Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-02-2020, 11:15   #88
Fiath
 
Fiath's Avatar
 
Reputacja: 1 Fiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputację

Z pamiętnika Tsara Raz

...Jedną z teorii jaką pobudzili we mnie ludzie, była możliwość, że przegapiłem przejawy magii w innych rasach, które spotkałem. Nasz lud nigdy nie odkrył biologicznego bądź w jakikolwiek sposób fizycznego źródła magii. Z nagłością jednak spotkałem rasę nie tylko z potencjalną odpornością na magię, ale również dostępem do przedmiotów posiadających magiczne predyspozycje. Zwane artefaktami, każdy z nich działa wedle swoich własnych reguł, reguł, które można nadużywać, aby wydobyć z nich zwiększony potencjał. Tym, czego nikomu jednak nie udało się zrobić, jest rozebranie artefaktu na części i złożenie go z powrotem, lub stworzenie jego kopii. Podobnie jak z magią, predyspozycje artefaktu wydają się oddzielone od czegokolwiek obecnego w rzeczywistości, jak gdyby uniwersum mówiło "tak po prostu jest i będzie"...


Kajuta Kapitańska Balmoral Castle


Przed pójściem spać Silver przesłuchał Blue Nya, co okazało się niesamowitą króliczą dziurą. Kobieta była częścią zespołu Nya Nya Nyan do niedawna, ale w ostatnim czasie zaczęła występować solo jako "June". Jej gimmickiem jest posługiwanie się językami staroziemnymi, dawno wymarłymi i dla wszystkich odbiorców niemożliwymi do zrozumienia. Jej antyfani oskarżają ją o memłanie przypadkowych dźwięków pod nosem, w chwili, gdy fani chwalą jej intelekt i wiedzę historyczną. Zajmuje obecnie pierwsze miejsce na top listach muzycznych planety Pars, czyli największej dyskoteki w Cesarstwie.

Jej największy fan, jakiego Silver znał, czyli Jack, pojawił się rano w drzwiach kajuty kapitańskiej, aby sprawdzić, czy jego największy kumpel i szef na pewno wstał na czas.
- Yo! - dopiero widząc go, Silver skojarzył, że Jack urodził się i pracował na Pars, zanim przeszedł do pracy w wojsku, a niedługo później, Armstrong Industries. - Wyciągnąłem wczoraj nieco ciekawostek z Fou. Wojsko ich załatwiło. - Jack uśmiechał się prześmiewczo, oparty o ścianę. - Ich licencja Recollectorska uległa przedawnieniu i nie otrzymali przedłużenia. Podobno Cesarstwo zwyczajnie nie wydaje już zezwoleń, jesteśmy ostatnią generacją recollectorów w programie. - wyjaśnił. - Derek zapisał ich do pracy z Auger, bo nie miał innych opcji, są teraz korpopsami i gryzą się jeden z drugim. Pamiętasz te żelazne kije? To własność Auger. Ich pracą dosłownie było strzec patyków w ziemi, bo to własność firmy, więc firma ma do tego prawo.
-To by wyjaśniało czemu Derek jest ostatnio jeszcze bardziej narwany niż zazwyczaj. - Odparł Silver, który właśnie kończył poprawiać ostatnie detale swojego ubioru. - Domyślam się, że już Cię wprowadzono w szczegóły tego iż mnie wyzwał.
-Abstrahując od tematu Mandingo, muszę Ci podziękować. Zupełnym przypadkiem naprowadziłeś mnie na bardzo interesujący trop. - Zaśmiał się i odpalił muzykę przebrzmiewającą wymarłymi językami. - Nya Blue aka June, o ile nie jest to wyjątkowo niefortunny zbieg okoliczności, twoja ulubiona piosenkarka może być Magiem Pierwszej Generacji. - Zbieg okoliczności był tu mało prawdopodobny, nawet najbardziej gruntowna edukacja nie pozwalała mówić w językach precesarskich. Znaczy pozwalała, ale zaklęcie Wszechmowy i tak sprawiało, że wszystko brzmiało tak samo. Żeby móc się wypowiadać chociażby po staroceltycku czy łacinie, trzeba było mieć silnie rozwinięte zdolności magiczne lub wspominaną przez Tsara odporność na magię.
- I by się tym chwaliła na Cesarskiej holowizji? Pułapka. - stwierdził bez zastanowienia Jack. - Bo niby co innego? Zaproszenie? List matrymonialny? - zaśmiał się. - Jeżeli Derek nie wkopie Ci teraz, to możecie się w przyszłości nawet nie zobaczyć. - zauważył Jack.
-Pamiętaj, że o tym całym “Kalendarzu” słyszało współcześnie bardzo niewiele osób. - Zwrócił mu uwagę Silver. - No i na pewno ma jakieś zdolności magiczne posiada, inaczej nie mogłaby mówić w wymarłych językach.
- Nie mówię, że nie ma magii. Mówię, że jak masz atomówkę na pokładzie, to nie trzymasz tego w tajemnicy, tylko upewniasz się, że każdy pirat o tym wie. Najbezpieczniejszy przelot, na jaki możesz liczyć. - wyjaśnił się Jack.
-No i powiedziałeś, że ona nie ma powodu by się tą atomówką chwalić. - Zauważył Demon. - Może właśnie o to chodzi, żeby zwrócić uwagę tych nielicznych, którzy znają temat. I nie mów mi, że nie chciałbyś jej poznać. - Zaśmiał się chytrze.
- Pracowałem na Pars. Nie wiem, kogo byś musiał przekupić, żeby spotkać się z kimkolwiek w top dziesięć, a ona jest teraz na pierwszym miejscu. Poczekaj z pół roku, jej złoty moment przeminie, znajdziemy ją w jakimś barze tańczącą na rurze. Tak ta planeta funkcjonuje.
-Stary, jestem bogaty, przystojny i mam znaczące nazwisko, a to otwiera wiele drzwi. - Przypomniał mu. - Niemniej, na tej planecie będziemy tkwić prawie miesiąc. Jeśli z kolejnymi artefaktami po drodze będzie podobnie, to całkiem możliwe, że na Pars dotrzemy gdzieś za pół roku. Wtedy może nawet załatwię Ci prywatny taniec. - Nie przestawał się uśmiechać. - Jeśli to rzeczywiście June, będziesz miał o czym opowiadać przez resztę życia.
- Chcesz tu zostać? - zdziwił się Jack. - Prawda, musimy zostawić okręt w atmosferze na jakąś chwilę, ale nie mamy obowiązku tu gnić. Czy ten notatnik Tsara aż tak cię wciąga? Było tam coś ciekawego?
-Nie chcę, ale mam umowę do wypełnienia. Obiecałem tym Pszczołom narzędzia, a ich wykonanie zajmie fabrykom trzy tygodnie. Oczywiście możemy przelecieć się w kilka innych miejsc, ale nie wiem czy udałoby się to dobrze zgrać w czasie. - Wyjaśnił. - Co do notatek Tsara, są całkiem interesujące ale da się je czytać w trakcie podróży. Zbyt wiele jeszcze z nich nie wyciągnąłem, tak to jest jak ktoś pisze pamiętnik zamiast dziennika badawczego… - Westchnął i spojrzał na zegarek, nie chciał się spóźnić.
- Dobra, chodźmy. Holmes idzie z nami. Obiecał, że jak Derek ma dwa artefakty, to przyłoży się do ćwiczeń nad iskrą. - zaśmiał się Jack.
-No, już czas. Jak wyrobię się z pojedynkiem poniżej minuty, to robimy balangę dla całej załogi. - Zdecydował.

Baza wojskowa


Gdy Silver i jego zespół dotarli do bazy wojskowej, zostało z niej już tylko ogrodzenie. Helikopter Mandingo wylądował równocześnie z ich. Wyszedł z niego poważny i ponury Shackle, ciężki do przeczytania Fou Lou, oraz dygoczący i szalony Pill, będący naczelnym lekarzem załogi. Zaraz po nich wyszedł Derek. Wysoki, smukły, umięśniony, o białych włosach i gołej klatce piersiowej. Miał ze sobą swoje ostrze, ale poza tym coś było z nim źle. Jego wolna ręka była czerwona, pulsowała i zmieniała kształt. Momentami wydawała się nawet rozmywać i odczepiać od jego ciała na krótką chwilę, co nie wywoływało żadnej reakcji w wyrazie twarzy dowódcy Mandingo.
- Muszę ci podziękować. Gdybyś nie zdecydował się na samobójstwo, mógłbym już nie mieć żadnej szansy się na tobie odgryźć.
- Darujcie sobie biadolenie. - odezwał się gromkim głosem Admirał Floty Bastion. Olbrzymi mężczyzna zasalutował dwójce wojowników i przedstawił swoje zasady: - Walczycie, aż jeden z was umrze lub się podda. Zabicie przeciwnika, który przyznał się do porażki to morderstwo, z egzekucją na miejscu. Dozwolone są wszelkie narzędzia i bronie, wliczając artefakty, ale nie iskry. Macie walczyć jak ludzie, może niekoniecznie jak mężczyźni. - Bastion zmierzył wzrokiem rękawicę Silvera oraz miecz Dereka. - Ale przynajmniej po ludzku. Postarajcie się nie wypaść za ogrodzenie, powodzenia.
Po tych słowach generał odszedł i stanął wraz z tłumem gapiów kilkadziesiąt metrów od walczącej pary. Derek nie mówił już nic więcej, po prostu przybrał postawę gotową do walki.
-Poprosiłeś bym wykonał na Tobie egzekucję, jak mogłem odmówić? Tylko postaraj się zbytnio nie rzucać, bo będzie bolało. - Silver dobył ostrza energetycznego. Mandingo nie nosił pancerza, zapewne pamiętając że Excalibur tnie każdą zbroję jak papier, ciekawe czy miał pole ochronne. Spojrzał na Bastiona, który dał sygnał. Podstawową przewagą Armstronga była szybkość i nie zamierzał z niej rezygnować. Gdy tylko dłoń admirała opadła natarł z pełną prędkością, całkowicie zaskakując Dereka. Zanim ex-recollector zdążył zareagować miał na sobie liczne krwawiące rany.
Derek zagryzł zęby i zamachnął się czerwoną dłonią przez natarcie Silvera. Demon zareagował, odskoczył i zasłonił się, jednak mimo tego Derek trafił go z ogromną siłą, odpychając go w tył. Zaraz po ataku czerwień porastająca jego dłoń zaczęła rozchodzić się na ramię, a mięśnie wyglądać na wyschłe i naderwane.
Ten idiota był dosłownie gotów zginąć, Silver nie wiedział co to były za czary, ale najwidoczniej Mandingo poświęcał swoją energię życiową w zamian za siłę i powoli usychał. Równie dobrze mógł go wziąć na przeczekanie i pozwolić mu się rozpaść. Chyba poczucie przewagi nieco zmąciło mu w głowie, bo tym razem jego ciosy odbiły się od parady Dereka.
Derek przeskoczył z nogi na nogę, po czym rzucił się na Silvera, atakując z niskim skokiem i piruetem, jego uderzenie z brzękiem strzeliło o ziemię, przez co lekko stracił równowagę.
Korzystając z otwarcia Demon natarł zajadle, znów znacząc przeciwnika licznymi ranami. Jakim cudem on jeszcze stał? Większość ludzi zeszłaby dwukrotnie.
- Spójrz na mnie. Tyle lat i ledwo mogę cię drasnąć. - zaklął, klękając z mieczem przy ziemi.
- Poddajesz się? - spytał Bastion.
- A wyglądam jak pedał?
Admirał floty zmierzył wzrokiem jego długie, bujne, białe włosy. - ....No.
- Co zrobiłeś z San? - spytał Silvera. - Nie mów jej, że pytałem.
-Jest na Balmoral, cała i zdrowa. - Odpowiedział bez ogródek Armstrong. - Pewnie ogląda walkę, więc jak leci z audio to i tak wie, że zapytałeś. Poddaj się, jeśli Ci życie miłe. - Zakończył poważnie, gotów w każdej chwili wznowić walkę.
- Kurwa. - zaklął, patrząc na kamerę, nieświadom, że Bastion nie męczył się z dodawaniem audio. - Nigdy nie było, zwłaszcza na trzeźwo. Ale co by o tym wiedział nowobogacki, magiczny książę. - Derek zerwał się do góry, rozcinając mieczem ogromną ranę w swojej klatce piersiowej. Włożył w nią swoją czerwoną rękę i wyjął z okolicy serca niewielki pierścień. Następnie upuścił go na ziemię i zdeptał.

Czerwone ramię Dereka w moment pochłonęło resztę jego ciała, po czym zaczął rosnąć i przekształcać się krzycząc przy tym w agonii. Po kilku sekundach przed Silverem stała ogromna, czerwona kreatura.
- Mówiłem żadnych iskr! - wrzasnął Bastion.
- To tylko artefakt. - odparł Shackle. - Nic więcej.




B̵̟̼̯̟̫͆̑̈̽͝ͅ�-�-̨̥̦̦̗̞�-l̵͈̗̀̈́͑ȏ̶͒̇͑͋͌̚�-̦̪̝͑͜ͅó̸̜͍͚͍͐͐̏͊̀̏̍̉̅̊̄̕ ͕͔̼̙̻͜d̸̡̛͇̹̤̗̳͆̈́̈́͂́͋͋̀̚͝ ̙̜�-̰̻ͅ ̵̗̦̘̜̰̪̀̅̌͋͑͂̇̌͗͝�-͈o̸̼͔͖̊̓̚͝�-̖̹͇̻͙͖̩̮f̵͈͉̃̊͋͒̎̀͋̀̽̚̚͝�-̨̡̧̙͕̦͙͍̥̬ ̵̤͌̾̎́͊̓͋͊̑̍͐͘͝�-̨̡͈̟͎̼͖̥̬̘̯̩̼t̵̆̅̆͆̑̅̆͛͗͂ ̮̼̰͚̞̖̮̤̟̰̝̹͜͜ḩ̶̞̤͇̜̓ͅ�-̳̝ȩ̷̛̖̮̱͕͖͕͕͔̈́̆̋̀͆̌́̅ͅ ̵̢̧̫͈̫͎̪͚̲̰̊̈́̑̉̄̽̑͜ͅĎ̶̌̐ ̢̜̖̻͗̐̌͌͛́̕é̵̱̈́̊͗̕̚̚͘͝�-̝͓̜m̶̡̖̓̒̂͊̒̀̋͘̚o̴̊̊̓̏̐͊͑͝ ̣̈́̄͝�-̦͙͇n̶̩͈̪̼̓̽͂͘̕͜


-Do reszty Cię posrało… - Westchnął Demon i wznowił natarcie. To wielkie cielsko nie dawało się niestety kroić tak łatwo jak ludzkie.
Z każdym cięciem i szarpnięciem miecza, krew uwalniała się z cielska bestii, zalewając Silvera, którego rany zaczęły się goić przy kontakcie z nią. Kreatura wydawała się ignorować zmagania recollectora, przybliżając swoją twarz do niego, aby wykonać donośny ryk, który nieco otępił Silvera.
Posoka lejąca się z tej bestii miała widać działanie odwrotne do tego co działo się wcześniej z Derekiem. Z każdą spadającą na niego kroplą Armstrong czuł się lepiej. Choć ryk tego, co kiedyś było człowiekiem wyraźnie wytrącił go z równowagi, nie przegapił okazji i chlasnął potwora przez łeb z ogromną siłą.
Głowa otworzyła się na pół, zalewając Silvera uzdrowicielską krwią. Patrząc w głąb bestii, Armstrong dostrzegł jakiś ruch i instynktownie odskoczył. Bestia rozerwała się na pół od środka, czerwone macki wystrzeliły we wszystkie strony, tłukąc o arenę w losowy sposób. Ryk demona unosił się z wnętrza rozwartego ciała.
Robiło się coraz trudniej… Silver musiał być bardzo uważny, żeby nie dać się trafić tym mackom, a jednocześnie zbliżyć się na tyle by zadać cios. Niestety nie był nawykły do takiego sposobu walki i nie zdołał przebić się przez nawałnicę czerwonego cielska.
Szczęśliwie, zdołał za to zareagować, gdy jego sytuacja wyrwała się spod kontroli i szybkim skokiem w tył, wydostał się z zasięgu bestii. Kreatura, którą był Derek, podniosła się z ziemi, zszywając się z powrotem w jedno wielkie, przebrzydłe ciało.
Młody Recollector wciąż był wytrącony z równowagi przez unikanie macek, kiedy znów natarł na bestię. Niestety zamiast wślizgiem rozpłatać ją na dwoje zaliczył poślizg i musiał porzucić atak na rzecz utrzymania się na nogach.
Derek skoczył na Silvera ze złożonymi w młot dłońmi, recollector uniknął na bok. Derek pchnął się na niego ramieniem, ten się odsunął. W końcu bestia rzuciła się na niego całym ciałem, to ten zwyczajnie odskoczył. Nawet w swojej nowej formie, przed Silverem, dowódca Mandingo musiał się zbierać z ziemi.
Mimo że Demon nie zawsze był w stanie dosięgnąć tego czegoś, jednak utrzymywał przewagę w starciu. Wciąż był nietknięty, a bestii przybywało nowych rozcięć, gdy śmigał dookoła siekając ją wściekle. Czerwony potwór zaczął wywijać wściekle całym ciałem i młócić wszystkimi kończynami, próbując raz za razem dosięgnąć Silvera, jednakże ten jedynie odbijał się od jego ataków, szukając dogodnego momentu. W końcu zahaczył o łapsko i dał się porwać w powietrze skąd opadł z gracją, dekapitując nieszczęśnika. Paskuda zaczęła się rozpadać, a u stóp Armstronga wylądowała głowa Dereka, o dziwo wciąż żywa.
-Przykro mi. - Sam zdziwił się swoim słowom, ale naprawdę w tym momencie było mu żal tego szaleńca. Mógł jedynie zapewnić mu szybką śmierć i tak też zrobił, wbijając ostrze centralnie w czoło.
- Dorwał nas obu, ale spuść mu wpierdol w moim imieniu - odparł Derek, przedtem jak jego oczy wywinęły się na drugą stronę.
Ogromne ciało bestii rozlało się, zalewając pozostałości bazy krwią. Z wnętrza ciała kreatury zostały tylko dwie rzeczy: miecz Dereka oraz niewielka, czerwona rękawica. Shackle, rozpalając cygaro, zbliżył się do Silvera i zasłonił rękawicę stopą. Bastion również podszedł do pary.
- Gratulacje Silver, jestem pod wrażeniem. Gdy skończy ci się licencja na recollekcje, przemyśl karierę w wojsku. Miałbym dla ciebie miejsce w załodze. - następnie Admirał Floty spojrzał na Shackle. - A wy mi wyjaśnijcie tą transformację. Jaki artefakt ją wywołał?
- Pierścień. Własność Auger. Już go zdeptał, nic nie zostało.
Bastion zastanowił się przez chwilę.
- Cygaro? - spytał Shackle, oferując paczkę zarówno Bastionowi, jak i Silverowi.
- Nie palę. - odparł Bastion. - Niech będzie. Jak mnie już nie potrzebujecie, to się pożegnam.
-Też nie palę, muszę dbać o płuca. - Odparł Demon. Speedster z chorobą obturacyjną miałby nieźle przewalone. - Będę miał na uwadze pańską propozycję Admirale. Do zobaczenia. - Jednak zamiast zasalutować, Silver wyciągnął rękę.
Bastion uścisnął rękę. Bolało to równie mocno co bycie uderzonym przez czerwoną bestię, choć chyba nic w dłoni Silvera nie pękło. Następnie Admirał Floty zasalutował Shackle, który odpowiedział tym samym, po czym Bastion się ulotnił ze swoją zgrają żołnierzy. Gdy tylko się oddalił, Shackle odszedł krok w tył.
- To rękawica go zmieniła, jak ją założysz, to jej nie zdejmiesz, nie bez amputacji. Derek nie potrafił jej kontrolować, ale mieliśmy pierścień, który potrafił wyłączyć ten artefakt. Z pierścienia nic nie zostało. - Shackle wyjaśnił Silverowi prawdę. - Wieczorem przyślę kogoś po Sanę. Nasi chłopcy będą dalej siedzieć przy tyczkach, ale wyłączymy wiertło na trzy miesiące i ani chwili dłużej. Coś jeszcze? - spytał, agresywnym tonem.
-Nie tak obcesowo jeśli łaska. Nie ja naciskałem na tę walkę. - Armstrong odnosił wrażenie, że Shackle obwinia go o śmierć Dereka. - Wystarczy, że nie będziecie wchodzić mi w drogę. San jak mówiłem jest cała, a skoro chcecie ją odzyskać nie odmówię. Upilnujcie tylko, żeby nie próbowała mnie zabić w zemście za waszego zmarłego szefa.
Shackle wzruszył ramionami i odszedł od Silvera, mówiąc: - Sczeźnij gdzieś w tym kosmosie.
Fou bez komentarza skierował się w stronę statku, którym grupa przybyła. Pill zadrgał w miejscu, włożył rękę do papierowej torby, którą nosił na głowie, wyjął z niej opakowanie jakichś tabletek i rzucił je Silverowi, po czym zaczął pokracznym krokiem zmierzać na statek. Tabletki były nieopisane.
Demon schował pigułki do kieszeni i zebrał z ziemi swoje, dość makabryczne łupy. Zastanawiając się co zrobić z czerwonym bliźniakiem swojego artefaktu ruszył do własnego transportu.
-Holmes chyba się pochlasta, czeka go naprawdę dużo praktyki. - Rzucił tylko do Raidena, próbując się rozweselić. Jakoś nie miał najlepszego humoru, mimo odniesionego triumfu.

Po powrocie na okręt, Silver najpierw udał się do Meredith. Był całkiem zdrów, ale miał coś dla niej.
-Sprawdź co to za paskudztwo. Wieczorem Mandingo przyślą kogoś po San. - Rzucił, zostawiając pudełko tabletek na stole. Pill był szalony, mógł mu równie dobrze dać cyjanek, co jakiś dziwaczny specyfik. Potem wrócił do siebie.
-Holmes, czekam na raport o planecie. Potem bierz się do ćwiczeń. - Nadał do kronikarza, wysyłając mu obraz miecza i rękawicy. Jego samego czekało sporo do przemyślenia.
“Dorwał nas obu...” najwidoczniej ich artefakty były ze sobą w jakiś sposób połączone. Shackle mówił, że Derek nie potrafił tego kontrolować… Silver nigdy nie miał takich problemów z Demoniczną Dłonią. To było zastanawiające, czy brak samokontroli u nieżyjącego Mandingo sprawił że nastąpiła jakaś nietypowa reakcja przy ich połączeniu, czy to Armstrong był inny? Może chodziło o jego Iskrę… Silver był dzięki niej w stanie karmić swój symbiotyczny artefakt. To by znaczyło, że sam przetrwał zupełnym przypadkiem, tworząc nieświadomie układ “Ty mnie karmisz, ja Ci pomagam”. Mimo wszystko, korciło…
-Jack, pozwól do mnie. Weź największą spluwę jaką znajdziesz. - Wezwał swojego ochroniarza.
- Szybki remont? - spytał Jack, wchodząc do sali z działem plazmowym, gotowy do zostawienia dziury w ścianie.
-Nie, środki prewencji. - Powiedział dość ponurym głosem i podniósł czerwoną rękawicę. - Jeśli nie zdołam nad tym zapanować, masz mnie rozwalić zanim zrobię komuś krzywdę. Idziemy. - Podniósł się z miejsca i ruszył w stronę więzienia okrętowego. Cela powinna zapewnić bufor bezpieczeństwa, żeby Raiden nie strzelił za szybko.
Siedząc za kratami więzienia, Silver założył rękawicę. Szybko zlała się ona z jego dłonią, barwiąc ją na czerwono. Było to bolesne, Demon czuł, jak coś z niego ubywa. Coś, co można by było nazwać energią życiową. Czerwony ślad rękawicy rozrastał się wzdłuż jego ramienia, aż dotarł do jego barku, gdzie zaczął tracić na sile i ewentualnie zanikł. Pierwotna ręka zareagowała na obecność nowego gościa, samemu się rozrastając. Ewentualnie, obie zmodyfikowane kończymy, spotkały się na piersi demona, zlewając jedna w drugą, po czym transformacja się zatrzymała w miejscu.
- ... Trochę się napaliłem na strzelanie, ale tylko głupio wyglądasz. - zauważył Jack, celując z działa w swojego szefa. Nie był aż tak rozbawiony, jakiego udawał.
Dwójka spędziła w celi pewien czas, ostatecznie jednak Silver nie czuł, aby cokolwiek się z nim działo. Prawdopodobnie rękawica nie będzie przejmować nad nim kontroli. Przynajmniej nie w obecnych warunkach.
Armstrong przyjrzał się sobie. Choć powierzchownie zmiany fizyczne były widoczne, nie czuł absolutnie żadnej różnicy w stanie swojego ciała. Miał nadzieję, że dodanie Demonicznej Dłoni jej bliźniaczego artefaktu jakoś spotęguje efekt, ale nie zaszło nic w tym stylu. Wyczuwał moce swojej lewej ręki, ale był nimi rozczarowany, widział jak wyniszczały Dereka gdy ich używał, a przecież Mandingo był od niego znacznie bardziej wytrzymały.
-Wygląda na to, że los ma dziwne poczucie humoru. W każdym razie opuść tę armatę, nadal jestem sobą, nawet jeśli nieco mi się zbrzydło. - Uśmiechnął się krzywo. Szczęśliwie ten niecodzienny wygląd można było łatwo ukryć pod ubraniem, jedynie przekształcone przedramiona mogły rzucać się w oczy. Może warto było pomyśleć o długich rękawach na przyszłość.
-Drake, idę do Ciebie. - Nadał i poszedł wysłuchać raportu kronikarza. Chciał wiedzieć czy warto tu zostawać, na czas realizacji “zamówienia”.

- Niczego tu nie widzę. - odparł Holmes, gdy Silver wszedł do pomieszczenia. Kronikarz pochylał się nad ekranem przedstawiającym planetę, zerkając co jakiś czas na drugi wyświetlacz wskazujący wyniki badań prowadzonych przez grupy na planecie. - Żadnych rzadkich albo wyjątkowych złóż, żadnej magii. Lód i ubóstwo. - stwierdził. - Nie jestem w stanie uwierzyć, że nic nie zostało z cywilizacji sprzed zamrożenia planety. Jeżeli jednak założymy, że tylko pszczoły zaszły z tym tematem gdziekolwiek, a używały jakiejś odmiany wydzielanego przez siebie tłuszczu jako budulca, to może faktycznie resztki ich wiosek z czasem po prostu zanikły. - ocenił. - Albo są tak głęboko pod śniegiem i lodem, że skanery nic nie wyłapują.
-Zatem nie mamy powodu tkwić tu przez następnych kilka tygodni. - Skonstatował Silver. -Poczekamy do jutra, na wypadek gdyby Mandingo zapomnieli odebrać dziś San. Przeznacz ten czas, by wyznaczyć nam kolejny cel. Nie zamierzam siedzieć bezczynnie na dupie. - Niestety, z racji że jego walka z Derekiem strasznie się przeciągnęła, balanga nie miała się odbyć, trzeba więc było wrócić do produktywnych zajęć. - Powodzenia zatem. Jak skończysz daj znać, napijemy się w męskim gronie. - Pożegnał się i poszedł na salę treningową. Wpadł mu do głowy pewien pomysł i postanowił go wypróbować.
Na miejscu naładował obie rękawice do oporu. Wziął głęboki oddech i wtłoczył moc w obie jednocześnie, by przekonać się czy to coś zmieni.
Jedna część ciała Silvera zaczęła porastać skamieniałym pancerzem oryginalnego diabła, w chwili, gdy druga zaczęła rozmywać się, rozkręcać i przekształcać. Efekt czerwonej rękawicy przypominał bardziej dosłowną transformację niż efekt niebieskiej. Dwie formy spotkały się w centrum ciała Silvera i zaczęły ze sobą walczyć, raz jedna zabierała większość ciała, raz druga. Bardzo szybko Silver zaczął czuć się źle, co zmusiło go do przerwania eksperymentu, ale nawet wtedy rękawice nie chciały odpuścić. O ile było to bolesne, Silver wyczuwał jakiś poziom połączenia, fuzji, w centrum swojej klatki piersiowej. Była ona jednak krótkotrwała, a jego ciało było mocno rozrywane. Recollectorowi udało się jednak zacisnąć zęby i wyczekać, aż rękawicom skończy się paliwo. Z odpowiednim treningiem, być może dało się tutaj coś wskórać, przyjmując, że nie brakowało żadnych kluczowych elementów. Aktywowanie obu rękawic na raz, nie mając prawie żadnej wprawy w operowaniu czerwoną, również mogło się przyczynić do drastyczności pierwszej próby.
Nie należało się spodziewać, że wyjdzie za pierwszym razem, a jednak młody Armstrong był rozczarowany takim przebiegiem wydarzeń. Zapewne wynikało to z faktu iż bardzo rzadko, a wręcz niemalże nigdy nie ponosił porażki. Bycie cudownym dzieckiem miało swoje konsekwencje… Pozostawało ćwiczyć, ale póki co miał wciąż pamiętniki Tsara do przewertowania. Zmarły Admirał miał za sobą długie życie, Silver liczył że w późniejszych rozdziałach znajdzie się więcej konkretów. Wrócił więc do siebie by dalej studiować notatki, w oczekiwaniu na wieści od Drake’a.
 
__________________
Also known as Boomy
Recollectors - Ongoing, Gracze: Deadziu, Eleishar

Ostatnio edytowane przez Fiath : 27-02-2020 o 11:18.
Fiath jest offline