Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-02-2020, 19:15   #22
Rot
 
Rot's Avatar
 
Reputacja: 1 Rot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputację
-Chcesz nocować u mnie ślicznotko? - zapyta DJ.

Roksi westchnęła. Potrzebował też narzędzi, kilku drobiazgów, o które bardziej podejrzewała księcia (albo któregoś z jego obecnych w posiadłości pomocników), niż Marlo. Nie mówiąc już o tym, że to byłaby świetna okazja, żeby zobaczyć jakie cuda techniki ma najważniejszy wampir w mieście. A potem naciągnąć na takie Marlo.
Westchnęła. Chyba nie miała wyboru.
- Muszę zabrać z biblioteki kilka rzeczy, choć jeśli już poddajemy się paranoi to lepiej byłoby żeby nikt nie widział, że po zmierzchu wychodzę od ciebie… spróbuję coś wymyślić w miedzy czasie. - zwróciła się do Marlo. - Zacznij się do mnie zwracać normalnie, bo Vincent policzy ci za moją pomoc nie średnią przysługę, a dużą. I tak zaciągasz spory dług u księcia - znów westchnęła, spoglądając na rzeczonego księcia. Zawsze jak na niego spoglądała, przypominała sobie, że jest on zupełnie różny od jej wyobrażnień księcie, wampira i w ogóle… zresztą jak większość wampirów które znała. Vincent jakotako trzymała fason, ale to dlatego że był starej daty.
- Jak zawsze miło było szefa, szefa widzieć, dziękujemy za skorzystanie z naszych usług - powiedziała kłaniając się dwornie. - Rachunek prosze wystawić Ethanowi. I spokojnej nocy - dodała, po czym spojrzała wyczekująco na Marlo, skoro mieli jechać razem, gdziekolwiek.]

Marlo uśmiechnął się szeroko słysząc ‘groźbę’.
-Dzięki Tobie mnie stać… Roksan. - powiedział przenosząc wzrok na księdza.
-Dziękuję za pomoc jak wyjdę z tego wszystkiego cało odwdzięczę się z nawiązką. Jak przystało na Grima. - powiedział podając rękę by pożegnać się z księciem jak chyba należało. Nagle przypomniał sobie o tym szoferze.
-To szofer nie będzie potrzebny. Ale snajperkę zabrałbym przed wyjściem. - przeniósł wzrok na Roksi.
-Chodźmy już nad ranem koncentracja mi spada i nie lubię wtedy prowadzić.

- Pozostaje jeszcze kwestia walizki z podróbkami, przydałoby się mieć ją skoro zmierzch, muszę założyć nadajnik - mruknęła Roxi.
Jeśli książe nic więcej nie miał do dodania to odwróciła się i poszła. (i jeśli po drodze nie czekają ich żadne rewelacje, to pojechali do biblioteki, skąd wzięła komputer, narzędzia i części. Potem ruszyli do Marlo, gdzie zajęła się zakładaniem mu podsłuch w telefonie, tak żeby rozmowy były nagrywane i przekazywane bezpośrednio na jej mini serwer w piwnicy biblioteki - niedawno ufundowany klanowi Malkavian przez “roztargnienie” pewnego bogatego DJa, do wyłącznej dyspozycji Roxi. Potem jeszcze konstrukcja nadajnika, który w zamierzeniu ma być ukryty w podszewce walizki z kasą i wmiędzy czasie namierzanie gości po numerze z którego dzwonili do Marlo. Może jeszcze zdąży się położyć.

Książę życzył wychodzącym powodzenia. Bobby odprowadził ich do drzwi, a inny podwładny przyniósł walizę.
- Zabierzcie swoje graty i nie zawracajcie już Księciu głowy! - powiedział głośno i wyraźnie, niemal teatralnie, ale na koniec mrugnął do Marlo.
Ethan zapakował walizę ze snajperką do bagażnika, zaprosił Roksi na przednie siedzenie i zawiózł ją do biblioteki. Nie czekało tam na nich nic niespodziewanego, więc zabrali co było potrzebne i wrócili do siedziby Toreadora. Tam Malkavianka zdziałała swoją technologiczną magię, a Ethan się zrelaksował. Następnie oboje udali się na spoczynek.

Kiedy obudzili się następnej nocy, przesyłka od Księcia już czekała. Góra gotówki wciąż jeszcze pachnącej świeżością. Na automatycznej sekretarce czekała wiadomość od Elizabeth Maxwell - formalności zostały załatwione i pies jest gotowy do odbioru. Prosiła też o wyznaczenie terminu spotkania z świeżą zrekrutowanymi nabytkami - grupą Login Restrictions. Na koniec poinformowała, że Aleksandra Arihri odmówiła popisania kontraktu jeśli najpierw nie spotka się z osobą, którą ma ochraniać. Ethan mgliście sobie przypominał, że Eli mówiła mówiła mu wcześniej coś o złych doświadczeniach najemniczki z poprzednim pracodawcą.

Marlo nie przespał dnia sam. Otoczył się swoimi funkami ale najpierw przypilnował tego że Roksi ma wszystko czego jej potrzeba do pracy, odpoczynku i czy nie jest głodna. Dopiero potem poszedł się „zrelaksować” i napić. Zresztą nie musiał się o nie martwić. Było ich 15-ście. Dość żeby mógł się najeść do syta jeden znacznych gabarytów wampir bez ryzyka że zrobi im krzywdę. Dziewczyna zapaliły przy nim jak poprosił i wkrótce w jego podziemnym pokoju było gęsto od dymu. Marlo ucztował dzisiaj pomału, delikatnie. Najpierw srebrnym nożem kalecząc szyje każdej z dziewczyn by potem zlizać bezcenny płyn zasklepiające ranę. Przy piętnastej był już równie nagrzany jak one i pozwolił sobie ugryź kilka z nich ciesząc się każdą chwilą jakby miała być ostatnia w jego życiu. Ale... kiedy poczuł że gdzieś na zewnątrz wstało to cholerne słońce. Po Prostu z miejsca go zamroczyło i urwał mu się film. Ocknął się niemal natychmiast jak zaszło słońce. W głowie jeszcze trochę mu się kręciło. Jego dziewczyny spały wszędzie gdzie było jakiekolwiek miejsce. Z nim w łóżku na podłodze. Pomyślał że chyba musi kupić drugie żeby jakoś je pomieścić. Wziął swoją manierkę opukał ja z resztek krwi i wypełnił nowa nacinając nadgarstki kilku dziewczyn i zasklepiając ich rany. W końcu wykąpał się biorąc zimny prysznic by troszkę zamroczenie puściło. Wtedy przypomniał sobie w jakim jest obecnie gównie i że jeszcze wciągnął w to wszystko Roksi. Zaczął się zastanawiać czy jest dobrym człowiekiem za jakiego zawsze chciał się uważać. Kiedy nagle jego uwagę przykuł strumień wody z słuchawki... To że składa się z setek małych kropli które razem tworzą kształt. Czy ludzie i ich krew tętniąca w mieście też tworzy taki kształt? Wyobraził sobie że z prysznica kapie krew ludzi i tworzy kształt. Kształt który zajmował coraz większa przestrzeń i tętnił życiem. Wzdłuż kręgosłupa przeszedł go znajomy dreszcz a chwile później wszystkie zmysły zalała ekstaza. Odchylił głowę nie potrafiąc, nie chcąc siebie kontrolować. Nie wiedział kiedy odzyskał na powrót zmysły. Wyszedł z pod prysznica jeszcze skołowany. W końcu ubrał się. Elegancko jak należało. Jak miał zginąć to chociaż z klasą. Garnitur w kolorze kości słoniowe na czarnym obcisłym bezramiennik i gruby złoty łańcuch ze słowem Marlo. Podobny do tych co miały jego funki. Całość wieńczyły złote adidasy. Tak ubrany opuścił pokój w którym jeszcze zalegała masa dymu i poszedł szukać Roksi. Znalazł ją przy walizce z podrobionymi banknotami która leżała w podziemnym salonie.
-Spałaś chodź trochę śliczna? - zapytał odsłuchują przy niej automatyczna sekretarkę. Ponownie przeniósł wzrok na Roksi.
-Nająłem ludzi żeby mnie chronili myślisz że to dobry pomysł? No i… będę miał psiaka fajnie nie? - zapytał odchylając głowę i śmiejąc się radośnie. W końcu spojrzał na złotego roleksa sprawdzając ile czasu ma do spotkania z porywaczami. Czuł się w tej chwili dziwnie jakby to wszystko w ogóle nie dotyczyło jego tylko kogoś zupełnie innego. Potrząsnął głową mając nadzieję że to pomoże mu wszystko w niej na nowo poukładać.
- Pies ci się przyda, pod warunkiem, że bierzesz szczeniaka, powinien przyzwyczaić się że pachniesz inaczej niż ludzie - stwierdziła, wiedząc, że niektóre zwierzęta źle reagują na wampiry, ale jeśli się przyzwyczają… może pies to dobre rozwiązanie na poczucie samotności Marli, jego potrzebę bycia potrzebnym i dziwaczne instynkty opiekuńcze. - Ochrona też nie zaszkodzi. Nikogo też nie powinno zdziwić, w końcu jesteś bogaty, już samo to robi ci wielu wrogów - stwierdziła zamykając snajperkę w pokrowcu na gitarę. Dołożyła tam też katanę, którą dostała od Vincenta, kiedy skończył ją szkolić. Nie wiedziała dlaczego podarował jej właśnie taką broń, ani skąd ją miał, ale była dobrą ładna i skuteczna, zwłaszcza gdy trzeba było załatwić coś po cichu. Osobiście wolałbym schować się w bagażniku i w dogodnym momencie wyskoczyć i wszystkich posiekać, no ale Książę kazała im to załatwić dyskretnie.
Otworzyła na PAntopie plany stadionu i podeszła do Marlo.
- Będę cię ubezpieczać. Plan jest taki, że udajesz przestraszonego i grzecznie oddajesz im pieniądze, ale jeśli zrobi się gorąco, pamietaj, żeby ni stawać mi na linii strzału - wskazała miejsce, które upatrzyła już wczoraj. Powinna mieć stamtąd widok na niemal cały stadion, a to co się będzie znajdowało bezpośrednią pod nią planowała obserwować przez monitoring stadionu. - Mam też nasłuch rozmów z twojego telefonu i to - powiedziała pokazując niewielki, okrągły dysk. -To podsłuch. Jeśli przykleisz go blisko ucha, powinieneś mnie słyszeć, a będę słyszała wszystko co się dzieje jakieś pięć metrów wokół ciebie, ale zasięg jest niewielki, więc dopiero jak znajdziesz się na stadionie będziemy mieli kontakt - wyjaśniła. - Jeśli nie masz żadnych pytań, pojadę już na miejsce spotkania, przygotować wszystko - dodała wkładając słuchawki do ucha, która była podpięta do jej małego centrum szpiegowskiego, jakie zrobiła z PANtopa przez ten czas.
-To chyba nie spałaś. - powiedział starając sobie poukładać w głowie wszystko co mu powiedziała. Zawczasu zamontował sobie też podsłuch żeby pamiętać.
-Pamiętaj Roksi żeby coś zjeść. Głodna możesz nie dać rady używać dyscyplin. A może być tak że będziesz musiała. - Sam dzisiaj nie planował już jeść. Najadł się do syta w nocy i wierzył że mu wystarczy. Przyklęknął przy dziewczynie żeby nie patrzeć na nią z góry.
-I naprawdę dziękuję Roksi że to wszystko dla mnie robisz. Jestem teraz Twoim dłużnikiem. - wstał.
-Dobra to idę spotkać się z Elizabeth i może na akcję zabiorę tego psa. Dozobaczenia.
 
Rot jest offline