Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-03-2020, 22:15   #61
Dedallot
 
Dedallot's Avatar
 
Reputacja: 1 Dedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputację
– Jasne… naprawdę chcesz się spotkać z moją matką sam na sam? Jest podstępna. – Powiedział wskazując ci drogę.

- Nie bardzo mam wyjście w tej sprawie - powiedziałam kiedy ruszyliśmy przed siebie. - Powiem czego od niej oczekuje i wyjaśnię, że jak się nie zgodzi to ją zabiję.

– Chyba lubisz zabijać – Stwierdził idąc przed tobą.

- Niektórzy nie dają mi wyboru - odparłam dość wymijająco.

– Nie mówisz mi całej prawdy – Rzucił. – Wolałbym abyś była ze mną szczera.

Już miałam się jakoś wymigać od tego, choćby przemilczeć jego dopytywania, ale tylko westchnęłam przeciągle.
- Postaram się - powiedziałam.

– Hej… ja nie jestem twoim wrogiem. – Odwrócił się nie przerywając marszu i przez chwilę szedł tyłem. – Może nie jestem wojownikiem jak ty, ani nie zabijam z taką łatwością, jakbym kichał, ale nie jestem głupi i nie chciałbym, żebyś mnie jak głupca traktowała. – Stwierdził stanowczo, ale trochę ze smutkiem.

- Nie uważam cię w żadnym razie za głupca - zapewniłam go. - Paradoksalnie, choć wydaje się, że tak wiele nas różni... - zawahałam się, ale zdecydowałam się powiedzieć to do końca. - To uważam cię za pierwszą osobę, która jestem w stanie się identyfikować…

Na te słow mężczyzna idący tyłem zagapił się, potknął i poleciał na plecy jak długi.

– Cholera… – Jęknął, rozmasowując głowę w którą się uderzył. Przechodzące obok elfie kobiety zaczęły chichotać.

Mnie też to rozbawiło. Zatrzymałam się nad Falrisem, oparłam włócznię o siebie i wyciągnęłam do niego rękę, by pomóc mu wstać.

Podał ci rękę i wstał. Widać było, że jest mu głupio.

– Dzięki… – Powiedział, otrzepując się z kurzu. – Pewnie nawet w twoich oczach wyglądam jak imitacja elfa i jakaś porażka. – Rzucił.

Puściłam jego dłoń jak tylko stanął na nogach.
- Na pewno w mojej opinii nie jesteś takim barbarzyńcą jak pozostali - uśmiechnęłam się do niego przyjaźnie. - Podziwiam, że przetrwałeś taki w tym miejscu i rozumiem, że chcesz odejść - dodała i skinęłam głową przed siebie na znak byśmy szli dalej.

– Dlaczego używasz słowa barbarzyńca? – Zapytał.

- Tak dzikusów, nazywamy w Cesarstwie - odpowiedziałam.

– A jak my mieliśmy nazywać ludzi, którzy przybyli tutaj, wybili wszystkie zwierzęta, rozkradli nasze dobra, naszych braci i siostry sprzedali w niewolę, a nas głodem i strachem zmusili do krwawej walki między sobą o ochłapy tego co po sobie zostawili? Czy macie na to w Cesarstwie nazwę? – Zapytał ze złością.

Zmarszczyłam brwi na jego nagłą zmianę nastawiania. Nie wiedziałam co mu odpowiedzieć.
- Złodzieje. Mordercy - powiedziałam w końcu. - Lecz z tego co tu zauważyłam, niewolnictwo nie jest wyłącznie domeną ludzi - dodałam oschle.

– Tak… – Rzucił rozchmurzając się. – Bydlaki są wszędzie… barbarzyńcy również. Jesteśmy inni niż wy… ale jedno nas różni. Gdy elfy prowadziły najazdy, nazywały to najazdami, gdy grabiły pokonanych, nazywały to grabieżą… gdy najazdy robili ludzie, nazywali to szerzeniem cywilizacji, gdy grabiły pokonanych, nazywali to rekwirowaniem dóbr. – Zaśmiał się gorzko. – To chyba ma nazwę u was… jak to szło? Hipo… Hepo… Hypnokrysia? – Próbował sobie przypomnieć słowo.

Przewróciłam oczami. Widziałam do czego zmierza.
- Hipokryzja... - poprawiłam go i odwróciłam od niego spojrzenie. - I co ja ci na to poradzę? - zapytałam z pretensją w głosie.

– Nie bądź taka jak reszta… – Rzucił. – Świata nie zmienimy, ale to my decydujemy jacy będziemy. Ja nie chciałem być jak moja matka i nie jestem. Ty też możesz być kim chcesz… a nie kim ci każą być. Jeśli robisz to co inni, to co narzuca ci otoczenie… przestajesz być sobą, a stajesz się pustą kukiełką.

Pokręciłam głową. Co ciekawe tu w dziczy łatwiej było być takim jakim się chciało być, robić po swojemu. W cywilizowanym świecie było to dużo bardziej skomplikowane i trudniejsze. Tak mi się wydawało.
- Nawet nie wiesz jak bardzo niezgodnie z wpajanymi mi zasadami zdecydowałam się działać, by zachować swoją dumę, po tym jak Arkham mnie pojmał z domu Druidki - mruknęłam pod nosem, ale na tyle głośno by mógł usłyszeć.

– A zatem, masz prawo być z siebie dumna… bo nawet tu nie każdy pozwala sobie na bycie szczerym, zwłaszcza z samym sobą. – Rzucił.

Zauważyłaś, że stanęliście nad strumieniem, tym razem jednak, zapewne z powodu przygotowań do uczty było tu całkiem cicho i pusto.

Mimo jego zapewnień nie czułam się dumna. Zdecydowałam się na dyrastyczne rozwiązanie, bo nie widziałam innego skutecznego wyjścia. Ale nie czułam ani grama wstydu za swoje działania.

Tak jak stałam, weszłam do strumienia. Zimna woda nie była najprzyjemniejsza, ale potrzebowałam się pozbyć brudu i krzepnącej na mnie krwi. Uwiesiłam medalion Toriela na szyi, by nie wypadł mi z dłoni. Zanurzyłam się do pasa, sięgnęłam po piasek z dna i zaczęłam się szorować.

– Może wolisz mydło? – Zapytał wyjmując kostkę ze skórzanej saszetki przy swoim pasie. – Robię je z tłuszczu dzikich świń. Nauczyłem się tego z jednej z alchemicznych ksiąg, napisanych przez jakiegoś krasnoluda.

- Wziąłeś ze sobą mydło? - zdziwienie i podejrzliwość pojawiło się na mojej twarzy. - Długo zamierzałeś zwlekać by się pochwalić, że masz je w posiadaniu? - wyciągnęłam rękę w jego kierunku, by mi je rzucił.

– Zawsze noszę je ze sobą… wiesz… tu nie jest najczyściej, a jemy rękoma – Powiedział rzucając ci kostkę. – Pomóc ci z włosami, zapewne całe się lepią.

Złapałam je bez problemu. Popatrzyłam groźnie na niego po tym jak zaproponował swoją pomoc.
- W żadnym razie! - bez zawahania odmówiłam.

– Nie wygłupiaj się… – Powiedział wchodząc do wody. – Wyglądasz jakbyś wyszła z pola bitwy. – Wyjął z przybornika kościany grzebień. Teraz dopiero zauważyłaś, jak porządnie miał ułożone swoje długie włosy.

- Bo tak jakby wyszłam z jednej bitwy... - sarknęłam. - Ale jeśli tylko zrobisz coś niestosownego... To złamię ci rękę... - ostrzegłam.

– Wiem do czego jesteś zdolna – Rzucił. – Ale musisz mi wyjaśnić, co dla was jest niestosowne… bo chyba całowanie też należy do takich rzeczy. – Powiedział i zaczął wyczesywać twoje włosy. Robił to niezwykle umiejętnie i nawet nie szarpał.

- Wychowano mnie w zakonie. Każda forma kontaktu fizycznego jest niestosowna - wyjaśniłam jakby było to coś oczywistego. Kiedy elf rozczesywał moje splątane dotąd w warkocz płowe włosy, szare teraz od kurzu, ja zaczęłam się namydlać.

– To głupie… wybacz jeśli obrażam tym twoje przekonania… ale jak dla mnie bóg, czy jak wolisz bogowie nie stworzyli by nam fizycznych ciał, jeśli nie chcieliby abyśmy z nich korzystali. Zakazując swoim czcicielom czegoś co zaszczepili w ich naturze, tak naprawdę podważali by słuszność swoich decyzji w trakcie tworzenia… – Powiedział całkowicie poważnie.

Zbyt świeże miałam wspomnienia o tym co robiła Morrisana z Garrenem oraz wciąż nowy był dla mnie fakt, że Galadriel miał córkę, żeby jakkolwiek sprzeciwiać się zdaniu Falrisa.
- Kapłani twierdzą, że poświęcają się w pełni by wypełniać wolę boga, nie rozpraszając się na przyziemne przyjemności - odpowiedziałam.

– A jak wiemy, kapłani i szamani są nieomylni. – Rzucił z ironią. Po tym jak zmyłaś z twarzy krew, a włosy zostały uwolnione od ciężaru kurzu i krwi, poczułaś się lżej, jednak wciąż twoja kamizelka i to co było pod nią były czerwone i lepkie.

- Mówię co twierdzą, a nie że mają rację - sprostowałam. - Dziękuję, że mi rozczesałeś włosy, ale dalej poradzę sobie sama - dodałam z naciskiem. - Wróć na brzeg.

– Jasne… ale skoro o szczerości mowa... – Powiedział cofając się. – Jesteś piękną kobietą. – Wyszedł na brzeg. – Zapewne mam się odwrócić… tak przypuszczam z tego, że nosisz tą kamizelkę.

Spojrzałam na niego i zapewne zarumieniłam się po tym komplemencie.
- Dobrze zakładasz ... - powiedziałam mu i weszłam głębiej w strumień. Zanurzyłam się aż pod szyję i dopiero wtedy rozsupłałam wiązania kamizelki. Zdjęłam ją pod wodą, ale tylko z jednej strony ciała, by nurt mi jej nie porwał. Zaczęłam się dokładnie myć. Tak by nie pozostała na mnie ani odrobina krwi na sobie.

– To też jest dziwne… – Rzucił siedząc do ciebie tyłem. – Skoro takie ciała dali nam bogowie… to dlaczego się ich wstydzimy?

Nagle usłyszałaś pluśnięcie i obok ciebie w wodzie wylądował kawałek drewna owinięty skórzanym pergaminem i związany rzemieniem. Nie byłaś w stanie określić skąd dokładnie został rzucony.

- I jeszcze pewnie gzić się na widowni? - pokręciłam głową na jego zdanie co do cielesności i sięgnęłam po to dziwne zawinątko, by złapać je nim popłynie dalej.

– No wiesz… są rzeczy intymne, które powinny być czymś osobistym… inaczej pożycie straciłoby całe swoje piękno… i niczym nie różnili byśmy się od zwierząt, ale to tylko moje zdanie. – Rzucił.

Zorientowałaś się, że to zawiniątko, to wiadomość do ciebie, bo na zewnętrznej stronie materiału ktoś napisał: “dla Marion”.

Powoli zaczęłam się ubierać, ale trzymając pakunek w jednej ręce mogłam jedynie objąć poły swojej kamizelki drugą, by się zasłonić piersi. Skierowałam się do brzegu. Rzuciłam owiniętą kłodę obok elfa, czym zdradziłam, że jestem już za nim. Z obiema wolnymi rękami zaczęłam związywać rzemienie kamizelki.

- To czemu nagości też nie uznajesz za coś osobistego? - zapytałam i będąc już w pełni ubrana, znów wzięłam w ręce kłodę, by odwiązać i przeczytać to co było napisane na pergaminie.

– Bo powierzchowność to coś co bogowie dali każdemu z nas, coś co każdy ma na zewnątrz. Natomiast pożycie, to coś co może łączyć naraz tylko dwie osoby… coś co je zbliża bardziej do siebie. A zatem temu właśnie powinno służyć. Przecież to logiczne. Taka jest sama natura. – Stwierdził przyglądając się tobie.

Na pergaminie napisane było: “Jeśli jesteś w niebezpieczeństwie, zacznij uciekać w kierunku zarośli, będę cię osłaniać. Jeśli nie jesteś w niebezpieczeństwie, staw się w tym miejscu, gdy zajdzie słońce – Jedynka”
 
__________________
Czy widział ktoś Ikara? Ostatnio kręcił się przy tamtych nietestowanych jetpackach...
Dedallot jest offline