Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-02-2020, 19:51   #778
Stalowy
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
Podczas sprawunków w Karak Hirn Galeb chodził za Detlefem dumając nad tym co ich czekało. Widział, że coś gryzie kaprala w tym wszystkim więc zapytał się o co chodzi. Poklepał Detlefa po ramieniu.

- Spokojnie przyjacielu. Dobre słowo od tamtych żon to spłata długu za to że obcy pofatygowali się dostarczyć wiadomości z daleka. I to w trakcie wojny, gdy drogi nie są bezpieczne. Jeżeli nie będziemy nadużywać serdeczności mieszkańców Karak Hirn to z tej sytuacji wyjdziemy po prostu mając dobrą u nich opinię.

A Galeb wiedział, że dobra opinia może im się bardzo w Karak Hirn przydać. Chociażby dlatego, że gdyby nie daj Przodkowie cośby się zadziało to mieliby tutaj schronienie.

Myśl o tym miała jeszcze kołatać mu się w głowię przez całą drogą z powrotem ku Przełęczy.

***

W swojej wspaniałomyślności i serdeczności Detlef dał Galebowi trochę złota do rozdysponowania. Runiarzowi było głupio, ale sierżant najwyraźniej współczuł przyjacielowi tego że gobliny obrabowały go z piwa, złota i kamieni szlachetnych. Galeb z wdzięcznością przyjął pieniądze od Detlefa.

Idąc pośród rzemieślników Galeb zajrzał do handlarza, który oferował przeróżne bronie produkcji własnej ale i cudzej. Runiarzowi rzuciło się w oko broń o masywnej rękojeści, przystosowanej do krasnoludzkiej dłoni oraz rozszerzającym się na końcu zakrzywionym ostrzu. Oręż przypominał trochę szable z Arabii lub Kitaju. Rozszerzający się koniec zaostrzono z obu stron tworząc tak zwane pióro, dzięki któremu można było skutecznie ciąć wroga ciosem powracającym. Runiarz zaszedł i zapytał się o pochodzenie tegoż przedmiotu.
Masywny kowal o gęstej czarnej brodzie przypalonej na końcach przywitał Runiarza i odpowiedział, że broń tą kupił dawno temu od jednego kupca z Gór Krańca Świata z okolic Karaz Azul. Galeb wiedział skąd dokładnie ona pochodzi - takich szabel używali krasnoludzcy wojownicy z Wieprzej Góry, którzy jako jedni z niewielu krasnoludów tworzyli oddziały górskiej kawalerii. Właśnie od nich kupił pierwszą swoją szablę i oni uczyli go podstaw władania nią. Galeb był bardziej niż chętny nabyć ten oręż. Kowal nie miał nic przeciwko - szabla mu tylko w warsztacie zawadzała, a nie był też tak dobrze wykonana aby trzymać ją jako pamiątkę czy część rodzinnej skarbnicy.
Wymiana zdań chwilę potrwała, ale Galeb zdołał też dogadać się odnośnie udostępnienia kuźni na parę godzin w celu naprawy pancerza. Kowal był bardziej niż rad że u niego w warsztacie popracuje Runiarz, którego będzie mógł podpatrzeć przy pracy.

Potem gdy udali się do mikstury Galeb wziął dwie dla siebie i przytroczył do pasa. Wolał mieć własny zasób dekoktów do wykorzystania w razie konieczności.

Na koniec udał się do świątyni Valayi by się pomodlić za siebie i Detlefa i podziękować za wskazówki, których udzieliła mu Pramatka. Przed posągiem bogini na którym składano ofiary Galeb zapalił świeczkę. Klęcząc składał podziękowania, odmówił pacierze, których nauczyła go za dziecka matka, a potem poprosił o dalszą opiekę i przychylność w nadchodzącym czasie. Uznał, że w sprawach z którymi się mierzą przychylność Przodków bardzo im się przyda.


***

- Mości Runiarzu... jeżeli można zapytać... dlatego niesiecie ze sobą łuk, a nie kuszę? - zaczepił w trakcie marszu jeden z wojowników.

Galeb rzucił krasnoludowi ponure spojrzenie. Takie pytanie ze strony Detlefa by nie było niczym złym, ale ze strony obcego krasnoluda... Runiarz miał wrażenie że to jakiś przytyk. Ale po chwili milczenia odparł.

- Szybciej się z niego strzela niż z kuszy. Nie muszę się zatrzymywać przy naciąganiu.

Co prawda to prawda, nawet dawi o silnych ramionach musieli włożyć spory wysiłek by napiąć kuszę. Widać jednak było że wojownik rozmawiający z Galebem chciał coś jeszcze dorzucić, ale odezwał się inny, starszy.

- Skorriemu chyba chodzi o to że to Kowale Run zwykle preferują bardziej tradycyjną broń. Łuk jest dość... nieortodoksyjny.

Gdyby Galeb miał brodę to ta by się zjeżyła. Na szczęście bandaże skrywały jego oblicze.

- Ten konkretny Kowal Run preferuje każdą broń, która pozwoli mu skutecznie zabijać grobi, umgi, elgi i thagarokki.

Starszy wojownik patrzył przez chwilę na Galeba, po czym pokiwał głową.

- Jakbym słyszał jednego z rangerów. Takiego który chowa wiele osobistych Uraz wobec wrogów naszej rasy...
- rzekł.

Galeb milczał przez chwilę, tak że można by uznać dyskusję za zakończoną. W końcu Kowal Run odezwał się.

- Walczyłem w tunelach pod Karak Azul z thagarokki. W pierwszym szeregu wraz z Łamaczami Żelaza. W samym środku rzeźni - wszędzie w koło skaveni. Rozbijający się o naszych wojaków w gromnilowych pancerzach pełnych run. Moje ciało chroniła tylko zwykła kolczuga. To wielki honor walczyć u boku Bractwa, ale i wielkie wyzwanie by nadążyć... i nie zginąć w tym młynie. - jego głos był ponury i pełen wściekłości -
Zaczęło się tak: spaliśmy w obozie w tunelu gdy skaveni wypuścili na nas trujące powietrze. Wielu górników się podusiło, lecz gdy zielony obłok dotarł do ogniska... wybuchł. Potem pojawili się skaveni. Najpierw drobne sztuki dźgające oszołomionych dawi, potem cały potok thagarokki. Szybko pojawili się wojownicy podziemni, a zaraz po nich przybyli Żelazołamacze. Lecz ja i moi towarzysze pozostaliśmy w samym środku walk. To była jatka. Już spychaliśmy skavenów z powrotem w głąb tunelu. Lecz wtedy... w tej rzece szczurzego pomiotu, który nas zalewał pojawił się on. Cholerny rogaty czarownik Thagarokki. Szary Prorok. Wynieśli go na palankinie prawie na naszą pozycję. Ciskał czarami. Zdołał zabić jednego z Żelazołamaczy. W słusznym gniewie natarliśmy na niego... i przebiliśmy się przez jego obstawę.

Galebowi dłonie zaczęły się trząść ze wściekłości.

- A on... jego po prostu ponieśli. Skaveńskie łapy zaczęły go przenosić na tyły tej hordy. A żaden z nas nie miał przy sobie naładowanej kuszy, ani czegokolwiek by tą skurwysyńską poczwarę dosięgnąć. Żadnego toporka, strzały, czy bełtu. Nic. Gdybym miał pod ręką to nawet łuku elgi bym użył by tą zawszoną gnidę posłać do Otchłani.

Drużyna zaprawionych w bojach weteranów spojrzała na Galeba całkiem inaczej niż dotychczas. U niektórych widać było niedowierzanie, u innych szacunek i zrozumienie. Tak czy tak historia którą opowiedział Galeb wprawiła wszystkich w nastrój bojowy, pełen chęci do wyrównania wyrządzonych krasnoludom Krzywd.

***

Gdy dotarli już na miejsce Galeb musiał podjąć decyzję. Zaprowadzili krasnoludów dość daleko. Lecz co teraz? Chciał wrócić na Przełęcz i dowiedzieć się jak wygląda sytuacja. Lecz rzekł przed Królem i jego Doradcami że ruszy za demonem...

A skoro gobliny się zwinęły to znaczyło że czarodziej podjął trop. I tam gdzie będzie czarodziej tam będzie Karl i demon.

Galeb nie miał zamiaru łamać deklaracji które złożył i postanowił dalej pomóc krasnoludom. Nie wiedział jak w tej chwili maluje się sytuacja na froncie, ale on i Detlef nie robili wielkiej różnicy przy całej kompanii najemników. Ale w starciu z demonem i czarodziejem byli dla drużyny dawi nieodzownym wsparciem.

Jedyne czego nie mógł do końca sobie Galeb wyobrazić to jak sytuację z czarodziejem rozwiązać. Najbrutalniejsze rozwiązanie wydawało się najprostsze i rozwiązujące wszelkie kłopoty... jednak jeżeli odnajdą Magistra Cieni zanim ten zdoła wytropić Karla...

Wszystkie scenariusze malowały się w ciemnoszarych barwach i jako wielce skomplikowane.
 

Ostatnio edytowane przez Stalowy : 27-02-2020 o 18:02. Powód: Użyczenie przez Detlefa środków pieniężnych: Zakup dwóch mikstur leczniczych i szabli. Łącznie 28 zk.
Stalowy jest offline