Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-02-2020, 17:36   #85
Mira
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Obudził się w pokoju pełnym luster - lustrzana była podłoga, sufit, lustrzane były ściany, lustrzane meble, i były też lustra - stojące w różnych miejscach, wiszące na lustrzanych ścianach. Gdziekolwiek Leith nie spojrzał - widział siebie - takiego, jakim był przed “ofiarą”, przed poznaniem Aurory - brudnym, topornym, paskudnym człekokształtnym stworzeniem w bladym kamieniem na piersi i karykaturą skrzydeł - przyczepioną do pleców.
- Próbowałem cię ostrzec - usłyszał nie wiadomo skąd głos. Głos Ulva, który był zarazem głosem jego ojca. - Oni zabiorą ci wszystko, co pokochasz, co ma dla ciebie wartość. Jeśli chcesz ich pokonać, musisz wszystko odrzucić, wszystko traktować jak pionki w grze. Łącznie z sobą.
- Mam być taki jak wy? - Leith rzucił z wyrzutem w pustą przestrzeń mając gdzieś na świadomość bezsensowności tego działania. Tu nic nie było prawdziwe, wszystko było jakąś magiczną machinacją. Bękart nigdy niczego od nikogo nie oczekiwał, niczego nie potrzebował i nie chciał.
No może poza jedną rzeczą, która kiedyś, wydawała mu się czymś, o co nawet nie powinien musieć nikogo prosić czy zabiegać.
Leith zawsze chciał tylko by zostawiono go w spokoju.
Zabrano mu wiele, dano chyba równie tyle, ale nigdy, nigdy nie mógł osiągnąć tej jednej rzeczy.
- Czy naprawdę nie macie ani krztyny instynktu samozachowawczego? - mężczyzna krzyczał do luster wymachując przy tym swoim pokrytym bliznami ramieniem, celując szponiastą dłonią. - Czy naprawdę myślicie, że możecie wiecznie wsadzać but w każde napotkane mrowisko? coś kiedyś w końcu dobierze wam się do tych pojebanych czaszek! może za sto lat, może za tysiąc! - w tej dziwnej, lustrzanej rzeczywistości Leithowi udało się zapluć. - A może właśnie ja to zrobię!
- Więc jeśli ktoś postawi cię przed wyborem życie Aurory a zniszczenie tych, jak to powiedziałeś, pojebanych czaszek... nie cofniesz się? - mówił głos z luster - Nie zawahasz? Synu... stałeś się miękki, dałeś się owinąć. Naprawdę myślisz, że ścieżka twoja i księżniczki połączyła się kaprysem księżnej? Powiem ci coś. Tula znała proroctwo. Znała je zanim się narodziłeś. I przypomniała sobie o nim, gdy cię ujrzała. To wszystko, co ty nazywasz uczuciem, jest tylko grą. Pytanie, które powinieneś zadać, to kto jest graczem, a kto pionkiem. I kim jesteś ty sam?
Leith fuknął.
- To, że czuję nie oznacza, że jestem miękki. Moją siłą nie jest znieczulenie, bestialstwo, żądza mordu, wprawa w zabijaniu czy teraz magia. Moją siłą jest moja świadomość, moje przekonania, to że mogę podjąć właściwą decyzję wtedy gdy jest to konieczne. To wasze knucia czynią was słabymi, analizowanie po tysiąckroć. Kiedy rzeczy dzieją się przed moimi oczami wiem co mam zrobić. Wiem co jest właściwe. Kiedy muszę decydować decyduję. Czy to właśnie tego nie możecie znieść? że nie można wszystkiego zaplanować? Nie respektuje gier bo nie respektuje ich zasad, nie wszystko jest zapisane w kartach, nie wszystko można przewidzieć a próbowanie tego jest stratą czasu. Ale trzeba być śmiertelnym, żeby to wiedzieć - wycedził z kpiną i politowaniem dla swojego “niby” rozmówcy - trzeba być w stanie czuć ból, smutek i tak… czasem także i radość, może nawet nadzieję.
- I dlatego jak idiota zaatakowałeś bez przygotowania jakiegoś planu księżną Dworu Wiatru? I dlatego straciłeś ukochaną żonę nim minął wasz miesiąc miodowy? - kpił zeń lustrzany rozmówca.
Leith zastrzygł uszami.
- Tak… - otarł usta i strząsnął dłoń. - Muszę użerać się z tym co zostawili mi rodzice… - uśmiechnął się krzywo - masz zamiar rządzić w mojej głowie? to nie sprawia bym nagle nabrał więcej szarej masy a i moja opinia o tobie jakoś przecież i tak się nie polepszy. Choć zawsze może opaść niżej. Podobno otchłań nie ma dna…
- Mógłbyś też spróbować mnie wykorzystać. Doprawdy nie rozumiem jak mój syn może pomijać tak istotną kwestię. Posłuchaj mnie teraz uważnie - Leith zauważył jak w lustrach odbija się cień - cień kogoś, kto najwyraźniej stał tuż przed nim. Nic jednak więcej - tylko cień.
- Ty i Aurora, jeśli naprawdę zostaliście sobie poślubieni, dzielicie to samo wiadro mocy. Gdyby umarła, poczułbyś to. Gdyby cierpiała katusze - również. Jeśli więc nic nie czujesz, znaczy, że nic jej nie grozi. Na razie. Rozegraj to więc. Przyczaj się i poczekaj. Ktoś porwał ją? Być może. Jeśli tak... czemu to zrobił? Czy chce na ciebie wpłynąć? A jeśli tak jest w istocie, to... czy nie powinien się objawić? Szukaj wroga wśród przyjaciół, chłopcze. To chyba jedyna ojcowska rada jaką ci mogę udzielić.
Leith pokiwał głową. To wszystko miało sens…
...choć oczywiście nie do końca miało.
- Czy ty… jak to możliwe, że mamy tą pogawędkę? - mężczyzna był ciekawy a skoro to wszystko było irracjonalne to czemu miałby tłamsić tą myśl niewypowiedzianą.
- To dobre pytanie - pochwalił cień, niczego jednak nie wyjaśniając. - Czas na ciebie Leith. Leeeith.
Leeeith...
Leith!
- Leith, obudź się! - znajomy głos. Trudno jednak było skupić myśli. Dopiero solidny plaskacz w policzek pomógł. Bękart otworzył oczy, gotów do wyrwania komuś flaków. Przed nim stał Kai, który na sam widok jego wzroku cofnął się.
- Wy...wybacz. Ale musiałem cię obudzić. To może być jedyna okazja. Musisz uciekać Leith. Teraz! - powiedział błagalnie chłopak. Znajdowali się w lochu, wszędzie były kraty i kajdany. Leith wciąż miał skute nogi i ręce, jednak coś, co najwyraźniej więziło jego świadomość zostało teraz zdjęte przez Kaia - ta rzecz wyglądała jak broszka, tylko taka, którą przyczepiało się bezpośrednio do skóry za pomocą małych haczyków. Ból w czole podpowiadał mieszańcowi, że to tak wsadzono mu ową blokadę.
Leithowi nie trzeba było powtarzać dwa razy o konieczności ucieczki, bękart spojrzał na swoje skute dłonie, chwycił Kaia za nadgarstek i bardzo intensywnie pomyślał o tym jak bardzo chciałby teraz być daleko w lesie.
Tam też się znalazł. Kai rozejrzał się zdezorientowany wokół.
- Coooo? Czemu? Nieeee. Ja muszę wrócić... ja nie mogę... - zaczął jęczeć z narastającą paniką.
Leith zignorował chłopaka zamiast tego skupiając uwagę na swoich skutych kajdanami ramionach. Chciał spróbować czegoś nowego a sytuacja wydawała się jak najbardziej odpowiednia. Zamiast przenosić się cały o kilkadziesiąt centymetrów skupił się mocno na tym by jego dłonie uniosły się nad metalowymi klamrami. Co się zaś tyczy biadolącego skrzydlatego, Nie ważne jak duży był ten las, dla Kaia teraz nie było żadnej szybkiej drogi ucieczki więc równie dobrze mógł sobie polatać czy pobiegać.
Niestety, nowa sztuczka nie wychodziła tak, jak sobie planował. Był w stanie zmieniać obwód swoich dłoni, był w stanie ‘wchłonąć” w skórę nieco metalu kajdan, lecz nie był w stanie ich przeniknąć. Tymczasem Kai. Zaczął krążyć gdzieś za jego plecami.
- Nie powinieneś był mnie zabierać! Ona by się nie zorientowała, a teraz uzna mnie za spiskowca! Pozabija moją rodzinę! Leith, musisz mnie natychmiast odstawić! Leith, słyszysz? Proszę cię, Leith, noooo...
Chłopak był dość przewidywalny w tym skamleniu. Właściwie nawet bardzo.
- Kai Kai Kai… - Leith zaczął w czasie gdy zapuszczał dodatkowe partie mięśni, jakich zamierzał użyć do rozerwania kajdanów - czemu przypuszczasz, że mam z tym coś wspólnego. Masz w ogóle pojęcie gdzie możemy się znajdować? tak czy siak, skoro już tu jesteśmy… możesz zacząć opowiadać co się właściwie stało. Mam bardzo dobry słuch.
- Pomogłem ci, Leith! - Kai biadolił jednak dalej - Myślałem, że... się kumplujemy. Czemu mi to zrobiłeś? Ona ich pozabija... pozabija... nawet moją młodszą kuzynkę... Leith, błagam, odstaw mnie!

Kajdany pękły.
- Kai - Leith odwrócił się przodem do skrzydlatego. - Chcesz mi powiedzieć, że to moja wina, jeśli twoja księżna, twoja krajanka, postanowi zamordować twoją rodzinę, za to, że ty uwolniłeś spętane stworzenie? Jesteś młody, twój umysł nie może być jeszcze tak zdegenerowany.
Chłopak stał chwilę, po czym opadł na jakiś zwalony pień i zakrył dłońmi twarz.
- Stary... mnie to przeraża. Nie chcę się mieszać.
- Hmm… - Leith zamyślił się.
- Wiesz… nie mieszanie się, też jest wyborem. Każdej jednej osobie, która była albo ciągle jest w takim lochu odpowiada jeden młody Kai, który nie chce się mieszać. Każdej rodzinie Kaia wymordowanej za nic przez księżną, odpowiada rodzina sąsiadów, która nie chce się mieszać, którą to przeraża. Jak dla mnie to mieszasz się całe życie, dokonałeś wyboru każdego dnia, po prostu dziś to był trochę inny wybór. - podsumował. - A teraz po prostu powiedz mi wszystko co jest pożyteczne a jeśli zależy ci na czasie, mów to szybko.
- Ja nie wiem... nie wiem... nie było mnie przy tym. - chłopak wciąż trzymał dłonie na twarzy - Podobno zaatakowałeś Tulę, zjawiając się znikąd. Obezwładniła cię i uwięziła. Szykowała dla ciebie nowy pierścień posłuszeństwa. Że to jednak trochę trwa, to postanowiłem przekraść się i pomóc ci uciec. Widziałem przecież jak się teleportujesz. Wystarczyło cię obudzić... To tyle, naprawdę. Nie wiem o co chodzi!
Leith powiedział jedno słowo, dając jasno do zrozumienia czego chce się dowiedzieć:
- Aurora.
- Aurora? - Kai spojrzał na niego ze zdziwieniem - Ona też tam była?!
- Kai…- zaczął Leith choć już wiedział, że od skrzydlatego nie dowie się niczego więcej - gdy ktoś cię zaatakował, to powiedz mi szczerze. Jeśli miałbyś możliwość go obezwładnić, co byś zrobił? po prostu go zabił? czy szykował nowy pierścień posłuszeństwa? a jakbyś go już przyszykował to w jakim celu? Cokolwiek jest w planach dla Aurory, o losie takim jak mój może sobie tylko pomarzyć. - Leith podszedł do chłopaka narastając sobie dodatkowe warstwy łusek na ciele - zabiorę cię tam jeśli naprawdę tego chcesz, ale zostać tam to… też jest wybór.
Chłopak patrzył na niego, ale nie podniósł się. Siedział chwilę z przygryzioną wargą bujając się lekko w przód i w tył.
- Aurora... ma kłopoty? - zapytał w końcu.
- Tak, te ogniste pojeby dalej na nią polują a teraz jeszcze jej własna mać. A Aurorze… cóż, przydałaby jej się twoja pomoc Kai, dlatego wolałbym byś nie umierał - zauważył dwuznacznie.
Młodzieniec przełknął ślinę.
- Ja... nie wiem, co ja mogę... ale dla księżniczki... zrobię wszystko. Znaczy nie że ją kocham, znaczy kocham, ale... - zawiesił się, po czym znów rozejrzał. - To co mam robić?
Leith już chciał odpowiedzieć ale słowa chłopaka zaintrygowały go:
- Właściwie… dlaczego Kai? kim ona jest dla ciebie? tylko nie mów że Księżniczką… co sprawia, że to dla niej chcesz zrobić wszystko?
O ile wcześniej chłopak wyglądał na przestraszonego, teraz wydawało się, że zaraz zejdze z nerwów.
- No bo jest... w porządku... i ty też jesteś. Po tym, co się dowiedziałeś... wciąż ze mną gadasz... lubię was oboje. - jąkał się. Było to w sumie trochę dziwne, bo o ile Leith pamiętał, nastolatek nigdy tego nie robił. Oczywiście, był teraz wyrwany ze swojej złotej klatki i to mogło wpływać na jego zachowanie, niemniej wcześniej... wydawał się odważniejszy, żeby nie powiedzieć mądrzejszy.
- Mmm… słucham słucham… - Leith czuł, że coś jest nie tak. Bękart podejrzliwie strzygł uszami i poruszał nosem.
- No... nie ma już nic. No dobra. Tylko się nie złość. Twój ojciec, Ulv, chciał, żebym wam pomagał. - wyznał w końcu Kai, łypiąc na Leitha ze strachem. - Możemy już zająć się szukaniem Aurory?
Leith przykucnął przy Kaiu i potarł brzegiem pazurów swoje skronie.
- Kai… chcesz mi powiedzieć, że zdecydowałeś się narazić swoje życie i życie swojej rodziny z obawy przed trupem?
Chłopak wyglądał jak ryba złapana na haczyk. Spróbował się uśmiechnąć, choć wyszło to bardzo sztucznie.
- Po prostu was lubię... no.
- Mhm… - kiwnął głową Leith również się uśmiechając po czym lekko wstał, wyciągnął szpony do skrzydlatego jakby chciał mu pomóc wstać i zapytał jakby nigdy nic dzwoniąc pazurami:
- To kto ci kazał mnie wypuścić?
- Leeeith, weź się nie wygłupiaj, co? To nie jest śmieszne. - Kai patrzył na niego ze strachem. Coś tu jednak nie grało. Czy ten strach... nie był czasem udawany? Im dłużej Leith obserwował chłopaka, tym więcej różnic względem jego wcześniejszego zachowania dostrzegał. Subtelnych - jakby ktoś znał prawdziwego Kaia i udawał go... choć nie dość doskonale.
Szpony Leitha z niemożliwą prędkością wyskoczyły do przodu zamykając się wokół szyi skrzydlatego i wzrastając z drugiej strony, ostra krawędź dotyka skóry z każdej strony.
- Jeśli to ma nie mieć sensu, nawet nie otwieraj ust. - wyjaśnił.
Chłopak tylko pokiwał lekko głową. Wyraz jego oczu zmienił się, jakby obserwował teraz z zainteresowaniem do czego jest zdolny mieszaniec.
- Mm… - Leith przekrzywił głowę - sami nie wiecie gdzie ona jest, zgadza się?
Kai potwierdził znów lekkim skinieniem.
Leith uśmiechnął się jakby o czymś sobie przypomniał.
- No dobrze, posłuchaj… mogę cię stąd zabrać gdzieś indziej, albo zostawić, twój wybór. To jak?
Chłopak nie mógł odpowiedzieć, więc zrobił po prostu słodką, pełną niewinności minkę.
- Zabrać gdzie indziej? hmm?
Kai potwierdził skinieniem głowy.

Leith uśmiechnął się, kiwnął głową i przeniósł siebie wraz z tym co miał “pod ręką” na dno morza…
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline