Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-02-2020, 17:00   #7
Ayoze
 
Ayoze's Avatar
 
Reputacja: 1 Ayoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputacjęAyoze ma wspaniałą reputację
Ojciec Brimfeld wrócił za biurko i gdy rozsiadł się wygodnie w fotelu, zaczął odpowiadać na pytania.
- W ostatnim liście pisał to, co zwykle: o tym, jak mu się żyje w Munkenhof, czy dostrzega jakieś zagrożenia. Nie dostrzegał, wszystko było w porządku. Żadnych przesłanek, bym poczuł, że coś jest nie w porządku. Z tego, co wiem, nie miał żadnych wrogów, był bardzo poważany w Munkenhof - odpowiedział Laurze i Grecie. - Brat Pieter jest wysokim, szczupłym mężczyzną o czarnych, poprzetykanych siwizną włosach, lat około czterdziestu. Nosi zadbaną brodę i wąsy, no i oczywiście szaty kapłańskie. Nie będziecie mieć trudności z jego rozpoznaniem.

Przeniósł wzrok na Hildebranda i Bastiana.
- Świątynia i cmentarz znajdują się w lesie, kawałek od Munkenhof. Sam budynek jest stary, kilkusetletni; stanowił kiedyś ośrodek wiary dla wielu okolicznych wsi, których wtedy na tych terenach było znacznie więcej, niż dzisiaj. Obecnie służy jedynie wiosce Munkenhof i w zasadzie tylko tyle go wyróżnia. Cmentarz jest spory, ale jak mówiłem, chowano na nim wielu wiernych w zamierzchłych czasach. Czasach, które nie były spokojne i dochodziło tam do różnych przykrych incydentów z nieumarłymi. O wampirach nic nie wiem, nie zagłębiałem się w notatki na temat Munkenhof aż tak bardzo, gdyż mam wiele różnych spraw na głowie, z którymi muszę być na bieżąco. W każdym razie musicie być ostrożni, gdyż nie wygląda mi to zwykły brak kontaktu.

- Wizja była dość... - Kapłan zawiesił na chwilę głos, szukając odpowiedniego słowa. - sugestywna, dlatego postanowiłem, że do Munkenhof wyruszycie w piątkę. Nie zwykłem dzielić się snami, które zsyła na mnie sam Pan i teraz również tego nie zrobię. Jak już jednak mówiłem, zachowajcie wszelką ostrożność i miejcie uszy oraz oczy szeroko otwarte. Na naszych ziemiach nie wszystko czasami zdaje się być takim, jakim jest w rzeczywistości, ale to już chyba wiecie. Sama wioska leży sześć dni stąd, na południowy wschód od Bechafen. Mój zastępca, ojciec Siedschlag pokaże wam, gdzie dokładnie znajduje się na mapie. Jako, że nie mam nic więcej do przekazania, zbierajcie się do drogi. Śniadanie będzie czekać na was w jadalni. Sprawdźcie, co dzieje się z bratem Pieterem, naprawcie ewentualne trudności i wracajcie cali i zdrowi do Katedry.
Po tych słowach gestem dłoni wskazał drzwi, dając znak, że rozmowę uważa za zakończoną.


Zabraliście najważniejszy ekwipunek i po śniadaniu ruszyliście w drogę. Do Munkenhof wiódł główny szlak kupiecki z Bechafen do Heffengen, przed miasteczkiem Reitwein należało udać się drogą na wschód, pokonać wąski most na Górnym Talabeku i podróżować dalej szlakiem przez Gryfoni Las, co też uczyniliście w pierwsze dwa dni. Minęliście w tym czasie tylko jedną karawanę kupiecką, solidnie chronioną przez grupę najemników. Szlaki w Ostermarku nie miały dobrej opinii i nie chodziło o mutantów, zwierzoludzi czy banitów. Nawet oni się tutaj nie zapuszczali. Chodziło o krzyki w nocy, tam, gdzie nikogo nie ma, o trzepot skrzydeł, gdy nie było ptactwa. Każdy mieszkaniec wiosek i miast bał się tych, których nie można było zabić.

Nieumarli byli prawdziwą zmorą Ostermarku. Przodkowie wstawali z grobów, by szukać żywych. Nie czuli bólu, głodu ani zmęczenia. Żołnierze idealni, wykonujący bez zająknięcia rozkazy swoich mrocznych mistrzów. A ich władcy? Wampiry, nekromanci i czarodzieje-renegaci. Każdy tutaj wiedział, że ich domem była Sylvania, kraina między krainami na południu Ostermarku. Ziemie wampirzych władców pełne były wielkich, czarnych zamczysk, a wokół nich rozciągały się bezkresne cmentarze i wieczna ciemność. Nikt nie śmiał tam wędrować, nawet hordy Chaosu omijały to miejsce. Można było bez wątpienia stwierdzić, że ludzie nauczyli się żyć z myślą i przeświadczeniem, że za oknem mrok nie ma końca.


Podróż póki co mijała spokojnie. Trzeciego dnia pogoda popsuła się - lało od samego rana, jakby sam Taal chciał wypłukać całe zło z tych ziem, a ostrym opadom deszczu towarzyszył zimny, jesienny wiatr. Las był mroczny i cichy, wąska ścieżynka prowadząca was do celu zamieniła się w błotnistą breję, po której ciężko się szło. Deszcz zelżał tylko na kilka chwil w ciągu dnia, a wraz z nadejściem zmierzchu przybrał na sile, zamazując obraz okolicy. Mimo to, po prawej stronie, w lesie, Laura i Manfred dostrzegli jakąś polanę i dali znać pozostałym. Zdawało wam się, że mignął na niej jakiś jaśniejszy kształt. Coś dużego, co jakby leżało na polanie, szybko roztopiło się w mroku między pniami. Podeszliście tam, dostrzegając duży, zarośnięty zielskiem dół. Spoza trawy dojrzeliście biały błysk.

Poświeciliście w dół, by odkryć długą kość, na której zauważyliście ciemne plamy. Z pewnością była to krew, jednak nie potrafiliście dociec, czy ludzka, czy zwierzęca. Coś jednak nie podobało wam się w tym gnacie - kość była złamana, rozłupana w dziwny sposób. Z tego, co zauważyliście, w dole, przykryte rozmiękłą, mokrą ziemią znajdowało się jeszcze trochę szczątków, jednak by mieć całkowitą pewność, że należały do człowieka, trzeba było je sprawdzić. A to wiązało się z grzebaniem w błotnistej ziemi. Niektórzy z was jednak wiedzieli, że jeśli to był człowiek, nie mogliście zostawić go bez stosownego pochówku, choćby tu, na polanie, przy zacinającym, zimnym deszczu.

 
Ayoze jest offline