Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-02-2020, 14:43   #57
Dedallot
 
Dedallot's Avatar
 
Reputacja: 1 Dedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputację
– Wizji? – Zdziwił się elf. Nie zdążył jednak kontynuować tematu, bo jego żona przyniosła pieczeń w glinianej misie i zasiadła do posiłku.

Pokiwalam głową mężczyźnie, ale nie kontynuowałam tematu. Chciałam zobaczyć czy elf zainteresuje się tym bardziej z własnej woli.
Nie wiedziałam jakie zwyczaje panowały tu przy "stole" więc czekam na nich.

Mężczyzna wyjął nóż i zaczął dzielić mięso na części. Dziewczynka natomiast usiadła matce na kolanach, wtuliła się w nią i zaczęła ssać jej pierś. Było to zaskakujące, ponieważ u ludzi dzieci w jej wieku już dawno były odstawiane od piersi.

Elf podał ci kawałek mięsa bezpośrednio do rąk, a kolejną porcję podał swojej żonie. Sam poczęstował się na koniec.

– Miewasz wizje? – Podjął znowu temat.

- Odkąd wyruszyłam w podróż przez którą tu się znalazłam - zaczęłam przyglądając się kawałkowi mięsa. - To jest zwierzęce? - zapytałam żeby się upewnić.

– Dziki wieprz – Odparł. – Może bogini cię prowadzi – Zamyślił się.

Właśnie takiej reakcji chciałam. Ugryzłam kęs mięsa.
- Bardzo smaczne - pochwaliłam po przełknięciu tego co miałam w ustach. Chwilę milczałam z zamyśloną miną. Wahałam się ale w reszcie postanowiłam ciągnąć to do końca.

- Tak, to z boskiej woli wszystko się tak a nie inaczej potoczyło - powiedziałam i naprawdę widziałam w to. - Szamanka zaślepiona zazdrością zboczyła z drogi niesienia słowa Seres, by wypełniać własne ambicje.

Mężczyzna zaśmiał się.

– Nawet jeśli to prawda, same słowa nie przekonają wodza. – Powiedział, kładąc dłoń na plecach swojej żony i gładząc ją. W jego zachowaniu widać było wiele czułości i troski, nawet jeśli z wyglądu przypominał raczej bezlitosnego, dzikiego wojownika.

Pokiwałam głową, zgadzając się z nim.
- Same słowa nie. Ale czyny już tak - odparłam. - Otrzymałam boski dar by niewierzący uwierzyli.

– Oby przekonał wodza bardziej niż czyny szamanki – Powiedział mężczyzna bez cienia kpiny.

- Jak wielu półelfów spotkałeś w całym swoim życiu? - zapytałam niby bez związku.

– Nie wiem czy choćby jednego… słyszałem, że ta kobieta jest półelfem, ale nigdy nie potrzebowałem by patrzeć jej w twarz.

- Mawia się, że tylko za boskim zrządzeniem się rodzą - dodałam dla podkreślenia jak rzadkie są to przypadki. - Druidka jest tak samo dzieckiem Seres jak ty i twoja rodzina. A ja jestem świadkiem jak wielką mocą włada ta kobieta. I wiem, że bardzo rozgniewaliście Seres napaścią na druidkę.

– Jesteś pewna tego co mówisz. – Zaśmiał się. – Ale szamanka mówi dokładnie co innego. Ona przedstawia półkrwistych jako wynaturzenie i obrazę wobec bogini. Jak chcesz udowodnić, że Sares przemawia przez ciebie, skoro nawet nie jesteś elfem? Szamanka od ponad stu lat jest głosem bogini.

- Szamanka przedłożyła osobiste pragnienia ponad służbę swemu bogu. Wódz już został ukarany za ślepe podążanie za jej głosem, poprzez przelanie krwi jego własnej córki - mówiłam dalej z przekonaniem. - Ja ją zabiłam, a on o tym wie - zaznaczyłam. - W tym miejscu nie jestem po prostu człowiekiem. Jestem członkiem tego klanu jak każde z was, a dokonałam tego w nierównej walce, z tą która należała do grupy bluźniącej Seres swą postawą.

– Spokojnie… nie unoś się – Zaśmiał się szczerze. – Nie mnie musisz przekonać, lecz wodza.

- Wkrótce - odpowiedziałam mu krótko, pewna swego i po tej ożywionej dyskusji wróciłam do jedzenia.

– Chętnie to zobaczę – Uśmiechnął się.

- Nie wątpię, że widownia będzie liczna - w przeciwieństwie do niego, nie było mi do śmiechu. Słowa mężczyzny ze snu docierały do mnie z opóźnieniem. Niezależnie od tego czy mi się uda czy nie, to i tak nie powrócę do tego co miałam. Moja przyszłość była mglista. Okropnie mnie to irytowało.

Elfka widząc twoją konsternację i zauważywszy, że był to wynik rozmowy z jej mężem zaczęła ostro go strofować w swoim języku. Mogłaś się domyślić, że uznała, że to on sprawił ci jakąś przykrość albo coś w tym stylu.

Przyglądałam się im w milczeniu. Nawet gdyby chciała sprostować elfce o co chodziło to nie znała języka. Pozostawiła więc się nie wtrącać.

- Dziękuję za gościnę - powiedziała gdy skończyła jeść. - Czas na mnie, muszę się przygotować przed tym co ma nadejść - powiedziała i poczekała aż elf wytłumaczy ją przed swoją żoną.

Mężczyzna wyjaśnił żonie wszystko co zostało powiedziane, a potem skinął tobie głową. Kobieta spojrzała na ciebie ze smutkiem.

Wstałam, skinęłam im głową i wyszłam z namiotu. Udałam się prosto do siebie. Potrzebowałam odpocząć, a później, nim zacznie się uczta, pójdę do wodza i wyzwę Arkhana do walki. W drodze przypomniałam sobie, słowa kobiety poznanej przy strumieniu. Zawahałam się czy powinnam iść do Falrisa po trucizny. Teraz, po mojej wizji, nie wydawało mi się to być konieczne.

Gdy dotarłaś do namiotu zauważyłaś, że przed wejściem do niego stoi jakiś elf. Mężczyzna uśmiechnął się do ciebie.

Zatrzymałam się kilka kroków przed nim i obdarzyłam go pytającym spojrzeniem.

– Czyli to co mówiła Bunnak to prawda… wódz przyjął człowieka do plemienia – Uśmiechnął się. – Oszalał do reszty… Falris do usług – Powiedział lekko skłaniając głowę. – Znany w plemieniu tylko jako “syn szamanki”.

"Syn szamanki?" powtórzyłam w myślach, nie odrywając od niego swojego spojrzenia. Skoro za wroga obrałam sobie jego matkę, to tym bardziej nie miałam co szukać w nim sojusznika.
- Co cię do mnie sprowadza? - zapytałam go.

– Bunnak wspomniała, że możesz szukać pomocy w pozbyciu się ulubieńca mojej matki… – Rzucił ściszonym głosem. – ... co byłoby mi nadzwyczaj na rękę. Bo widzisz… Mój ojciec… wielki wojownik zginął w pojedynku z Arkhamem… mimo, że Arkham był znacznie młodszy, słabszy i mniej doświadczony… W tej wiosce nieograniczony dostęp do paraliżującej trucizny ma tylko moja matka…

Zmarszczyłam czoło. Motyw miał nie zgorszy by nie nawidzić mojego wroga. Poczułam do niego coś na kształt sympatii. Dlatego też nie zamierzałam ukrywać mojego prawdziwego celu.
- A co jeśli również twoją matkę dotknie z mojej ręki to co i Arkhama? - zapytałam go.

– Chcesz zabić moją matkę – Zaśmiał się. Zauważyłaś, że miał naprawdę uroczy uśmiech, a w oczach błysk inteligencji. Nie był osiłkiem, przywodził ci raczej na myśl, kogoś sprytnego, ale nie przebiegłego, raczej myśliciela. – Nie jestem potworem. Wejdźmy do twojego namiotu a wszystko ci wyjaśnię, abyś miała lepszy wgląd w sytuację.

Nie zaprzeczyłam co do moich intencji.
- Zapraszam więc - było to ryzykowne, bo w namiocie byłam tylko z nim... Ale przecież w tym miejscu prawie każdy był mi wrogiem. Wyciągnęłam rękę, wskazując mu, by wszedł pierwszy do mojego "domu".

- Mów więc co masz do powiedzenia - odezwałam się, gdy zasłoniłam kawałkiem płótna wejście do namiotu i odwróciłam się w jego stronę. Stałam ze skrzyżowanymi przed sobą rękami i skinęłam mu głową na miejsce przy palenisku, by spoczął przy nim.

– Pan Falris – Powiedziała niziołka na jego widok.

– Owszem – Powiedział siadając. – Jak widzę, już czujesz się dobrze.

– Tak… bardzo Panu dziękuję. – Ukłoniła się.

– No cóż… Zdarza mi się czasem pomagać niewolnikom. U nas jest tak, że jak niewolnik się rozchoruje to albo wyzdrowieje sam z siebie, albo zostanie zabity… ja czasem trochę zwiększam ich szanse. Nie jestem wojownikiem, mój ojciec umarł zanim zdążył mnie nauczyć walki, a nikt inny nie miał potem odwagi wziąć mnie pod swoje skrzydła, zwłaszcza po tym jak Arkhan go pohańbił podczas pojedynku. Nie mogę też zostać szamanem, bo głosem Sares w plemieniu może być tylko kobieta… a zatem jestem tylko “synem szamanki”. – Uśmiechnął się. – Znam się na ziołach i zwierzętach. Wiem jak mieszać ze sobą wyciągi by leczyć choroby, uśmierzać ból… albo zrobić komuś nieprzyjemny psikus. Niestety jest jedna rzecz do której mój dostęp jest ograniczony… jad węża różanego, z którego robi się truciznę paraliżującą. Kiedyś na stepie tych węży było mnóstwo… były niemal nie groźne dla elfów, orków czy ludzi, bo ich jad był zbyt słaby i powodował tylko lekkie oszołomienie, niestety jednak ich skóra o naturalnie różowej barwie była bardzo ceniona przez kupców z cesarstwa i teraz zostało ich niewiele, moja matka hoduje kilka z nich i z ich jadu sporządza truciznę. Trucizny używa się rzadko, tylko podczas łowów na szczególnie cenną zwierzynę albo egzotycznych niewolników, bo trzeba dużo jadu by zrobić choćby małą ilość do strzałki. Oczywiście pełna dawka jest w stanie uśpić nawet niedźwiedzia o ile dosięgnie jego skóry, mniejsza dawka jednak spowalnia refleks i powoduje stan jak po wypiciu zbyt dużej ilości sfermentowanego soku. A wystarczy lekkie zranienie albo zatrucie nią napoju, by osiągnąć pożądany efekt.
 
__________________
Czy widział ktoś Ikara? Ostatnio kręcił się przy tamtych nietestowanych jetpackach...
Dedallot jest offline