisz się o wytrzymałość mojego żołądka? - zapytała nieco zadziornie, obdarzając go owym buziakiem na szczęście o którego się upominał.
- Krążą różne opowieści o tych potworach. O organicznych korytarzach wyłożonych ciałami ofiar.- tłumaczył się Hawkes, a może tylko grał na czas delektując się krągłościami pod swoim palcami.
- Opowieści bywają przesadzone - zwróciła mu uwagę na oczywisty fakt, chociaż bardziej po to by odgonić taką wizję sprzed oczu niż trzymania się faktów. - Z pewnością natkniemy się na ciała i wcale nie oczekuję tego, że będą w jednym kawałku. Podejrzewam też, że możemy mieć do czynienia z ich królową. To była duża kolonia, idealne miejsce na to by założyć “rodzinę”.
- I to mnie martwi. Trochę mało nas.-ocenił porucznik starając się obrócić przodem do niej.
Którą to czynność ułatwiłą mu odsuwając się nieco.
- Dlatego dobrze by było szybko upewnić się czy ktoś i o ile ktoś przeżył, a następnie opuścić kolonię. No ale to ty tu dowodzisz, poruczniku - zakończyła z lekkim uśmieszkiem. - Mamy odbić kolonię. A nie tylko ewakuować cywili.-stwierdził Hawkes obejmując dziewczynę w pasie i zaborczo tuląc.- Ale z całkowitym odbijaniem to możemy chyba poczekać na posiłki.- sam też dawać zaczął całusy na szczęście, najpierw w policzek, potem w kącik ust. By następnie przylgnąć namiętnie do warg pani doktor w długim żarliwym pocałunku pokazującym jej… albo jak bardzo tęsknił, albo… to co mu się śniło.
Ona też się stęskniła i ani myślała trzymać tą tęsknotę tylko dla siebie. Dawno minęły te czasy gdy trzymała go na dystans, tak jak wszystkich innych. Odpowiedziała więc z żarem, obejmując dłońmi głowę porucznika, na wypadek gdyby jej chciał umknąć.
- Szkoda że nie mamy więcej czasu - jęknęła, gdy ich usta rozdzieliły się na chwilę.
- Niestety.- odparł Nate i następnie spytał cicho.- Jeśli trafi nam się jakiś materiał badawczy z kolonii, to zdołałabyś się rozeznać co właściwie pichcili tutaj? Nie jestem pewien czy da Silva została w ogóle wtajemniczona w tutejsze prace badawcze. A te mogą dotyczyć na przykład broni biologicznej z którą będziemy musieli się uporać
- Jeżeli tylko będę miała czas i sposobność - nie było to zapewnienie, ale w obecnej chwili nie była w stanie powiedzieć więcej. - Uważałabym jednak i to bardzo przy tych laboratoriach. Xeno mogą wcale nie być największym zagrożeniem.
- Też ci one brzydko pachną?- spytał retorycznie Nate i głaszcząc ją po głowie obiecał.- Będziemy uważać, a po całej tej misji. Gdy już będzie bezpiecznie, może zdołamy wykroić godzinkę lub dwie na poszukiwania botaniczne. Niemniej jak trafimy wtedy na jakąś rzekę lub jeziorko, to nie gwarantuję że zatrzymasz ubranie na sobie...Taka okazja to rzadkość.
- Jak rozumiem fauna takowej rzeki czy jeziora nie zostanie wtedy wzięta pod uwagę? - zapytała, chociaż było to pytanie raczej retoryczne. - Zobaczymy co uda się zrobić, póki co jednak tak, nie pachnie mi to najładniej. Najchętniej miałabym już tą misję za sobą - wyznała, wycofując się nieco.
- Ja też. - zgodził się z nią Nate i podszedł do niej by uścisnąć ją czule i szepnąć.- Jak ją zakończymy z sukcesem, to postaram się załatwić przepustkę na tygodniowy urlop dla nas obojga.
- Nie pozwolę ci o tym zapomnieć, wiesz? - Ostrzegła, oddając uścisk i próbując zapamiętać towarzyszące mu uczucie. - Może jednak zostaniemy na statku? - zaproponowała cichutko.
- Nie możemy niestety.- odparł cicho Hawkes tuląc dziewczynę. -Choć chciałbym i to bardzo.-
Uśmiechnął się do niej zadziornie.- Poradzimy sobie Elin. Razem możemy wszystko...
- I żebyś mi o tym nie zapominał - pogroziła jednocześnie czule sunąc dłonią po jego plecach. Westchnęła.
- Pora wracać do reszty bo jeszcze pomyślą, że o nich zapomnieliśmy - przypomniała wysilając się na wesoły ton.
Hawkes przytaknął jej milcząco, choć dla odmiany wolałby obecnie zapomnieć o całym świecie.


Niestety nie mógł tego uczynić. Zamiast tego był tu i musiał skupić się na zadaniu.

Przed wszystkimi otwarły się kolejne wrota, i można było wejść już w pierwsze korytarze i hole kolonii. Wszędzie cicho, pusto, a wszystko na zasilaniu awaryjnym. Motion Trackery z kolei milczały, więc nie było chyba źle… i znowu lekko zatęchłe powietrze, nieco śmieci, porozrzucanego sprzętu oraz wyposażenia. Do tego kolejne ślady krwi, to na podłogach, to na ścianach, ślady po pociskach, i - co najważniejsze - tu i tam, dziury w podłogach, po zapewne kwasie Xeno.
Widok i zapach do najprzyjemniejszych nie należał. Żołądek da Silvy wyraźnie dawał znać pani dyrektor o sobie. Ale na taką odznakę słabości kobieta nie mogła sobie pozwolić. Szybko przemknęła ślinę by uspokoić nieposłuszny narząd. Bo teraz najbardziej zależało jej na dostaniu się te kilka pomieszczeń dalej. Veronica parła więc na przód starając się ignorować te widoki. Co nie oznaczało wcale, że robiła to bezmyślnie i z narażeniem dla życia. Ku zdziwieniu wielu marines, pani dyrektor czekała aż towarzyszący jej żołnierze sprawdzą teren. Chociaż ostateczne zdanie co do tego czy jest bezpiecznie zawsze należało do Agnes.
- Udało im się dostać do środka. Trzeba zlokalizować ich przejście. - Odezwała się Androidka patrząc na krwawe ślady i dziury w poszyciu korytarza.
- Źle to wygląda - da Silva pokiwała głową przyznając Agnes recję.
Pani dyrektor, zdaniem Billy'ego, była szalenie naiwna. Przerażająco naiwna i zadziwiająco optymistyczna jeśli myślała, że ściany, z jakich zbudowane były zabudowania kolonii, zdołają powstrzymać Xeno.
Z drugiej strony trzeba było przyznać, że optymizm był pani dyrektor potrzebny w bardzo, ale to bardzo dużych ilościach.
- Słyszałeś Salas? Marne szanse na kolonistki - Szepnął Kovalski, ale chyba nie wystarczająco cicho… a zagadany przez niego Marine jedynie wyszczerzył zęby, po czym pokręcił przecząco głową.
- Zamiast gadać takie rzeczy lepiej zabezpieczcie tę rękę - Veronica na chwilę odwróciła się do dwóch dowcipnisiów. - Trzeba będzie zidentyfikować ofiary.
- Ale Ma'am, ja nie jestem technik krymi...nali...logi...styki… nie wiem jak zabezpieczyć tego kikuta - Powiedział Kovalski, i kilku żołnierzy cicho parsknęło. A Salas zaczął ową rękę trącać sobie buciorem.
- Takie to zabawne?! - Veronica podniosła głos. Przemknęła jeszcze raz ślinę, żeby zdusić odruchy wymiotne, którymi uraczył ją jej własny organizm na myśl o kończynie. - Może jeszcze w rugby zagraj nią!- Nie kryjąc oburzenia spojrzała na Kovalskiego i Salasa pokazując na swoją rękę. - Mniej więcej w tym miejscu jest wszczepiony chip. Wyjmij i zapakuj kurwa w prezerwatywę, którą na pewno masz na stanie!!
- Czyli, Ma'am, teraz to i w tym kikucie mam nożem grzebać i coś wycinać?? - Upewnił się zmieszany Kovalski, a Salas na wszystko machnął obojętnie ręką, i odszedł na kilka kroków… a wtedy przemówił porucznik.

- Bravo 2 na lewo, Bravo 3 na prawo. Trzymać szyk bojowy i uważać na zagrożenia. Sprawdzać dokładnie pomieszczenie po pomieszczeniu. Nie ma co się spieszyć. Tu mogą być pułapki.- zaczął wydawać porucznik ze swoim oddziałem ruszając naprzód.- I meldować od razu w razie zauważenia czegoś nietypowego bądź niepokojącego. Pamiętajcie, trupom nie płaci się żołdu.

- Nie, już powiedziałam. W rugby zagraj!- Powiedziała pani dyrektor, cedząc każde słowo.
- Zróbcie to Kovalski, bo spędzimy cały dzień dyskutując nad kikutem.- wtrącił niecierpliwie Hawkes.
- Tak jest! - Powiedział Marine, i zanim ktokolwiek jakoś zareagował... przyjebał z buta w kikut, a ten poleciał kilka metrów w jakiś kąt, lądując z nieprzyjemnym plaskiem.
- Gotowe sir! - Dodał Kovalski, krótko salutując porucznikowi, po czym powrócił do zabezpieczania terenu z pozostałymi.
Da Silva z niedowierzaniem śledziła tor lotu tak bezceremonialnie potraktowanej części ciała jakiejś ofiary. Z równym niedowierzaniem obserwowała jak żołnierz, który dopuścił się zbezczeszczenia szczątków odchodzi.
Z takim samym niedowierzaniem Evanson przyglądał się Kovalskiemu. Operator czujnika ruchu nie był może najbardziej profesjonalnym marine na świecie, ale jak do tej pory prezentował przynajmniej poziom osoby zdrowej psychicznie. A ponieważ miał dość durnej dyskusji, nad prostym “podnieś” i “przynieś” i szedł właśnie wziąć nieszczęsną rękę, gdy Kovalski w nią przykopał, zamiast ręki złapał strzelca lewą ręką za kołnierz.
- Odpierdoliło ci John? - powiedział nie przez mikrofon - Na obozie jesteś? Podnieś i zanieś Silver. Już kurwa!
W takich sytuacjach Agnes czuła coś w granicach zdziwienia i niesmaku. Ludzie wierzący idealizowali swojego “stwórcę”. Ona miała świetny widok na swoich stwórców. Nie było co podziwiać.
Kapral Jones z nutą niezrozumienia zmierzył Kovalskiego. Technik uważał za dziecinne przekomarzanie się z da Silvą kiedy tylko była okazja. Oczywistym było, że Kovalski nie zmieni nastawienia i nie zepnie pośladów dopóki Marines byli w komplecie. Jacob starał się zachowywać profesjonalnie jednak po zachowaniu jakie prezentowali niektórzy żołnierze obecni cywile raczej nie będą traktować ich poważnie. Korpus ładował w szkolenie każdej jednostki czas i środki, ale wszystko było na nic kiedy ta jednostka po czasie okazywała się wybrakowana. Dlatego też JJ wolał maszyny. Na nich zawsze można było polegać. Automaty zawsze robiły wszystko tak jak nakazywał im program. Działały zgodnie z algorytmem. Strzelały, poruszały się i prowadziły kalkulacje zgodnie z założeniami swego stwórcy. Nie liczyły się dla nich humory, sympatie i antypatie. Żołnierz nie pochwalał postępowania kompana jednak nie był od pouczania go. Nie był też dobrą osobą od usuwania krzemowych nadajników z odciętych kończyn. JJ trzymał się swojej działki, bo poza nim mało kto się na niej znał.
Silver przyglądała się wszystkiemu z miną osoby, która już widziała wszystko ale właśnie odkryła, że to jednak wszystko nie było. W porządku, nerwy i cała reszta ale odrobina ludzkich zachowań także powinna się aktywować. Widać nie. Wtrącać się jednak nie zamierzała, rzuciła jedynie krótkie spojrzenie w kierunku porucznika.

Kovalskiemu z nudów chyba odbiło, ale ani Evanson, ani tym bardziej da Silva nie mieli racji. Nie było teraz czasu ani warunków, by zajmować się każdym znalezionym kawałkiem czyjegoś ciała. Najpierw trzeba załatwić Xeno, potem bawić się w karawaniarzy. Ale ponieważ Arc wyraził swoją opinię, Billy nie zamierzał się wtrącać. Do następnego razu. Wtedy powie pani dyrektor co myśli o jej pomysłach.
W kulturalny sposób, by się sierżant nie ciskał.
- Weź się, Arc, odpierdol. Sama powiedziała, że mam zagrać… - Zaczął Kovalski, ale wtedy odezwał się głośno sierżant Reynolds, który już od kilku dłuższych chwil gapił się dziwnym wzrokiem na porucznika, drapiąc po swojej gębie, po tym jak oficer wydał swoje polecenia.
- Stulić jadaczki i zakończyć kwestię ręki. Mamy rozkazy do wykonania - Powiedział sierżant, po czym kiwnął palcami na dwie drużyny i dwa kierunki, wybrane przez Hawkesa.

Evansonowi ulżyło, że sierżant w końcu uciął prostą sytuację. I on i Reynolds byli ze starej dobrej szkoły, która nie miała w zwyczaju dyskutowania nad prostymi rozkazami. Nawet tymi nie do końca zrozumiałymi. Tylko szkoda, że to nie kończyło kwestii ręki. Czy tak kurwa trudno ją podnieść z miejsca i zanieść w inne?
Podniósł rękę i podał medyczce.
- Przejmiesz Silver?
Elin przyjęła “prezent” po czym zajęła się jego odpowiednim zabezpieczeniem.

A gdy pluton się nieco rozszedł, Naomi z nieco kwaśną miną odezwała się cicho do Evansona:
- Do zobaczyska za 2 dni...
- Będę pisał… - odparł i puścił oko do smartgunnerki.

Da Silva odetchnęła z ulgą widząc, że wśród tej całej zbieraniny jest ktoś, kto wykazuje odrobinę ludzkich uczuć. Nie musiała już poświęcać uwagi doczesnym szczątkom, któregoś ze swoich pracowników.
Teraz tylko czekała aż porucznik Hawkes ruszy swoje cztery litery i zaprowadzi ją do centrum dowodzenia. Co chwila spoglądała przy tym na zegarek odliczając cenny czas jaki tracili.
- Dla własnego, jak i naszego bezpieczeństwa, proszę niczego nie dotykać. Niczego nie przyciskać i niczego nie próbować uruchomić! - dyrektor odezwała się bardzo głośno, tak aby obecni mogli ją usłyszeć.
- Ale oddychać można? - spytał jakiś żołnierz, a jednak tym razem da Silva nie potrafiła stwierdzić dokładnie kto to był…
"Kto ten sekret ruszy, tego cap za uszy", pomyślał Billy, zastanawiając się równocześnie, czy nadmiar wrażeń nie odebrał pani dyrektor znacznej części rozsądku.
- Jak tylko znajdziemy jakiś guziczek czy przełącznik, to będziemy wołać - zapewnił.

Hawkes sięgnął po swój podręczny komputerek i przyglądał się planom. Jeden oddział na prawo, drugi na lewo, trzeci… pogoni za cywilami, którym się spieszyło do głównego komputera kompleksu nie biorąc pod uwagę, że w swoim pośpiechu pakują się prosto w pułapkę. No cóż… może będą mieli szczęście. Swoją własną grupę Nate trzymał w odwodzie, by wesprzeć ten z oddziałów przeszukujących okolicę, który natknie się na wroga lub inne kłopoty.
- Utrzymywać łączność radiową cały czas.-powtórzył raczej z rutyny niż z potrzeby. Było to wszak oczywiste.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline