Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-02-2020, 23:07   #13
Kesseg
 
Kesseg's Avatar
 
Reputacja: 1 Kesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputacjęKesseg ma wspaniałą reputację
Kiedy wrócił do Noctrum, oczekiwała go. W innej sukni, z nową fryzurą i pachnąca perfumami. Ale wciąż z tym samym, zimnym spojrzeniem i wypracowanym, pustym uśmiechem.
- Jak przebiegło spotkanie, mój drogi? - zapytała ze zwykłą uprzejmością, chociaż tym razem w jej głosie dało się doszukać nutę szczerej ciekawości. A może się to tylko Ethanowi wydawało…

Wpadł do niej jak burza. Spodziewał się. Sam nie wiedział czego się spodziewał. Mumi? Wilkołaków?
Spojrzał na nią wyglądała na gotową. A.. no tak obiecał jej.
- Było okey. To całkiem mili goście. I… - przeniósł wzrok na jej zimny uśmiech i krew krążąca w jego ciele jakby stanęła, ale wziął się w garść i jakoś zmusił się do tego by się uśmiechnąć i powiedzieć to co miał jej do powiedzenia.
- I… Ja chyba nie słuchałem Cię zbyt uważnie. Do głowy mi nie przyszło że jest tauk źle. Na serio nie możesz tu zostać sama śliczna. Jedź do mnie! Będę Cię traktował jak królową niczego ci nie będzie brakować. - Podał jej wiadomość, którą miał przekazać.
- Jesteś pewna że chcesz teraz iść do tego muzeum? Sam już nie wiem czy poruszanie się po mieście jest bezpieczne. Ale - wtrącił szybko bojąc się ją rozgniewać - oczywiście obiecałem Ci i jak mimo wszystko chcesz iść to pójdziemy.

- Mój drogi, nie pozwolę, aby strach przed niebezpieczeństwem uczynił mnie więźniem we własnym domu, a już tym bardziej, w cudzym domu. Doceniam twoją propozycję, wiem, że wynika ze szczerej troski, ale muszę odmówić. A teraz jedźmy już.

Muzeum miejskie Vice City było nietypowym miejscem. Większość mieszkańców nawet nie wiedziała, że istniało. Nawet ci, którzy mijali je każdego dnia, jadąc do pracy w Downtown, rejestrowali je podświadomie jedynie jako "ten stary, niepasujący stylem budynek, który już dawno powinni wyburzyć, żeby zrobić miejsce pod kolejny wieżowiec". Byli jednak i tacy, którzy doceniali jego istnienie i zamknięte w nim zbiory dokumentujące całą historię miasta i okolicznych terenów. Była sekcja poświęcona plemionom indiańskim, które żyły tu przed przybyciem białego człowieka. Kolejna opowiadała o życiu kolonistów i plantatorów. Trzecia obejmowała późniejszą historię miasta, aż do współczesności. A ostatnia, w prawym skrzydle, pozostawiona była na wystawy gościnne. Takie jak aktualna prezentacja staroegipskich mumii, narzędzi, broni, ozdób i innych artefaktów, dzięki której postanowiono pozostawić muzeum otwarte całą dobę, licząc, że uda się zwabić jakichś zagubionych turystów.
Ochrona oczywiście była profesjonalna. Bramki kontrolne, sprawdzanie toreb i plecaków, czasami nawet przeszukanie, gdy ktoś wydał się strażnikom szczególnie podejrzany. Oczywiście Marlo i Noctrum nie mieli takich problemów. Zostali wręcz przyjęci z honorami, co było zasługą Czarnej Damy, która była jednym z dobroczyńców muzeum.
- Czy kiedykolwiek byliśmy tutaj razem? - zapytała nieco zamyślona Toreadorka, gdy już została sama ze swoim potomkiem.

- Ja… Nie… Nie wiem śliczna. - powiedział rozglądając się nerwowo na wszystkie strony. To co powiedział Rosenberg o chodzących mumiach teraz w tych okolicznościach wydawało się być przerażająco rzeczywiste. Nie podobało się mu ani to miejsce ani cały ten cały stary budynek z dziwnymi, martwymi przedmiotami. Spojrzał ponownie na Noctrum. Ile ona mogła mieć lat? Potrząsnął głową. Nieważne.
- Słońce to miejsce jest naprawdę... - szukał słów - klimatyczne, ale no może przyspieszymy kroku, rzucimy oka na tą mumie i pojedziemy do mnie, co? Dam ci coś ciepłego do picia i odpoczniemy…

- Absolutnie wykluczone! - zaprotestowała stanowczo. - Skoro już tu jesteśmy, zamierzam wykorzystać tę okazję. A ty będziesz mi towarzyszył.
Wzięła Marlo pod ramię i intencjonalnie wolno ruszyła przez korytarze bydunku. Przez pomieszczenia poświęcone kulturze rdzennych amerykanów przeszła nie zatrzymując się. Nawet naturalnych rozmiarów plastikowa rzeźba przedstawiająca legenarnego człowieka-rekina nie przykuła jej uwagi na dłużej, czego Ethan nie mógł zrozumieć, bo mu wydawała się czymś niespodziewanie fascynującym.
Wystawa dotycząca pierwszych kolonistów spotkała się z podobnym potraktowaniem. To akurat Ethana ucieszyło, ponieważ rywalizacja między Hiszpanią, Francją i Anglią o wpływy na Florydzie zupełnie go nie interesowały.
Kolejne pokoje poświęcone były funkcjonowaniu plantacji i tu Noctrum zaczęła zatrzymywać się co chwila, opowiadając swemu potomkowi różne szczegóły i ciekawostki dotyczące uprawy bawełny czy zwyczajów ówczesnej arystokracji, omijając skrzętnie tematykę wykorzystywanych do pracy ciemnoskórych niewolników.
Przeskoczywszy dział poświęcony Wojnie Secesyjnej i późniejszemu kryzysowi społeczno-gospoarczemu, oprowadziła Marlo po kolejnej wystawie omawiając ponowny rozwój wielkich gospodarstw rolnych, plantacji tytoniu, sadów cytrusowych i hodowli bydła. Po krótce wspomniała o ciężkich czasach Wielkiej Depresji, by ożywić się, gdy dotarli do miejsca omawiającego boom gospodarczy z okresu II wojny światowej, kiedy to Floryda stała się głównym centrum szkoleniowym amerykańskiej armii. Rozpamiętywała te czasy z wyraźnym zadowoleniem, które powoli znikało w miarę jak ostatnia wystawa omawiała rozwój turystyki i nasilanie się imigracji, głównie z obszarów Kuby i Haiti.
- Prawie jedną piątą Vice City stanowią slumsy Małej Havany i Małego Haiti - powiedziała, marszcząc nos jakby poczuła nieprzyjemny zapach. - A to tereny, gdzie niegdyś znajdowało się stare miasto, zanim zostało zmiecione z powierzchni ziemi przez huragany 26' i 28' roku. Pozostały po nim tylko resztki dawnego fortu, które rozebrano przy budowie lotniska i bazy wojskowej. No i kościółek w centrum Małej Havany. Nie wspomniałam o tym, gdy przechodziliśmy przez wystawę pierwszych kolonistów, ale związana jest z nim pewna legenda. Rzekomo było to miejsce, w którym można było spotkać "święte dziewczę", młodą, piękną dziewczynę, dziecko jeszcze według dzisiejszych standardów, która została pobłogosławiona przez niebo wielką mądrością i darem widzenia przyszłości. Podobno też w ogóle się nie starzała… Mogła być jedną z nas. Może z jednej nieistniejących już linii krwi. Zawsze się zastanawiałam, czy to możliwe, by jeszcze gdzieś tam była, trwając w uśpieniu, przez całe dekady… Jak myślisz?

Kiedy Noctrum wyraziła swoją wolę Marlo nie pozostawało nic więcej jak tylko się z tym pogodzić. I… Chwilę zastanawiał się czy może mógł to trochę lepiej rozegrać, ale nic mu nie przychodziło do głowy. Chciał się napić… Nie to, że potrzebował, po prostu łatwiej byłoby mu to jakoś przetrwać. Zrobił w końcu dobrą minę do złej gry bo co mu zostało?
I… Nawet ciekawe rzeczy tu mieli. Jak ten człowiek rekin. Wyglądał tak… Realnie… Przykuwał wzrok. Marlo poczuł jak po jego krzyżu rozchodzi się mrowienie któremu poddał się bez oporu. Nie przypuszczał, że zafascynować może go zwykła rzeźba. Stał tak przez chwilę zanim przeszło mu na tyle, by Noctrum mogła go pociągnąć dalej.
I słuchał jej. Tego co mówiła. Zastanawiając się czy dałby radę żyć w takim świecie. Bez komputerów, bez elektronicznej muzyki. Ba! Bez prądu! To musiał być jakiś koszmar! W końcu zaczęła mówić o “cud dziewicy” i teraz chyba oczekiwała jego odpowiedzi.
-No nie wiem śliczna, no ale jeśli byłaby wampirem to nie wiem czy chciałaby mieszkać w kościele. Ja bym na przykład nie chciał. No i co z jedzeniem. Ej… - przyszła mu do głowy pewna myśl.
-A może była energetycznym wampirem. W ogóle są energetyczne wampiry? - zapytał nagle ożywiony.

Noctrum spojrzała dziwnie na swojego towarzysza, ale zamiast złośliwego komentarza, powiedziała ostrożnie:
- Nic mi na ten temat nie wiadomo. Brzmi to nieprawdopodobnie, ale w Świecie Mroku, w którym przyszło nam funkcjonować, nieprawdopodobne może łatwo się okazać prawdziwe. Często w legendach, nawet tych miejskich, można znaleźć ziarna prawdy.
- Jeśli zaś chodzi o relację między naszym rodzajem a kościołami, to rzeczywiście, są tacy, którzy alergicznie reagują na święte symbole, ale nie jest to regułą. W czasach średniowiecznych aż dwa klany były blisko powiązane z katolickim kościołem: Lasombra, władcy cieni, których zdegenerowani potomkowie stanowią większość Sabbatu; oraz Kapadocjanie, klan którego tylko jedna linia krwi przetrwała do współczesnych nocy i którą możesz znać jako klan Giovanni. A skoro już o nich mowa, to unikaj ich. Mogą się wydawać inteligentni i wyrafinowani, ale to tylko maska pod którą kryją się twarze zdrajców, morderców i złodziei.

Marlo pokiwał głową.
-Ja tam w ogóle nie czaje katolicyzmu. To całe umartwianie się i samokatowanie, że się jest złym nawet jak się jest świętym. Bez sensu. No ale co kto lubi. - Dodał na koniec pojednawczo i… Zainteresował się kiedy usłyszał o Sabacie.
- A skąd się wziął ten cały Sabat? Tak z dnia na dzień odwalili część naszych? A może był jakiś powód? Plamy na słońcu albo coś… - zapytał skrobiąc się po głowie.

- Sabbat? Kiedy powstała Camarilla zaproszono do niej wszystkich wartościowych Spokrewnionych. Pozostałych: zbyt szalonych, zbyt zdeprawowanych, zbyt nieposłusznych, pozostawiono na śmierć na stosach i w katowniach Inkwizycji. Jednak nie wszyscy tam trafili. Kierowani nie intelektem, lecz zwierzęcym instynktem wymykali się prześladowcom i łączyli w grupy zwane, moim zdaniem niezwykle trafnie, "sforami", bo byli niczym dzikie, bezpańskie, wygłodniałe psy. I te Sfory właśnie, luźno ze sobą współpracujące... albo i nawet nie, bo niektóre to i między sobą się wadzą, walczą i mordują… nazwano "sabatem", zlotem demonów, czarownic i wszelkiego plugastwa. Też odpowiednio.

Marlo zmarszczył brwi gdy to usłyszał. Ten cały Sabat miał naprawdę dobre powody do tego by ich nienawidzić. No ale trudno co się stało się nie odstanie. Postanowił więc zmienić temat.
- A tych Giovannich nie kojarze. - wzruszył ramionami.
-Zresztą jak są nadęci i silą się na kiepsko pojętą “elokwencje” to obchodzą mnie tyle co wczorajszy śnieg. No… Bo... Hmn… widzisz śliczna. - zaczął nagle zapalają się i uśmiechając się szeroko.
- Mnie interesuje pasja, życie, działanie, energia. Siła. Dynamizm. Kontrasty. Takie coś co działa na uczucia. Jakoś przemawia do duszy. Serio jak żyje nikt mi do rozumu nie przemówił a do uczuć zawsze. - rozejrzał się znowu po muzeum.
-To miejsce… No nie wywołuje pozytywnych emocji. Powiedziałbym wibracji, jakbym wierzył w coś takiego. I… - był w sumie trochę spięty więc postanowił zapytać.
-Słońce… Może zadzwoniłbym szybko do jednej ze swoich przyjaciółek co? Nawet… Nawet nie musiałbyś na nią patrzeć. Jestem jakiś spięty, a one wiesz... pomagają mi się rozluźnić…W ogóle… - dodał nagle szybko chcąc jednak zmienić temat.
-To myślałem żeby kupić sobie psa. Myślisz że to dobry pomysł? - Już nie był zupełnie pewien, czy powinien mówić przy niej o “innych kobietach”.

Noctrum westchnęła ciężko.
- Jeśli nie ma innej możliwości to wezwij swoją "przyjaciółkę" i nasyć się. Byleby nie na moich oczach. Będę cię oczekiwała na wystawie egipskiej. Dołącz do mnie, gdy już będziesz gotowy…
Obróciła się, ale zanim odeszła, dodała jeszcze:
- A pies to bardzo dobry pomysł. Może nauczy cię to odpowiedzialności.

-Słońce ja jestem odpowiedzialny! Zarządzam rozległym kompleksem hoteli i dbam o lepsze jutro całego miasta! - powiedział uśmiechnął się szeroko i szybko się oddalił na stronę by móc wykonać telefon. Grass miał przy sobie jak zawsze potrzebował tylko nośnika. Szybko wybrał jeden z piętnastu numerów i nie musiał czekać dłużej. Odezwał się senny kobiecy głos. Oblizał wargi. Głód się zaostrzył. Szybko powiedział gdzie jest i że potrzebuje żeby przyszła. Może użył sformułowania że jej potrzebuje. No bo przecież potrzebował nie? Nie kłamał. Wyłączył się i czekał. Chciał by była już tu. Natychmiast! Minuty mu się dłużył a przecież przyjdzie mu poczekać z pół godziny co najmniej. A gdyby tak… zaczął prześlizgiwać wzrokiem po ochronie. Namówić któregoś z nich by z nim zapalił… Przycisnąć by czynność powtórzył jak będzie trzeba kilka razy aż nie będzie w stanie dokładnie ogarnąć tego co się dzieje wtedy weźmie co jego. Już nawet wybrał sobie cel. Przy nim każdy z nich wyglądał raczej mizernie ale i tak wybrał najsłabszego zaczął iść w jego stronę. Ale drogę zagrodziła mu wychudła kobieta o ciemnych, podkrążonych oczach. Chwile mu zajęło zanim ją poznał. Jego fanka. Nie wyglądała zdrowo, ale on był po prostu głodny. Chwycił ją za rękę i zabrał do toalety. Wyciągnął grass ale ona pokręciła głową. Powiedziała że zapaliła przed wejściem. Przysunął się do niej węchem sprawdzając jej ubranie. Wyczuł znajomą woń. Chwilę gładził jej szyje nakazując sobie by miarowo oddychać w końcu delikatnie wgryzł się w nią mrużąc oczy z zadowolenia. Miał wziąć tylko parę łyków, ale zapomniał się i przerwał dopiero wtedy gdy poczuł jak serce jego Funki zaczyna nerwowo trzepotać. Szybko zalizał ranę biorąc ją omdlała na ręce. Ożywiony czuł jak i jego serce zaczyna nerwowo łomotać. Niestety nie miało to nic wspólnego z euforią. W końcu oddał ją strażnikowi którego sobie przedtem upatrzył. Powiedział że widział jak zasłabła i żeby wezwał karetkę po czym szybko się stamtąd oddalił. Nagle zapragnął być w towarzystwie Noctrum. Ona rozumiała to co robił nie oceniała go. Na pewno go kochała! Musiała go kochać! Poszedł w końcu do tej przeklętej wystawy egipskiej. Pragnąc mieć to za sobą. Stopniowo całe jego ciało ogarniało przyjemne odrętwienie.
 
__________________
Voracity - eng cover (Overlord 3 season OP)
Kesseg jest offline