Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-02-2020, 19:18   #24
Lechu
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
Smile Przy współpracy z MG

Sierżant Reynolds chyba myślał, że JJ będzie należał do tych co narzekają na porządne rozgrzanie. Technik co prawda nie był najtwardszym czy najbardziej wysportowanym Marines w korpusie, ale nie był też jakąś miernotą. Kapral Jones miał solidne podstawy jednak jego serce było zdecydowanie bliżej mózgu aniżeli mięśni nóg czy bicepsów. Kiedy inni zaprawiali się ponad obowiązkowe minimum on wolał trenować umysł czytając, rozwiązując zadania matematyczne, kodując lub składając roboty. Jacob wcale nie narzekał na bieganie wokół hangaru, a mógłby biorąc pod uwagę, że przełożony zabrał go na zbieranie wojskowych racji i atomówek po starym magazynie. To jednak nie pasowało do żołnierza, który podczas biegu przypominał sobie warstwy modelu sieciowego OSI…

Idąc śladem plutonu Bravo inni też zaczęli biegać i drzeć ryje w stylu znanym tylko Marines. JJ wykorzystywał zamieszanie do treningu skupienia. Musiał sprawnie myśleć pomimo wysiłku, rozpraszania i migających to tu, to tam krągłości damskiej części zespołu. Jacob - jak niemal każdy Marines - kochał adrenalinę. Inni buzowali podczas walki wręcz albo ostrzału, on natomiast wolał pokonywać zabezpieczenia, wysadzać, hakować i modyfikować urządzenia czy maszyny.


Kapitan Dimond potrafił nakierować żołnierzy na odpowiednie tory. JJ wątpił aby każdy z nich rozumiał, że w ich misji chodziło przede wszystkim o ratowanie ludzi i ich dobytku, a nie wybicie Xeno nie zważając na straty w ludności cywilnej. Dyrektor da Silva wyglądała na twardą babkę, ale żaden podręcznik czy szkolenie poparte pięknym, kolorowym pokazem slajdów w wygodnym, korporacyjnym biurze nie były w stanie jej przygotować na to co się stanie. Sprawa miała się zapewne inaczej z jej ochroną, której priorytetem było życie klienta. Mulatka nie miała łatwego zadania, bo mimo iż pomiędzy jej klientką a potworami stanie kilkudziesięciu obwieszonym sprzętem Marines to nie stanowili oni bariery nie do pokonania. Nie dla Xenomorfów.

Kiedy w hangarze rozpoczęły się ostateczne przygotowania JJ z uśmiechem odetchnął. Wśród ryku silników, warkotu suwnic i syku pomp hydraulicznych technik czuł, że żyje. Z nadzieją na ratowanie życia Jones pobrał nadmiarowe MRE oraz wodę. Żołnierz miał nadzieję, że uda im się uratować jak najwięcej ludzi chociaż po krótkim przestudiowaniu historii i zwyczajów Xeno wiedział, że ostatni tydzień kolonii malował się w ciemnych, kurewsko nieprzyjemnych barwach.


Jacob stanowił techniczne zaplecze plutonu. Na polecenie swego skośnookiego przełożonego Jones zaczął walkę z konsolą podpiętą do głównych wrót kompleksu. Algorytm zabezpieczeń nie był dziurawy. Jego konstruktorzy odrobili lekcje, ale nie przeszkodziło to najlepszemu hakerowi korpusu dostać się do środka. Po chwili oczekiwania wrota stały otworem wyrzucając na stojących najbliżej żołnierzy obłoki śmierdzącego, stęchłego powietrza.

Pierwszym co udało się dostrzec w panującym wewnątrz budowli półmroku były spore plamy zakrzepłej krwi. JJ wraz z resztą swojej grupy bez wahania wszedł do środka. Technik był czujny chociaż jego wzrok przyciągały pozamykane przez system bezpieczeństwa śluzy. Brak dostępu działał na hakera jak płachta na byka.

Grupa “Shini Hiry” udała się na lewo, po czym Azjata zagonił JJ do otwierania - na początek - wrót w korytarzach, blokujących dalszą drogę. Jones bez wahania zabrał się do roboty i… wnerwiające “beeep”, oznajmiające porażkę Technika, doprowadziło do uniesienia jego jednej z brwi. Kapral Jones nie pierwszy raz przegrał w starciu z mechanizmami bezpieczeństwa kolonii. Magister Cybernetyki odczuwał coraz większe zaciekawienie względem prowadzonych na planecie działań naukowych.

- Jacooob - mruknął Shinichi, po czym pokręcił głową.


- Tak wiem. Już się poprawiam. - rzucił z małym uśmiechem Jones błyskawicznie podejmując kolejną próbę obalenia mechanizmu bezpieczeństwa wrót.

Po chwili oczekiwania, bez wiercących w mózgu dźwięków, wrota otworzyły się, a JJ z satysfakcją spojrzał na swoje dzieło. Żołnierzom ukazał się słabo oświetlony, pusty korytarz. 20 metrów dalej było widać kolejne takie wrota, do tego pojawiły się drzwi po prawej i lewej, pewnie do jakiś pomieszczeń. Krok po kroku, czujne rozglądanie się, używanie Motion Trackera, z prawej na lewą, za osłony, przykucnąć, zabezpieczyć teren, przepuścić kumpla, do przodu… i tak w kółko. Cisza, pustka, zatęchłe powietrze, nieco śmieci na podłogach. Nigdzie żywej duszy, nigdzie Xeno.

Kapral Jones nie miał nic lepszego do roboty jak słuchać rozkazów Starszego Kaprala. Mimo iż chwilami przypominał tego samego wesołka co zwykle to swoją robotę wykonywał jak najlepiej potrafił. Zabezpieczenia kolonii zadziwiały doświadczonego technika, który z ledwością kontrolował swoją niezdrową ciekawość. Kiedy coś zaczynało go “jarać” JJ nakręcał się nadstawiając uszu, wytężając wzrok i umysł, aby tylko poznać coś nowego i rzadko spotykanego.

Drużyna skierowała się ostrożnie do drzwi bocznych po lewej stronie. Jacob zastygł słysząc wieści o kontakcie z nieprzyjacielem. Początkowo spokojna, a nawet ospała misja ratunkowa, zaczynała przeobrażać się w krwawą jatkę.

- Zespół Bravo 3 natrafił na stado Xenomorfów... - technik wydukał bez emocji spoglądając na swoich towarzyszy. JJ miał nadzieję, że Marines w opałach nic nie będzie. Martwił się, ale nadal potrafił skupić na własnym zadaniu.

- Pewnie przydałoby im się wsparcie. - powiedział Jacob patrząc na Azjatę. - Zapytajmy szefa zanim opuścimy swój sektor. - zaproponował Kapral słysząc potężną kanonadę. Ten żołnierz dawno nie strzelał do wroga. Poza tym był ciekaw czy w starciu z Xeno puszczą mu nerwy. Bez wątpienia nie wszyscy z jego kompanów zachowają zimną krew.
 
Lechu jest offline