Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-02-2020, 13:20   #50
Zormar
 
Zormar's Avatar
 
Reputacja: 1 Zormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputację
ruid również zerknął w stronę przesmyku między dwoma skalnymi ścianami. Oczy miał podkrążone, a skórę bladą. Chwila spokoju jakiej zaznali w ich prowizorycznym schronieniu najwyraźniej nie ulżyła jego zmęczeniu, może wręcz przeciwnie. Następnie rozejrzał się po stokach, na których obecnie się znajdowali. Przestrzeń była tutaj otwarta, widzialnego schronienia nigdzie, a wiatr może i chwilowo zamilkł, lecz kwestią czasu było kiedy znów się zerwie.
Może JAS *khy* nię jaką znajdziemy – Twarz starca wykrzywiła się w grymasie.


Ivor z Xhapionem bez zbędnych słów ruszyli w obranym właśnie kierunku. Ich pochodowi przewodził śnieżny lis maga, którego białe futro pozwalało na doskonałe maskowanie się, a dodatkowo nie zapadał się on w świeżym śniegu. Ten zaś dźwięcznie trzeszczał pod ich stopami, które to grzązły głębiej niż wcześniej. Zdecydowanie gorzej przeprawa przez puch szła druidowi, bowiem osłabienie przedkładało się już nie tylko na jego zmysły, ale i ogólną sprawność. Niemniej parli dalej, aż wreszcie weszli do czegoś co można by nazwać korytarzem między górami. Zaspy zauważalnie ustąpiły, a grunt stał się wyczuwalnie twardszy. Zerwał się również lekki wiatr przeciągle hucząc między skalnymi ścianami. Wyglądało na to, że to miejsce bardzo sprzyjało wywiewaniu śniegu przez wiatry. Samo przejście z kolei wiło się niczym wąż raz za razem skręcając lub odbijając to w jedną, to w drugą stronę.

Co jakiś czas udawało im się nawet znaleźć szczeliny i niewielkie jaskinie, lecz wszystkie były szczelnie zasypane śniegiem. Przy jednej z nich zatrzymał się na chwilę Nevermore. Najpierw ją obejrzał i obwąchał, po czym zaczął kopać swoimi małymi łapkami. Jak na jego niewielkie rozmiary szło mu to nad wyraz sprawnie. Najwyraźniej zważywszy na klimat i warunki taka jego postać okazywała się bardzo przydatna. Niemniej zajęło mu to chwilę, a oni mogli dostrzec jak spod śniegu i fragmentów lodu wyłania się ciemny kształt. Xhapion ostrożnie podszedł bliżej i odgarniając kolejne fragmenty śnieżnej czapy dokopał się do znaleziska, dokładniej ciała.

Sczerniała sylwetka zwinięta była w kłębek i wyglądała tak, jakby skóra po prostu wyschła na kościach. W ich stronę spoglądały puste oczodoły. Trup odziany był w coś co wyglądało na futra oraz skóry, liczne elementy jego fizjonomii wskazywały zaś na to, że mógł być kimś z miejscowych plemion bądź osadników. Między zlanymi w jedną czarną masę elementami stroju oraz ciała można było dostrzec kawałki zwierzęcych kości, zapewne amuletów lub czegoś tego rodzaju. Cała trójka spojrzała po sobie, po czym Xhapion bez emocji zaczął grzebać przy lodowej mumii. Po chwili dołączył do niego Ivor.

Wszystko wskazywało na to, że nieszczęśnik zamarzł w tej jamie na śmierć i tak już w niej został, w swoim mroźnym grobie. Odzienie do niczego się rzecz jasna nie nadawało, tak samo jak większość rzeczy, które mógł przy sobie mieć. Niemniej udało im się znaleźć parę przedmiotów, które przynajmniej na pierwszy rzut oka wyglądały na sprawne. Był to zamarznięty na kość pęk liny, toporek oraz myśliwski nóż. Kiedy oglądali znaleziska Nevermore kopał dalej najwyraźniej zainteresowany jeszcze czymś innym. Rozkopawszy kolejne fragmenty śniegu odkrył on jedną z rąk nieszczęśnika, gdzie między zaciśniętymi na wieczność palcami coś było. Lis szarpnął raz i drugi, po czym kości wydały z siebie potępieńczy trzask. Palce zostały odgięte, a oni mogli dostrzec wisior, który wyobrażał wojownika z tarczą i uniesionym mieczem. Nie prezentował sobą nic specjalnego, prymitywna robota, lecz kiedy Ivor złapał go w dłoń przeszedł go bardzo delikatny, ale znajomy dreszcz magii.
Chodźmy już. Skryć się trza. – Zwrócił ich uwagę druid wpatrując się w niebo, po którym znów płynęły gęste, ciężkie chmury zwiastujące kolejną śnieżycę. Magowie zabrali więc co uznali za potrzebne i ruszyli dalej.


Kolejne godziny poszukiwań były bezowocne, bowiem nie mogli znaleźć ani jednego miejsca, które dawałoby im choć częściową osłonę przed pogodą. W ich głowach poczęły pojawiać się myśli o powrocie na poprzednią trasę, lecz szybko zrozumieli, że w tej chwili był to bardzo kiepski pomysł. Po pierwsze musieliby się cofnąć i stracić czas, a nawet jeżeli zdołaliby wrócić przed pogorszeniem się pogody albo zbliżającym się zapasem zmrokiem to nadal musieliby szukać miejsca na postój, a mogli go w ogóle nie znaleźć. Tutaj z kolei w najgorszym wypadku mieli przynajmniej ściany po obu stronach. Czarne myśli jedynie nasilały się kiedy z kwadransa na kwadrans nie mogli znaleźć nawet zasypanych śniegiem szczelin. Cień zalegający od jakiegoś czasu w górskim korytarzu zaczął robić się coraz ciemniejszy, a z nieba znów począł prószyć śnieg. Robiło się coraz zimniej i ciemniej, a ich ciała z każdą minutą robiły się coraz słabsze.

Kiedy zapadł już niemal kompletny zmrok Xhapiona coś tknęło, jakby radosna myśl. Wtem pojawił się Nevermore, który jakiś czas temu wysforował się do przodu z nadzieją na znalezienie schronienia. Pokazując by szli za nim ruszyli czym prędzej. Niestety druid oraz Xhapion potykali się o własne nogi ze zmęczenia i z uwagi na zalegający tam i ówdzie lód, lecz Ivor stanął na wysokości zadania. Dzięki swemu nadzwyczajnemu wzrokowi mógł śledzić lisa i ciągnąc za sobą pozostałych doprowadzić ich do celu. Tym zaś okazała się dość spora wyrwa w skalnej ścianie, która była częściowo przysłonięta przez zaspy i luźne skały. Gdyby nie pomoc lisa zapewne by ją przegapili. Kiedy Ivor do niej podszedł nagle ziemia uciekła mu spod nóg i jak długi wywalił się na lodzie. Stękając lekko i łapiąc się za obolałe plecy zdał sobie z czegoś sprawę. Lodu było tutaj o wiele więcej niż w innych miejscach. Dokoła było też pełno sopli. Ostrożniej niż jeszcze chwilę temu podszedł i wetknął do środka głowę. Mogło być to jedynie wrażenie wywołane osłonięciem od wiatru, lecz w tej chwili mógłby dać sobie palec uciąć, że czuł ciepło. Już sam fakt znalezienia jaskini był bardzo dobrym zrządzeniem losu, ale ciepło? Czyżby Tymora wreszcie się do nich uśmiechnęła? Nie chcąc zapeszać nie powiedział ani słowa tylko pomógł reszcie wejść do środka. Wprawdzie dobre schronienie mogło równać się z obecnością kogoś lub czegoś, lecz w tej chwili perspektywa ewentualnej konfrontacji prezentowała się zdecydowanie lepiej niż zamarznięcie na śmierć podczas nocnej śnieżycy.

Już kilka kroków w głąb wystarczyło by odczuć, że wewnątrz było cieplej niż na zewnątrz. Szli więc dalej, a nierówny tunel jaskini ciągnął się w dół. Schodzili kilka dłuższych chwil, aż w mroku poczęli dostrzegać jasną poświatę odbijającą się od kamieni. Ostrożnie, najciszej jak tylko potrafili, zbliżyli się i za zakrętem znaleźli wejście do bardziej przestronnej pieczary. Pierwszą rzeczą jaką przyciągnęła ich uwagę była zgromadzona wewnątrz woda, której tafla połyskiwała zielonkawym blaskiem. W powietrzu czuć było mieszankę woni skał, pary oraz grzybów. Rozglądając się podnieśli wzrok i zobaczyli, że na suficie pomiędzy stalaktytami lśniły zielonkawo kępki czegoś co wyglądało jak mech lub coś zbliżonego.


Owładnięci zastanym widokiem dopiero po dłuższej chwili zdali sobie sprawę, że kozica była niespokojna. Poszukując źródła jej zachowania znaleźli czerwone kropki i krótkie smugi, w których z miejsca rozpoznali krew. Była już zaschnięta, ale mimo wszystko świeża. Łapiąc za broń i przygotowując gesty do zaklęć postąpili bardzo ostrożnie parę kroków na przód, by za dużym środkowym filarem zobaczyć długą, połyskującą od wilgoci sylwetkę. Z łba wyrastały jej dwa przeciwstawnie skierowane zakręcające się rogi, a na czole delikatnie odbijała światło kryształopodobna narośl. Ciało pokryte było fioletowo-czarną łuską i jaśniejszymi kłębami futra, jednak w wielu miejscach, niemal na całej swej długości, wyglądały na naruszone. Łuski były powyginane lub poodpadały całkowicie odsłaniając zaczerwienioną, opuchniętą skórę, a futro było ewidentnie nadpalone. Dwa czerwone ślepia wbiły się w nich. Przednie, zaopatrzone w szpony łapy zauważalnie napięły się. Z pyska bestii wydobył się zaś przeciągły warkot o zmiennej głośności i brzmieniu. Ivor i Xhapion zerknęli po sobie nawzajem. To coś mówiło, a dokładniej posługiwało się smoczą mową. Rzekło zaś: “Zzzostawcie… mmmnie…”.





 

Ostatnio edytowane przez Zormar : 21-02-2020 o 13:25.
Zormar jest offline