Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-02-2020, 20:50   #39
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Olgrim powoli doszedł do siebie podczas tej podróży. Nie było idealnie. Kac nadal się go trzymał jak natrętna teściowa. Ale zaczął już ogarniać sytuację. I zorientował się, że wcale nie dwoiło mu się w oczach. I rzeczywiście mieli dwie szpiczastouche zamiast jednej.
Powoli mu się przypomniało, że gdzieś tam rankiem, rzeczywiście rano było zebranie i ta rudowłosa kobieta dołączyła. To chyba dobrze, prawda?
Kapłan zauważył za to że kogoś ubyło. Druida i Amaranthe. Co się z nimi stało?
Szukał w pamięci odpowiedzi, ale jej nie znajdował. Więc… postanowił zyskać informacje, których nie posiadał. Zebrał w sobie śmiałość i przybliżył się do czarodziejki by spytać.
- Wybacz szlachetna pani, że cię zaczepiam, ale obawiam się że wspomnienia mego poranka są dziurawe niczym cormyrski ser. Czy mogę liczyć na twoją pomoc w uzupełnieniu tych dziur?-
Gdy krasnolud zbliżył się do czarodziejki ta poczuła wyraźną woń alkoholu, a gdy przemówił woń ta stała się jeszcze intesywniejsza.
Trudno powiedzieć czy to ów odor jak z gorzelni czy może jednak coś innego sprawilo, że szlachcianka zapowietrzyła się, oblała się rumieńcem, a gdy odzyskała mowę zachichotała nerwowo.
Nie chcąc jednak obrazić swojego towarzysza, wszak nie odpowiadanie na pytania było oznaką grubiaństwa i braku dobrych manier, odezwała się.
- Nie pojawiliście się o umówionym czasie. Poszłyśmy z panną Trannyth - głową wskazała na przewodniczkę - sprawdzić czy nic wam nie jest. Wszak umówiona godzina dawno już minęła, a was nie było. A nie usłyszawszy odpowiedzi nasza przewodniczka sama otworzyła drzwi. Okazało się że spaliście jeszcze - wyjaśniła Carys starając się jak najmniej myśleć o całym zajściu.
- Acha… a gdzie właściwie… spaliśmy… i co się stało potem? Pamiętam łupanie… ale to równie dobrze mogło mnie łupać pod czachą. I czyjeś ruganie… chyba waćpanny admiratora. Rycerza chciałem powiedzieć.- Olgrim starał się poskładać wspomnienia do kupy, aczkolwiek nie było to łatwe.
- Spaaaliście razem - zająknęła się Carys
- Acha… a dokładnie w jakim… znaczeniu? Bo to chyba naturalne. Dwa łóżka, trzy osoby.- mruknął kapłan marszcząc brwi.
Czarodziejka zrobiła się jeszcze bardziej czerwona na twarzy.
- Nooo… razem - zaczęła przy tym nerwowo gestykulować. - To, to, to, wasza sprawa.
- Acha… oooo…- oczy krasnoluda zmieniły się w spodki, a twarz zaczerwieniła mocno. Chrząknął pod nosem.- Acha… w tym znaczeniu.-
Nie żeby coś pamiętał. Będzie musiał Amaranthe spytać o to co się stało w nocy. Gdy tylko nadarzy się okazja.
- Wybacz waćpanno, że twe śliczne oczęta zostały narażone na takie widoki. - Kusiło Olgrima spytać, co właściwie ona widziała, acz bał się że wtedy będzie się jąkać tak mocno, że sam nic nie zrozumie.- Przepraszam że cię na nie naraziłem, acz… sama też jesteś trochę winna. Tak bywa gdy się wejdzie bez pozwolenia do czyjejś sypialni.
Rudowłosa coś mruknęła, coś co miało chyba potwierdzeniem ostatnich słów Olgrima.
- No cóż… kiedyś musi być pierwszy raz. - zażartował cicho kapłan i dodał żartobliwie. - Niech się panienka nie zraża tamtymi widokami. Nie bez powodu tyle dzieci się rodzi.
Zamyślił się zmieniając temat.- A co było… dalej?
- Później tooo..- Carys sama zaczęła się zastanawiać co było później. Ona pamiętała jak ocknęła się już na dole.
- Tak dokładnie to nie pamiętam - przyznała z rozbrajającą szczerością.
- Nie pamiętasz? Czemu? Ja nie pamiętam, bo wlałem w siebie z co najmniej cztery butelki alkoholu - zdziwił się kapłan.
- Może spytaj naszej przewodniczki. Ona też tam była - zaproponowała czarodziejka.
- Ona wygląda na taką co lubi pyskować. Ty… wydajesz się być… Nie. Ty jesteś prawdziwą damą. - ocenił krasnolud.- A ja akurat nie potrzebuję wykładów o pijaństwie, tylko odpowiedzi.
- Masz rację mówiąc, że powinnyśmy były na zewnątrz poczekać. Aż ktoś nam otworzy - Carys uśmiechnęła się do kapłana. - Wykładów o pijaństwie nie będę ci urządzać. Wyruszyliśmy w drogę później niż planowaliśmy. Nie ma co o to kogoś winić.
- Nie wypiłbym tyle, gdy na szali nie leżała duma krasnoludzkiej rasy. I zakład. Wypadało pokazać na co stać… członka mego ludu. - stwierdził buńczucznie Olgrim i jęknął, gdy kac przypomniał mu o sobie.- Mam nadzieję, że chociaż Daveth pokazał nieco ładnych widoków, bo wątpię by waćpanna krasnoludzkie zadki uważała za urokliwe - dodał po chwili żartem.
Carys otworzyła usta ze zdziwieniem i po chwili zamknęła je niczym ryba usiłująca oddychać bez wody. Prostolinijność kapłana i jego brak owijania w bawełnę odebrały jej po raz kolejny głos. Zmieszana czarodziejka wodziła nerwowo oczami gdzieś za krasnoludem.
- Ja niczego nie widziałam- wyrzuciła szybko z siebie.
- Niech się waćpanna nie przejmuje tak bardzo - machnął ręką kapłan. - To ja winienem się wstydzić i po prawdzie trochę mi wstyd.
- Przykro mi, że nie mogłam ci pomóc - czarodziejka powiedziała przepraszająco. - Może później sobie coś przypomnisz- dodała. Uśmiechnęła się i odeszła pospiesznie.
Niemniej krasnolud podążył za nią nie dając jej spokoju.- Aaaa jeszcze jedno. Gdzie jest Amaranthe? -
Carys zatrzymała się. Powoli odwróciła się przodem do kapłana.
- Została w karczmie z Davethem. Mają niedługo do nas dołączyć - odpowiedziała zgodnie ze swoją wiedzą.
- Jak to? Została z Davethem? - zasępił się Olgrim nie rozumiejąc jej odpowiedzi.
- Poszli razem na górę. Ale nie martw się. Jestem pewna, że Daveth odpowiednio zaopiekuję się Amaranthe- w głosie rudowłosej dało wyczuć się pewność.
-Ale co ja robię tutaj ?-zastanowił się krasnolud głośno, trochę rozczarowany tłumaczeniem czarodziejki. - I jakim cudem jestem tutaj?
- Chciałeś jechać z nami - panna Fiaghruagach była bardzo zaskoczona pytaniem kapłana. Nie dała tego jednak poznać po sobie.
-Nie pamiętam, żebym wsiadał na kuca...- zamyślił się brodacz wodząc dłonią po niej. Nagle wycelował palcem w czarodziejkę.- Wy mnie porwaliście, a Amaranthe na to pozwoliła.
Wyglądał trochę załamany, gdy sobie uświadomił ten fakt.
- Nikt Cię nie porwał - czarodziejce zrobiło się żal kapłana. - Sam chciałeś jechać. Amaranthe nie mogła zatem na porwanie pozwolić. Pomyśl chwilę, jesteśmy przecież jedną drużyną - wyjaśniła chcąc pocieszyć go.
- Ale jej tu nie ma. A ja… cóż… niespecjalnie mogłem zdecydować czy miałem jechać teraz, czy później. Zostałem zapomniany przez wspólniczkę… ech...- machnął ręką smętny Olgrim.
- Równie dobrze możesz powiedzieć, że niespecjalnie mogłeś zdecydować, żeby tam zostać - Carys położyła dłoń na ramieniu krasnoluda i ścisnęła go lekko. - Amaranthe zrobi co ma do zrobienia i pojawi się. Przecież obiecała.
Krasnolud skinął głową bez entuzjazmu, bo przecież obietnicy nie pamiętał. Ale skoro Carys mówiła inaczej, to…
- Skoro obiecała.


Pojawienie się druida i bardki, krasnolud przyjął z mieszanymi uczuciami. Trochę nie bardzo wiedział jak miał się czuć w sytuacji, gdy został tak po prostu odesłany. Być może czymś się naraził bardce? Nie bardzo wiedział czym, bo i nie pamiętał nocy. A może winien się spodziewać, że tak ulotny duszek jak artystka po prostu o nim zapomni? On ich współpracę traktował dość poważnie i… nie potrafił sobie wyobrazić sytuacji, w której zostawić by miał wspólniczkę czy wspólnika. Choć oczywiście zdawał sobie sytuację, że Amaranthe jest dorosła i cóż… wolny duch z niej.
Podszedł do bardki i uśmiechnął się… nie bardzo wiedząc jak zacząć tę rozmowę i od czego.
Amaranthe także się uśmiechnęła radośnie, po czym zarzuciła krasnoludowi ręce na szyję.
- Chyba pokochałam latanie - oświadczyła, po czym odsunęła się nieco i zmierzyła go uważnym spojrzeniem. - Nadal nie wyglądasz za dobrze - poinformowała go otwarcie.
I nie czuł się dobrze. Wyraźnie zafrasowany krasnolud oddał uścisk bardki z wyraźnym roztargnieniem.
- Co się… właściwie wydarzyło w nocy? I rano? - zapytał w końcu spokojnie, acz dość cicho.
Amaranthe roześmiał się zanim odpowiedziala.
- Kilka całkiem przyjemnych rzeczy - odpowiedziała, uśmiechając się przy tym nieco złośliwie. - Byłeś doprawdy wspaniały. Chociaż nie sądziłam że lubisz TAKIE zabawy - dodała, a następnie wyraźnie sposępniała. - A rano po prostu sobie pojechałeś. Beze mnie - pociągnęła noskiem.
Kapłan starał się uporządkować wszystko w głowie, acz sugestie bardki tego mu nie ułatwiały. Jedno było pewne.
- Nie pojechałem. Nie mogłem, bo…- wzruszył ramionami.- -… nie miałem sił by wsiąść na kuca. Ktoś mnie musiał podsadzić… ktoś mnie zabrał, wspólniczko, wprost spod twojego zgrabnego noska.-
Roześmiała się.
- Oj marudzisz. Przecież nie puściłam cię z obcymi, tylko oddałam w dobre rączki - zauważyła zgodnie z prawdą. - Przecież w innym wypadku bym cię nie dała… Porwać- dodała wesoło. - Tęskniłeś? - zapytała, spoglądając na niego z chochlikowatym wyrazem twarzy.
- Co? Eeee… tak… brakowało mi ciebie - speszył się kapłan i naburmuszył od razu. - Ja bym cię bezbronną nie puścił… nawet z poznanymi przyjaciółmi. A wracając… do innej kwestii… Co to za TAKIE zabawy były? I co było rano… biedna Carys dukała próbując wyjaśnić wydarzenia poranka.
- Tak prawdę mówiąc to nikt cię nie puścił - wtrącił się druid. - Siedziałeś w gospodzie, a potem sobie pojechałeś, nie czekając na nas - sprecyzował. - Ale mniejsza z tym... Naprawdę nie pamiętasz, co było wieczorem i w nocy? Były tańce, hulanki, swawole. Śpiewałeś nawet. - Daveth zdecydowanie minął się z prawdą w tej ostatniej kwestii. - A Carys zdecydowanie przesadza. Grzecznie spaliście z Amaranthe - dodał. - Co prawda nie do końca byliście ubrani, ale kto sypia w nocnej koszuli, prawda?
Krasnolud spojrzał na Davetha przyglądając się mu podejrzliwie, bo wiary jego słowom nie dał. A i wtrącenie się jego w tą prywatną wszak rozmowę niespecjalnie mu się podobało. Zwłaszcza, że kłamał oni to kiepsko. Niemniej nie odpowiedział druidowi, tylko skupił swoje spojrzenie na Amaranthe czekając na jej odpowiedź.
- Skoro to nazywasz grzecznym spaniem -bardka prychnęła. - No i nie dziwię się tym problemom z wyjaśnieniami jakie mogła mieć nasza droga Carys. W końcu to nie było nic co dobrze wychowane panny winny oglądać. Czy o czym wiedzieć -dodała, puszczając do krasnoluda oczko. -Co zaś się tyczy zabaw… O nich zdecydowanie nie wypada opowiadać publicznie, ale mogę Ci opowiedzieć w nocy - obiecała z cieniem obietnicy w głosie.
- Trzymam cię więc za słowo wspólniczko.- stwierdził stanowczo krasnolud udobruchany w tej kwestii na razie. Potarł brodę i dodał.- Co takiego więc widziała droga Carys i co było dalej. Pamiętam, że... - wskazał palcem na nowy rudy nabytek drużyny.-... pojawiła się ona. Kimkolwiek jest i cokolwiek tu robi… głowa mnie bolała. Pamiętam, że… byłem popychany tu i tam. Przestawiany jak mebel przez czyjeś dłonie. I że doszedłem do siebie… na kucu...leżąc jak ubite zwierzę. To tyle pamiętam. Reszta jest mgłą
- Cóż, po takiej bitwie jaka się w nocy odbyła to i tak dobrze, że się w ogóle dobudzileś. - oświadczyła z wyraźna duma bardka. - Mój wojownik - dodała wesoło. - A co do poranka to… Cóż, zeszliśmy na dół, niektórzy coś zjedli, myśmy ruszyli by się nieco odświeżyć co było jak najbardziej zrozumiałe po nocy -wskazała na druida. - Jak skończyliśmy to w karczmie było już pusto więc skusiłam się jeszcze na coś szybkiego w ramach śniadania, spakowaliśmy i oto jesteśmy - podsumowała, rozkładając ręce dla podkreślenia owego faktu.
- No tak. Niewiasty i ich toaleta… trwa to czasem długo.- zgodził się z nią krasnolud, ignorując ewentualne implikacje ukryte między słowami. A związane z druidem. - Czyli…- Rozejrzał się po drużynie zastanawiając się kto właściwie zadecydował o tym, że tak szybko wyruszyli, iż część ekipy zgubiono przy okazji. Ale od takich rozważań rozbolała go tylko bardziej głowa.
- Mimo wszystko powinnaś na mnie zwracać baczniejszą uwagę wspólniczko, gdy jestem w stanie… bezbronnym. To się mogło skończyć źle - poinstruował ją na koniec.- Tym bardziej, że to twoja wina.. ten cały zakład. I żeby to było ostatni… raz. Więcej tak nie będę testował swojego żołądka pijąc do oporu.
- Oj… Czyli nagroda ci się nie podobała?
- zapytała Amaranthe, a w jej oczach jak na zawołanie pojawiły się łzy.
- Ja… cóż… nie pamiętam żadnej nagrody, więc będziesz musiała mi przypomnieć o niej - odparł speszonym głosem Olgrim wzruszając przy tym ramionami.- Więc nie wiem. Niemniej wystarczy chyba już upijania mnie. Niech Daveth następnym razem…-
- Chodzi ci o picie, czy odbieranie nagrody? - zainteresował się wymieniony.
- Picie..- wzruszył ramionami kapłan i machnął ręką.- Ostatni raz zalewałem się w trupa.
- Wszyscy tak mówią... i trwa to do najbliższej okazji - odparł Daveth. - No ale może tobie się uda.
Kapłan spochmurniał przyglądając się gniewnie druidowi. Czy on… czy on… implikował dumnej krasnoludzkiej rasie pijaństwo?! Pięści Olgrima zacisnęły mocno, ale ostatecznie uspokoił się uznając, że druid jest po prostu kolejnym niedoinformowanym osobnikiem, który nie ma pojęcia o naturze jego ludu i opiera swoją wiedzę na temat rozpowszechnianych plotek. Szkoda było pięści na niego.
Gniewne spojrzenie krasnoluda sugerowało, iż coś było na rzeczy. Może Daveth nie był aż tak daleki od prawdy? No ale jasną rzeczą było, iż Olgrim prędzej utopi się bagienku, niż przyzna, że nie był to jego pierwszy raz. I, zapewne, nie ostatni. Ale druid nie zamierzał drążyć tematu, rozwiązanie sprawy pozostawiając czasowi i podsuwanym przez niego okazjom.
- Rany, dajcie spokój - Amaranthe, której humor pogorszył się nieco po tym jak Olgrim nie zareagował na jej łzy jak powinien zareagować każdy mężczyzna, nie miała za bardzo ochoty na dodatkowe swary. - Umówmy się, że picie będzie, ale nie zalewanie się w cztery litery i mamy rozejm. To… gdzie ten smok? - zmieniła temat, spoglądając oczekująco na krasnoluda.
- Nie wiadomo. Zresztą tak szybko go nie znajdziemy.- wzruszył ramionami brodacz.- To duże bagniska… wielkości elfiego królestwa.-
- Dobra, jednak zmieniłam zdanie, od dziś nie pijesz. Masz po tym straszny humor - oświadczyła bardka, dziobiąc krasnoluda palcem w pierś. - No więc… Na co czekamy?
- Też prawda.- przyznał kapłan potulnie i dodał.- Na was czekalim, wylądowaliście w splendorze, ale teraz czeka nas piesza wycieczka w głąb bagien.
- Szkoda, że nie możemy wszyscy polecieć - westchnęła. Ewidentnie ten sposób podróżowania przypadł jej do gustu. - No ale przynajmniej towarzystwo będzie doborowe - dodała, przytulając się do boku krasnoluda. - Bez urazy, oczywiście - zwróciła się do druida z uśmiechem.
Daveth nie bardzo wiedział, o co miałby czuć urazę, skoro z bardką nie wiązało jej nic. No, prawie nic... Miło było, ale się skończyło i tyle. No i nie zamierzał pchać się między tamtą dwójkę.
- Spokojnie - powiedział. - Mały spacer nikomu nie zaszkodzi. A jeśli towarzystwo jest dobre, to tym lepiej.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline