Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-02-2020, 11:49   #59
Dedallot
 
Dedallot's Avatar
 
Reputacja: 1 Dedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputację
– Twoja misja wydaje się bardziej pokręcona i niebezpieczna niż to się wydaje na pierwszy rzut oka… Powiedz mi konkretnie jaki masz plan – Zaproponował.

- Dzięki za zrozumienie - mruknęłam. - Zamierzam wyzwać Arkhama na pojedynek, nie dać się mu nawet drasnąć, żeby nie miał okazji mnie zatruć. Jak już wygram, to idąc na fali zadziwienia, w jakie na pewno wprawię tym czynem cały klan, zwalić winę za wszystko co złe spotkało klan na szamankę - ogólnie opisałam swoje plany.

– Odważny plan… ale wątpię, czy popis umiejętności walki, od razu będzie świadectwem twego boskiego posłannictwa… Wódz wie, że umiesz walczyć. – Stwierdził.

- To wyzwę jego - rozłożyłam ręce. - Masz lepszy pomysł?

– Wodza? – Zadziwił się. – Moim zdaniem to przesada… wódz jest szalony ale nie jest zły… na razie zajmijmy się Arkhanem… a potem zobaczmy, kto po ciebie przyjdzie. Może wtedy ustalimy razem jakieś sensowne rozwiązanie.

- To twoim zdaniem, w którym momencie powinnam wyzwać Arkhama? - zapytałam go.

– Nie w czasie uczty… jeśli jesteś na to gotowa, to teraz kiedy się tego wcale nie spodziewa. Nie będzie miał czasu użyć trucizny… a może nawet nie będzie przy nim jego haremu… bo one na pewno nie dopuszczą cię do niego, a raczej nie chcesz musieć zabić ich wszystkich.

Nawet mi to odpowiadało, bo to całe czekanie, zastanawianie się i odwlekanie już mnie zaczynało męczyć bardziej niż myśl, że walka może się dla mnie być tragiczna w skutkach.
- Dobrze więc - skinęłam głową. - Gdzie go znajdę?

– Jesteś pewna, że chcesz to zrobić? – Spojrzał ci głęboko w oczy.

Skrzywiłam się.
- Wiem że muszę to zrobić, bo inaczej Driudka i osoby będące pod jej opieką zostaną zamordowane - odwróciłam spojrzenie od niego i podeszłam do stojaka z włóczniami, by wybrać najlepszą.

– Czy mogłabyś coś dla mnie zrobić? – Zapytał wstając. – Arkhan gdy walczył z moim ojcem nie zabił go od razu, ale upokorzył go. Bo u nas jeśli po wygranym pojedynku poderżniesz komuś gardło, dowiedzieś, że szanujesz go jako wojownika. Ci, którzy nie są godni takiej śmierci mają umierać długo i w agoni… tych, których chce się szczególnie upokorzyć, okalecza się… Arkhan odciął mojemu ojcu dłonie i stopy, aby przed nim klęczał, a potem rozpruł mi brzuch… Nie proszę cię jednak byś zrobiła mu to samo… chcę tylko byś, zamiast podciąć mu gardło, przebiła mu brzuch i pozwoliła umrzeć w ten sposób… to choć trochę zrekompensuje hańbę mojego ojca.

Moja wyobraźnia podsunęła mi scenę, w której mały chłopiec musi patrzyć jak jego rodzic zostaje w tak okrutny sposób zabity. Zemdliło mnie i aż się wzdrygnęłam.
- Zobaczę do czego okażę się być zdolna... - odparłam mu ponurym głosem.

– Nie chcę byś się nad nim pastwiła… nikt na to nie zasługuje, nawet on… ale chcę żeby poczuł choć część upokorzenia jakie zrzucił na pamięć mojego ojca. – Powiedział bardziej ze smutkiem niż z gniewem.

- Są osobniki które właśnie na pastwienie się nad nimi zasługują - powiedziałam mając w pamięci rozgrzeszenie jakiego udzielił Galadriel przed dzień mojego opuszczenia zakonu. - Na wypadek gdyby po śmierci nie czekało cierpienie za grzechy.

To co powiedziałaś byłoby pośród kapłanów Toriela uznane za istne bluźnierstwo, zwłaszcza gdyby padło z ust jednej z nich, a jednak tobie przyszło z tak wielką łatwością.

Gdy się odwróciłaś dzierżąc włócznię zauważyłaś, że Falris stoi tuż przed tobą.

– Dziękuję… – Powiedział szczerze. – Dziękuję, że mnie rozumiesz. – Dodał, a potem niespodziewanie, pocałował cię prosto w usta.

To był pierwszy raz w twoim życiu gdy pocałował cię mężczyzna. Jego usta były delikatne, a oddech ciepły. Przez twoje ciało przeszedł mimowolny dreszcz.

Zaskoczył mnie tym tak bardzo, że nie zareagowałam na to od razu i po prostu stałam zdezorientowana. Dopiero po chwili, pod wpływem nowych emocji jakie to we mnie wywołało, spanikowałam i odepchnęłam go od siebie. I nagle zrobiło się dziwnie.

- Chodźmy już... - mruknęłam o dziwo onieśmielona i zrobiło mi się gorąco, że aż piekły mnie policzki. - Wskażesz mi gdzie, a sam pójdziesz przypilnować, żeby twoja matka nie przyszła Arkhamowi z pomocą - czułam się tak bardzo zawstydzona, że miałam ochotę jak najszybciej stoczyć swoją walkę… Nawet gdybym miała ją przegrać.

– Wybacz… ja nie chciałem sprawić ci przykrości… – Teraz jemu zrobiło się głupio. – Chyba jednak w tych sprawach ludzie różnią się od elfów. Przepraszam… – Powiedział i wskazał ci drogę. Nic więcej nie powiedział, tylko poprowadził cię do jednego z najokazalszych namiotów w całym obozie. Przed nim stała dwójka elfów. Naga kobieta całująca się i ocierająca o wyjątkowo rosłego i potężnego jak na elfa mężczyznę z wygoloną połową głowy. Umięśnione ciało elfa pokrywały dziesiątki tatuaży i blizn. Arkhan, bo domyśliłaś się, że to właśnie on, nie zauważył was, ale zajęty był zabawianiem się ze swoją towarzyszką… widziałaś, jak agresywne były jego ruchy, jak nienasycony był w tym co robił. Jego zachowanie przywodziło na myśl agresywne, dzikie zwierze… zaś jego kochanka zachowywała się jak suka w rui.

Ten widok wywołał odrazę na mojej twarzy. Barbarzyństwo i zezwierzęcenie. Już w drodze tu zdusiłam w zarodku wszelkie wątpliwości, które teraz mogłyby mi już tylko przeszkadzać. Chciałam mieć czyste myśli, skupione tylko i wyłącznie na walce.
Poszłam prosto na niego.
- Wyzywam cię na pojedynek - powiedziałam do Arkhama. - Odebrać moją własność z twojego trupa.

Dziewczyna oderwała się od niego i rzuciła ci pełne pogardy spojrzenie.

– Czego chcesz ludzka suko… – Rzuciła. – Spieprzaj stąd bo wydrapię ci oczy.

– Lepiej ty stąd spieprzaj – Rzucił ostro potężny elf i uderzył swoją kochankę w tyłek. – I tak mi się już znudziłaś… twoja siostra jest w tym lepsza.

Dziewczyna odeszła urażona ale mijając cię splunęła ci pod stopy. Spojrzałam na nią tylko na wypadek gdyby chciała się na mnie rzucić.

– No, no… człowiek, którego wódz przyjął do plemienia i żałosna imitacja elfa… – Stwierdził Arkhan. – Chcesz swój amulecik? – Rzucił, a potem wysupłał go spomiędzy całego mnóstwa kościanych amuletów i innych fetyszy, które miał na szyi.

Arkham był większy ode mnie i zdecydowanie lepiej umięśniony. Jeśli miałam go pokonać i przy tym wyjść z życiem to musiałam wykorzystać dar od mężczyzny z wizji jak również moja wiedzę medyczną o punktach witalnych ciała. I nie mieć skrupułów.
- Nie kłopocz się - odparłam chłodno. Na widok amuletu jeszcze bardziej wezbrała we mnie złość, że nie mogę już wrócić do miejsca, które miałam za swój dom. - Sama go sobie wezmę - dodałam. - A teraz stań do walki!

– Nie wiem czy jesteś tak odważna… czy tak głupia… – Zaśmiał się. – Dobrze… ja byłem gotów oddać ci ten drobiazg za kilka chwil w moim namiocie… ale skoro za nic masz własne życie, wezmę sobie ciebie po tym, jak już cię zabiję nieelfie… najpierw wypruję ci flaki, potem cię zgwałcę we wszystkie otwory jakie znajdę, albo sam zrobię… a to co z ciebie zostanie upiekę i zjem – Rzucił szczerząc zęby. Włożył rękę do namiotu i wydobył włócznię zakończoną ostrzem z zadziorami.

Ustawił się w pozycji do obrony.
– Zaczynaj… – Rzucił jadowicie.

Zauważyłaś, że inne elfy węsząc walkę zaczęły schodzić się w jedno miejsce.

Falris nachylił ci się do ucha i powiedział.
– Nie traktuje cię poważnie… jeśli rzeczywiście masz wiedzę od boga, zdołasz go pokonać, a zgubi go jego własna pycha. – Położył ci dłoń na ramieniu i już głośno rzucił. – Wierzę w ciebie, wybranko bogów.

Rzuciłam blady uśmiech Falrisowi i ruszyłam ku Arkhamowi. Nie zamierzałam mu okazywać ani okrucha litości i chciałam w pełni oddać się temu uczuciu, które mnie ogarniało gdy czerpałam z wiedzy otrzymanej od mężczyzny ze snu.

W pełni skupiona zaatakowałam.

Pierwsze pchnięcie minęło elfa o włos… a dokładniej ledwie zdołał wykonać unik. Zdążyłaś zauważyć zdziwienie na jego twarzy. W odpowiedzi zamachnął się włócznią by trafić cię jej bokiem w głowę.

Atak zablokowałam swoją bronią, a dokładniej ustawiłam drzewiec pod takim kątem by jego włócznia prześlizgnęła się po nim nad moją głowę. Dopiero po tym uchyliłam się i wykorzystując jego własną siłę, uderzyłam tym samym końcem swojej włóczni prosto w jego krocze.

Teraz czułaś to o czym mówiła Morrisana, elastyczność… to był sekret sztuki walki elfów. Gładkie, gibkie ruchy i wykorzystanie każdej części broni w walce. Ruchy, które instynktownie prowadziły twoje ciało czyniły cię niemal nieuchwytną a to, że byłaś mniejsza i lżejsza od Arkhana momentalnie dało ci pełną przewagę. Uderzenie w krocze rozproszyło go na chwilę i zmusiło by zamiast kontrataku skupił się na gardzie, a to z kolei przeniosło na ciebie dominację w pojedynku. Czucie ziemi pod stopami dawało ci poczucie stabilności, a wyostrzone zmysły sprawiały, że każdy bodziec elektryzował twoje ciało… nigdy w swoim życiu nie miałaś takiego zespolenia z bronią i takiej… radości z walki. Czułaś jak wzbiera w tobie euforia… a wraz z nią żądza… mimowolnie na twoją twarz wpełzł drapieżny uśmiech. W tym momencie czułaś, że to ty jesteś teraz drapieżnikiem… zaś on, twoją ofiarą…

On też to poczuł. Widziałaś w jego oczach strach… widziałaś jak bardzo próbuje się przed tobą osłonić.

Nie miałam nawet najmniejszego powodu by się jakkolwiek powstrzymywać przed tym co mnie napędzało, ani tym bardziej ochoty się ograniczać. Arkhamowi należało się poniżenie i powolna śmierć, a ja, odsuwając nauki kapłanów Toriela, zamierzałam mu to właśnie dać.

Poczułaś to… poczułaś pełnię krwawej żądzy… nie była to ślepa furia, o nie… ty widziałaś i smakowałaś każdy moment… każdą chwilę swej dominacji nad dużo większym i silniejszym przeciwnikiem. Gdy pierwszy raz twoja włócznia zanurzyła się w jego ciele, ryk jego bólu, dosłownie przeszył twoje ciało podnieceniem. Wtedy już wiedziałaś, że wygrałaś, jego garda była słabsza, a kolejne pchnięcia rozrywały jego mięso ochlapując ciebie ciepłą posoką… czułaś jakbyś po raz pierwszy naprawdę żyła. Kolejne pchnięcie weszło głęboko w jego brzuch, a gdy wyszarpnęłaś grot włóczni, krew ochlapała twoją twarz, a potem zaczęła spływać po twojej szyi pod kamizelkę. Twój naszyjnik cały pokrył się szkarłatem.

Przez jedno mgnienie oka, zdawało ci się, że w tłumie ujrzałaś kobietę ze swojego snu. Stała tam w swoim czarnym stroju z założonymi rękoma i uśmiechała się, jednocześnie powoli kręcąc głową.

To na moment cię wyhamowała i sprawiło, że nie zdążyłaś rozszarpać Arkhana.

Twój przeciwnik padł na ziemię i, korzystając z twojego zawahania, próbował się odczołgać.

– DOBIJCIE MNIE! – Wrzasnął. – NIE POZWÓLCIE, ŻEBY ZABIŁA MNIE NIEELFKA!!! BŁAGAM! – Ryczał, charcząc i pełznąc jak robak w kierunku zebranych obserwatorów.
 
__________________
Czy widział ktoś Ikara? Ostatnio kręcił się przy tamtych nietestowanych jetpackach...
Dedallot jest offline