Przesunięty niemalże na próg płonącego pokoju Leonard zgasł i teraz sobie leżał, czując się jak niepotrzebny dodatek do toczącej się tuż obok niego rąbaniny. Bo tak można było nazwać to, co trójka awanturników wyprawiała z rycerzem Chaosu. Odziany w osmaloną zbroję, na wpół oślepiony Ulfhednar miotał się wkoło, przyjmując na siebie dziko spadającą lawinę ciosów. Klingi z brzękiem uderzały o płyty białego pancerza, co rusz wyszczerbiając płyty lub urywając folgę lub którąś z mniejszych płyt. Ulf jednak w tym z góry przegranym dla niego starciu nie pozostawał dłużny – mimo swojego stanu, rycząc dziko rozdawał pancerne ciosy pięściami i głową. Niemal dostało się Lotharowi, którego twarz pięść rycerza minęła o włos. Mniej szczęścia miał Axel, którego twarz weszła w bliski kontakt z dymiącym hełmem Ulfhednara, kiedy Mayer wyrywał zaklinowane ostrze spomiędzy płyt zbroi. Krew trysnęła z rozwalonego nosa i pękniętego łuku brwiowego, a zamroczony Axel osunął się na podłogę. Oberwało się również Berniemu, którego rycerz przygniótł do ściany tak mocno, że aż zatrzeszczały żebra. Ucisk zelżał w momencie, w którym Lotharowi udało się wbić miecz głęboko między obluzowany obojczyk a krawędź hełmu. Ulhednar wrzasnął. Krzyk przeszedł w charczący bulgot, aby w końcu umilknąć. Rycerz zachwiał się i osunął martwy na ziemię.