Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-02-2020, 16:52   #30
Shinju
 
Shinju's Avatar
 
Reputacja: 1 Shinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumnyShinju ma z czego być dumny
Roxi skorzystała ze wskazanej toalety, na wpół słysząc jak Red dziękuję za opiekę panny Maxwell. Wróciła zakładając na główkę szczoteczki niewielką osłonę i chowając swój cenny przyrząd do higieny jamy ustnej w kieszeni spodni. Słuchając najemnika zaczęła nerwowo bębnić długimi paznokciami o blat baru, o który się oparła.Starannie zapisywała wszystkie informacje w pamięci.

Marlo słuchał uważnie. Starając się zapamiętać tak wiele jak mógł.
-Z tego co zrozumiałem Ci Giovani już są w to zamieszani, No chyba, że naprawdę chcą żebym pojawił się w nieodpowiednim miejscu i czasie. Ale na serio co by im z tego przyszło. Nie jestem kimś aż tak ważnym w hierarchii żeby zawracać sobie mną głowę.
- No chyba… - podrapał się po głowie.
-.... że chcą kasy i spróbują postawić mnie przed jeszcze ciekawszym szantażem. - westchnął.
-Ech... Serio. Pomału zaczynam się już do tego przyzwyczajać. - Przeniósł wzrok na Roksi.
-To co zabieramy dane i przejedziemy się do ‘naszego przyjaciela’. - Zapytał dziewczynę.
-A… - Przypomniał sobie o jeszcze czymś. - Co w końcu było pod moim wozem.

Roxi westchnęła ze złością.
- Raczej nie mamy wyboru. Po za tym Księciunio i tak musi się dowiedzieć, czego się dowiedzieliśmy. Zorganizuj sobie też spotkanie ze swoim promogenem, może będzie zainteresowany sprowadzeniem Black Lady do domu. Jak teraz powie że mamy sobie radzić sami to chyba go zastrzelę. Jestem geniuszem i w ogóle, ale z prehistoryczną rzymską mafią w pojedynkę sobie nie poradze -stwierdziła spoglądając na chwilę na swoje paznokcie. - Wrzuciliście to na mój serwer? - zapytała Reda.

-Dzwoniłem do nich kilka razy. I tuż po porwaniu. Nie odebrali ani razu. Ale może powinienem się pokazać. Może coś to da.. Gorzej już nie będzie. Podjedziemy do nich w drugiej kolejności.

- Ja z tobą do nich nie jadę - obruszyła się dziewczyna. - Przynajmniej bez wyraźnego rozkazu Vincenta, albo Księciunia - dodała.

-Dobrze Roksi. - Marlo naprawde nie miał siły na kłótnie. Napisał tylko do funki. By jak odpocznie poszła do domu albo do szpitala. I żeby kazała przyjść pięciu innym dziewczyną, tylko dyskretnie. Musiał zadbać o zapasy na następną noc.

Red przysłuchiwał się rozmowie z nieco zmieszanym wyrazem twarzy. Zapytany, odpowiedział:
- Pod samochodem znaleźliśmy lokalizator. Nadajnik na tyle silny, że jego sygnał powinien być wykrywalny z każdego punktu miasta. To i pozostałe informacje umieściłem na serwerze. Zaraz poinformuję pozostałych, że wyjeżdżamy… - sięgnął po telefon.

Marlo zamrugała zaskoczony. W sumie nie zamierzał zabierać z sobą najemników. Ale z drugiej strony po to ich chyba miał. Poskrobać się po głowie.
-Dobrze zabezpieczcie teren. Ale na rozmowie będę tylko ja i Roksi. Jak mówiłem wy chronicie mnie a ja was.

- Jak pan sobie życzy. Szanujemy pańską prywatność - odpowiedział Red.
Przekazął informację pozostałym, po czym podszedł do medytującego White'a i położył mu dłoń na ramieniu. Minęła prawie minuta nim tamten otworzył oczy.
- Czas ruszać - oznajmił mu Red a tamten tylko skinął w milczeniu głową.
Nie minęło dziesięć minut, a najemnicy byli zwarci i gotowi do wyjazdu. Czekali na Marlo i Roksi w swojej skrycie pancernej furgonetce.
- No dobrze, to gdzie jedziemy? - zapytał Blue siedzący za kółkiem.

Marlo w ciszy obserwował jak Red „budzi” Whita. Czym on sam do cholery był że go to tak wyraźnie zabolało. Zawsze uważał się za dobrego gościa. Ale chyba teraz nie do końca nim już był co było dość przykre. No ale miał ważniejsze sprawy na głowie.
Wsiadł do furgonetki, wyjmując telefon. Wypadało ksiecia uprzedzić że zamierza przyjechać i to z ludźmi.
-Starfish Island numer jeden. - odpowiedział.

Roxi w tym czasie przygotować plik z danymi które zebrali. Zdjęcia, numery, dokumenty. Wszystko przygotowane na tablecie, dla księcia. Wątpiła by Marlo potrafił zwięźle wyjaśnić czego się dowiedzieli. Weszła do furgonetki i wcisnęła się na wolne miejsce.

- Starfish? Jedziemy w odwiedziny do bogatych przyjaciół? Może powie pan o nas dobre słowo, w razie gdyby potrzebowali w przyszłości naszych usług - odpowiedział wesoło Blue.

Książę odebrał po czwartym sygnale.
- Coś się stało? - zapytał bezpośrednio.

Marlo uśmiechnął się szeroko jak miał w zwyczaju gdy prowadził interesy, nawet te telefoniczne.
-Dobrze poszło. Żyję. Chcemy z Roksi spotkać się jak najszybciej i przekazać co udało nam się dowiedzieć o sprawie.

- Nie wątpiłem ani przez chwilę, że wyjdziesz z tego cało. I jeszcze zdobyłeś użyteczne informacje! Powiem strażnikom, żeby cię oczekiwali, ale ostrzegam, że najpóźniej za pół godziny będę się musiał zająć pewnymi sprawami. Więc mam nadzieję, że jesteś już w drodze - powiedział na wpół żartobliwie.

-Jedziemy razem z Roksi i będziemy najszybciej jak się da. - powiedział wyłączając się. Spojrzał na kierowcę.
-Dasz radę dojechać w pół godziny nie..- stwierdził bardziej niż zapytał.
-I oczywiście powiem dobre słowo. - uśmiechnął się nawet dość beztrosko.

- Będę za niecałe dzisięć minut - odparł Blue i docisnął gaz.
I rzeczywiście, po ośmiu minutach stał już przed bramą do posiadłości Księcia. Strażnik w hawajskiej koszuli podszedł i posłał kierowcy wrogie spojrzenie, ale widok Marlo sprawił, że nieco się rozchmurzył.
- Zostajecie w samochodzie, zrozumiano? - rzucił w stronę najemników. - Jak któryś z was wystawi nogę, dostanie kulkę - ostrzegł.
- Pan Marlo i Pani Mrozow są proszeni do gabinetu - dodał, patrząc w stronę wampirów, ale unikając ich spojrzenia.
Marlo i Roksi nie marnując czasu ruszyli za strażnikiem. W przeciwieństwie do Bobbiego nie był rozmowny. Ani wyluzowany.
W gabinecie, za biurkiem czekał Książę, przeglądając plik zdjęć. Kiedy weszli, schował je do szuflady i uśmiechnął się na powitanie.
- Zapraszam, zapraszam - wskazał na fotele. - Siadajcie i mówcie, co mamy na tych porywaczy.

Marlo uśmiechnął się uśmiechem odpowiadając na uśmiech gospodarza. To było coś co znał. Jakaś ‘normalność’ w jego życiu.
-Generalnie wzięli walizkę i podłożyli pod mój wóz nadajnik. Udało nam się ustalić gdzie teraz jest ta walizka i kto ją przejął. Wszystko jest na dyskach… I... chcą żebym spotkał się z jakąś Giovani. - potarł się po karku.
-Chcą w sumie żebym zabrał od niej towar. Cokolwiek by to mogło być.]
Roxi westchnęła i wywróciła oczami słysząc co mówi Marlo. Ale pozwoliła mu przedstawić swoją wersję i domysły. Osobiście wolałaby książę sam wyciągnął swoje wnioski. Mimo tego jak zdarzało jej się o nim mówić wierzyła w jego intelekt. Bez słowa podała mu tablet z otwartym plikiem z danymi, które zebrali.
-Nie jadłam śniadanie, dało by się coś załatwić? Na koszt Ethana oczywiście - powiedziała uśmiechając się lekko.

Marlo uśmiechnął się lekko.
-Na mój koszt, - potwierdził.

- Mój dom to nie stołówka czy restauracja - odparł spokojnie Vercetti. - Jeśli jesteś głodna, udaj się na tereny swojego klanu i się tam pożyw - upomniał ją, po czym skupił się na Ethanie.
- Lepiej że podłożyli nadajnik a nie bombę. Rozumiem, że przyjechałeś innym samochodem? Dobrze. Nie chcemy, żeby od razu wiedzieli, że mnie odwiedzasz…
- Mówisz, że chcą abyś spotkał się z Giovanni? Dziwne. W mieście jest tylko jeden przedstawiciel tego klanu. Candice Giovanni. Mimo że osobiście nie żywię pozytywnych udczuć wobec Giovannich, którzy zakulisowo kontrolowali Forellich, mafijną rodzinę dla której jako śmiertelnik pracowałem, to zasady Camarilli zobowiązują mnie, abym pozwolił jej na wizytę. A jej działalność do tej pory nie dała mi powodu, by ją tego prawa pozbawić. Jeśli jednak spiskuje z Sabbatem, będzie to wystarczający powód, by nie tylko pozbawić ją praw, ale i głowy. Potrzebowałbym jednak dowodów. Czy macie tutaj coś takiego, czy tylko poszlaki? - zapytał, pobieżnie przebiegając wzrokiem plik z danymi.

Marlo spojrzał na Roksi.
-Znajdę ci coś jak wyjdziemy. - przeniósł wzrok na księcia.
-Dali mi tą dyskietkę. - położył ją na stole.
-W niej fotografię kobiety o oznaczonej szramami twarzy. - potarł się po karku.
-Nie wiem czy to faktycznie łącznik, czy planują zrobić coś jej. Ani do czego potrzebują mnie. Ale… To stara wampirzyca nie? Jeśli postanowi mnie zaatakować będę mógł się jakoś obronić? - zapytał i potarł się po głowie.
-Oczywiście jeśli myślisz że to dobry pomysł żebym tam poszedł. Jeśli wiedzą że dostali lewą kasę mogę tego nie przeżyć.

- Rzeczywiście, Candice ma pewną przewagę wieku nad większością Spokrewnionych w Vice City, czego nie omieszkała mi wytknąć… Jeśli postanowi cię zaatakować, prawdopodobnie nie będziesz miał w tym starciu szans. Ale twoja śmierć byłaby twardym dowodem i pozwoliłaby mi ją unicestwić. Nie sądzę więc, by się na coś takiego zdecydowała. Bez urazy, nie jesteś tego warty. Zwłaszcza jeśli chcą cię nadal wykorzystać. Jedź do niej i ustal jak sytuacja wygląda. Tylko bądź ostrożny w słowie i czynie. Nie daj jej pretekstu. Ja w wolnej chwili dokładniej zapoznam się z zebranymi przez was danymi.

Marlo uśmiechnął się niewesoło.
-A jak to zemsta za lewą kasę… Jak to taka stara wampirzyca bez wysiłku zrobi mi z mózgu papkę i potem zrobię dokładnie to co będą chcieli. Nie patrzenie jej w oczy pomoże. A może jak użyje prezencji to ona nie spojrzy na mnie. Chciałbym się jakoś zabezpieczyć. Możesz mi coś doradzić. - zapytał.

- Czy nie od tego masz swoją towarzyszkę? - zapytał z lekkim uśmiechem Książę. - Nie obawiaj się zanadto, na obecnym etapie nic ci nie grozi - powiedział z taką pewnością, że tchnął w Ethana nową odwagę.

Marlo uśmiechnął się niepewnie.
-Dziwnie się czuje z tym wszystkim. Chciałbym to już zakończyć. Nawet nie wiem czy Noctrum żyje. Ale. - spojrzał na przyniesione rzeczy.
-Dzięki temu może znajdziesz lokalizację i będzie po sprawie. - wstał by uścisnąć dłoń księcia….
-A miałem powiedzieć dobre słowo o Login Restrictions. To grupa najemnik których wynająłem. Dobrzy są. Cholera… - Marlo uderzył się w czoło.
-Mam spotkanie z nowym szefem ochrony Sześcianie. - Marlo wypadł nagle jak oparzony z pokoju księcia dzwoniąc do Elizabeth żeby dowiedzieć się przypadkiem czy dziewczyna nie czeka.

Roxi westchnęła. Ciężko pracowało się przy Marlo.
- Prześlę Księciu dostęp do serwera. Będziemy wrzucać tam na bieżąco czego nowe informacje - powiedziała ustawiając coś na tablecie. - Pójdę już, zanim ten oszołom wpadnie w nowe tarapaty - dodała kłaniając się lekko i idąc za Marlo.

- Dziękuję, będzie to wygodniejsze, niż gdybyście mieli co noc do mnie przyjeżdżać… Pilnuj go, nie chcielibyśmy przecież, żeby bezsensownie zginął. A z jego roztrzepaniem i sposobem wyrażania się… nie będzie mu łatwo odnaleźć się wśród Spokrewnionych.

- Ethan świetnie by się odnalazł wśród Malkavian - rzuciła uśmiechając się szeroko. - Spokojnej nocy! - rzuciła, ruszając za Marlo biegiem, bo jednak różnica wzrostu pomagała mu zrobić dystans, a znając jego jeszcze by ją zostawił.

Elizabeth tymczasem odebrała telefon, kiedy Ethan śpieszył korytarzem willi.
- Tak, umówiłam z nią spotkanie. Miała być o dwudziestej drugiej w Sześcianie, więc ma pan jeszcze czas wrócić… Na przyszłość radziłabym, żeby w takiej sytuacji, gdy dla bezpieczeństwa umawia pan spotkanie na miejscu, nie wybierać się na niezapowiedziane wycieczki - dodała, starając się zachować profesjonalny ton, ale dało się wychwycić ślady irytacji.

-Tak Eli wiem. Ale teraz się tak dużo dzieje. Naprawdę nie chciałem żeby to tak wyszło. - powiedział szczersze skruszony.
-Będę tak szybko jak się da. - powiedział rozliczając się.

Najemnicy nie skomentowali pośpiesznej wizyty w willi Vercettiego. Blue znów pokazał swoje umiejętności i wykręcił doskonały czas.

Marlo pochwalił Blue za dobry czas i ruszył w stronę klubu.

Po powrocie do Sześcianu Gold zapytał:
- Kim jest tak kobieta, z którą chce się pan spotkać? Czy powinniśmy podjąć szczególne środki ostrożności?

- No właśnie? - zapytała Roxi, która też nie znała wszystkich planów Marlo. - Może powinnam podłączyć się pod telefon tej twojej sekretarki. Swoją drogą jak przy niej jesteśmy, bez niej nie przeżyłbyś pięciu minut. Dobrze jej płacisz? Fajnie było by ją poznać, ale w jakiś spokojniejszych okolicznościach… - stwierdziła z zamyśleniem.

Marlo rozglądał się nerwowo cały czas. Ale chyba zdążyli. Chyba. Przeniósł wzrok na Golda.
-To pracownica osobistej ochrony, ponoć dobra. Miała problem z poprzednim szefem którego chyba zabiła. Dlatego chce się spotkać zanim weźmie pracę. Gość molestował ją czy coś. W każdym razie muszę ją przekonać że jestem „normalny”. Raczej nie musicie się nią przejmować, co najwyżej możecie ją sprawdzić to… - chwile siłował się z pamięcią wreszcie przeklął i dał za wygrana.
-Nie ważne. Przedstawi się jak przyjdzie. - Marlo spojrzał na Roksi.
-Dalej jesteś głodna. Jak tak to możesz sprawdzić czy są dziewczyny na pewno Cię czymś poczęstują jak będziesz miła. No i… - zamyślił się chwile.
-Tak dobrze płacę Elizabeth, to moja prawa ręka i prawdziwa przyjaciółka. A spotkasz ją na pewno. Ma mi przynieść szczeniaka jak znajdzie odpowiedniego.
 
Shinju jest offline