18-02-2020, 12:22
|
#259 |
| Sytuacja wyglądała na fatalną. Wszyscy dookoła Arystokraty brodzili coraz głębiej w solonej wodzie smagani potężnym wiatrem i wpadającymi do oczu kawałkami soli. Eupatryd co prawda był odporny na większość niedogodności - jego mlecznobiały pancerz doskonale chronił przed fruwającymi kawałkami piasku i soli, oraz jakimś cudem utrzymywał go całkowicie na powierzchni solnego bagna jakie się tworzyło, to jednak nie było to wystarczającą pociechą.
Trzy pustynne tornada ruszyły z hukiem atakując idących podróżników. Arystokrata przyjął atak zasłaniając się rękoma. Potężne wichry szamotały jego ciałem, jednak nie wydawało się czynić większego spustoszenia, albo było ono niewidoczne.
Eupatryd rozejrzał się oceniając sytuację. Przeklął pod nosem widząc co się dzieje wokoło. Dalacitus niewiele zdziałał, a gwardzista postanowił się zawinąć. Przynajmniej tak to wyglądało, psionik miał nadzieję, że to tylko próba przechytrzenia i zaatakowania od tyłu, o ile można uznać, że trąba powietrzna ma tył. Zmartwiło got o nieco, ale nie miał się nad czym zastanawiać. Stanął szerzej na nogach i skupił swoją wolę na najbliższym przeciwniku, jednak ten był nieprzenikniony. Arystokrata czuł wicher w swojej głowie targający nim niczym szmacianą lalką, nie zdołał zaczepić się w umyśle jak został z niego wyrzucony. |
| |