Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-02-2020, 23:22   #23
Shinju
 
Shinju's Avatar
 
Reputacja: 1 Shinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumny
Marlo zadzwonił do Elizabeth i umówili się na spotkanie w miejscu, gdzie będzie mógł zobaczyć swojego nowego zwierzaka. Kiedy przyjechał do zwierzęcego hotelu, Maxwell już na niego czekała.
- Przyjechał pan sam? - zapytała, po przywitaniu. - Myślałam, że po tym incydencie, weźmie pan ze sobą chociaż trzech członków ochrony, do czasu gdy ich rolę przejmą Login Restrictions. Mam nadzieję, że nie zmienił pan zdania co do ich zatrudnienia, bo umowa została podpisana i nie możemy jej bez kosztów rozwiązać.
Ethan pomyślał, że zawsze była taka rozsądna i troskliwa…
- Jeśli zaś chodzi o psa, to jest to wspaniały okaz. Silny, zdrowy i posłuszny. Trzeba go jednak trzymać krótko, inaczej się zbiesi, a wtedy może być niebezpieczny nawet dla właściciela. Czy ma pan życzenie opiekować się nim osobiście, czy powinnam zatrudnić do tego celu osobę z odpowiednim doświadczeniem?

Marlo przywitał się z Elizabeth obejmując ją. Nie stać go dzisiaj było na zachowanie profesjonalizmu. Naprawdę była dla niego cenna. Zwłaszcza teraz jak stracił Nocrum i nie był pewien czy ją w ogóle odzyska. W końcu wypuścił ją z uścisku.
-Ta nie pomyślałem. - Zastanawiając się jednocześnie czy brać jakiś ludzi na dzisiejsza akcje i dochodząc do wniosku że może jednak nie. Bo jak im wytłumaczy użycie dyscyplin? Zresztą była jeszcze Roksi i czuł przez skórę że to też by się jej nie podobało.
-Nie zmieniłem zdania co do ochrony wszystko jest okey. - poklepał kobietę uspokajająco po ramieniu.
-Dobra. Pokaż tego psiaka. - powiedział zastanawiać się co zrobi jak pies się na niego rzuci. Na wszelki wypadek podwoił wysiłki by być tak „ludzki” jak tylko potrafił.
-Jeśli psiak mnie nie rozszarpie przyda się osoba która zajmie się nim. Zwłaszcza w czasie dnia. Zazwyczaj wtedy pracuje i nie lubię jak coś mnie rozprasza. Zresztą sama wiesz… Idziemy?- zapytał puszczając ją przodem bo w sumie nie wiedział gdzie ma iść. Zresztą pomyślał że jak psiak się na niego rzuci to i tak będzie potrafił go poskromić. Psy chcąc nie chcąc słuchają silniejszego.

- Elizabeth ruszyła przodem a Marlo podążył za nią. Po kilku słowach zamienionych z opiekunem hotelu, otrzymali dostęp do "psiego skrzydła". Tam zaczęły się problemy, bo wystarczyło, by Ethan przestąpił próg, a wszystkie zwierzaki zaczęły reagować. Mniejsze lub bardziej tchórzliwe psiaki zaczynały piszczeć i kulić się w najdalszych kątach swoich "pokoi". Pozostałe zaczynały biegać w kółko, szczekając wniebogłosy, albo też jeżyły się całe i warczały groźnie. Pies, którego wskazała Eli, nie był wyjątkiem.
- Zwierzęta zdają się pana nie lubić - zauważyła lekko zaniepokojonym tonem.

-Nonsens. - stwierdził spokojnie Ethan. Przyglądając się psu z ciekawością. Skupił się na psiaku i na sobie poczuł dreszcz gdy zużył krew na prezencję. Zawsze był ciekaw czy zwierzęta też na nią reagują.
-Dalej się mnie boisz? - zapytał podchodząc do krat za którymi był pies.

Eksperyment zakończył się niepowodzeniem - nie przyniósł żadnego widocznego efektu. Pies rzucił się na kraty, gotów rozszarpać Marlo, gdyby tylko dano mu tę możliwość.
- Jest pan odważny - powiedziała drżącym głosem Elizabeth - ale to chyba do niczego nie prowadzi…
Opiekun hotelu wkroczył do psiego skrzydła, zwabiony hałasem.
- Co tu się dzieje?! - krzyknął, bezsilny wobec wzburzenia swoich podopiecznych. - Co zrobiliście? Nigdy nie widziałem, żeby się tak zachowywały!

Marlo westchnął. Popatrzył na psa z żalem. Widać nie może mieć psa. A przynajmniej nie tego psa. Jak to się mówi. „Nie dla psa kiełbasa?” Pomyślał i... ten tekst tak go rozbawił w kontekście całej sytuacji że zaśmiał się szczerze rozbawiony. Odwrócił się do zdyszanego opiekuna.
-To trawa przyjacielu. Widać zwierzaki jej po prostu nie lubią.. A jak się nad tym zastanowić to w sumie bardzo szkoda bo ja nie przestanę palić. - Przypomniał sobie o tym co mu powiedziała Roksi, że powinien spróbować z małym psem.
-A może ma pan jakiegoś grzecznego szczeniaka doga niemieckiego? Taki typowy dog co muchy by nie skrzywdził i boi się własnego cienia. U mnie krzywda żadna też go nie spotka a do zapachu przywyknie co? - zapytał podchodząc bliżej do opiekuna z przyjaznym uśmiechem. Może na psy nie zadziałała prezencja ale na człowieka powinna. A on cholera chciał mieć tego psa nawet jakby był elementem dekoracyjnym. Zreszta... jak pies mimo wszystko go nie zaakceptuje to da go w prezencie którejś z funek i po problemie.

- Szczeniaka? Ale przecież to jest pański pies… - wymamrotał skonfundowany opiekun.
Elizabeth odchrząknęła.
- Pan wybaczy, chyba miało miejsce drobne nieporozumienie… - powiedziała, po czym zwróciła się do Marlo. - Proszę pana, to jest hotel dla zwierząt, nie hodowla czy sklep zoologiczny. Każde z tych zwierząt ma już właściciela - wyjaśniła ostrożnie.

Marlo popatrzył na psa gotowego go rozszarpać.
-No dobra… - popatrzył na Elizabeth.
-Spróbuj to odkręcić. A jak się nie uda sprezentuje tego psiaka komuś odpowiedniemu do tego czasu opłacając mu opiekuna który o niego zadba. A mi poszukaj grzecznego małego szczeniaka to chyba proste zadanie myślę że zdążysz spokojnie na jutro - Podrapał się po głowie. Spojrzał na gościa.
-To może chwilę czasu zająć ale spokojnie zapłacimy jeszcze za pobyt tego psa w hotelu ile tam będzie potrzeba.- klasnął w dłonie,
-Dobra. To chyba skończyliśmy na dzisiaj… Mam teraz coś do załatwienia. - powiedział zerkając na Roleksa.
-Gdyby coś to dzwoń. - powiedział oddalając się do swojego samochodu. Chcąc nie chcąc powinien pojechać na ten stadion czy mu się to podoba czy nie…

---
Roksana wynajęła taksówkę należącą do firmy Kaufman Cabs, ponieważ wiedziała, że firma ta należy do interesów Księcia i kierowcy są poinstruowani, żeby nie zadawać pytań.
Stadion Hymana był ten nocy ciemny i cichy, zamknięty na cztery spusty. Na terenie obiektu powinno się znajdować dwóch ochroniarzy. Pewnie siedzieli w klatce z monitoringiem.
Rozejrzała się jeszcze po najbliższej okolicy. Było dość spokojnie. Widziała przejeżdżającą opancerzoną furgonetkę prywatnej firmy ochroniarskiej DBP Security. Wiedziała, że firma ta należy do Szeryfa i często jest wykorzystywana przez niego do "pacyfikowania niepokornych elementów społecznych" czy jakoś tak. Spostrzegła też solidnej budowy brodatego mężczyznę, który - podpierając się o ścianę stadionu - palił leniwie trawkę.]
Roxi wysiadła przecznicę przed stadionem, z dala od strefy parkowania. Musiała jeszcze coś zjeść, na szczęście w jej przypadku nie trzeba było czekać aż ktoś zainteresuje się samotną nastolatką w środku nocy. Nie zamierzając robić dodatkowego, niepotrzebnego zamieszania, uważała by ofiara nie straciła za dużo krwi. Zamierzała jednak najeść się do syta, mogła czekać ją ciężka noc. Później używając niewidzialności włamała się na stadion i odszukała panel sterowania całym budynkiem. Podłączyła się pod system kamer, nagrała krótki filmik jak jest na nim względny spokój, po czym zapętla obraz dla ochrony. Nie potrzebowała dodatkowej publiczności. Zostawiając swoją małą pluskwę, która przesłała jej obraz z PANtopa, ruszyła na wybrane miejsce, starając się trzymać bocznych przejść i zacienionych ścian. Po drodze włożyła do ucha słuchawkę zsynchronizowaną z nadajnikiem który dała Marlo i przechwytującą jego rozmowy przez telefon. Pozostało tylko dotrzeć na upatrzone miejsce, rozłożyć sprzęt i czekać.

Marlo w drodze wypił dobrą połowę krwi z bukłaka. Powtarzał sobie, że to dlatego że w schronisku użył dyscypliny. Ale.. Prawda była taka, że chciał się jakoś uspokoić. Pomału dochodziło do niego, że to wszystko dzieje się naprawdę, a nie ogląda kiepski film sensacyjny. Pomogło...Może nawet za bardzo...

Kiedy Marlo znalazł się pod stadionem, jego komórka zadzwoniła. Wyświetlał się numer Noctrum. Odebrał szybko.
- Weź pieniądze i idź na płytę stadionu. Na sam środek - rozkazał męski głos, po czym od razu się rozłączył.

-No to zaczęło się. - powiedział. Nie wiedział czy Roksi go słyszy czy nie, ale chyba nie miało to większego znaczenia. Trawa uspokajała go. Był nawet trochę senny. Właściwie ma im tylko zanieść tą cholerną walizkę i będzie po sprawie. Przeciągnął ręką po głowie chwycił walizkę i wstał. Szeroki uśmiech wyszedł mu właściwie naturalnie. Na miękkich od grassu kolanach poszedł w stronę stadionu zrobić co mu kazano. Pogratulował sobie nawet w duchu, że całkiem dobrze to znosi. Jego lekarz byłby z niego dumny. Drzwi wyglądały na zamknięte więc użył trochę większej siły, żeby dostać się do środka.

Mrozow widziała na kamerach przybycie swego towarzysza. Widziała jak wysiada z auta, jak odbiera telefon. Słyszała krótką rozmowę. Zbyt krótką, by próbować namierzania…
Widziała jak Ethan wyjmuje walizkę z pieniędzmi i idzie w kierunku głównego wejścia. Jak bez ceregieli wyważa jedne z drzwi kopniakiem. "Jak się nie ma w głowie, trzeba mieć w nogach" jak to mówią…
Kiedy Marlo wchodził na murawę, zauważyła na zewnętrznej kamerze zbliżającą się parę - mężczyznę w czarnej bluzie z kapturem oraz kobietę, blondynkę w krótkiej, imprezowej sukience. Po krótkiej rozmowie, kobieta ruszyła w stronę budynku, podczas gdy mężczyzna ruszył leniwym krokiem w stronę samochodu Grina.
Toreador zatrzymał się pośrodku murawy. Komórka znów zadzwoniła.
- Oddasz pieniądze kobiecie, która do ciebie podejdzie - padł rozkaz.
-Taa.. Was też kocham. - powiedział zirytowany traktowaniem jak tresowana kukiełka Marlo. Czekając aż kobieta podejdzie do niego starając się jej dokładnie przyjrzeć, Zerknął przy okazji na złotego Roleksa. Ot by rozładować nerwy.

Roxi widząc rozdzielająca się parę skupiła się na obserwowaniu mężczyzny. Kobieta prawdopodobnie była tylko nic nieznaczącym łącznikiem i nie zagrażała Marlo. Może nawet nie była spokrewniona.
- Spróbuj zapamiętać jak najwięcej szczegółów jej wyglądu, zagadaj, nawiąż więź, ustal czy jest spokrwniona - rzuciła do komunikatora na tyle cicho by nikt poza nim jej nie usłyszał.
Sama starała się przyjrzeć mężczyźnie i odgadnąć jego zamiary. W najgorszym wypadku Marlo będzie wracał taksówką do domu. Przynajmniej taką miała nadzieję.

Blondynka zbliżała się o Marlo powoli, ostrożnie. Przypominała jedną z jego funek - była młoda, ładna i nieźle ubrana, ale baczne spojrzenie wampira wychwytywało nieprzyjemne szczegóły: ślady rozmazanego od łez makijażu, naddarta sukienka, drobinki zaschniętej krwi na szyi, świeży siniak na nadgarstku i obtarte kolana. Niebieskie oczy, pełne strachu, skierowane miała ku ziemi - unikała spoglądania na twarz Grina. Wyciągnęła rękę po walizkę - niepewnie, jakby się bała, że jej ją odgryzie.

Tymczasem mężczyzna przykucnął przy samochodzie Marlo i wsunął pod niego rękę. Cokolwiek robił, nie zajęło mu to dużo czasu. Szybko podniósł się i otrzepał, rozglądając się dookoła.
Roksi zauważyła też, że otworzyły się drzwi do pokoju ochrony. Wyszedł z nich ubrany na czarno mężczyzna, którego twarz zasłaniał nie tylko kaptur, ale i maska przestawiająca szczerzącego kły tygrysa.

‘Człowiek’... Pomyślał Marlo. ‘Kobieta która zaraz zginie, jak tylko nie będzie potrzebna.’ Zrobiło mu się jej żal. Ale… Mimo wszystko mógł się od niej czegoś dowiedzieć.
-Spokojnie pomogę ci… Ilu ich jest… Wiesz gdzie są...- Skłamał ale chciał znać odpowiedź. Podał jej walizkę.

- Zanim wrócisz do samochodu trzeba będzie go sprawdzi.Zapytaj ją o imię, to wzbudza zaufanie i używaj go - powiedziała, gdy jej uwagę przykuł ruch w okolicy stróżówki. Sprawdziła dokąd udał się facet od samochodu i obserwowała nietypowego ochroniarza. Starała się określić dokąd może iść.
-Jeśli nie dostaniesz zaraz jakiś wskazówek i nie uznasz, że dziewczyna ci zagraża wyprowadź ją ostrożnie ze stadionu - poleciła.

Marlo słyszał Roksi ale wiedział, że nie może odpowiedzieć. Ta dziewczyna musi spełnić swoją rolę. Bez jej wkładu nie znajdzie Nocrum, porywacze muszą dostać od niej walizkę, po to w gruncie rzeczy tu był.
-Jak masz na imię… - zapytał i zdecydował się powtórnie użyć prezencji powinno teraz pójść lepiej niż psem.
 
Shinju jest offline