Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-02-2020, 15:11   #20
Shinju
 
Shinju's Avatar
 
Reputacja: 1 Shinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumny
Ethan obserwował jeszcze chwilę chłopaka ale faktycznie wyglądało na to, że mu lepiej i mógł go zostawić. Wszedł do garbieniu kiedy otworzono przed nim drzwi. Wnętrze było trochę rozpraszające… Jednak skupił się na tym żeby skoncentrować się na rozmówcy.
-Tak… Napiłem się. I wziąłem coś na wynos. – pomachał srebrną piersiówką z krwią funek. Chwilę patrzył na butelki z ‘winem’, ale tak szczerze to nie był pewny, czy tak czy siak znalazłby tam coś dla siebie. Potarł się po karku.
-Może faktycznie przez telefon mówiłem trochę od rzeczy. Ale na serio nikt mi nigdy nie groził. A przynajmniej nikt kogo mógłbym brać na poważnie. Ja… Zazwyczaj potrafię sobie radzić z ludźmi. Ale no oni… Oni wyrwali mi drzwi z auta i rzucili mną o ścianę jak kukiełką. No i jeden z nich był niewidzialny. Ledwo im uciekłem, a bez akceleracji i wozu nie uciekł bym wcale. - przypomniał sobie, że stoi przed księciem.
- Powinienem mówić "wasza wysokość"? - zapytał.
- Ależ… - Brujah machnął ręką. - Nie jestem jakimś staromodnym Ventrue, żeby się bawić w takie ceregiele. Siadaj. Mamy sprawy do omówienia…
Sam zajął ponownie miejsce za biurkiem.
- Myślałem o tym, co powiedziałeś. Mówisz, że jeden z nich był niewidzialny. A pozostali? Jak wyglądali? Zauważyłeś coś charakterystycznego w ich wyglądzie? Może jakiś symbol albo ozdobę? Zastanów się dobrze, takie szczegóły mogą się przydać…

Marlo usiadł jak mu kazano. Wysilił pamięć by przywołać wydarzenie tak dobrze jak dobrze tylko potrafił.
-Było ich dwóch. Jeden był niewidzialny. Obaj tak szybcy jak ja. Mieli maski… Chyba jakiś zwierzaków. I metalowe pazury. A no i kaptury. W sensie ten którego złapałem, bo tego co był niewidzialny nie pamiętam czy widziałem, czy tylko słyszałem. Zresztą nie wiem, może był tam monitoring. Ale chyba go odcięli. Nie wiem, bo jak znalazłem zmasakrowanego strażnika strzeliłem w powietrze. Zaraz potem mnie zaatakowali. Wcześniej ich nie widziałem. Wytrącili mi broń. Naprawdę próbowałem ich powstrzymać. W końcu nie byłem sam. Ale oni po prostu byli lepsi. - spuścił głowę zawstydzony. Nagle coś sobie przypomniał.
-A i jeden na pewno był niżsi ode mnie. przynajmniej ten z którym się siłowałem sięgał mi dotąd. - Marlo wstał żeby zademonstrować
-No i… Nie znali mnie. Nie byli stąd.

- No to już jest coś. Niewiele, ale zawsze coś… - mruknął Książę. - Hmm, obca, zamaskowana grupa, która nie waha się używać publicznie Dyscyplin, ale atakuje mało uczęszczane muzeum… - zamyślił się. - Kto wiedział, że się tam udacie?

Marlo zastanowił się.
-Byłem przedtem w Elizjum. Noctrum mnie wysłała. Żebym obył się z ludźmi i coś jej przyniósł. Chyba jakaś kopertę. Rozmawiałem tam z innymi Toreadorami o sabacie i o tej wystawie. Ale nie pamiętam żebym wspominał o tym że Noctrum chce tam dzisiaj iść. Fakt faktem próbowałem do nich zadzwonić po zajściu, ale nikt nie odbierał. Wtedy wpadłem na pomysł z wysadzeniem stadionu. - Marlo zawahał się i postanowił przejść do temstu.
-Wiesz jak ich podejść? Chcą okupu. Ale to czy dostaną kasę czy nie nic absolutnie nie zmieni. Bo niby czemu mają ja wypuścić? - potarł się po karku.
-Nie chce się do nich zbliżać. Mogą mi namieszać w głowie, a ja nawet nie mam jak się bronić- Przyznał.

- Rozumiem, że się obawiasz kontaktu z nimi, ale niestety to jest właśnie to, co musisz teraz zrobić - powiedział poważnie Vercetti. - Potrzebujemy o nich więcej informacji, więc zagrasz w ich grę. Zawieziesz im pieniądze. Będziesz grał użytecznego idiotę, jednocześniei wypatrując każdego drobiazgu, którymógłby nam więcej powiedzieć o ich tożsamości, umiejętnościach czy kryjówce. I masz rację, wątpiąc w ich uczciwość, ale pomyśl, że skoro nie mogli wiedzieć o waszej wizycie w muzeum, to zaatakowali was niejako przypadkowo. A to oznacza, że nie chodzi o osobistą urazę. A skoro nie zależy im na śmierci Noctrum, to nie pozbędą się jej, jeśli będę mogli liczyć na znaczne korzyści. A ty zapewnisz, aby takie korzyści otrzymywali. Dzięki temu zapewnisz pewien stopień bezpieczeństwa zarówno jej jak i sobie. Przynajmniej jak długo będziesz ostrożny i nie będziesz ich za bardzo naciskał. A co do twoich obaw o "mieszanie w głowie", to wziąłem to pod uwagę i przydzielę ci kogoś, kto cię przed tym ochroni, no i będzie ci pomagał w zbieraniu informacji. To malkavianka, Roksana Mrozow, poznałeś ją może kiedyś? Jeśli nie, to zaraz dokonamy prezentacji… - Książę nacisnął guzik, rozległo się ciche brzęczenie.

-Znam jedną malkaviankę… - powiedział bardziej skupiny na tym co usłyszał.
-I szerze to nie podoba mi się ten plan. Nie słyszałeś z jaką odrazą rozmówca powiedział ‘’Lady Noctrum’. Ale jak zapewnisz mi wsparcie. Duże wsparcie to pójdę. Chociaż, robienie za ‘dojną krowę’ nie jest czymś do czego przywykłem. Ani ja, ani mój ojciec, nie tak załatwiliśmy sprawy Grimów. Ale… - podał skroń.
-Sam nie wiem jak się z tego wyplątać i potrzebuje pomocy. Chociaż w asyście.

- Pomoc otrzymasz, ale nie mogę z tobą wysłać nikogo więcej. Pewnie już jej obecność będzie trudna do wytłumaczenia, ale wierzę, że dacie radę. Oczywiście, możesz też odmówić wzięcia udziału w akcji, ale wtedy Noctrum zginie niemal na pewno. Do tego wieść o twojej decyzji rozejdzie się po społeczności i zszarga twoją reputację. To by było niefortunne.

-Jak mnie zabiją to też będzie niefortunne. - Marlo zaśmiał się prawie… Szczerze.

- Uwierz mi, podła egzystencja i obserwowanie jak traci się wszystko, na czym ci zależy, potrafi być losem gorszym od szybkiej śmierci - skomentował Książę.

- I miałem przyjść sam. Zresztą skoro weszli w ten układ to znaczy, że potrzebują pieniędzy. - powiedział przenosząc wzrok na księcia.

- Niekoniecznie, to może być tylko zmyłka. Ale faktem jest, że większość Sabbatu to ubogi motłoch.

- A finansowanie sabatu… To popraw mnie ale... chyba też zszargana reputacja. - potarł się po karku. - Zresztą i tak pewnie nie mam najlepszej. - popatrzył na Księcia.

- Tylko że nie tak to się przedstawi - uśmiechnął się władca. - Będziesz znany jako ktoś kto nie wahał się poświęcić własnych środków i ryzykować głową dla dobra swojej Stwórczyni i całej społeczności.

- Po prostu nie chcę zginąć.

Książę już otwierał usta, gdy rozległo się pukanie. Osoba za drzwiami nie czekała wcale na odpowiedź czy zaproszenie. Do pomieszczenia weszła niska dziewczyna o jasnych blond włosach, ubrana w wysłużone jeansy i koszulkę z koronkowymi rękawami, które zdecydowanie lata swej świetności miały za sobą. W ukrytych w czarnych rękawiczkach dłoniach trzymała PANtopa i uparcie patrząc w ekran coś na nim wyszukiwała. Zatrzymała się mniej więcej na środku pokoju.
- Szefo, szefa wzywał? - zapytała nawet nie podnosząc wzroku.

- Roksi… - zapytał podenerwowany Marlo. Pomału zaczął sobie wszystko układać. Na serio chodziło o tą malkaviankę. Spojrzał na księcia z niedowierzaniem.
- Serio. Jaja sobie ze mnie robisz. Jak chcesz żeby mnie zabili to spoko, ale dziewczyny w to nie mieszaj. Znam ją po pierwszę, po drugie, przypomnę ci jeszcze raz, oni rzucili mną jak kukłą i wyrwali drzwi z cholernego auta. Mógłbyś chociaż znaleźć bardziej napakowanego świra któremu nie zależy na życiu, jak chciałeś mnie przekonać że będę tam w jakiś sposób ‘bezpieczny’.

Roxi podniosła wzrok znad ekranu słysząc swoje imię. Spojrzała na Marlo i uśmiechnęła się do niego… właściwie wyszczerzyła, ale szybko przestała, słysząc, co mówił dalej. Uniosła brew, jedną wymownie i wysoko, po czym powoli przeniosła wzrok na księcia, a w jej dużych, niebieskich oczach można było odczytać pytanie: “Kogo mogę pokroić? i Czy DJ powinien to oglądać...”

- Nie żartuję sobie z ciebie - zapewnił spokojnie Vercetti. - Ona ochroni cię przed obcym wpływem wpływem umysłowym, którego tak się obawiasz, potrafi być dyskretna, niewidoczna i dużo lepiej radzi sobie w sytuacjach stresowych niż możnaby podejrzewać na podstawie jej powierzchowności… A że już ją znasz, choćby przelotnie, to tym lepiej, będzie wam łatwiej współpracować.

-Taa… - Marlo potarł skroń uśmiechem kryjąc rozpacz…
-Jeśli naprawdę chcesz żebym to zrobił daj mi chociaż broń. Jutro mam się z nimi spotkać a wątpie że zdążę coś kupić, a tak czułbym się trochę lepiej. - Machnął niedbale ręką.
-Moja została w muzeum jak mnie napadli. - Przeniósł wzrok na Roksi.
-Maleńka nie musisz ze mną tam iść. Jakoś sobie poradzę. Nie chcę żeby coś ci się stało. Wiem, że nie będę umiał cię ochronić.- Ukrył twarz w rękach.
-Oni są znacznie, znacznie lepsi ode mnie.

- Jeśli dzięki temu poczujesz się bezpieczniej… - Vercetti sięgnął do szuflady biurka i położył przed Marlo rewolwer. Nie Colta Anacondę, z którego używania był znany, ale klasyczną trzydziestkę-ósemkę ze skróconą lufą. - Chociaż jeśli doprowadzisz do sytuacji, w której będziesz zmuszony użyć broni, będzie to znaczyło, że już pokpiłeś sprawę.

- Nazwij mnie jeszcze raz maleńka, a będzie cię trzeba bronić przede mną - fuknęła Roxi. - Jak księciunio każe iść naparzać się z wygrywającymi drzwi potworami, to Toudi idzie i się naparza. W najgorszym wypadku ginie z godnością rozpaczając na rozlanym sokiem z gumijagód - stwierdziła wzruszając ramionami. Znów spojrzała na księcia. - Szefo,ale mamy jakiś plan działania, plany miejsca, rysopis kandydatów na mielone, czy coś? - zapytała kładąc PANtopa na jego biurku i odpalając mapę miasta.

- Waszym zadaniem jest właśnie zebrać potrzebne informacje, możliwie bez niepotrzebnego naparzania się - odpowiedział lekko rozbawiony Książę. - Póki co wiemy tylko, że pojawili się w muzeum, i że podali stadion jako punkt kontaktu - wskazał miejsca na mapie. - Oba miejsca są w Downtown, więc jeśli są głupi, to tam się ukrywają. A jeśli nie są, to mam nadzieję, że zdobędziecie coś co pozwoli zawęzić obszar poszukiwań…

Marlo podniósł broń i… To głupie wiedział że to głupie. Ale poczuł się lepiej. Nawet z pierwszej lepszej zabawki. Sprawdził też czy jest naładowany i ile ma naboi. Chwilowo starał się zepchnąć do podświadomości to że goście z którymi się spotka wyrwali mu drzwi z auta i chyba... nawet mu to wyszło.
-Dziekuje.

- Czyli mam ich znaleźć, a nie zlikwidować? - zapytała jakby zawiedziona. Zerknęła na Marlo trzymającego broń, teraz ona czuła się niekomfortowo i bała się o swoje życie. Nie była pewna czy Marlo i broń to dobre połączenie.

- Otrzymałaś wcześniej wszystkie informacje, które posiadam. Twoim zadaniem jest pomagać Ethanowi - odpowiedział Książę. - Pytaj go o szczegóły, może przypomni mu się coś, co mu do tej pory z nerwów umknęło.
- Jeśli jeszcze czegoś potrzebujecie, walcie śmiało.

-Potrzebuje zapewnienia że jutro tam nie zginę, ale chyba będę musiał poradzić sobie bez niego. - Powiedział i… nawet się uśmiechnął. Obecność Roksi działała na niego pokrzepiająco. Wiedział że dziewczyna patrzy w niego jak w obraz. I to dodało mu trochę sił żeby na to zasłużyć. Nagle strzelił palcami.
-A jakbym wziął psa? To moze jakby rozmowa dobrze poszła potrafiłby ich wytropić?
- Pies? Cóż, nie zaszkodzi spróbować. Nie wiedziałem, że takiego posiadasz - zainteresował się Książę. - Większość Spokrewnionych karmi swoich pupili własną krwią, co oznacza, że są zarejestrowane jako ghoule… ty tego nie robisz?
Marlo trochę się zmieszał.
-Ja jeszcze nie mam psa. Ale… - nabrał szybko wigoru.
-Będę mieć. I będzie to największe bydlę w całym mieście. Myślę o dogu niemieckim. Takim białym w czarne łaty. Pasowałby mi do klubu. Oczywiście byłby rasowy taki z najwyższej półki.
 
Shinju jest offline