Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-02-2020, 14:36   #409
Mi Raaz
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Cytat:
Bo któż z was, chcąc zbudować wieżę, nie usiądzie wpierw i nie oblicza wydatków, czy ma na wykończenie?
Inaczej, gdyby położył fundament, a nie zdołałby wykończyć, wszyscy, patrząc na to, zaczęliby drwić z niego:
≪Ten człowiek zaczął budować, a nie zdołał wykończyć≫


Ewangelia wg. św Łukasza, Rozdział 14, Wersy 28-30
4 sierpnia AD 1250. Czwartek.


Karczma na drodze do Suchodołu.

Ciemnowłosy słysząc uwagę o oparach siarki roześmiał się nieznacznie. Otworzył drzwi wpuszczając do pomieszczenia zimny wiatr i siąpiący deszcz. Ruszył w noc, w pogodę, która odpychała. Drzwi zamknęły się za nim, a po chwili wiatr uderzył ze zdwojoną siłą w ściany karczmy przyprawiając o grozę zebranych w niej mężczyzn.

Inkwizytor ponaglił towarzyszy. Tej nocy należało przygotować broń, skoro niebezpieczeństwo było realne.

Czarnowski wziął się do pracy. W karczmie oczywiście nie zajmował się kuciem. Musiał wykonać na broni stosowne żłobienia i zespoić ją ze srebrem. Zaczął od broni dla Bogumysła. Pracował całą noc.

Rano, gdy wszyscy zebrali się na śniadanie, a na ławie leżały ułożone bronie. Broń Inwizytora wyróżniała się znacząco na tle pozostałych.

Niestety z ostrza Bolesława Nieszyjki srebro wypadło gdy tylko podniósł broń ze stołu. Wojowie spojrzeli po sobie niepewnie.

Mieli jeszcze dwadzieścia strzał. Wystarczyło tylko przymierzyć z łuku i trafić takiego wilkołaka między oczy. Choć musieli przyznać, że żaden z nich nie był mistrzem łuku, a w czasie potrzebnym na przeładowanie takiej broni wilkołak z pewnością mógł zrobić im krzywdę. Czas było im ruszać. Słońce teoretycznie już wstało, choć niebo było zachmurzone i wszędzie zdawało się być ciemno.

Płock, Siedziba Inkwizycji.

Francisca po rozmowie z Anną do późna ustalał szczegóły przygotowania do pogrzebu. Udało jej się zorganizować płaczki, które były okolicznymi wdowami i starymi pannami. Przybyły odmówić różaniec za dusze Klary i Fyodora. Ze wszystkich dóbr, jakie miał przy sobie inkwizytor jedynie ciężki mieszek i notatki pozostały w domu. Reszta, wraz z jego ciałem została złożona w kostnicy. Młoda dziewczyna odnotowała jedynie, że późnym wieczorem nie zważając na pogodę Eberhard wyszedł. Ona, jako główna organizatorka nie mogła sobie na to pozwolić. Choć dochodziła północ to musiała omówić jakie dania znajdą się na stypie oraz kto dostapi zaszczyt siedzenia bliżej biskupa, a kto bliżej kasztelana. Gdy dotarła do swojego pokoju ledwie znalazła siłę na to by odmówić litanię do wszystkich świętych, litanię do Serca Jezusowego, Skład Apostolski, Ojcze nasz, różaniec. A wszystko przy akompaniamencie dziwnego pojękiwania zza ściany. Pojękiwania tak nie przystającego w takim miejscu… pojękiwania tak dobrze znanego Francisce.

Anna po rozmowie z Rembertini, która postawiła się w roli gospodyni domu była zmęczona. Wizje. Pogoda. Poczucie straty dwójki towarzyszy. Tego było zbyt wiele. Choć Gerge przygotował jej jedną kąpiel, to nie wypoczęła w niej tak, jak chciała. Poświęciła wieczór na przygotowanie ziołowych naparów dla wszystkich służących ich sprawie. Po tym co widziała tego dnia w lazarecie docierało do niej na ile poważnym zagrożeniem mogą być dla nich wszystkich przeziębienia. To nie była lipcowa pogoda.

Wszyscy się posilili. Łącznie z płaczkami wynajętymi przez ich seneszala. A potem Anna udała się na spoczynek.
W jej pokoju już czekał Gerge.

Przytulił ją mocno, choć protestowała. Starała się przywołać go do porządku, ale w jego oczach był ten sam płomień co poprzedniej nocy. Ona mówiła. Zasłaniała się. On zdejmował kolejne warstwy jej ubrania. Ona odwracała głowę. On całował jej szyję, obojczyk, nadgarstki. Ona cofała się uważając, by się jednak nie zniechęcił. On pchnął ją na siennik i po chwili przycisnął ciężarem swojego ciała. Jej usta mówiły, że nie powinni a potem oddawały jego pocałunki z namiętnością. Jej ręce próbowały go odsunąć, a zaraz potem wbijały się w jego mięśnie twarde niczym ze spiżu. I wtedy zrobił coś, co zabiło jej poczucie winy. Wszedł w nią ostro i gwałtownie. Trzymając mocno jej włosy. Krępował ją. Nagle dotarło do niej, że gdyby tego nie chciała, to i tak nie dałaby rady wyrwać się z jego żelaznego uścisku. Ale dlaczego miałaby tego nie chcieć? Jego brutalność wywoływała fale podniecenia. I zdejmowała poczucie winy. Jeszcze dwa dni temu nie znała tego cudownego stanu. Teraz zrobiłaby wiele, żeby się nie kończył. Stała się posłuszna jego ruchom. Jego słowom. Jego umięśnione ciało, noszące ślady blizn z dawnych walk przyciągało ją. Nie mogła wręcz oderwać od niego wzroku. Gdy szeptał do jej ucha rozkaz, na moment zacisnęło się jej gardło. Przecież gdy się odwróci, to nie będzie już mogła na niego patrzeć. Ale ufała mu.
Gdy mocno rozchylił jej pośladki, to w głowie zakonnicy pojawiła się ilustracja, którą kilka lat temu widziała w jednej z ksiąg poświęconej upadłym aniołom. Teraz w głowie kołatało jej wspomnienie podpisu.

“Lilith - ta, która dała Adamowi od tyłu”


Łzy napłynęły do jej oczu, gdy wbił się w nią, tam, gdzie nigdy nie spodziewała się poczuć żadnego mężczyzny. Jej ręce opierały się na ścianie pokoju. Nie była pewna czy to wciąż przyjemność, czy już tylko ból. A on nie przestawał. Owinął jej włosy wokół swojej dłoni. Ścisnął je mocno. Ale ból kilku wyrwanych włosów był dla niej zupełnie nieodczuwalny. Całe jej ciało pulsowało w rytm jego pchnięć. Tonęła w nowo odkrytej przyjemności… a może w bólu. Gdzieś zatarły się granice. Nie kontrolowała już niczego. Jęczała z przyjemności płacząc z bólu. A on ją drążył niczym żołnierz, który w ramach ćwiczeń ma wykonać dziesięć tysięcy powtórzeń pchnięcia mieczem. Wiła się wbijając paznokcie w ścianę, a on nie przestawał. Świat wokół pękł jak bańka i przestał istnieć gdy nie była już w stanie w ogarniających ją emocjach sformułować żadnej myśli.

Ulice Płocka, środek nocy.

Pod osłoną nocy Eberhard wszedł do lupanaru. Jeżeli to czego się dowiedział było prawdą, to wszystko miało się zmienić. Wszystko bez wyjątku. Nie miała znaczenia instytucja Inkwizycji. Nie miał znaczenia Pan. Znaczenie miała tylko ona i on. Nawet jego własne życie nie miało już znaczenia.

5 sierpnia AD 1250.


Siedziba Inkwizycji - ranek.

Anna nie pojawiła się na śniadaniu. Sądząc po odgłosach jakie utrudniały zaśnięcie Francisce pierwszym miejscem do jakiego winna się udać dziewczyna powinien być konfesjonał. Być może to tam udał się Gerge z samego rana. Nikomu nic nie mówiąc wyszedł. Witold siedział z nosem zwieszonym i wpatrzonym w owsiankę. A wedle wiedzy Francisci Eberharda nie było w budynku. Gosposia zyskiwała w oczach Francisci, gdyż tak prosty posiłek okrasiła świerzymi owocami. Coś trzeba było zrobić, ale nie było kim. Francica zdała się więc ostatnią na polu walki.

Suchodół, posiadłość Czarneckich, godzina drogi od Suchodołu.

Posiadłość była imponująca porównując ją z domem Dohna czy odwiedzonym wcześniej Brokiem. Sporej wielkości dom z kamieni i drewna. Obok niego na prawym i lewym skrzydle drewniane przybudówki. Dalej dwa duże budynki gospodarcze. Jeden wyglądał na stajnię dla koni sądząc po znajdującym się przy nim korycie. Drugi, położony nieco dalej z prawej strony był zapewne kurnikiem.

Nigdzie nie było widać żadnego zwierzęcia czy ludzi. Całość budynków układała się w kształt wielkiej litery U, ze sporym dziedzińcem wewnątrz. Całe gospodarstwo otaczał kamienisty murek wysoki do łokci. Jednak kuta brama stała przed nimi otworem.

- Panie, tam! - powiedział Michał Sopocko wskazując na drzwiach stajni cztery szerokie bruzdy. Wszyscy mieli te same skojarzenia. Coś chciało szponami otworzyć wejście.

Dobromir zeskoczył z konia. Zwierzęta zaczęły zachowywać się nieswojo. Coś wyraźnie niepokoiło ich w posesji Czarneckich. Tymczasem łowca potworów odczepił od swoich juków szeroki i długi pakunek.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline