Korzystając z chwili, kiedy liczmistrz zatrzymał swoją hordę, odskoczyli na całkiem sporą odległość, zagłębiając się w las. Daleko za nimi, w prześwitach między drzewami, między którymi wił się leśny dukt widzieli ostatnie z wozów, na których mieszkańcy Farigoule uciekali przed gniewem ożywieńców. Teraz mieli chwilę, by przeanalizować drogę jaką przebyli kilka dni wcześniej idąc w przeciwną stronę, z klasztoru. Znajdowali się w lesie, porastającym dolinę na całej szerokości i wspinającym się wysoko na zbocza; za lasem dolina rozszerzała się, a trakt rozdzielał. Karawana miała ruszyć trawersem wzdłuż zachodniego zbocza doliny, pokonać niewielki odsłonięty fragment stoku i znów skryć się w lesie, którym miała podążać aż do ponownego zejścia się szlaków, już na południe od wodospadu. Krótsza droga wiodła nadal prosto w dół, mniej więcej wzdłuż Vasseau, aż do wodospadu. Z tego co Grimm pamiętał, a bracia Lierre potwierdzili, w pewnym momencie ścieżka przebiegała przez wysokie skały i leżące nieopodal osuwisko. Takie miejsce mogło sprzyjać zorganizowaniu zasadzki.
Najważniejsze w tym momencie było to, aby uciekinierzy zdążyli pokonać odsłonięty fragment szlaku zanim szkielety i liczmistrz wyjdą z lasu. Było jednak jedno ale… Nikt nie miał pewności, że nekromanta posługuje się zwyczajnymi zmysłami. Istniało prawdopodobieństwo, że wyczuje uciekinierów, mimo że nie będzie ich widział i podąży ze swoją armią za nimi.
*
Poganiana przez Hectora i krasnoludy grupa wieśniaków dawała z siebie wszystko, ale i tak wozy posuwały się ślimaczym tempem. Z tyłu nie słychać było odgłosów walki ani pościgu, co sugerowało, że tylna straż nie została jeszcze ogarnięta przez szkielety.
- No nieźle daliśmy sobie radę we wsi – Cecil podszedł do siedzącej na skraju wozu Gwen i zagaił rozmowę. Na jego twarzy gościł wyraz pewności siebie. Bawił się ozdobnym sztyletem, o długim i szerokim ostrzu. –
Oby tak dalej. Wycofujemy się w porządku i bez paniki… No dalej, ludzie! – zakrzyknął machając bronią. –
Naprzód! Damy radę!
-
Może sobie panienka odpoczywać. Ja czuwam – mruknął, mrużąc oczy i wpatrując się w las po bokach duktu. Coś zaszurało między pniami. Albiończyk wzdrygnął się i skierował broń w tamtą stronę. –
Czy panienka słyszała? Cóż to było?