Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-02-2020, 20:26   #18
Rot
 
Rot's Avatar
 
Reputacja: 1 Rot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputację
Po chwili w słuchawce odezwał się męski, pewny siebie i wyraźnie rozbawiony głos.
- Hej, Phil, niech zgadnę… dzisiejszy deal nie poszedł zgodnie z planem i potrzebujesz kogoś do pomocy przy sprzątaniu? Bez obaw, ekipa już się zbiera. Odbiorą przy okazji moją dostawę, więc miej ją przygotowane, jasne?

Marlo uśmiechnął się lekko i szybko wyprowadził rozmówcę z błędu.
-Nie rozmawiasz z Philem tylko z Ethanem Grimem przyjacielu. A sam Phil ma się dobrze. - spojrzał na leżące trupy.
-Ale cóż… prawidłowo założyłeś że jest co sprzątać. - potarł się po karku postanawiając przejść do rzeczy.
-W każdym razie sprawa wygląda tak, że Phil udostępnił mi ten numer ponieważ mam problem który wymaga szybkiego i zdecydowanego rozwiązania. A to może odbić się nieco na… hmn… Infrastrukturze miejskiej. On teraz nie chce działać bez zielonego światła a ja muszę tą sprawę zakończyć szybko i definitywnie dlatego teraz rozmawiamy. - potarł czoło tak ciągle był głodny.

- Phil dał ci mój numer? - głos spoważniał. - Powinien być… ostrożniejszy. Ale cóż zrobić, Phil to Phil - westchnął. - Ty zaś, Ethanie Grin z klanu Toreador, jakiż to masz problem, że wymaga on rozwiązania tak szybkiego i zdecydowanego, że poziom szkód infrastruktury miejskiej odstrasza nawet Boomshine'a? Może uda się całą sprawę załatwić w mniej szkodliwy dla Maskarady sposób? - zasugerował.

-Nie wiem. Nie sądze. Wyrwali mi drzwi z cholernego auta! Grożą mi, a wiem że są lepsi ode mnie i zabiją mnie jeśli nie będę dość szybki. Oni muszą zginąć. Nie ważne jakie będą straty. Wiem gdzie będą jutro dlatego muszę wysadzić stadionu. Opłacę ci nowy. Martwy na nic ci się nie przydam!]

- Uspokój się - rozkazał Książę. - Wyrwali ci drzwi z auta, wielkie mi rzeczy - w jego głosie faktycznie nie dało się słyszeć przejęcia. - Nie przejmuj się groźbami. Jeśli chcesz, zapewnię ci dodatkową ochronę - starał się uspokoić rozmówcę. - Mówisz, że będą na stadionie? Świetnie, urządzimy na nich zasadzkę. Nie trzeba od razu wysadzać całej budowli. Wiem, że jesteś bogaty, ale nawet dla ciebie kilkaset milionów to nie kwota, którą chciałbyś puścić z dymem. No i jak chciałbyś wytłumaczyć to mediom? Staniesz przed kamerą i wyjaśnisz, że wysadziłeś dumę miasta, bo groziło ci kilku gości? To się nie wydarzy… Przyjedź do mnie, do willi, opowiesz mi dokładnie co i jak, bo teraz mam spotkanie, ale za godzinę będę wolny. Strażnikom podaj hasło "dziennik dwadzieściadziewięć". I nie denerwuj się, jasne? Łyknij sobie w międzyczasie, bo brzmisz jakbyś tego potrzebował.

-To nie byli ludzie!- Marlo nie wytrzymał. Ale starał się wziąć w garść.
-Jeden z nich był niewidzialny drugi był tak szybki jak ja albo jeszcze szybszy i wyrwał mi drzwi z wozu jak ruszyłem. - przełknął ślinę.

- No raczej, że nie ludzie. Ale my też ludźmi nie jesteśmy. Jak chcesz, też mogę ci wyrwać drzwi z wozu albo stać się niewidzialny, jeśli cię to uspokoi. Ty też możesz takie zdolności posiąść. Więc powtarzam: uspokój się. Wiem, że wolisz towarzystwo śmiertelnych, ale chyba czas, abyś się trochę bardziej zintegrował z naszą społecznością. Będę miał u siebie przedstawiciela klanu Malkavian. Załatwię ci do pomocy kogoś, kto się dobrze orientuje w sprawach klanów i koterii. Pasuje?

Marlo dygotał z nerwów ale bez wsparcia stadionu nie wysadzi a gość wydawał się mówić z sensem. Może można było to załatwić „inaczej”.
- Dobrze przyjadę. Przypomnisz mi adres. Mam za sobą kiepską noc. - spojrzał na Phila.
- Przynieść coś od Phila? Coś potrzebowałeś mogę to w sumie zabrać. - zapytał trochę skołowany sam nie wiedział już co powinien robić może faktycznie powinien się napić.

- Sam mówisz, że masz ciężką noc, nie będę cię obciążał posyłkami - odparł nieco łagodniej Książę. - Po prostu trochę się ogarnij i pojaw się u mnie. Starfish Island numer jeden, moja posiadłość zajmuje jedną czwartą wyspy, nie sposób nie trafić - dodał z lekkim rozbawieniem. - I powiedz Philowi, że jak znowu da komuś mój numer bez mojego pozwolenia, to będą go nazywać "Phil Bezręki".

- Ja-jasne. Dzięki. Do zobaczenia. - powiedział i włączył komórkę. Chwile wpatrywał się przed siebie nie wiedząc na co właściwie patrzy. W końcu przeniósł wzrok na Phila.
- Dzięki. - powiedział oddając mu komórkę.
- Możliwe że uratowałeś mi dzisiaj życie. - potarł kark.
- A i książę kazał przekazać że jak jeszcze raz udostępnisz jego numer to stracisz druga rękę. Nie wiem czy żartował ale chyba dobrze go najpierw zapytać. - powinien iść ale usiadł. Wyciągnął teraz swój telefon i zadzwonił do jednej ze swoich funek podał jej adres rezydencji księcia i kazał tam na siebie czekać. W końcu ponownie przeniósł wzrok na Phila.
- Jeśli będziesz czegoś potrzebować to powiedz. Możliwe że wyjdę z tego żywy i zdołam się odpłacić.

- Nie ma problemu. Jak tylko będziesz chciał wysadzić coś mniejszego od stadionu miejskiego, albo złożyć zamówienie na coś w zakresie od M4 do Abramsa, to wiesz gdzie mnie znaleźć. Cenię sobie klientów z dużymi ambicjami, którzy jednocześnie są wypłacalni - Phil zaśmiał się jowialnie. - Uważaj na siebie na książęcych salonach. Sam Tommy jest spoko gościem, znamy się nie od dziś, ale niektórzy przedstawiciele tej całej "Camarilli" to dupki jakich mało.

- Jasne Phil. - Marlo też się uśmiechnął. Jakoś... Jakoś czuł się lepiej kiedy porozmawiał o tym co go spotkało.
- Gdybyś chciał się napić urządzam imprezy, jest na nich dużo hmn… Rozluźnionych ludzi. Każdy kto wie jak się zachować i nie robi im krzywdy jest mile widziany. - powiedział wyciągając wejściówkę do Sześcianu i skrobiąc na niej szybko. „Dla mojego przyjaciela Phila - Marlo. - podał ją jednorękiemu.
- A dupkami się nie przejmuje. Serio szkoda mi na to życia. Naprawdę martwią mnie tylko ci którzy chcą mnie zabić reszta świata mnie nie za bardzo obchodzi. - powiedział uśmiechając się szeroko. Tak naprawdę czuł się teraz dużo lepiej. Spojrzał przelotnie na kapiąca z trupów krew. Tylko… No… był głodny. Dalej. Potarł kark.
- Dobra będę się zbierał jeszcze raz dziekuje Phil. - powiedział uściskając mu rękę. I nawet by go w sumie wyściskał tylko panował nad sobą by tego nie zrobić. W końcu kiedy się pożegnali ruszył w stronę swojego wozu. Zasiadł za kierownice odpalił stacyjkę. Spojrzał na komórkę i nie wiele myśląc obdzwonił resztę funek które miał w kontaktach. Był tak głodny że jednej dziewczynie mógłby zrobić krzywdę, a tak jak przyjdzie parę to nie będzie musiał się hamować i napije się do syta. W końcu ruszył pod wskazany przed księcia adres. I był teraz tak szczęśliwy że nawet odpalił radio i zaczął śpiewać na całe gardło lecący w nim hicior.
 

Ostatnio edytowane przez Rot : 25-02-2020 o 08:32.
Rot jest offline