Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-03-2020, 20:15   #11
Ombrose
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Warszawa, 21.03.2019, czwartek, poranek - część pierwsza

Marcel obudził się na podłodze. Czuł się niezbyt dobrze. Przede wszystkim było mu niewygodnie i zdecydowanie zmarzł. Poza tym, był cały mokry… od potu. Doskonale pamiętał, co przed chwilą mu się śniło.

Dalej leżał w tym samym miejscu jeszcze przez jakiś czas. Spokojnie, miarowo oddychał, patrząc stale w jeden punkt przed oczami. Którym była w tej akurat chwili noga sztalugi. Poruszył dłoniami. Bolały go stawy. Musiał wstać, żeby zażyć tabletki przeciwbólowe, choć spodziewał się, że tym razem mu nie pomogą. Miał wrażenie, że drobne chochliki przysiadły mu na palcach i zaczęły piłować je w strategicznych punktach. Kto wie, może mu już odpadły? Nie sprawdził tego ani razu. Nie miał na to siły.
Jednak robiło się coraz zimniej i w pewnym momencie przysiadł. Potarł oczy. Jego twarz przypominała bladą maskę bez wyrazu. Sięgnął dłonią do kieszeni bluzy, jaką miał na sobie. Chciał sprawdzić na ekranie komórki, która była godzina. I jaki dzień. Może spędził tutaj na tej podłodze cały tydzień? Tak właśnie się czuł.
Była dziewiąta pięć rano, czwartek, dwudziesty pierwszy marca. Wszystko się zgadzało. W pokoju panowała cisza i spokój… poza cichym pochrapywaniem, które co jakiś czas zaburzało sielankę.
W rogu pomieszczenia, z opuszczoną na kolana głową tudzież czapką z dzwoneczkami siedział (lub spał na siedząco) Stańczyk.

Och… nie…
Marcel naprawdę miał nadzieję, że błazen utopił się we śnie. I to lepiej od niego. Tak na dobre. Że już nigdy więcej go nie zobaczy. A tu jednak przykra niespodzianka. Poza tym wyglądało na to, że Feliński przespał tutaj całą noc do rana. Pewnie między innymi dlatego czuł się tak koszmarnie. Spał na podłodze w jednej pozycji i był cały zdrętwiały. Spostrzegł, że musiał przed zaśnięciem przykryć jedną sztalugę. Druga natomiast była cały czas odkryta i przedstawiała obraz, o którym opowiadał psychoterapeutce. Jednak dzisiaj dłonie tak go bolały, że raczej nie chwyci za pędzel. To wcale nie wprawiało go w dobry nastrój.
“Z drugiej strony mam dużo dzisiaj do roboty”, pomyślał. “Mógłbym i tak nie mieć na to czasu.”

Musiał dokładnie przeszukać mieszkanie w poszukiwaniu nadajników, które mogły zakłócić jego fale mózgowe w nocy. To by tłumaczyło ten dziwny sen. A co, jeśli znalazł się w programie telewizyjnym lub badawczym? Doszedł do wniosku, że w pierwszej kolejności trzeba wykluczyć obecność anten, kamer, dyktafonów i innych niepokojących urządzeń umieszczonych w najdziwniejszych miejscach. Potem opuka ściany, ustawi kamerę wycelowaną w Księżyc… Kto wie, co nagra się tej nocy? No i też musiał gruntownie przebadać samo swoje ciało w poszukiwaniu czipów generujących koszmary. Dużo roboty na dzisiaj. A miał jeszcze udać się na imprezę Babci Basi.

W pierwszej kolejności jednak spróbował wstać. Cichutko. Tak, żeby błazen się nie zbudził.
- Mam cię! Ha ha ha! - Stańczyk z impetem podskoczył na równe nogi, jednocześnie wskazując Marcela palcem. Feliński wzdrygnął się i cicho krzyknął przestraszony. - To co, dziś impreza? Masz już wszystko?
Marcel zmarszczył brwi. Stańczyk zmienił nieco swoje nastawienie. Wczoraj był opryskliwy i wulgarny. Dzisiaj nie przeklął ani razu, a wypowiedział już kilka słów. Co prawda niewiele ich było... ale jednak.
- Ty to sponsorowałeś? Ten fatalny koszmar? - mężczyzna zapytał go.
“Po co ja w ogóle wdaję się z nim w dyskusję”, pomyślał. “To droga prowadząca prosto na dno. I z powrotem do psychiatryka.”
- Koszmar? - zdziwił się błazen - Koszmar! Ty jeszcze nie wiesz, co to jest koszmar! - uradowany zaczął udawać zawodnika sumo. - To błaganie o pomoc, tylko czemu nikt nie wzywał pomocy?

Czyżby Stańczyk zmienił się w sfinksa zadającego zagadki? Marcel myślał nad odpowiedzią.
- Bo może już było i tak za późno? I nie dało się nic zmienić? Bo nie mogliśmy nic zmienić. W tym śnie. Tak właściwie z każdą chwilą było tylko coraz gorzej. Nie mogę jednak przypomnieć sobie śmierci.
Spojrzał nieufnie na błazna. Bez wątpienia tą dziwną rozmową chciał pomieszać mu w głowie. I odciągnąć od szukania kamer. Marcel wyprostował się nieco, wyobrażając swój mimowolny występ w spaczonym reality show.
- Brak zmian! Zmiany! Zmia-ny! Brak zmian jest tylko o tu - błazen wskazał głowę Marcela. - Śnił ci się sen o umieraniu? Biedactwo! Ale w nim to nie ty umierasz! Umieranie! - Stańczyk zachichotał jakby odkrył jakieś nowe fajne słowo.
- To nie ja umieram? Czyli jednak ktoś umarł? - mężczyzna otworzył usta zaskoczony. Następnie je zamknął. Zastanowił się. - To smutne.
Nie chciał, aby zginęła dziewczyna o kolorowych włosach. Albo jego nowy kolega, Karol. Była tam również blondynka, która akurat nie bała się śmierci.
- To piesek - uzmysłowił sobie nagle. - Piesek umarł?
To byłoby tragicznie smutne. Zwłaszcza że był taki mały i ładny. Ale nie miał skrzeli i to najwyraźniej okazało się jego gwoździem do trumny.
- O nie! - wesołek złapał się za policzki i przez chwilę wyglądał na absolutnie czymś zasmuconego. - To nie ja sponsoruję twoje sny, nie zabijaj więcej pieska! Biedny piesek… ha ha ha - oczywiście, cały efekt przejęcia musiał popsuć głośnym śmiechem.
- Ja? Ja bym nigdy nie zabił zwierzęcia - burknął Marcel. - Głupi jesteś.
Ale i tak poczuł się nieswojo.

Odwrócił się w stronę drzwi i ruszył w ich stronę. Musiał wziąć prysznic, zmienić ubrania. Potem śniadanie.Takie podstawowe rzeczy. Nauczył się je wykonywać, aż weszły mu w rutynę. Był jednak taki okres w jego życiu, kiedy kompletnie zapominał o swoich potrzebach życiowych i głównie leżał w jednym miejscu. To, że dzisiaj wstał z tej podłogi… I że w ogóle każdego dnia wstawał… było wielkim sukcesem. Odnoszonym za każdym razem.
- Jesteście? - rzucił, wychodząc na półpiętro, a następnie na spiralne schody.
Miał nadzieję, że wszyscy już sobie poszli. Nie miał dzisiaj ochoty przed nikim udawać człowieka.

Nikogo nie było.
Prócz błazna, który ciągnął się za nim.

Marcel westchnął z ulgą. Pewnie Iga była już w pracy, a Damian w szkole. Nie naszli ich też żadni goście, więc mężczyzna miał cały apartament dla siebie. Podszedł do lodówki. Wyjął z niej masło, żółty ser oraz dwa jaja. Następnie ukroił dwie kromki chleba i włożył je do tostera. Jaja miał ochotę ugotować na twardo. Włączył również ekspres do kawy, aby mógł już zacząć pracować. Tymczasem sam ruszył w stronę łazienki. Na razie jedynie skorzystał z toalety i umył zęby. Zapomniał to zrobić wczoraj wieczorem. Potem wrócił do kuchni. Przygotował do końca śniadanie i usiadł z nim przed telewizorem. Włączył pilotem aplikację youtube. Lubił oglądać jazdę figurową na lodzie. Jego faworytem był Yuzuru Hanyu.

[media]http://www.youtube.com/watch?v=h-7rZ4G1f0w[/media]

Wyciągnął komórkę i sprawdził, czy otrzymał jakieś wiadomości. Raczej nie. Nie był w końcu najbardziej popularną osobą na świecie.
- Nuuuda - odparł błazen, siadając tuż obok Marcela. - To co dziś robimy, hę? - Marcel mógł zauważyć, że jego towarzysz tak naprawdę z zaciekawieniem wpatruje się w ekran.
Feliński podniósł dłoń i otarł pojedynczą łzę wzruszenia.
- Nie wiem, czemu zrobiłem się taki emocjonalny - powiedział, spoglądając na wspaniałe piruety. - To przez ten podkład. Muzyka klasyczna. Nasz wspaniały, polski Chopin.

Wtem przypomniał sobie o Konkursie Chopinowskim i poczuł się tak, jakby dostał obuchem w głowę. A także w brzuch. Oraz nerki. No i oczywiście krocze. Westchnął.
- A co dzisiaj robimy? To co zawsze, Pinky. Podbijamy świat - odpowiedział błaznowi.

W rzeczywistości zamierzał po śniadaniu i prysznicu przejrzeć mieszkanie w poszukiwaniu obcych wtyczek. Komfortowe przebywanie we własnym domu zdawało się kompletną podstawą.
Stańczyk również przetarł łzy, idąc w ślad za swoim przyjacielem.
- Nie łam się - powiedział poważnie, a wyglądało, że mówi do ekranu. - Ej ty! To może od razu weź ścierkę i przetrzyj kurze? - spojrzał teraz na Marcela.

Marcel zmarszczył brwi. Tak właściwie wydawało się to dobrą radą. Gdzie był haczyk? Czy to możliwe, że nie było żadnego? Może błazen chciał być jak na razie miły i pomocny, żeby Feliński przestał go podejrzewać o niecnoty. I kiedy tylko opuści gardę, zaatakuje celniej i dotkliwiej, niż kiedykolwiek wcześniej.
- Wiesz co? Chyba tak zrobię. I tutaj jest w sumie zagadka logiczna. Jak to poukładać. Planowałem teraz się wykąpać… ale po sprzątaniu najchętniej znowu wziąłbym prysznic. Zwłaszcza że idę na przyjęcie. Ale nie chcę tego robić dwa razy. Zdaje się, że jeszcze chwilę pozostanę w tych ubraniach - mruknął, spoglądając w dół na swoje ciało.

Włożył talerz do zmywarki. Nie wyłączył telewizora. Wnet kolejne wideo włączyło się, ukazując Yuzuru Hanyu podczas kolejnego występu. Tyle że teraz Marcel nie zwracał na niego większej uwagi. Czego nie można było powiedzieć o błaźnie. Ten bowiem został przed telewizorem.
Napił się kawy, po czym ruszył do szafki, w której znajdował się młotek. Wyjął go. Znalazł również opakowanie jednorazowych chusteczek do ścierania mebli. Tak uzbrojony ruszył wpierw do pracowni. Chciał dobrze opukać ściany w poszukiwaniu innego, niepokojącego odgłosu. Pożyteczne łączył z pożytecznym, planując przy okazji sprzątać. Zgodnie z sugestią Stańczyka.

Minęła niecała godzina. Stańczyk oglądał youtube’a. Co jakiś czas słychać było jak emocjonuje się, przeżywając to, co widzi. Plus taki, że nie chodził krok w krok za Felińskim.
Marcel z kolei stukał w ściany. Żadnej nie udało mu się jeszcze uszkodzić. Nie znalazł też nic niepokojącego co zmuszałoby go do większej rozbiórki mieszkania. Sprzątanie, w tym wycieranie kurzy, szło doskonale.
Przez okna wpadały promienie słońca zwiastujące ładną wiosenną pogodę. Z youtube’a co jakiś czas leciała muzyka klasyczna. Spokój, piękna muzyka, piękna pogoda. To wszystko napawało jakimś entuzjazmem. Marcel poczuł, że jego niepokój lekko przygasza się. Wszystko szło dobrze. Stańczyk go nie napastował, on sam produktywnie spędzał czas, opukując ściany. Zaczął czuć się coraz bardziej bezpiecznie.

Wnet dało się słyszeć stukanie i szuranie. Dźwięki te dobiegały z korytarza i odbiegały od "ktoś po prostu przeszedł". Ktoś tam coś kombinował.
- To nowy sąsiad - odparł Stańczyk. - Może powinieneś mu pomóc? - błazen niechętnie oderwał się od ekranu.
Marcel zerknął na niego. Skąd ten wiedział, kto znajdował się za zamkniętymi drzwiami na korytarzu? Przecież sam Feliński nie posiadał takiej informacji, natomiast Stańczyk był niczym więcej, jak rezydentem jego głowy. Czyżby posiadał swoje własne zmysły, które przekraczałyby zdolności postrzegania Marcela?
“Nie, to byłoby szaleństwo”, doszedł do wniosku Feliński.
Ruszył prosto do drzwi. Chciał sprawdzić, czy osąd Stańczyka był prawidłowy. Choć po części zamiast sąsiada, spodziewał się zobaczyć starą cygankę, otuloną pięcioma warstwami barwnego materiału. Rzucającą na niego kolejną klątwę. W sposób nierozsądnie głośny próbującą zesłać na niego kolejny sen tej nocy…

Za drzwiami faktycznie znajdował się mężczyzna - tak, jak zapowiedział Stańczyk. Wysoki, patyczkowaty szatyn o nieprzeciętnej urodzie. Ubrany w ciekawy, modny sposób.
Mocował się, ze sporym pudłem, które próbował przepchnąć w stronę drzwi od sąsiedniego apartamentu. Szło opornie, chociaż mogła to być kwestia taktyki. Z kieszeni od jego spodni wystawał różowy pompon. Dokładnie taki sam, jaki przy swoich kluczach nosiła właścicielka apartamentu i jego niedawna lokatorka.
- Jest modelem - błazen bąknął pod nosem, nie odrywając oczu od youtube’a. - Model! Mooooodel. Modelik. Hi hi hi. Ma kontrakt na pół roku w Warszawie. A wczoraj wieczorem oglądał Mushishi. Ha ha ha - to sprawiło, że Stańczyk zgiął się wpół i zaczął rechotać ze śmiechu, przypominając żabę. A później bić brawo, bo Yuzuru Hanyu właśnie dostał bardzo dobre punkty za swój występ.
Marcel dał się rozproszyć tymi brawami. Zerknął w stronę ekranu telewizora na młodego mistrza łyżwiarstwa, po czym znowu przeniósł wzrok na nieznanego szatyna.
- Dzień dobry - rzucił. - Będzie pan naszym nowym sąsiadem? - zapytał.

Dość pospiesznie odłożył młotek na szafkę niedaleko drzwi wejściowych. Nie chciał wyglądać niepokojąco. Ludzie zazwyczaj czuli się niezręcznie, kiedy trzymał w dłoniach potencjalne narzędzie zbrodni. Choć ten facet jeszcze raczej nic o nim nie wiedział. Totalnie rozumiał, dlaczego Iga zasugerowała, że był gejem. Jego ubrania stanowiły wręcz dress code homoseksualizmu. Feliński uśmiechnął się lekko.
- O dzień dobry - odpowiedział mężczyzna. Miał ciepły, sympatyczny głos. Przestał na chwilę pchać pudło. Wyprostował się i przetarł rękawem czoło. - Konrad Sikorski - przedstawił się, po czym zrobił krok do przodu, wyciągając dłoń w stronę Marcela. Uśmiechnął się przy tym, co sprawiło, że na jego policzkach wykwitły małe dołeczki.
Takie dołeczki zawsze były urokliwe, zarówno o kobiet, jak i mężczyzn. Feliński przez chwilę spoglądał na nie. Następnie wyciągnął dłoń w stronę mężczyzny. Mężczyzna ścisnął ją na chwilę i puścił.
- Marcel Feliński - powiedział. - Skąd pan się przeprowadził do nas? Z okolic Warszawy, czy może z dalszych stron? - zapytał.
Zerknął w dół na pudło, a potem z powrotem na twarz nowego sąsiada.
- Z dalszych stron - odpowiedział model. - Mam nowy kontrakt tu w Warszawie, póki co na pół roku. Wcześniej na dłużej zatrzymałem się w Paryżu. Tu mam rodzinę, więc cieszy mnie powrót w stare kąty.
Marcel uśmiechnął się.
- Nowy kontrakt w Warszawie, wcześniejsza praca w Paryżu… - zawiesił głos. - To brzmi całkiem dobrze. I ciekawie. W takim razie… qu’est-ce que tu fais dans la vie? - zapytał Feliński.
Co znaczyło dosłownie “co robisz w życiu”, a zwyczajowo było to pytanie o zatrudnienie. Marcel zabłysnął, jak gdyby znał francuski jak drugi ojczysty język, natomiast prawda była taka, że znał może pięć zdań w tym języku. Nauczył się ich na zajęciach w liceum wraz z “quelle est ta nationalite”, “quelle heure il est” i kilkoma podobnymi.
- Je m'occupe de la modélisation - odpowiedział mu rozmówca, płynnie po francusku. Uśmiechnął się, piękne dołeczki znów pojawiły się na jego buzi - Et toi?
- Zajmuje się modelingiem, pyta czym ty - wyjaśnił mu Stańczyk, który właśnie pojawił się za plecami Marcela. Błazen zaczął cmokać pod nosem. - No, no, no, no, no…
“Nie cmokaj, błaźnie, czemu cmokasz”, pomyślał Marcel.

Czy to był przypadek, że jednej nocy miał tak przedziwny sen, a następnego dnia pojawił się nowy lokator mieszkanie obok? Na pewno nie. Bez wątpienia Konrad był jednym z naukowców mającym opisywać jego zachowanie w tym eksperymencie. Twierdził, że przybywał z Francji. Może to była półprawda i naprawdę pochodził z obcego kraju, tylko była nim Rosja. Kilka słów wypowiedzianych po francusku jeszcze nic nie znaczyło. Marcel pomyślał, że musi zaprzyjaźnić się z Sikorskim, żeby poznać prawdę.
- Ja jestem malarzem. Byłym pianistą. Widzisz, ty jesteś modelem, ja jestem malarzem… - Feliński zawiesił głos. - Czy to przypadek, że się poznaliśmy? Nie sądzę - uśmiechnął się do niego.
Naprawdę nie sądził. Choć z kompletnie innych powodów, niezwiązanych ze sztuką.
- Jak chcesz, to mogę ci pomóc z tymi pudłami - powiedział. - Daj mi tylko pięć minut.

Akurat tyle, żeby wziąć codzienną dawkę paracetamolu, popić ją i przeczesać włosy.

- Wierzę w przeznaczenie - odpowiedział Konrad, uśmiechając się. Jego słowa wywołały atak wesołości u błazna. - Oh, to było naprawdę wspaniale, gdybyś mógł mi pomóc - dodał z widoczną ulgą - poczekam, oczywiście.
Marcel pokiwał głową.
- Zaraz wracam - powiedział i przymknął drzwi.
Ruszył prosto do łazienki, żeby przeczesać włosy. Nie było to konieczne do noszenia pudeł, ale dawało mu to również trochę czasu na myślenie. Zażył tabletki i popił je wodą.
- Czemu zaśmiałeś się, jak powiedział, że wierzy w przeznaczenie? - Marcel zapytał Stańczyka podejrzliwie. Zerknął lekko w jego stronę.
Stańczyk znów się zaśmiał, choć wyjątkowo krótko.
- Bo pomyślałem sobie, że z jednej strony to bzdura, a z drugiej strony coś w tym jest. Paradoks. Lubię paradoksy, są takie zabawne - Stańczyk zaśmiał się znów, jakby przypomniał sobie wyjątkowo śmieszny paradoks. - Twój model zawsze marzył o własnym akcie. Malowałeś kiedyś akt? - zapytał, po czym zarechotał jak żaba.
Marcel zaniemówił. Spuścił wzrok, dając się zbić z pantałyku.
- Nie… nigdy - odpowiedział.
Nigdy też nie widział na żywo zupełnie nagiego ciała. Kompletnie speszył się i zapomniał, co miał robić.
- Sam jesteś paradoksem. No i bywasz zabawny. Choć rzadko. Może jest coś w tym, co mówisz - mruknął wreszcie Feliński i ruszył w stronę drzwi.
Zdjął z wieszaka kurtkę i założył ją. Był marzec i na zewnątrz panowały niskie temperatury. Pewnie Konrad przenosił te pudła z zaparkowanego samochodu.
- Jesteś tu jeszcze? - zapytał, wychodząc na korytarz. Nie mógł przestać myśleć o tym akcie. Cholerny Stańczyk!

Model siedział na swoim kartonie. Wyglądał przy tym jakoś dostojnie, jakby pozował do… zdjęcia?
- Jasne, przecież obiecałem, że poczekam - odpowiedział, a jego wzrok padł na uczesane włosy Marcela, jakby wychwycił tą drobną różnicę. - Zresztą, ciężko by było tak szybko pójść gdzieś z tym kartonem.
Po tych słowach wstał ze swojego dobytku.

Słońce padało przez okno w klatce schodowej wprost na prawy profil Konrada. Druga strona jego twarzy była lekko zacieniona. Subtelna gra światła i mroku podkreślała kości policzkowe chłopaka, zarys szczęki, harmonijne rysy twarzy… To był wyjątkowy moment. Marcel żałował, że nie miał w głowie aparatu fotograficznego, którym mógłby go uwiecznić. To niesamowite, jak bardzo ludzie się różnili. Jeden mężczyzna mógł być grubym, spasionym wąsaczem męczącym się na oddziale pulmonologicznym z POChP, a drugi młodym, szczupłym i pięknym ucieleśnieniem Adonisa. I niby jeden gatunek homo sapiens oraz ta sama płeć..
- Czyli jesteś takim prawdziwym modelem - Marcel zawiesił głos. - Który chodzi po paryskich wybiegach w dziwnych ubraniach? - uśmiechnął się. - Teraz jest taki wysyp samozwańczych, instagramowych modelów, że aż ciężko uwierzyć, że ma się przed sobą kogoś prawdziwego. Powiedz mi, co mam robić - dodał, patrząc na pudło.
- Tak. Faktycznie chodzę po wybiegach - przytaknął. - Co do tego pudła, to sam nie wiem. Możemy je we dwóch spróbować przepchać do mieszkania. Albo jeden z nas będzie pchał, a drugi ciągnął. Tak, chyba tak będzie lepiej.
- Ty… wciąż mówisz o noszeniu pudeł, prawda? - Marcel zmarszczył czoło.
Następnie lekko zmieszał się, kiedy uświadomił sobie, że to najpewniej zostało odebrane jak flirt. Uznał, że będzie konieczna szybka zmiana tematu. Konrad zdążył zaśmiać się w bardzo przyjemny, sympatyczny sposób.
- Ostatnio oglądałem Mushishi, bardzo mi się podobało - skłamał Marcel, przypominając sobie, co mówił błazen. W rzeczywistości wcale tego anime nie oglądał, choć już wcześniej wiedział, że istniało.
Ustawił się w pozycji za pudłem, co sugerowało, że zamierzał je pchać.

Model nie zmienił jednak pozycji. Wydawał się zaskoczony tym, co powiedział Marcel. Do tego stopnia, że na chwilę zapomniał, co ma robić.
- Niesamowite - powiedział w końcu. - Na którym jesteś odcinku? Ja wczoraj wieczorem też to zacząłem oglądać. Co za niesamowity zbieg okoliczności. Koniecznie musimy pooglądać razem - Konrad uśmiechnął się, ukazując dołeczki. Dopiero wtedy ustawił się w pozycji do ciągnięcia kartonu.
Siłą mięśni dwóch mężczyzn dużo łatwiej było go zaciągnąć pod drzwi apartamentu.
Marcel myślał. A może niegdyś zaczął oglądać to anime?
- Myślę, że pierwszy odcinek mówił coś o duchu jakiejś babci? Podobało mi się, ale wydawało mi się to nieco egzaltowane. I nie oglądałem dalej. Obejrzałem zamiast tego Opowieści z Ziemiomorza. Stworzone przez studio Ghibli na podstawie powieści Ursuli le Guin.
Nikt nie mógł gniewać się na Studio Ghibli.
A tym bardziej na Ursulę le Guin.

Marcel wyszukał wzrokiem Stańczyka. Przekazywał mu informacje o świecie… których nie mógłby dowiedzieć się w żaden inny sposób! Jak to było możliwe?
Feliński od dłuższego czasu chorował na schizofrenię.
Ale jak można było akurat to wytłumaczyć?!
Bo najwyraźniej błazen nie był zwykłym objawem choroby...
 
Ombrose jest offline