Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-02-2020, 16:43   #38
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Jak się okazało, reszta zdążyła już wybyć z karczmy, zostawiając dwójkę współtowarzyszy samym sobie. Amaranthe nie przejęła się tym zbytnio. W końcu wiedzieli w którą stronę ruszyli, mogli ich zatem bez problemu dogonić. Jedyne co, to odczuła lekki żal do krasnoluda za to, że jednak nie przekonał reszty by zaczekali. Tak szybko jednak jak się pojawił, zniknął.
- To… Szybka jajecznica z chlebem na wzmocnienie i ruszamy? - zaproponowała wesoło, próbując ignorować skutki nocnych szaleństw.
- Trochę dobrych rzeczy na wzmocnienie się przyda. - Daveth skinął głową. - Wraca apetyt, to znaczy że wracasz do formy. Dobry objaw.
Skinął na panienkę z obsługi, a że gośćmi byli niezbyt mile widzianymi, to by się ich pozbyć w miarę kulturalny sposób obsłużono ich nad wyraz szybko.
- Smacznego - powiedział Daveth, zabierając się za kawałek szynki. Zdecydowanie dla towarzystwa, bo on już swoje śniadanie miał za sobą.
- Dziękuję i wzajemnie - odpowiedziała, chociaż powiedzieć, że do jedzenia zabrała się z apetytem, byłoby mocną przesadą. - I trochę masz rację chociaż… Cóż, zdecydowanie podtrzymuję, że przynajmniej w najbliższym czasie ekscesy tego typu trzeba będzie wyeliminować - przyznała.
- Muszą nam wystarczyć przyjemności typu kąpiele bagienne i smok - zażartował Daveth - a wszystko popijane zimną wodą. Woda brzmi co prawda mniej ekscytująco, niż wino, ale kąpiele błotne są ponoć korzystne dla zdrowia - zażartował.
- Chyba bardziej korzystne dla cery niż zdrowia - poprawiła. - Co tak czy siak nie oznacza, że mam na nie ochotę. Przygoda jednak… Cóż, dobre przeważa nad niedogodnościami więc… Jak myślisz, będą gnać ile sił w wierzchowcach czy jednak utrzymają tempo pozwalające na ich szybkie dogonienie? - zapytała, zmieniając temat.
- Nie ma co się spieszyć - odparł. - Szybciej my ich znajdziemy na bagnach, niż oni znajdą smoka. Poza tym sądzę, że Olgrim będzie ich nieco spowalniać. Co prawda musi być twardy, skoro po takim pijaństwie pojechał z nimi na bagna, ale nawet on nie jest ze stali. Galopem nie popędzi. A to kolejna szansa dla nas na ich dogonienie.
- Faktycznie - skinęła głową, po czym się uśmiechnęła nieco złośliwie. - Wygrałam - przypomniała. Ewidentnie nie było widać, by to, że wygrała kosztem krasnoluda, w jakikolwiek sposób powodowało u niej wyrzuty sumienia.
- Faktycznie. - Daveth skinął głową, po czym położył na stole odliczoną kwotę. - Zdecydowanie wygrałaś. Ale było zabawnie - dodał. - Rankiem również. - Uśmiechnął się na wspomnienie miny, jaką zrobiła Carys.
- Nie przypominaj mi o tym. - Wspomnienia rana dla Amaranthe ograniczały się do zimnej pobudki, a tego wspominać nie miała ochoty. - Będę musiała to jakoś wynagrodzić Olgrimowi. Pewnie biedak teraz katusze przeżywa.
- Nie musiał... "tyle pić", pomyślał ...od razu jechać, tylko poczekać na nas. Ale takie poświęcenie dla sprawy powinno zostać nagrodzone.
- Coś wymyślę - puściła do druida oczko. - Może mu jakąś kołysankę do snu ułożę - rzuciła propozycją, a następnie wmusiła w siebie kolejny kęs. - Trzeba będzie coś wymyślić w kwestii wierzchowców. Nie mogę swojego zabrać, skoro jedziemy sami. Może się trafić, że się rozminiemy z tym ich chłopakiem, który miał konie odprowadzić.
Daveth przez moment się zastanawiał.
- Da się załatwić - powiedział. - Zamienię się w coś latającego, a Laura pobiegnie za nami. W ten sposób będę mógł wypatrzyć naszych towarzyszy gdy będą na bagnach. I prędzej do nich dotrzemy niż na dwóch nogach. Co ty na to?
- Na latanie? Jeszcze się pytasz? - bardka odsunęła gwałtownie talerz od siebie. - Ruszamy! - oświadczyła wstając.
- A nie masz zawrotów głowy? - zainteresował się druid. - Bo to trochę przeszkadza w lataniu...
- Jeżeli tobie się wydaje, że mnie to powstrzyma, to… Wstaaawaj - zaczęła nudzić z szerokim uśmiechem szczerej radości.
- Ale zapał... - Daveth wstał. - Chodźmy więc - powiedział, po czym ruszył za bardką, która popędziła w stronę drzwi.

Wierzchowiec Amaranthe niestety musiał zostać. Bardka postarała się jednak o to by mu niczego nie zabrakło i by ktoś się nim dobrze zajął. Swoje rzeczy miała już zapakowane więc nie było powodu by zwlekać dłużej niż to było absolutnie konieczne.
- Nadąży za nami? - zapytała, wskazując na tygrysicę.
Laura podlizała się bardce, przejechawszy jej ozorem po twarzy, a potem cierpliwie (chociaż z pewnymi pretensjami wymalowanymi na pysku) wysłuchała instrukcji, jakich udzielił jej druid.
- Chodźmy stąd - powiedział Daveth. - [i]Nie chcę robić niepotrzebnych sensacji i zamieniać się tutaj.
- Prowadź - zaproponowała Amaranthe, drapiąc jeszcze Laurę za uchem, co by jej nie było smutno, że musi sama biec.

Gdy znaleźli się z dala od ludzkich oczu Daveth zamienił się w stworahttps://images90.fotosik.pl/322/0ca7b939a4b02d89.jpg, który był w stanie unieść w powietrze bardkę i jej bagaż.
- Całkiem, całkiem - pochwaliła tą zmianę. - Jesteś w stanie rozmawiać w tej formie? - zapytała, z fascynacją głaszcząc skrzydła.
Gryf pokręcił łbem, po czym pochylił się, by bardka mogła wdrapać się na jego grzbiet.
- Szkoda - odpowiedziała, chociaż zachwyt w jej głosie nieco zmniejszył żal, z tego powodu odczuwany. Nie zwlekając dalej wdrapała się na jego grzbiet i chwyciła mocno za pióra.
- No to w górę! - zawołała wesoło.
Gryf machnął skrzydłami raz i drugi, po czym majestatycznie wzbił się w powietrze, a potem zatoczył dwa kręgi, umożliwiając dziewczynie obserwowanie miasteczka z lotu ptaka.
- Wiii!!! - piski zachwyconej Amaranthe z pewnością słychać było w miasteczku. Od dawna nie miała takiej zabawy i śmiało mogła powiedzieć, że latanie było lepsze od igraszek łóżkowych. Gdyby tylko mogła spędziłaby w ten sposób całe życie.
- Wyżej! - krzyknęła radośnie, unosząc jedną rękę w górę. Drugą zacisnęła mocniej chociaż tak naprawdę miała ochotę także ją unieść i cieszyć się wolnością.
Gryf mówić może nie potrafił, ale rozumiał, co do niego mówiono. Wzbił się wyżej i wyżej, aż krowy stały się małe jak mrówki. Wtedy zatoczył jeszcze jeden krąg, po czym pofrunął w stronę bagien, po drodze wypatrując Laurę.
Gdy ją dostrzegł, skierował się ku niej i obniżył nieco lot, by móc tygrysicy wskazywać drogę.

Dla gryfa podążanie w odpowiednim kierunku nie stanowiło problemu - bagna było widać z daleka, a po parunastu minutach lotu można było dostrzec również chłopaka pikującego koni.
Daveth/gryf zatoczył kilka kółek, by Laura zdołała ich dogonić, po czym wylądował niedaleko koni, by pojawienie Laury ich nie spłoszyło.
Chłopaczek z pewnym zaskoczeniem wysychał słów bardki, lecz bez najmniejszego protestu przyjął do wiadomości, iż nikt więcej z końmi się już nie zjawi i że jego rola w tym momencie jest skończona.
Parę chwil później gryf wystartował, by po pewnym czasie ponownie wylądować, tym razem niedaleko sił głównych grupy poszukiwaczy smoka.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 06-03-2020 o 11:07.
Kerm jest offline