Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-03-2020, 05:11   #202
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 61 - IX.20; wt; ranek

Czas: IX.20; wt; ranek
Miejsce: osada głębokiej wody;
Warunki: jasno, ciepło, deszcz, opustoszała osada i dżungla, woda do kolan


Marcus



Woda, deszcz i mgła. W budynkach, na ulicach, wokół budynków, na dachach, na drzewach, pod drzewami i tak wszędzie dookoła. I te wrzaski dochodzące z bezpośredniego sąsiedztwa. Coś się działo chociaż nie bardzo jeszcze wiadomo było co. Coś złego. Do tego ludzie krzyczeli, biegli dudniąc butami po dechcach podłogi albo rozchlapując wodę sięgającą przynajmniej kolan.

Marcus zaś odkrył, że zarządzanie zespołem ludzkim podczas takiej chaotycznej sytuacji wcale nie jest takie proste. Cholera chyba nikt go tu nie słuchał! Może nawet nie usłyszał w tym chaosie a jak usłyszał to nie zrozumiał czy po prostu zignorował.

- Dobra, zostaniemy i przypilnujemy betów! - Vesna odkrzynęła pierwsza i zachęciła gestem ręki aby zostawić to im.

- Bierz to. - Alex który zdążył skoczyć do samochodu po swój automat podał jej jakiś inny, mniejszy. Brunetka pokiwała głową przyjmując broń do ręki.

- To ja też popilnuję. - odezwał się Anton i ze swoją strzelbą w łapach zaczął z pozostałą dwójką rozstawiać się po domu aby pilnować obejścia i samochodów na wypadek gdyby ktoś, coś próbował im wywinąć.

- Wejdę na górę. - rzekła rudowłosa gladiatorka z łukiem i zwinnie ruszyła po schodach na górną kondygnację.

- Dobra, niech będzie, reszta za mną! - Federata przyjął to do wiadomości ale resztę ponaglił do ruszenia na pomoc Hoffmanowi. Sam też ruszył z pistoletem i szablą w dłoniach rozchlapując stojącą na zewnątrz wodę. Zimm i Indianin ze swoim łukiem ruszył za nim. Cała trójka pobiegła najkrótszą trasą czyli do najbliższego narożnika za jakim powinno już widać co tam się dzieje.

Ricardo i Lamay tak jakby nawet mieli zamiar posłuchać Marcusa bo dla odmiany ruszyli w przeciwną stronę aby obiec budynek i wybiec z drugiej strony. Ale gdzieś w połowie drogi przez podwórko zmienili zdanie i wbiegli na ganek a potem do środka budynku co nieco skracało trasę jeśli akcja działa się dokładnie za budynkiem.

Dwóch młodych chudzielców, Will i Barry oraz ciemnowłosa Lee, widząc to zawahali się na moment przystając nie wiedząc czy biec dalej z aten drugi róg czy za kolegami do środka budynku. Ale po tej chwili zwłoki wznowili swój bieg za ten dalszy narożnik.

Z całej grupki tylko dwójka tubylców, Jeff i Marisa wybiegli bez wahania ku temu dalszemu narożnikowi. W tym czasie Marcus zdążył się rozejrzeć po okolicy. Ale mimo, że częściowo widział i słyszał jak czwórka karawaniarzy zajmują pozycję obronne w domu za jego plecami a inni biegną rozchlapując wodę w kierunku wrzasków Hoffmana to wojownik z Kill One nie dostrzegł innych przeciwników. Przynajmniej na te parę chwil jakie poświęcił na te szybkie rozpoznanie. Chociaż zdawał sobie, że ta cała bieganina, krzyki, wrzaski, deszcz, mgła i woda raczej sprzyjają ukrywaniu niż wykrywaniu. Ale raczej nikt z szablami czy ckm-ami na nich znikąd nie biegł.

Ruszył więc za pozostałymi ale przez te parę chwil zwłoki ewidentnie został z tyłu. Widział jak pierwsza trójka czyli van Urk, Kieł i Zimm dobiegli już do narożnika i zatrzymali się jak wryci. Ale na jedną sekundę. Zaraz unieśli lufy i łuki i otworzyli ogień. Ale do czego czy kogo tego jeszcze biegnący do nich Marcus nie widział.

Zanim dobiegł do narożnika do pierwszej trójki strzelców dołączyła reszta więc rozpoczęła się chaotyczna kanonada z wielu luf. Chociaż na swój słuch Marcus zdołał zorientować się, że nie strzelają raz za razem jak tylko szybko da się wcisnąć spust tylko chwilę chociaż celują przed oddaniem strzału. Ale całościowo gdy strzelało tyle luf to co chwila któraś huczała wystrzałem a w pobliżu pierwszej trójki rozchodził się zapach spalonego prochu.

Wreszcie także i Marcus dotarł na miejsce i mógł się zorientować co się dzieje. Wszyscy strzelali do tej kotłowaniny na środku podwórka. Stamtąd dochodziły słabnące krzyki jednego z kierowców. Czasem widać było jego rękę czy głowę wynurzającą się na chwilę z wody. Ale coś go wciągało do tej wody. Coś sporego. Większego od człowieka. Więc bez większych trudności miotało na boki tym worem krwawiącego i wrzeszczącego mięsa w jaki zmieniał się Hoffman. W tym chaosie wrzasków i strzałów nie szło się zorientować czy pociski jakoś szkodzą temu czemuś ani czy w ogóle ktoś trafia. Cokolwiek to było nóż jaki dzierżył Marcus wydawał się dość mizerną bronią w starciu z czymś tak ogromnym. Zresztą obecnie cała grupa obrała to coś za cel więc ołów świstał tam z każdej ze stron i koncentrował się właśnie przy tym stworze. Istniało spore ryzyko oberwania którymś fragmentem rozpędzonego ołowiu gdyby ktoś tam podszedł za blisko. Pewnie starali się nie trafić Hoffmana dlatego strzelali względnie ostrożnie a nie jak szybko się dało ale i tak ryzyko friendly fire rosło z każdym kolejnym krokiem skracania dystansu do walczących.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline