Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-02-2020, 11:36   #23
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację

Konny tramwaj był tanim i powszechnym środkiem transportu dla niezamożnych mieszkańców miasta.


Przez co ławki były niewygodne i ciasne, a pojazd wiecznie zatłoczony. Czasem podchmieleni młodzieńcy wykorzystywali ten tłok do macania młodych dziewcząt. Kończyło się to wrzaskiem, plaskaczem w policzek i wywaleniem takiego młodzieniaszka na zbity pysk bez zatrzymywania tramwaju. Nie jechał co co prawda zbyt szybko, ale rękę można było sobie przy tym zwichnąć. Niemniej zdarzali się tacy odważni naruszacze porządku publicznego.
Nie tym razem co prawda. Dziewczyny dojechały do pierwszego przystanku w Downtown i wysiadły na nim.
- To widzimy się wieczorem? - Spytała El, poprawiając torbę na ramieniu, planowała zrobić teraz niewielkie zakupy, a potem udać się na miejsce schadzki.
- Jasne… powodzenia przy zakupach.- odparła radośnie diabliczka ruszając w swoją stronę.
El odprowadziła ją wzrokiem i ruszyła w kierunku targu, na którym robiła zakupy dla rodziny. Planowała zacząć od zakupów, bo była niemal pewna, że po spotkaniu z Samuelem będzie musiała szybko wracać na uniwersytet. Znała tam miejscowych sprzedawców, wiedziała co jest świeże, co jest tanie i dobre, co jest warte jej uwagi. Dość szybko udało się więc zakupić to co planowała. Potem zaś mogła się udać w okolice Pączka, wstępując jeszcze z nadzieją, do kilku sprzedawców tkanin. Wątpiła by udało się jej zdobyć koronkę na kobię majteczek Mel ale warto było próbować.
Niestety jej obawy się potwierdziły… tutejsi handlarze mieli wiele rodzajów koronek, ale nic z tego co interesowało czarodziejkę. Tak kunsztowne koronki były niedostępne w tej okolicy.
W samym Pączku zaś na razie nie zauważyła zbyt wielu znajomych. Był Lucius i jego ochrona, był Bernard wodzący maślanymi oczami za Mel. Był wreszcie Cassander dookoła którego kręciła się Amelia. Nie bez powodu zresztą. Wkrótce Pączek przechodził na tryb nocny, a Króliczek chciała skusić elfa na wizytę na pięterku.
El postanowiła jednak dziś przejść na tyły i odwiedzić pewną niziołkę. Bogowie tylko wiedzieli jak tęskniła do jej dań.
Moppy właśnie powoli kończyła pracę. Klienci którzy zaczną się zjawiać w ciągu najbliższych godzin nie przyjdą tutaj dla jej frykasów. I jedynie alkohol będą spożywać.
- Hej… jak tam nowa fucha? - zapytała radośnie niziołcza kucharka.
- Jak narazie dobrze. Choć przyznam, że niezbyt mi odpowiada tamtejsza kuchnia. - El przysiadła przy jednej z ław obserwując Moppy. - Już brakuje mi twoich potraw.
- Głodna jesteś moja słodka ?- zapytała mile połechtana komplementem niziołka.
- Tak… dostałam tam obiad, ale był tak potwornie tłusty… - Czarodziejka westchnęła. - Gotuje nam półorczyca. Miła, ale kuchnię ma nie dla mnie.
- Och biedaczyno.- westchnęła współczująco Moppy i zabrała się do kucharzenia pytając.- Paszteciki czy naleśniki?
- Oddam swoją najlepszą bieliznę za twoje naleśniki. - El uśmiechnęła się ciepło do niziołki.
- Nie musisz się aż tak poświęcać.- zaśmiała Moppy wyjmując z szafki różne powidła z którym planowała skomponować ich nadzienie. Truskawki, morele, maliny...no i jabłka oczywiście.
El przyglądała się temu rozmarzonym wzrokiem.
- Naprawdę, aż trochę żałuję, że nie mamy tam jak gotować. Niestety szefowa kuchni wyraźnie nie lubi jak ktoś jej wchodzi na podwórko, więc pozostaną mi chłodne przekąski.
- Nic dziwnego… kuchnia to królestwo i ma swoje królową lub króla.- odparła niziołka biorąc się już za smażenie. Smakowity zapach rozszedł się po całej kuchni.
El zaciągnęła się nim i aż przymknęła oczy z zachwytu.
- Oh Moppy, nawet nie wiesz jak chętnie spakowałabym to na wynos. - Szepnęła i pozwoliła niziołce czynić swoje cuda.
- Odrobinę mogę zrobić na wynos, aczkolwiek już jutro stracą swój urok.- odparła Moppy już wypełniając pierwsze z nich owocową mieszanką konfitur. - Tylko nikomu ani słowa, dobrze?
- Oczywiście. - El uśmiechnęła się szeroko do kucharki. - jesteś cudowna.
- Bez przesady… w razie czego zrzucę winę na ciebie. I to ty zostaniesz ukarana sesją w loszku z szefową.- zażartowała niziołka podając Elizabeth pierwsze swoje dziełka.
Czarodziejka spojrzała na nie z zachwytem.
- Cóż.. i tak mnie to chyba niebawem czeka, za zajmowanie czasu dziewczynom.. dziękuję!
- Możliwe… że tak się stanie.- zaśmiała się “złowieszczo” Moppy szykując kolejne naleśniki.- Co chcesz do picia? Jeszcze trunek przygotuję i pewnie udam się na spoczynek. Naczynia wstaw do zlewu. Umyję je rano.
- Kwasu. - El odpowiedziała z uśmiechem, zajadając się naleśnikiem. Była ciekawa co oznaczał loszek z szefową, ale wolała nie dopytywać. - Czy królowa tej kuchni pozwoli mi choć po sobie pozmywać?
- Jeśli znajdziesz czas.- odparła z uśmiechem Moppy szykując kwas dla czarodziejki.
- Na pewno. - Czarodziejka jadła aż się jej uszy trzęsły, ciesząc się, że w końcu ma w ustach coś co nie jest jedynie sycące.


Po tym jak Moppy wyszła, El szybko skończyła jedzenie, pakując kilka naleśników do koszyka z zakupami i posprzątała po swoim posiłku. Dopiero po tym wszystkim wyszła na tyły Pączka, by rozejrzeć się czy jej tajemniczy kochanek już nie przybył.
Czekała chwilę z bijącym sercem, nim usłyszała jego głos.
- Nie spodziewałem się że przyjdziesz.- wyłonił się z cieni uliczki niczym upiór, jego skóra nadawała mu nieco złowieszczy wygląd. Simeon był przeciwieństwem Charlesa. Emanowała z niego aura zagrożenia i drapieżności.
- Cóż.. chcę się dowiedzieć o tobie więcej. - Odparła El czując dziwny dreszcz na plecach. Z jednej strony był to sygnał, że powinna uciec, a z drugiej.. podniecenie.
- Więc.- mężczyzna przybliżył się do niej. Jego przenikliwe spojrzenie wodziło po czarodziejce jakby chciało przebić się przez otulające ją tkaniny.- Co niby chcesz wiedzieć o mnie?
- Na razie znam jedynie imię… i że polujesz na te bestie. - El poczuła jak jej oddech przyspiesza, a piersi zaczynają napierać na gorset.
- No i ? To ci nie wystarcza?- tymczasem on podchodził coraz bliżej niej. A nozdrza rozchylały mu się jakby chłonął jej zapach. Czerwone spojrzenie oczu skupiło się na niej. Elizabeth miała wrażenie że w każdej chwili może on się na nią rzucić i posiąść… dusząc krzyki protestu władczymi pocałunkami.
- Jak widać nie. - Szepnęła rozpalonym głosem sama nie będąc pewna, czy chce się do niego przybliżyć czy uciec.
- To pytaj.- odparł Simeon, a jego ciało znalazło się tak blisko, że niewiele mogła dostrzec poza nim. Jego dłoń ostrożnie musnęła jej policzek i kosmyki włosów, jakby oswajał małe zwierzątko.
- Dlaczego zabijasz te bestie? Satysfakcja? Zemsta? - Czarodziejka już odruchowo rozchyliła usta czując dotyk mężczyzny.
- Sprawiedliwość. To potwory polujące na ludzi… tu w mieście.- mruknął Simeon pieszcząc opuszkami palców jej wargi. - Zabijają i przemieniają ludzi, zatruwają ich narkotykiem ze swojej krwi. Chciałabyś by nikt się nie zajął tym problemem. Byś każdej nocy musiała uważać na krwiopijców czających się w nocy?
- Nie wiedziałam o nich dopóki nie zobaczyłam jak z nimi walczysz. - El powstrzymała się by nie pocałować palca mężczyzny, czuła jednak jak jej wargi stały się suche. - A ty skąd o nich wiesz?
- Żyję z tą wiedzą od narodzin.- odparł mężczyzna pieszcząc palcem usta czarodziejki, drugą dłonią sięgając do jej piersi i wodząc po tej krągłości przez te ubranie.- A o wampirach pewnie musiałaś słyszeć. Piszą o nich w tych centowych romansidłach sprzedawanych na ulicy… co prawda piszą o tych na starym kontynencie. Tu ich nie powinno być…- uśmiechnął ironicznie.-... oficjalnie przynajmniej. Czemu… tak lgniesz do mnie? Czemu sprawiasz, że ja chcę więcej ciebie i mocniej?
- Słyszałam.. ale… traktowałam jak opowiastki. - El zawahała się, w końcu jednak przywarła do mężczyzny swoim ciałem i odezwała się szeptem do jego ucha. - Nie wiem… ale pragnę cię od pierwszego spotkania. Chcę wiedzieć o tobie wszystko… Kim jesteś.. kto ci opowiadał przy urodzeniu wampirach, co lubisz, gdzie mieszkasz… czego pragniesz.
- Nie mam czegoś takiego jak mieszkanie. - mruknął w odpowiedzi Simeon, pochwycił dłońmi za jej pośladki… uniósł lekko i przycisnął ciało do ściany całując namiętnie szyję i policzki. Znów czuła jego dłonie na swoich udach, podwijające jej spódnicę. To była co prawda pusta uliczka, ale tuż przy znanej jej karczmie. Wielu ludzi tu ją znało z widzenia.
- Jestem Łowcą Cieni. Dbamy… o bezpieczeństwo miasta nie rzucając się w oczy. Dbamy, żebyś ty traktowała potwory czające się w mroku jak… opowiastki.- szeptał żarliwie do jej ucha.-
- Simeon.. niedaleko jest stajnia… nie tutaj. - El objęła mężczyznę ramionami. - Więc gdzie żyjesz? Gdzie mogłabym cię znaleźć gdybym już nie mogła wytrzymać. - Jej wargi przesunęły się po uchu mężczyzny.
- Nie ma takiego miejsca. Jeśli ty byś mnie mogła znaleźć, wampiry też by mogły.- szeptał Simeon, a ona już czuła jego pod spódnicą dłonie wodzące delikatnie po podwiązkach zdobiących jej uda. - Rozbierzesz się sama? Ja mógłbym coś rozerwać przy okazji.
- W stajni. - El zacisnęła dłonie na ramionach kochanka. - Wejście jest za tobą.. zazwyczaj otwarte.
Puścił ją i odsunął się z trudem. Oddychał ciężko przyglądając się dziewczynie. El podeszła do drzwi i zaklęła widząc, że wyjątkowo gnomy postanowiły zamknąć tylne wyjście. Wyjęła spinkę do włosów i nie zastanawiając się zbyt długo pochyliła się i zaczęła majstrować w prostym zamku, kręcąc przy tym tyłkiem na oczach Simeona.

Po otwarciu usłyszała cichutkie sapanie i wijące się małe sylwetki w starej karocy. Nie mogła dostrzec szczegółów, ale domyślała się, że syn właścicieli stajni jest właśnie… dosiadany pośród półdzikich kur zamieszkujących obecnie ten stary budynek. Oddechy były głośne i szybkie, jęki intensywne… więc cała zabawa miała się tu kou końcowi. Niemniej tłumaczyła ona, czemu drzwi El musiała sforsować.
Czarodziejka chwyciła Simeona za dłoń i pociągnęła Simeona w kierunku drabiny prowadzącej na poddasze, gdzie składowano siano. Było tam ciasno, ale jeśli wpełzną… Nie chciała czekać,aż gnom skończy swe igraszki.
Na szczęście gospodarz i jego przyjaciółeczka byli zbyt zajęci sobą, by posłyszeć oboje kochanków wspinających się po drabinie. El podążała pierwsza czując na sobie wzrok kochanka bezwstydnie zerkającego pod jej spódnicę. Czarodziejka wsunęła się na niskie pięterko i od razu położyła się na podłodze. Nim Simeon wszedł, podwinęła spódnicę i zsunęła majtki. Na wiele więcej i tak nie było miejsca. Czuła, że bielizna jest już przemoczona i pachnie nią intensywnie.
Simeon wciskając się na ciasny stryszek, również zmuszony był do jedynie rozpięcia pasa i zsunięcia spodni. Osunął się ciałem na nią, dociskając ją swoim ciężar do drewnianej podłogi i gwałtownym ruchem bioder łącząc jej intymny zakątek ze swoim twardym pożądaniem. Zdusił jej jęk zakrywając usta, a potem zaczął całować namiętnie, przy wtórze jęków kochanki młodego gnoma.
El nie mając co zrobić z własną bielizną, wcisnęła ją do kieszeni płaszcza Simeona i już wolnymi dłońmi objęła mocno kochanka poddając się jego szturmom. Nie wiedziała, czemu ten niebezpieczny mężczyzna tak ją intrygował. Czemu tak bardzo go pragnęła?
Słyszała jak on dyszy, jak jego biodra poruszają się dociskając jej ciało do twardej podłogi. Całował jej szyję i dekolt w przypływie czułości, ale nie zmieniało to faktu, że nie był to szczególnie wygodny akt miłosny. Było prosto … zwierzęco niemal, ale i tak czuła ten żar, tę namiętną obecność w sobie wibrującą doznaniami przez całe jej ciało. No i jej własne pragnienia rezonowały z oddającą się rozkoszy gnomką. El wtulała się w mężczyznę, starając się powstrzymywać jęki gdy zbliżała się do szczytu.
Tymczasem na dole coś zaczęło uderzać o drzwi. A potem otworzyło je gwałtownie. Okrzyki przyjemności młodej gnomki zmieniły się w krzyk zaskoczenia, a potem przerażenia. A Simeon napierał mocniej, przyspieszając figle nawet za cenę dodatkowej niewygody.
Odgłosy z parteru go niepokoiły.
El doszła z głośnym okrzykiem i opadła deski, oddychając z trudem.

Odgłosy z dołu były niepokojące. Kobiece i męskie piski oraz niemal zwierzęce sarknięcia. Simeon cofnął się i zaczął pospiesznie naciągać spodnie na ciało wraz z bielizną.
Czarodziejka, także poprawiła suknie, by ruszyć za nim. Odruchowo sięgnęła po przymocowany do podwiązki pistolet.
Na dole dwa długowłose białolice humanoidy o rozwianych włosach


czaiły się na karocy sprawiając, że dwoje gnomich kochanków zamknęło się w niej. Nie byłaby to bezpieczna kryjówka, gdyby nie to że potwory nie były zainteresowane przyłapanymi in flagranti kochankami lecz zsuwającym się po drabinie Simeonem.
El z przerażeniem rozpoznała w tych istotach stworzenia, podobne do tego, z którym walczył mężczyzna gdy się poznali. Mocno zacisnęła dłoń na pistolecie.
Jej kochanek zeskoczył pierwszy i sięgnął do mieczy swoich. Na ich widok potwory zasyczały gniewnie i oba rzuciły się na Simeona. Gdyby walka była jeden na jednego, mężczyzna z pewnością poradziłby sobie bez większego problemu. Dwa srebrzyste miecze dawały mu przewagę zasięgu. Ale było dwóch osaczając go drapieżników. Bestie zmusiły go do defensywy próbując oflankować, do czego on nie chciał dopuścić. El zaś schodząca powoli po drabinie (bo w jednej dłoni trzymała pistolet), była ignorowana przez bestie.
Czarodziejka nasunęła na głowę kaptur płaszcza i posłała w kierunku jednej z bestii magiczny atak, o którym czytała w księdze. To był chyba pocisk kwasu.
Magiczny atak trafił w potwora, może nie zabolał aż tak bardzo. Ale z pewnością zaskoczył, a Simeon to zaskoczenie wykorzystał. Machnąwszy mieczem rozpłatał gardło poparzonemu potworowi który cofnął się sycząc z bólu. Zarówno wywołanego cięciem ostrza jak i palącą raną zadaną mu magią czarodziejki. Czar, będący prostą sztuczką, nie znikł z pamięci El i mogła go użyć ponownie… a rozmyta postać skutecznie maskowała jej rysy i utrudniała trafienie. Żaden z potworów nie był “śmiertelnie” ranny, ale Simeon mógł się teraz skupić na jednym z nich.
Widząc którą z bestii wybrał mężczyzna, El wycelowała w drugą rzucając na nią zaklęcie.
Kolejny kwasowy pocisk nie był niespodzianką, więc potwór zdołał go uniknąć. Niemniej został trafiony końcówką miecza Simeona, która niemal wydłubała mu oko i rozerwała policzek. Ten zaś z rozciętym gardłem wybrał właśnie czarodziejkę na swój cel i minąwszy szerokim łukiem łowcę pognał ku Elizabeth.
Przerażona El zacisnęła w dłoni pistolet. Naboje nie miały przeciwko nim szans… prawda? Widziała jak Simeon tnie te bestie… toż tamta miała nawet rozpłatane gardło! Rzuciła w jej kierunku magiczne pociski.
To już nie była taka prosta sztuczka, tylko potężniejsza magia. Świetliste kulki pojawiły się wokół jej dłoni uderzając we wroga z nadludzką precyzją i niszczycielskim efektem. Potwór zawył i zmienił się w szary opar pospiesznie uciekający z pomieszczenia.
Dla El było to na rękę, musiała pomóc Simeonowi. Skupiła na nim wzrok sprawdzając jak radzi sobie jego przeciwnik. A ten radził sobie kiepsko. Będąc sam na sam z Łowcą Cieni, szukał już okazji do ucieczki. Ale Simeon nie zamierzał mu jej dać. Szybka seria ciosów, której potwór próbował uniknąć, zakończyła się dwoma ostrzami wbitymi w jego tors i brutalnym krwawym rozpłataniem go. Zmienił się w mgłę, ale Simeon nie planował dać mu uciec. Wyjął coś z sakiewki i ta mgła zaczęła być pochłaniana przez zasysającą ja magiczną fiolkę, którą po chwili zakorkował.
El rzuciła zaklęcie mgły, które szybko ich otoczyło. Nie chciała by zamknięte w karecie gnomy ją rozpoznały. Chwyciła pozostawiony przy drabince kosz z zakupami i podbiegła do Simeona by go wyprowadzić.
- Chodźmy stąd. - Szepnęła chwytając mężczyznę za rękę. - Nie chcę by mnie widział.
Mężczyzna schował swoje miecze i podążył za nią dodając cicho.- Raczej ciężko by im było, bo leżały plackiem w karocy drżąc ze strachu.
- Ale nie wiem kto będzie w uliczce… byliśmy głośno. - Szeptała wyprowadzając go na tyły i ruszając w kierunku portu, czyli jak najdalej od domu Morganów. - Drugi… chyba uciekł… - Nie była pewna co się wydarzyło. Nadal trzęsła się ze strachu, zaciskając rękę na dłoni Simeona.
- Wrócił do swojej trumny… a przynajmniej musi wrócić przed wschodem słońca.- wyjaśnił Simeon.- To tylko płotka. Pies gończy nasłany przez ich pana.
El doprowadziła ich do pustej bramy i schowała się w niej. Odstawiła koszyk i objęła się mocno ramionami, starając się zatrzymać drżenie ciała. Gdy Simeon mówił brzmiało to tak prosto.. jednak ona… ona nigdy nie walczyła. Nie używała magii przy kimś… nie licząc Marinety.
- A więc jesteś nielicencjonowaną czarodziejką.- szepnął Simeon przyglądając się kochance.- No cóż… tego mogłem się spodziewać. Tam gdzie się spotkaliśmy nie chodząc grzeczne dziewczynki.
El podniosła na niego wzrok. Czy teraz zdradzi ją? Odda w ręce magów? Przygryzła wargę. Wiedziała, że i tak nie da rady uciec.
Simeon nie wydawał się jednak zwracać akurat na nią uwagi. Rozejrzał dookoła dodając.- Czyli teraz chcesz zakończyć spotkanie? Powinienem cię odprowadzić do… właściwie to nie wiem, gdzie chcesz bym cię odprowadził. -
Ani też czy chciała zakończyć to spotkanie. Zarówno ich pierwsze namiętne chwile trwały krótko, a i walka nie zajęła im wiele czasu.
- Nie… chciałabym… chciałabym byś mnie objął… chciałabym położyć się razem w jakimś łóżku. - Mówiła nerwowo nadal czując dreszcze. - Nie powiesz nikomu o mnie?
- Niby komu miałbym?- zapytał Simeon przyciągając El do siebie i tuląc zaborczo.
- Magom… innym łowcom… - Szeptała nerwowo obejmując mocno mężczyznę.
- Ja sam nie działam całkiem legalnie. Wolę nie zwracać na siebie uwagi… prawa.- odparł ciepło Simeon tuląc przerażoną czarodziejkę.
El przytaknęła ruchem głowy. Czuła ulgę. Ktoś wiedział, ale... ale może naprawdę była szansa, że nie powie innym.
- Jak możesz tak ciągle żyć… nigdy nie mieć spokoju? - Czuła jak jej ciało pomalutku się rozluźnia.
- Przywykłem. - stwierdził Simeon spoglądając wprost w oczy czarodziejki.- Mówiłem ci że nie jest bezpiecznie wkraczać do mojego świata.
- To prawda… - El zawahała się patrząc w oczy mężczyzny. Może powinna odejść? Wrócić do swojego "zwyczajnego" życia. Tylko… czemu nie chciała go zostawiać? Uniosła się na palcach i pocałowała łowcę.
- Nie znam tej części miasta. Nie wiem gdzie by się tu można było położyć razem.- przyznał się Simeon.
- Ja chadzałam tu z pewnym półorkiem. - El zawahała się. - Kawałek dalej jest karczma… może… wynajelibyśmy… - Zawahała się. Chyba nie powinna proponować takich rzeczy.
- Dobrze… chodźmy więc tam.- Simeon objął Elizabeth ramieniem i ruszył wraz z nią ku “Poduszeczce.”


Karczmie którą pobliskie prostytutki używały jako miejsca zabaw z klientami. W przeciwieństwie do “Pączka” był to lokal gorszej klasy, także pod względem urody dam negocjowalnego afektu. Ale przez swą “szorstkość” był atrakcyjny dla młodej El. Zakazany owoc, gniazdo opryszków i ich kochanek. Straszne miejsce dla szesnastoletniej czarodziejki w fazie buntu. Teraz… po prostu był to niskiej jakości lokal, w którym spotykali się kieszonkowcy, drobni przemytnicy i paserzy wydając niewielkie sumy jakie udało im się zebrać. I żebracy. Profesjonalni żebracy. Tak naprawdę młodej El nie groziło tu nic, poza lubieżnymi odzywkami ze strony klientów.
Po wejściu do środka przekonała się, że lokal nic się nie zmienił. Nawet zasuszony półork o nazwie “Gruby” wyglądał tak jak go zapamiętała. Gruby, łysy i pomarszczony jak zasuszona śliwka.
El podeszła do niego mając nieco nadzieję, że ten zapamiętał ją z jej wizyty z Karlem.
- Chciałabym wynająć pokój. - Powiedziała, starając się zachować spokój.
Gruby spojrzał spode łba i wycenił wszystko krótko na pół dolara za godzinę. Po czym poprawił na dolara proponując pokój z lepszą pościelą.
El nie odzywając się dała mu dwa dolary. Zerknęła niepewnie na Simeona woląc sobie nie wyobrażać co on teraz o niej myśli. Twarz kochanka była nieprzenikniona, a jego oczy bacznie rozglądały się po otoczeniu. Gruby powiedział który pokój kupili, dał Elizabeth klucz i dziewczyna trzymając za rękę kochanka musiała go zaprowadzić na piętro. Pokój… składający się z łóżka i stołu był biedny i niezbyt zadbany. A co gorsza dochodziły do niego odgłosy zabaw z pokojów obok… pokrzykiwania o ogierach, skrzypienie drewna, sapnięcia i szelest słomy.
El ustawiła swój koszyk z zakupami na stole. Odrobinę nie wiedziała co ma robić. Spoglądała na Simeona wsłuchując się w odgłosy rozkoszy atakujące jej uszy.
- To co chcesz?- zapytał Simon odpinając miecze i kladąc je obok łóżka tak by były w zasięgu.- Robić? Pytać?
- Tak ! Tak ! Tak! - jeden głos był młody i energiczny i brzmiał jak… trochę jakby Fulla. Ale tylko trochę. Fulla nie była głośna. I z pewnością nie robiła takich rzeczy w takich miejscach.
El patrzyła na niego w zamyśleniu. Naprawdę chciała się w niego po prostu wtulić. Jednak ciekawość także nie dawała jej spokoju.
Odpięła płaszcz i ułożyła go na stole. Po chwili zabrała się też za rozpinanie gorsetu.
- Kto cię uczył walczyć z takimi bestiami? Czemu? - Zadawała pytania powoli odsłaniając swoje ciało.
- Mój opiekun. A powodów było kilka. Między innymi taki, że w zasadzie byłem stworzony do tego jako półkrwi…- zaczął mówić, ale przerwał. Za to nie przerwał obserwowania rozbierającej sie czarodziejki… sam też rozdziewając powoli.
- Mocniej ogierze, mocniej! - krzyki nie-Fulli trochę psuły nastrój.
- Półkrwi? - Dopytała El opuszczając spódnicę. Stała teraz przed kochankiem jedynie w bieliźnie i koszuli. Powoli zabrała się za rozpinanie tej drugiej.
Simeon bez pośpiechu rozbierał się do naga.- Jestem jak półelf… mieszańcem. Ale nie lubię o tym mówić.
- Nie zmuszę cię. - Powiedziała cicho, odkładając koszulę i stając przed kochankiem jedynie w pończochach.
- Wyglądasz ślicznie.- nie kłamał. Owacja na stojąco poniżej jego pasa potwierdzała jego słowa.
- Zostawić je? - Spytała przesuwając palcami po krawędzi pończoch. Widok Simeona sprawiał, że mimo strachu i tych wszystkich złych emocji, dziwnego otoczenia, czuła podniecenie. Wilgoć która już okrasiła jej kobiecość.
- Chyba ich nie zniszczę.- odparł ciepło Simeon i usiadł na łóżku przyglądając się kochance.- Co dalej? Co chcesz robić?
- Chciałam się dowiedzieć czego pragniesz. - El podeszła do niego i stanęła tuż przed mężczyzną. - Co lubisz? - Przyklęknęła na łóżku okrakiem nad kochankiem i jego uniesioną męskością.
- Twoje ciało, twoje oczy, pocałunki, twoje usta…- wymruczał hipnotyzowany jej bliskością.- … tam niżej.
- Taaaki duży… znów? Jesteś dzikusem.- jęk nie-Fulli rozbrzmiewał głośno przez cienkie ściany przybytku.
El opadła nieco delikatnie zahaczając swym kwiatem oręż kochanka. Czuła że coraz trudniej jej zapanować nad własnym oddechem. Piersi były napięte niemal bolesne.
- Chciałabym byś mnie także doprowadził do takich krzyków. - Wyszeptała rozpalonym głosem.
- Nie jestem pewien czy zdołam. - pochwycił ją mocno za biodra i zmusił do opadnięcia. Za szybko, za mocno… doznania, rozkoszy i odrobiny bólu niemal ją oślepiły czasowo. Z jej ust wyrwał się przyduszony jęk. Simeon nie był delikatny, nie dał jej czasu przywyknąć, jego żarliwie pocałunki na jej biuście mieszały się z kąsaniem jej skóry. Bestia… rozkoszna, ale bestia.
El nie powstrzymywała swego głosu. Pojękiwała coraz głośniej, czując namiętne pieszczoty. Zaczęła wwiercać się biodrami w wypełniającą ją męskość.
Pocałunki wielbiły jej podskakujący biust, gdy jej własne ciało instynktownie unosiło się i opadało na kochanka. Miała wrażenie, że wraz z rudowłosą krasnoludką wyśpiewują peany na temat swoich wybranków głośnymi jękami. Przez chwilę zapomniała, że Fulli w pokoju obok nie ma. A żar podbrzusza przyjemnie rozpalał prowokując do szybszego tempa, nawet jeśli zapierało dech w piersiach.
Elizabeth z całych sił ujeżdżała swego partnera nabijając się na jego oręż.
- T..tak… jeszcze! - Atmosfera sprawiła, że swobodnie wypuściła z siebie swój głos. - Mocniej!
Jęki Fulli dochodzące z drugiej strony tylko dodawały pikanterii tej sytuacji. Góra, dół, góra, dół… dłonie mężczyzny na biodrach, jego rozkoszny organ miłości… doznania zalewały zmysły, aż ciało El doszła intensywnie dochodząc wraz z Fullą… nie…. z właścicielką głosu bardzo podobnego do Fulli. El z trudem utrzymała tempo by doprowadzić kochanka. Czuła jak w jej głowie się kręci. Czy to rzeczywiście mogła być krasnoludka.. ta nieśmiała Fulla?

Łapiąc oddech Simeon w milczeniu przyglądał się dosiadającej go dziewczynie. Ta zaś wiedziała, że tylko w jeden sposób może dowiedzieć się prawdy. Podejrzeć osoby w pokoju obok. Bo przecież Fulla by się nie przyznała. Teraz jednak chciała doprowadzić mężczyznę, którego miała przed sobą. kochanka który tak ją fascynował. I kilka sekund później dopięła swego, poczuła jak drży, a potem poczuła jego dowód żądzy… także spływający po jej udach. Usiadła na kochanku delektując się ciepłem rozlewającym się po własnym wnętrzu.
- T..to cudowne. - Wyszeptała rozgorączkowanym głosem.
- To prawda.- jej kochanek czule pogłaskał ją po policzku. Odgłosy zza ścian dochodziły jeszcze. Także nie-Fulli, choć i ona była cichsza.
- To co teraz.- spytał Simeon opierając się na łokciach, gdy leżał pod nią.
- Możliwe, że źle o mnie pomyślisz, ale… umieram z ciekawości kto jest za ścianą. - El wskazała mężczyźnie kierunek z którego dochodził do niej głos Nie-Fulli.
- Twoja ciekawość sprowadzi na ciebie kłopoty.- wymruczał Simeon przyglądając się dziewczynie.
- Nawet nie wiesz ile już sprowadziła. - El zeszła z kochanka i podeszła do ściany by jej się przyjrzeć. Zupełnie naga oparła ręce na biodrach. Czuła się przy Simeonie.. jakoś niepokojąco swobodnie. Może dlatego, że już wiedział, że jest czarodziejką.
Niestety ściana choć cienka, była zbita z solidnych desek. Elizabeth nie dostrzegła żadnych szelin wystarczająco dużych, by można było dostrzec cokolwiek. Słyszała za to chichoty i pomruki dochodzące. Głos był Fulli, albo łudząco podobny. Brakowało w nim jej nieśmiałości i czuć było zalotność. Czy krasnoludka była taka, ukryta pod wychowaniem. Figlarna ciotka świadczyła o tym że tak mogło być.
- Masz może jakiś pomysł? - El odezwała się szeptem, odwracając się w kierunku Simeona. - Okno? Dziurka od kluczyka?
- Okno tak.. ale z przeciwnego budynku. Stamtąd można podejrzeć sąsiednie okno przez lunetę. Dziurka od klucza, raczej nie… pokoje są ciemne.- wyjaśnił mężczyzna siadając na łóżku i wodząc wzrokiem po nagim ciele El.- Pomysłów mam wiele, ale żaden związany z podglądaniem. Możesz też po prostu zapukać.
El zaśmiała się cicho.
- Cóż mogę pozostawić swoją ciekawość niezaspokojoną. - Oparła się plecami o ścianę i spojrzała lubieżnie na kochanka. - A ty jakie masz pomysły?
Mężczyzna podszedł do dziewczęcia i pochwyciwszy je za włosy dłonią odciągnął jej głowę do tyłu, całując wyeksponowaną szyję i piersi kochanki. Palcami sięgnął między uda czarodziejki mrucząc.
- Byłaś bardzo niegrzeczna… ciekawska. Może wypada cię ukarać, paroma klapsami w pośladki?
Elizabeth zamruczała czując dotyk na swym kwiecie.
- Możesz spróbować, ale.. obawiam się że będę jeszcze mniej grzeczna. - Wyszeptała rozpalonym głosem, patrząc na kochanka.
- Zobaczymy…- szeptał Simeon kąsając szyję dziewczyny i dotykając jej intymnego zakątka powolnymi ruchami palców. Pieścił i prowokał jej ciało dotykiem, sam rozpalając się widokami.
Czarodziejka powoli ocierała się biodrami o jego palce, opierając się plecami o ścianę. Czuła jak jej oddech znów robi się rozpalony. To było.. niesamowite. Simeon niby nie miał nikogo na stałe, a jednak zdawało się, że jest bardzo doświadczony.
Ta zabawa trwała chwilę nim Elizabeth usłyszała cichy władczy szept kochanka.- Oprzyj się o stolik rękami i wypnij tyłeczek.
Towarzyszyły temu namiętne jęki nie-Fulli, które znów robiły się głośniejsze.
- D.. dobrze. - El czuła się przyjemnie otępiała od ciepła i podniecenia. Podeszła do stolika i oparła się o niego przedramionami wypinając się w kierunku Simeona.
Mężczyzna podszedł do niej i..czuła jak wodzi palcami po jej lewym biodrze, ale prawe… poczuła uderzenie, mocne i bolesne… rozgrzewające. Klaps nie był delikatny, choć Simeon nie używał całej swojej siły.
El jęknęła głośno. Czuła jak ciepło od uderzenia rozlewa się po pośladku, udzie, jak rozgrzewa mocniej jej kobiecość. To było.. dziwne.
Jej jęki znów zaczęły się splatać z głosem nie-Fulli, jak i kolejnymi uderzeniami w miękkie pośladki. Pupa Elizabeth się zaczerwieniła, a Simeon rzekł do czarodziejki. - Teraz… cię posiądę.
I po chwili dłonie kochanka zacisnęły się na biodrach dziewczyny, a potem… El znów głośno jęknęła czując dziki szturm i kolejne silne ruchy bioder łowcy. Simeon nie traktował ją delikatnie...każdy jego ruch raził ją piorunem intensywnych doznań.
Jęki Elizabeth przerodziły się w okrzyki rozkoszy. Musiała mocno chwycić się blatu, by się nie przewrócić. Cieszyła się, że był to już ich drugi raz ich wspólna wilgoć wypełniająca jej wnętrze nieco łagodziła te szturmy.
Jej kochanek nie oszczędzał jej ni siebie. Zaciskał mocno dłonie, narzucał szybkie tempo wprawiając jej ciało w drżenie i wicie. Stół o który El się opierała trzeszczał. Każdy sztych wyrywał z jej ust głośne krzyki rozkoszy, aż do intensywnego spełnienia… i jego i jej. Opadając twarzą na stół El zerkała przez okno, na mrok rozpościerający się za oknami. Było już późno niestety. Musiała już wkrótce wrócić na uczelnię.

- Łóżko? Na chwilkę? - Spytała z trudem panując nad zachrypniętym głosem
- Dobrze.- Simeon wziął drżącą kochankę w ramiona i troskliwie ułożył ją na łóżku. I położył się obok niej.
El wtuliła się w niego zaciągając się zapachem kochanka.
- Będę musiała wrócić na uczelnię. - Mruknęła obejmując mężczyznę mocno. - Zdradzisz mi kiedyś półkim jesteś?
- Nie… może kiedyś.- odparł cicho kochanek wyraźnie pochmurniejąc. Cmoknął policzek El dodając.- To bolesna kwestia dla mnie.
- Więc nie będę dopytywać, ale pamiętaj, że jestem ciekawa. - Wymruczała czarodziejka i pocałowała mężczyznę w podbródek. - Wiesz, że teraz się ode mnie nie uwolnisz?
- Ta napaść pomiotów nie jest niczym niezwykłym dla mnie. - ostrzegł ją Simeon.
- I przyznaj, że nawet nieco ci pomogłam. - El uśmiechnęła się ciepło do mężczyzny.
- To prawda.- Łowca cmoknął czubek nosa Elizabeth. A potem jej policzek.
El pocałowała go w usta już odruchowo wsuwając język pomiędzy męskie wargi.
Pocałunek ten sprawił, że jego usta przylgnęły do jej warg. A dłoń pochwyciła za pierś dziewczyny ugniatając i masując władczo tę krągłość jej ciała. Było to przyjemne, ale czarodziejka wiedziała że nie ma czasu na kolejne figle.
- Simeon. - El oderwała się, jednak nie odepchnęła ręki kochanka. - Odprowadzisz mnie kawałek?
- Tak.- mężczyzna przerwał pieszczoty i usiadł na łóżku.
El usiadła obok niego.
- Jak mam cię znów złapać? Chodzić i pytać w całym Downtown? - Powiedziała żartobliwie poprawiając pończochy.
- Za trzy dni będę tam gdzie pokonaliśmy wampiry razem. Wieczorem.- zaproponował łowca.
- Dobrze. - El pocałowała go raz jeszcze w usta i wstała by się ubrać. Nakładając kolejne warstwy na swoje ciało, cały czas zerkała na kochanka, zastanawiając się jaka krew płynie w jego żyłach.

Simeon miał rację. Dziurka od klucza nie pozwoliła El dojrzeć kim była ich sąsiadka. Niestety ciekawość czarodziejki obeszła się smakiem. Ale dostała w “nagrodę” klapsa w wypięty pośladek, gdy Simeon usłyszał odgłosy kroków na schodach. W ten sposób odpędził ją od dziurki od klucza i uniknęli… co najmniej podejrzliwych spojrzeń. A Simeon okazał się miłośnikiem słodyczy i truskawek. Gdy tak wędrowali do przystanku tramwaju konnego Simeon przyznał się do tej słabości podczas długiej rozmowy. Kto by pomyślał że mroczny kochanek Elizabeth był łakomczuszkiem.
Spotkanie zakończyło się nieśmiałym pocałunkiem (z jej strony) w policzek, bo wszak widownia była zbyt liczna by pozwolić sobie na coś więcej. El wsiadła do konnego tramwaju i zakończyła przygodę w mieście.

 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline