Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-02-2020, 14:02   #107
Lady
 
Lady's Avatar
 
Reputacja: 1 Lady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputację
- Na czworaka, wypinaj dupę! - złość, udawana oczywiście, wylewała się z rudowłosej. Chwyciła pejcz, rozglądając się po sypialni. - Potrzebujesz tu miejsca, w którym moglibyśmy cię umieścić w odpowiedniej pozycji do przyjmowania kar, suko.
- Mogę pełzać po ziemi - zaproponowała, rzeczywiście kładąc się i eksponując szerokie pośladki.
- Myślałam o pręgierzu, do którego bym cię przywiązała - wycedziła rudowłosa, wymierzając mocne uderzenie w pośladki. I powtarzała je raz za razem, dysząc przy tym. - Abyś mi nie uciekała jak robak…
- Nie ucieknę - urwała, sycząc z bólu, gdy wyprawiona, twarda skóra uderzała jej miękką i gładką. - Zasłużyłam.
- Zasłużyłaś, suko - to był cały komentarz. Uczennica skupiła się na zadawaniu bólu. Uderzała po pośladkach jeszcze chwilę, ale później przeszła na plecy i uda, zostawiając na nich czerwone ślady. Była dla tej niewolnicy za dobra. Ostatnie dwa spotkania nie przyniosły Aithe odpowiedniej ilości bólu i upokorzenia. Czy był próg, przy którym zacznie błagać?
- Na plecy - syknęła wreszcie do obitej kobiety. - Nogi szeroko.
Z bolesnymi, czerwonymi śladami nauczycielka nie była już tak prędka do spełnienia polecenia. Wiedziała jednak, że ociąganie się jedynie pogorszy sytuację. Powstrzymując zatem napływające do oczu łzy odwróciła się i rozłożyła uda, wystawiając swoje łono na surową karę. Ale nie tam spadło pierwsze uderzenie. Lei celowała w piersi, z satysfakcją trafiając pejczykiem raz w jedną, raz w drugą. Zaraz po nich zaczęła powoli przechodzić na brzuch.
- Możesz mnie błagać. Prosić. Lubię słuchać. Twoich jęków i krzyków też.
Błagań nie było. Krzyk to co innego. Wrażliwe piersi za każdym smagnięciem kłuły bólem, który wyrywał z gardła nauczycielki głośne jęki. Łez nie mogła już powstrzymać i pierwsze krople zaczęły spływać po jej policzkach. To nie zatrzymało ręki dziewczyny. Wręcz przeciwnie, nakręcało Leilenę do kontynuowania. Zbiła miękki brzuch, uda, a na koniec uderzenia zaczęły spadać na łono Aithe, bez litości dla cipki. Kobieta krzyczała już głośno. Odruchowo zaciskała nogi, ale wysiłkiem woli rozkładała je ponownie wystawiajac sie na kolejne razy, pozwalając nastolatce zaspokoić swe sadystyczne zapędy. Dziewczyna nie miała ich dużo, te uderzenia były już lżejsze. I wkrótce skończyła, odrzucając na bok pejcz. Takie rzemyki nie czyniły szkody, choć Lei była pewna, że bolały. Płacząca, zaokrąglona nauczycielka, czerwona na wszystkich obitych miejscach, miała w sobie coś podniecającego. Rudowłosa położyła się na brzuchu, rozkładając wygodnie na miękkich poduszkach.
- Wypieść i wyliż mi tyłeczek. W środku też, jeśli mnie doprowadzisz w ten sposób, to powtórzymy poprzednią pozycję, tylko teraz ty będziesz na górze - obiecała. Nie przyznawała się głośno, ale chciała poczuć jak Aithe siada jej na twarzy swoim miękkim, rozłożystym ciałem.
Kochanka od wzbierających łez aż musiała pociągnąć nosem zanim zdołała odpowiedzieć na polecenie.
- Już, moja pani. To byłby dla mnie zaszczyt.
Wkrótce pulchne palce zacisnęły się na pupie dziewczyny, a mokry język przejechał wzdłóż rowka, zatrzymując się dopiero przy brązowej dziurce. Blondwłosa nauczycielka była bez wątpienia doświadczona w oralnych zabawach, ale w pieszczeniu tej konkretnej części ciała odstawała od Siri. Młodzieńczy entuzjazm i fetysz ciemnoskórej mógł zawiesić poprzeczkę za wysoko dla Aithe. Co wcale nie oznaczało, że to miała zamiar się poddać.

Wzajemnym, ostrym pieszczotom zdawało się nie być końca. Leilena mogła bez oporów zaspokajać się i wyżywać na chętnym, miękkim ciele, przez co dopiero sen przerwał wyuzdany seks.
Zachęcona tak mocnymi przeżyciami, w kolejnych dniach Lei korzystała z uległości nauczycielki tak często jak mogła. Chuć panny Mongle zdawała się być niezaspokojona. Kiedy więc Aithe odwiedziła ją w komnatach nastolatki pewnego wolnego dnia, Leilena była od razu gotowa posiąść kobietę, tym razem na własnym łóżku. Lily akurat nie było - okazja doskonała. Zdziwiła się przez to, gdy mistrzyni transmutacji powstrzymała ją gestem.
- Przychodzę w oficjalnej sprawie - oznajmiła poważnym tonem.
- Coś się stało? - zapytała rudowłosa, unosząc wzrok znad księgi, na którą właśnie starannie nanosiła skomplikowane wzory. W normalnych okolicznościach jej zachowanie względem nauczycielki zawsze było poprawne.
- Niekoniecznie stało. Chodzi o panią Fourtail - zaczęła mistrzyni transmutacji. - Zwróciła się do Akademii z prośbą o pomoc przy badaniu jakichś ruin na wschodzie. Ty miałaś z nią najwięcej kontaktów, chciałabym cię o nią trochę wypytać.
- Nie wiem o niej za wiele - przyznała Leilena. - Choć moja rodzina teraz robi z nią interesy. Wydaje się lubić to co robi, przy czym jest bardzo ekscentryczna. Wydaje się poświęcać swojej pracy i jednocześnie zapominać o wszystkim innym.
- Nie brzmi to za dobrze - przyznała Aithe. - A już szczególnie w sytuacji, gdy prosi o pomoc na miejscu. Wolałabym nie wysyłać z nią nikogo, jeśli zapomni o nim gdy tylko coś odkryje.
- Lepiej posłać kogoś, kto w razie czego jest w stanie sobie samemu poradzić - przyznała rudowłosa. - Albo dwie osoby, jedna będzie pilnować drugiej - uśmiechnęła się. - Z drugiej strony, chyba mało kto pokłada wiarę w Akademii w takich sprawach, prawda? A tu proszę, mamy nawróconą.
- Nawrócona zwróciła się do nas dokładnie z powodu magii, którą tutaj praktykujemy. Ruiny podobno są z nią jakoś związane. A ponieważ ty znasz Fourtail najlepiej, to pomyślałam, że mogłabyś się od niej dowiedzieć czegoś więcej niż nam powiedziała. Szczególnie, że powiedziała niewiele. Na północnym brzegu jeziora Maeru znajdować się mają ruiny z erotycznymi freskami. Nie odnaleziono tam żadnych śladów kultu bogini Bast, za to wrota do niższych poziomów są magicznie zamknięte. I tutaj miałaby się przejawiać nasza pomoc.
- To, że ją widziałam, nie znaczy, że coś mi powie - westchnęła uczennica. - Może już mnie nawet za dobrze nie pamiętać. Mogłabym spróbować, ale na otwieraniu magicznie zamkniętych drzwi się nie znam. No i wolałabym nie ryzykować… - Lei nie mówiła tego bezpośrednio, jedynie pomiędzy wierszami sugerując, że nie zrobi tego jeśli nie będzie się to jej opłacać. W końcu była córką kupca. Aithe to wyłapała. Miała też gotową odpowiedź.
- Akademia nigdy nie zgodzi się pomóc za dziękuję. To, co czeka w grobowcu należałoby się nam w równym stopniu, co Fourtail. A uczestnicy ekspedycji mogliby liczyć na wybór łupów. A skoro chętni nie robiliby tego za darmo, to negocjatorka też dostałaby nagrodę. Na przykład zwolnienie z czesnego za semestr - zaoferowała.
- Jakie dokładnie byłoby moje zadanie? - dopytywała uczennica. - Oglądanie ruin mimo wszystko brzmi fascynująco. Co mam wydobyć od Fourtail?
- Czego spodziewa się tam znaleźć? Bo skok logiczny od zobaczenia frywolnych fresków, do proszenia o pomoc Akademii wydaje się… dziwny - powiedziała nauczycielka. - I czy spodziewa się czegoś niebezpiecznego?
- Tego mogę spróbować - zgodziła się rudowłosa. - Choć nie obiecam sukcesu. Ona jest… dziwna.
- Nie musisz niczego obiecywać, Leileno. Wystarczy, że spróbujesz - uspokoiła Aithe. - Masz tutaj przepustkę, żeby móc pójść do jej domu. Jeśli nie będziesz miała z tego niczego innego, to chociaż wyrwiesz się na miasto - mrugnęła okiem.
- Spróbować nigdy nie zaszkodzi, może polubię takie wyprawy? - w głowie rudowłosej siedziały same szaleństwa, a to brzmiało jak jedno z ciekawszych. Magiczne artefakty? Oby były ciekawsze od tego złotego fallusa. - Mówiła coś o terminie?
- Bez nas chyba nie wyruszy - blondynka wysnuła przypuszczenie. - A ty możesz pójść do Fourtail kiedy tylko chcesz. Przepustkę mam przy sobie - zdradziła, sięgając po zwinięty rulon do poły swego płaszcza. - A skoro masz dzisiaj wolne, to dłużej mogłabyś poszaleć - pogrywała na ciągotach Leileny.
- Naprawdę uważasz, że powinnam sobie… poszaleć? - zapytała nauczycielki, spoglądając jej prosto w oczy.
Kobieta odruchowo rozejrzała się przed udzieleniem odpowiedzi, choć w pokoju nikogo obcego nie było.
- Myślę, że się nie powstrzymasz.
Leilena wstała, zatrzymując się tuż przed Aithe i łapiąc ją mocno za pierś.
- Nie wiem czy powinnam, czy to oficjalna prośba?
Kobieta pisnęła zaskoczona i raz jeszcze rozejrzała się po pustym pokoju.
- Ktoś może nas zobaczyć - zaprotestowała, ale za słowami nie szły żadne czyny. - A oficjalna jest prośba o pomoc w negocjacjach z Fourtail.
- Pójdę z nią porozmawiać. Ale w następnym dniu wolnym wezmę cię na smyczy do lokalnego burdelu, gdzie będziesz prezentowała na sobie wulgarne kreacje - powiedziała cicho rudowłosa, nie puszczając piersi Aithe.
- Dobrze, pani. Osobiście wypiszę ci na to przepustkę - przygryzła lekko wargę, żeby stłumić westchnienie.
- Mam taką wielką ochotę… się przydać - przeniosła dłoń z jednej piersi na drugą, a następnie nagle odstąpiła od nauczycielki. - Pójdę od razu - zdecydowała.
- Chyba - Aithe odkaszlnęła, by opanować drżenie głosu. - Chyba nie ma po co tracić czasu - zgodziła się.

(***)

Leilena dobrze pamiętała drogę do domu Rere z czasu, gdy negocjowała współpracę pomiędzy rodziną Mongle, a dziką czarodziejką. Zapukała w nieludzko ciężkie drzwi i cierpliwie czekała, aż Gruchot (bo tak Fourtail pieszczotliwie mówiła o swoim golemie) jej otworzy. Zawiasy zaskrzypiały i milczący konstrukt wprowadził ją do środka. Gospodyni przebywała w swoim niechlujnie zagraconym salonie, pochylona nad drewnianym stołem. Ubrana była jak zawsze tak samo, w swoją czarną suknię, odsłaniającą nogi i plecy, pokryte błękitnym wzorem... w sumie po dziś dzień Lei nie wiedziała czym był. Znamieniem? Tatuażem? Przynajmniej płaszcz zostawiła gdzieś indziej. Lei nie rozumiała, dlaczego kobieta nigdy nie zmieniała swojego ubrania. Przynajmniej jako czarodziejka nie miała żadnego problemu z utrzymaniem go w czystości. Rudowłosa obstawiała, że zwyczajnie wolała myśleć o czymś innym niż zmiana odzienia. Sama nastolatka przyszła w tej niejako grzecznej wersji swojego stroju, w zielonej sukience bez rękawów, która odsłaniała jedynie nogi z rzeczy bardziej godnych uwagi. Chrząknęła, starając się zwrócić na siebie uwagę. Rere była jednak zagubiona gdzieś w swoim świecie i potrzeba było drugiego chrząknięcia by zareagowała. Odwróciła się i na jej twarzy zawitał szczery uśmiech.
- Panna Mongle. Miło cię widzieć.
- Mi panią również - Lei jak zawsze uśmiechnęła się szczerze. - Jakieś nowe odkrycia? - zainteresowała się pracą czarodziejki, wcale nie tylko grzecznościowo.
- Tak. Niemal na pewno. I to związane z waszą magią - pokiwała głową.
Na stole leżała mapa Halruaa, a obok niej sterta papieru pokryta bazgrołami. Lei rozpoznawała tylko część liter i niektóre słowa. Nie dlatego, że były jakimś magicznym żargonem. Fourtail miała po prostu paskudny styl pisma.
- Słyszałam, że zamierza pani zwiedzić jakieś ruiny - każda inna osoba wysłana na przeszpiegi prawdopodobnie lawirowałaby i kombinowała. Nie panna Mongle jednak, nie najbardziej bezpośrednia z żyjących za bramą zamku istot.
- Zwiedzałam - Rere nie była taka wcale bardziej skryta. Rozmowa wprost przynosiłą chyba najlepsze rezultaty z dziką czarodziejką. - Ale nie zaszłam za daleko. Widziałam tylko… przedsionek? To chyba dobre słowo - pochwaliła samą siebie. - A potem magicznie zamknięte wrota z takimi jakby - rękami zaczęła kreślić trudne do opisania kształty, aby w końcu powiedzieć - fallusami.
- I uważa pani, że nasza magia może pozwolić je otworzyć? - Na szczęście rudowłosa nie musiała udawać zainteresowania. - Co może być w środku?
- Może jakiś skarbiec? Albo siedziba jakiegoś czarodzieja sprzed wieków? Może zapieczętowana na zawsze bestia? Jest tyle możliwości - powiedziała z wielką ekscytacją. - A od kiedy cię spotkałam to… No wiesz, z czym by ci się teraz kojarzył fallus na magicznych drzwiach?
- Ze zboczeńcem, będącym kiedyś właścicielem tego miejsca? - strzeliła Lei. - Nie znalazła pani żadnych informacji na temat tych ruin? Tajemnice są takie fascynujące!
- Wiesz jacy są czarodzieje - Fourtail wyrzuciła ręce w górę. - Wszystko to tajemnica, tajemnica, tajemnica, moje, moje, moje - paplała. - No i wszystko w tym przedsionku było zalane, więc pewnie nikt tych ruin nawet nie pamięta. I szukaj czegoś w takich warunkach.
- Ale pani szukała - zauważyła dziewczyna, wskazując na zapiski.
- Z marnym efektem. Więc stwierdziłam, że zwrócę się do profesjonalnych zboczeńców, żeby mi pomogli - wypaliła wprost Rere.
- Ja jestem zboczona, ale inni niekoniecznie - Leilena wzruszyła ramionami. - Wszystko zależy, czy drzwi zareagują na naszą magię. No i co dalej wtedy?
- Tylko ty? A twoja przyjaciółka? Nie wyglądała na pruderyjną - i stało się. Dzika czarodziejka zgubiła wątek.
- Tak jak ja, jest uczennicą. A pani prosiła chyba o kogoś innego do pomocy? - zapytała dziewczyna, starając się wrócić myśli i rozmowę na odpowiedni temat.
- Nie prosiłam o nikogo konkretnego. Poprzednio całkiem szybko obsłużyłyście jednego magicznego fallusa, więc pomyślałam, że ktoś w Akademii obsłuży kolejnego i brama się otworzy - plan czarodziejki nie wydawał się skomplikowany. Ani nawet dobrze przemyślany.
- To chyba nie takie łatwe - Lei odezwała się ponownie po chwili namysłu. - Co innego próbować aktywować mały przedmiot, co innego odprawiać rytuały na wrotach. Ja się na tym nie znam, a ktoś bardziej doświadczony może nie chcieć w tym uczestniczyć.
- A po co się znać? - zdziwiła się Rere. - Eksperymentowanie to znacznie lepsza zabawa. Nie lubisz eksperymentować?
- Ja mogę lubić - przyznała rudowłosa. - Ale w mojej Akademii są też znacznie bardziej poważni czarodziejowie i czarodziejki, którzy nie będą chcieli tego robić. - Nie miała pojęcia jak wytłumaczyć tej tu pewne rzeczy. - A jak drzwi się otworzą, co dalej?
- Wtedy można zacząć szukać artefaktów. Starych ksiąg, zapisków z zapomnianych czasów - wymieniała. - Wszystko co najlepsze w badaniu historii.
- I kto będzie ich szukał? - panna Mongle trochę żałowała teraz, że dała się w to wciągnąć. Z tą kobietą rozmawiało się naprawdę trudno i niezbyt przyjemnie. - Moja uczelnia chce dokładnie sprecyzowanej roli w tym przedsięwzięciu, aby ocenić ryzyko.
- Na pewno ja - Rere stwierdziła z przekonaniem. - A do tego przedstawiciele Akademii, jeśli zgodzą się mi pomóc. Wynajmę oczywiście jakichś tragarzy, tak na wszelki wypadek, ale nie ufałabym takim wokół świecidełek, które nie zostały zaksięgowane.
- Czy w swoich badaniach natknęła się pani na jakąś informację na temat tego, co można tam znaleźć? Coś niebezpiecznego, strażników tego miejsca? - dopytywała Lei, chcąc już mieć te pytania za sobą.
- Strażników? Po tylu latach? - dzika czarodziejka lekceważąco machnęła dłonią. - Na pewno pomarli z głodu. Poza tym, nie wiem czy chowało się tam coś niebezpiecznego. To było raczej, bo ja wiem - zamilkła na chwilę i zmarszczyła czoło w zamyśleniu. - Coś jak miejsce rytuałów? Albo jakichś spotkań?
- Pani golem się nie starzeje - westchnęła Leilena, ale ostatecznie się poddała. Nie miała siły na tę rozmowę. O ile ruiny ją nawet ciekawiły, to ta czarodziejka tutaj przechodziła samą siebie w utrudnianiu kontaktu z samą sobą. - W ramach wyrwania się na chwilę z Akademii chciałabym zobaczyć to miejsce. Radzę jednak przygotować również nieco bojowych zaklęć.
- Golem… - Fourtail przygryzła wargę, zastanawiając się. - Tak, magiczny konstrukt faktycznie by przetrwał - zgodziła się niechętnie. Całą swoją osobą potwierdzała obiegowe opinie o tym jak roztrzepani byli dzicy magowie. Dopiero po chwili dotarło do niej, co później powiedziała dziewczyna. - Pomogłabyś? To świetnie! A dałabyś radę skombinować kogoś jeszcze? No wiesz, na wszelki wypadek - usprawiedliwiła się.
- Jeśli zapłata będzie odpowiednia, może Akademia się zgodzi - powiedziała tylko rudowłosa.
- No, coś przecież pozwolę Akademii zabrać spośród skarbów, które tam odnajdziemy. - A już znacznie ciszej, pod nosem, kobieta dodała - o ile znajdziemy.

Rere była przydatnym kontaktem biznesowym, ale kiepskim towarzystwem. Leilena nie umiała z nią rozmawiać i szybko postanowiła powrócić na uczelnię. Z Fourtail niewiele dało się wyciągnąć, bo czarodziejka chyba sama naprawdę niewiele widziała. Po prostu miała zamiar rzucić się na głęboką wodę w przekonaniu, że da radę utrzymać się na powierzchni. Kiedy panna Mongle odnalazła Aithe gdzieś pośród rozlicznych korytarzy Akademii i przekazała jej swoje obserwacje, mistrzyni transmutacji nie wyglądała na zachwyconą.
- Ryzyko za niepewną nagrodę - stwierdziła, krzywiąc się. - A w Akademii nie uczy się wielu awanturników. Poza twoimi kolegami jest tak naprawdę tylko Virgal - wymieniła imię, którego Leilena wcześniej nie słyszała.
- Ryzyko potrafi być podniecające - powiedziała na głos Leilena, po czym uśmiechnęła się niewinnie. - Teoretycznie potrzebuje nas głównie do otwarcia bramy i ewentualnego badania innych artefaktów mogących mieć powiązania z naszą magią. Nic nie mówiła o ochroniarzach.
- Ale to nie znaczy, że my mamy o nich nie myśleć - nauczycielka westchnęła. - Skoro Fourtail nie ma w zwyczaju przygotowywać planów, to przynajmniej wyślemy kogoś, kto potrafi sobie poradzić z niebezpieczeństwem.
- A mogłabym chociaż na to popatrzeć z pewnej odległości? Kto wie, może odkryję w sobie żyłkę odkrywcy? - wyszczerzyła się uczennica radośnie.
- Nie widzę przeciwwskazań - zgodziła się Aithe. - Zarekomenduję gronu ciebie, Umbero i Aldena. Będzie trochę spokoju na zajęciach bez tych urwisów, a i ty ich może utemperujesz w trakcie badań. Dodatkowo, jeśli choć połowa ich przechwałek to prawda, to powinni się przydać w razie kłopotów.
- Raczej ćwierć - mrugnęła wesoło Leilena. - W takim razie czekam na wieści i nasz wspólny wolny dzień także.
- Nie musimy czekać na kolejny dzień. Ten masz przecież już wolny - zaproponowała szybko nauczycielka. Chyba po to, żeby wyprzedzić swój własny rozsądek. - Musiałabym się tylko przebrać w strój, który chciałaś bym nosiła na naszym... spacerze.
Aithe zostawiła swą nastoletnią panią, wszak ta też mogła chcieć się stosownie ubrać. Spotkały się przy ponownie przy bramach Akademii pół godziny później. Nauczycielka miała narzucony na ramiona długi płaszcz, który skrywał jej sylwetkę. Bez wątpienia pod nim skrywała się wyuzdana, prześwitująca kreacja, ale mistrzyni transmutacji wiedziała, że nie mogła w czymś takim paradować po mieście. Lady Aurora nie lubiła plotek o swojej uczelni, a taki nieprzyzwoity spacer na pewno by do nich doprowadził. Jednak co działo się w zamtuzach, pozostawało w zamtuzach.
- Musimy jeszcze zmienić wygląd - przypomniała starsza z kobiet. - Jaką mnie dzisiaj chcesz?
- Dojrzałą, o pełnych, seksownych kształtach - powiedziała po chwili zastanowienia Leilena, mająca na sobie zieloną kreację, także uszytą przez Lily. - Resztę zostawiam tobie.
Aithe przygryzła wargę w zamyśleniu. Kiedy podjęła decyzję i rzuciła czar, na oczach nastolatki z jasnoskórej blondynki przemieniła się w ciemnoskórą halruaankę. Nowe, kruczoczarne, kręcone włosy wystawały spod nieodzownego dla nauczycielki kapelusza. Brązowa cera zdradzała drobne zmarszczki w kącikach ust i oczu. Błyszczące w uśmiechu białe zęby mocno kontrastowały z bardzo ciemnymi, pełnymi ustami.
- Ty też powinnaś się trochę zmienić. Jesteś bardzo charakterystyczna - ośmieliła się zwrócić uwagę Lei.
- Dlaczego powinnam się z tym ukrywać? - zaciekawiła się dziewczyna. - Nie chcę sprzedawać kreacji anonimowo.
- Rozumiem, że chcesz znaleźć klientki, ale pani rektor wolałaby, żeby jej uczniowie nie byli kojarzeni wyłącznie z seksem. A to co mam pod płaszczem kojarzy się bardzo jednoznacznie.
- Tylko z seksem może i nie, ale głównie… - zachichotała Lei, ale jednak miała ciągle bardzo duże plany związane z Akademią i nauką, dlatego zmieniła swój wygląd odrobinę.


Włosy urosły i zmieniły kolor na platynowy blond, piegi zniknęły… i niewiele więcej. Mimo to zmiana był tak duża, że ktokolwiek opisywałby teraz taką Leilenę, nie dopasowałby jej do oryginalnego, rudowłosego wyglądu.
- Dziękuje - nauczycielka uśmiechęła się i patrzyła dłuższą chwilę na nową fryzurę panny Mongle. - Ślicznie wyglądasz... moja pani.
Halagard był prawdopodobnie w ścisłej czołówce najbardziej magicznych miast na świecie, ale nawet w nim zwierzęta były nieodzownym środkiem transportu. Kobietom udało się znaleźć lekki, zakryty powóz. Aithe zapłaciła woźnicy i podała adres jednego ze stołecznych zamtuzów. Ciekawe czy musiała wcześniej dowiadywać się, gdzie się znajduje? Mężczyzna szeroko otworzył oczy, lecz mistrzyni transmutacji nie zwracała już na niego większej uwagi. Pomogła Lei wsiąść do środka, po czym sama poszła w jej ślady, siadając naprzeciwko nastolatki. Płaszcz ułożył się krzywo na siedzisku, odsłaniając ciemne, zgrabne nogi kobiety ozdobione butami na wysokim obcasie.
- Musimy ustalić zasady Leileno - Aithe odezwała się poważnie, patrząc dziewczynie prosto w oczy. - Z tobą zrobię wszystko, spełnię każdą zachciankę, ale nie oddam się nikomu innemu.
- Oczywiście, tak jak wcześniej rozmawiałyśmy - uczennica usiadła swobodnie, opierając jedną nogę nieco wyżej, aby krótka sukienka odsłoniła porośnięte teraz dość mocno jasnymi blond włoskami. Było wyjątkowo niewinne. - Planuję prezentować strój i o nich rozmawiać. Choć to może ja skorzystam z kogoś dla odnowienia swojej mocy? - zapytała samą siebie, z delikatnym uśmiechem na ustach.
- W końcu po to są zamtuzy, prawda?
- Będziesz chciała popatrzyć? Swoją drogą, gdybym chciała użyć imienia, chcesz bym użyła innego? Bo ja wolałabym zostać przy swoim prawdziwym.
- Nie musisz kłamać. W biznesie chyba trzeba coś wiedzieć o swoich partnerach, prawda? Wystarczy, że nikt cię od razu nie skojarzy z Akademią - spojrzenie kobiety biegało od oczu rozmówczynie, do jej ud i z powrotem. - Będę robiła co zechcesz - powiedziała drżącym szeptem.
- Doskonale. Pokaż mi teraz swoje nowe ciało, chcę się przyjrzeć - nakazała uczennica.
Starsza kobieta rzuciła okiem za okna powozu i przez krótką chwilę prowadziła ze sobą wewnętrzną walkę. Jej wynik okazał się korzystny dla Lei. Rozsunęła płaszcz, pod którym faktycznie miała na sobie jedynie prześwitujące dzieło Lily. Materiał mocno opinał obfity biust, z dużymi sutkami. Rozsunęła też nogi, między którymi była zupełnie gładka i daleka od obecnej niewinności Leileny.
- Czy spełniam twoje oczekiwania, moja pani?
- Idealnie, takie kształty lubię u ciebie najbardziej, Aithe. Czasami możesz mieć jeszcze bardziej. Możesz się zapiąć.
Nastolatka uśmiechnęła się czule do swojej suczki i nachyliła się, aby cmoknąć ją w usta. Pocałunek, który oddała był krótki i słodki. Uśmiechnęła się. Płaszcz zacisnęła z przesadną wprost skromnością, silnie kontrastującą z jej oddaniem i tym do czego była zdolna.
 
Lady jest offline