Szum elektromagnetycznej turbiny uspokajał i brzmiał niczym szumiś dla dorosłych. Błękitny Vector wzniósł się w górę ,ku niebiosom, zostawiając w dole cuchnący uryną i zgnilizną Bruk.
Dane z miejsca zbrodni zostały zebrane i przesłane do Szpili, gdzie zespół techników zacznie je rozbierać na części pierwsze, analizować, szukać powiązań i ukrytych znaczeń.
Trójce agentów polowych pozostało tylko czekać na rezultaty. Każdy z nich jednak miał nieprzeparte wrażenie, że wrzucili właśnie kamień w głęboką studnię.
Krew w piach.
Nic więcej.
Świat za przydymionych szyb mknącej przez przestworza AV-ki wyglądał wręcz zjawiskowo. Fenomenalnie w każdym calu. Ucieleśniony ideał, wyczekiwany przez tysiąclecia. Sięgające niebios wieżowce Matów, niczym stalagmity nowoczesności, wbijały się w nieboskłon. Sygnatura XXV wieku. Symbol ludzkiej doskonałości. Przemijającej rasy wzrastającej ku wieczności, ku nieśmiertelności, ku boskości.
Jakimże trzeba być głupcem, aby w lśniących szpikulcach z betonu, szkła i stali upatrywać piętno tyranii.
Zazdrosne, małostkowe, bezrozumne robactwo, kotłujące się w ociekającym, lepkim śluzem rynsztoku. Skarlali przedstawiciele rasy synów bożych.
To oni tłoczyli się przed XIV komisariatem tuż przy Union Square. Setki spoconych mężczyzn i kobiet, ramię przy ramieniu wznosili swój jazgotliwy klangor z nadzieją, że ktokolwiek ich usłyszy, że ktokolwiek ich wysłucha.
- No DHF! Only natural death!
- Fuck 653!
- JC will save us!
Gdy błękitny Vector osiadł miękko na dachu komisariatu, w jednej chwili otoczyła go grupa służbistów w ciemno niebieskich mundurach.
- To policyjne lądowisko!
- Nie macie prawa!
Krzyczał jeden przez drugiego, gdy trójka agentów Eterny wysiadała z AV-ki.
Najodważniejszy z nich, schowany za najwyższego z kumpli, bohatersko zaintonował:
- WY-PIER-DA-LAĆ!!! WY-PIER-DA-LAĆ!!! WY-PIER-DA-LAĆ!!!
Żaden z agentów nie przejął się rejwachem, jaki próbowali wywołać funkcjonariusze XIV komisariatu.
Nie zatrzymywani przez nikogo, zeszli po metalowych schodach do biura komendanta.
Uprzejme AI, objawiające się pod postacią niezbyt wysokiej i niezbyt pociągającej kobiety, natychmiast poinformował ich, że komendant przebywa na urlopie i jest w tej chwili całkowicie niedostępny.
- Porucznik McCabe. - rzekł ciężkim, dychawicznym głosem ktoś za plecami agentów.
Ociekający potem i cuchnący marnej jakości cygarami, grubas w za ciasnej koszuli, wyciągnął opuchniętą dłoń na powitanie.
- Jestem oficerem prowadzącym śledztwo dotyczące zabójstwa Abeba Grimstada. Wnoszę, że panowie właśnie w tej sprawie. Zapraszam do mojego gabinetu.
Gabinet, kurwa!
Śmieszny w chuj grubasek, zaprowadził agentów Eterny do pomieszczenia o wymiarach dwa na trzy metry. Obdrapane ściany, smród podłego tytoniu i ludzkiego potu.
Gabinet pełną gębą, kurwa jego mać! A jak!
Pod ścianami stały metalowe szafki, w kącie pokraczny wieszak na którym wisiał popielaty płaszcz z licznymi tłustymi plamami. Adam w momencie rozpoznał, że to ślady po wielokrotnych wizytach u Gokhana.
Najlepszy kebab w mieście, to nie było tylko slogan. To najprawdziwsza prawda i nikt nie w stanie temu zaprzeczyć.
I ten kurwa sos! Miazga!
To właśnie jego pozostałości zdobiły płaszcz porucznika McCabe’a.
Grubas usiadł w wysłużonym fotelu i mocno zaciągnął się cygarem.
- W czym mogę panom pomóc? Od razu jednak powiem, że obowiązuje mnie tajemnica śledztwa i niewiele, tak naprawdę mogę powiedzieć. Panów pracodawca otrzyma oczywiście raport z naszych działań, ale to w stosownym do tego czasie.