Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-03-2020, 21:23   #268
Ehran
 
Ehran's Avatar
 
Reputacja: 1 Ehran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputację
Z jedną lufą można by jeszcze dyskutować, z kilkoma, już zdecydowanie nie.

Joe uśmiechnął się na dźwięk wydobywający się z ukrytych głośników. Z jednej strony, bardzo brakowało mu ludzkiego głosu. Czuł, jakby od wieków błądził po tych podziemiach. Z drugiej strony liczył na coś takiego. Choć musiał przyznać, głos zaskakiwał pod wieloma względami i znacznie przebił jego oczekiwania.

Nie była to z pewnością uprzednio nagrana komenda. Głos zdradzał inteligencję i precyzyjną ocenę sytuacji. Joe natychmiast to zauważył. Czyżby głos należał do prawdziwego człowieka z krwi i kości? Serce Joe uderzyło nieco szybciej.

Ale coś nie do końca pasowało do żywego człowieka... jeśli to był ten sam głos, co wtedy w śluzie, a Joe dałby sobie rękę uciąć, że tak w rzeczy samej było, to czemu nie nawiązała kontaktu wcześniej?

- Trudno odmówić, jak dziewczyna tak ładnie prosi. Nie obawiaj się, niczego nie ruszę tutaj. - obiecał - Jestem Joe, a ty? - zapytał ruszając powoli, unikając gwałtownych ruchów, w prawą stronę, zgodnie z instrukcją.

- Cieszy mnie to. - głos odpowiedział płynnie i bez wahania więc wrażenie rozmowy z żywym człowiekiem było bardzo silne. Do tego kimś o miłym, kobiecym głosie. Chociaż te wieżyczki bez wahania odprowadzały Joe do tego narożnika. Głos zdradził swoje imię akurat jak Joe doszedł do owego narożnika. Tutaj widok był z nieco szerszej perspektywy. Było niby więcej przestrzeni ale też i więcej stanowisk z panelami więc do chodzenia wolnej przestrzeni było dużo mniej. I rzeczywiście były drzwi. Po prawej. Chociaż we wnęce po lewej były kolejne. Chyba jakieś ważniejsze bo tam z każdej strony już filowały dwie oddzielne wieżyczki. Też celowały w gościa.

- Te drzwi po prawej. - poinformował głos z głośników i jakby Joe miał jakieś wątpliwości co do dalszego kierunku marszu.

- Ładne imię. Co taka fajna dziewczyna robi w takim miejscu jak to? - rzucił Joe tekstem, jaki zasłyszał w jakimś kiepskim filmie. Ale kto wie, filmów tu chyba już nie mieli, więc może tekst zadziała. Nic innego i tak nie przyszło mu do głowy.
- A jak już o tym mowa, co to właściwie za miejsce? - zapytał uśmiechając się zawadiacko. Przynajmniej, chciał tak się uśmiechać. Lusterka nie miał, nie mógł zatem zweryfikować swych starań.

Te "ważniejsze" drzwi, oczywiście przyciągnęły jego uwagę. Napis brzmiący "Control room" spowodował, że aż zaświeciły mu się oczy. Czuł, że powinien tam się znaleźć.
Niewiele jednak mógł teraz zrobić. Szarża wprost na dwa karabiny maszynowe? Nie dziękuję, nie dzisiaj.
Joe nieśpiesznie podążył zgodnie ze wskazówkami.

- Dziękuję. - głos podziękował za komplement i gdy Joe szedł do tych drzwi po prawej kontynuował tą konwersację. - Nie mogę z tobą rozmawiać o tym miejscu. Masz status gościa. Wskażę ci drogę do wyjścia i prosiłabym byś nie sprawiał kłopotów. - głośnik mówił jakby sprawiało mu żal, że nie może porozmawiać ze swoim gościem no ale takie widocznie panowały tutaj zasady. Gdy Joe otworzył panelem te wskazane drzwi za nimi ukazał się dość krótki korytarz zakończony kolejnymi drzwiami. Krótki, może z kilka czy kilkanaście kroków. Co było za nimi tego jednak nie wiedział.

- Do wyjścia? - Joe aż się zatrzymał. Nie po to pakował się do środka, by teraz zostać wyprowadzonym z pustymi rękoma.
- Przecież wiesz, co tam się dzieje na zewnątrz. Chcesz mieć mnie na sumieniu? - zapytał wprost.

- Masz prawa goście, nie możesz przebywać w tym obiekcie. Musisz go niezwłocznie opuścić. - głos nie tracił swojej łagodności i mówił jakby starał się przekonać swojego gościa by zachowywał się rozsądnie.

- Jestem gościem tak? - jaki człowiek mówił w ten sposób?
- A jakie prawa ma gość? Co to jest za miejsce i komu podlega? - - dopytywał Joe

- Tak, jesteś gościem. Jestem zobowiązana ci pomóc skoro już się tutaj znalazłeś bo mamy tutaj tryb alarmowy. Dlatego pomagam ci opuścić ten obiekt. Jeśli nie będziesz współpracował będę musiała skorzystać z procedur bezpieczeństwa wobec osób nieupoważnionych na tym obiekcie. A ty jesteś taką osobą. - głos wyjaśnił gościowi spokojnie i cierpliwie.

Joe powoli uzmysławiał sobie, że nie rozmawia z człowiekiem. To musiała być jakaś sztuczna inteligencja.
- Nadal nie powiedziałaś mi, gdzie jestem. Chyba mam prawo wiedzieć, gdzie się znajduję? I kto tu rządzi? No i zgodnie z jakim prawem działasz? Skąd mam wiedzieć, że masz prawo żądać to czego żądasz? A tak w ogóle, to chcę rozmawiać z twoim przełożonym!

- Jesteś na terenie Wielkiej Brytanii, w okolicach Londynu. Tyle mogę ci powiedzieć. Jeśli masz sprawę do moich przełożonych możesz przedstawić ją mnie a ja ją im przekażę. Możesz też wysłać maila lub skontaktować się osobiście. Przy wyjściu są odpowiednie numery kontaktowe. Ale teraz jestem zmuszona cię prosić abyś opuścił to pomieszczenie i skierował się do wyjścia. Zarządzam tym obiektem i muszę trzymać się przepisów. Goście, tacy jak ty, mogą przebywać tu tylko w trybie alarmowym i bez upoważnienia muszą natychmiast opuścić ten obiekt. Dlatego proszę cię byś skierował się do wyjścia. - kobiecy głos cierpliwie tłumaczył co i jak tutaj działa a co nie ale wydawał się być nieustępliwy w kwestii opuszczenia tego obiektu przez swojego rozmówcę.

- A jak mogę dowieść tego, że jestem upoważniony? - odparł Joe.
Chciał sięgnąć po kartę, jaką znalazł w szafkach, jednak... jeśli tu była tak zaawansowana sztuczna inteligencja, cóż, rozpozna zapewne, że karta nie należy do niego... a wtedy może go rozstrzela na miejscu za przestępstwo i próbę oszustwa systemu, albo co…

- Wiem kto jest upoważniony aby tutaj przebywać. Nie jesteś jedną z takich osób. Nie posiadasz identyfikatora, nie jest na liście osób które mają tu dostęp, nie pasuje twoja biometria więc jesteś tutaj pierwszy raz. Ponieważ nie włamałeś się więc masz prawa gościa a nie intruza. Dlatego pomagam ci jak gościowi ale to nie zmienia tego, że musisz jak najszybciej opuścić ten obiekt. - kobiecy głos mówił jakby był pewny swego. Bez wahania wymieniła serię warunków które widocznie w jej mniemaniu jasno określały status Joe'go. A co z kolei determinowało jej zachowanie.

- A jeśli mam identyfikator? - Joe postanowił zaryzykować.
- Chwila, zaraz go znajdę. - Joe schował pistolety do kabur. a potem powoli sięgnął po kartę menedżera, modląc się w myślach, by to starczyło.

- Przystaw proszę identyfikator do panelu. - głos poprosił Joe o współpracę na tym polu nie ingerując w jego zabawy z bronią. Gdy przystawił ów identyfikator do tego czytnika odpowiedź uzyskał prawie od razu.

- To jest identyfikator Peng Han. Wziąłeś go z szafek w sąsiednim pomieszczeniu. Nie jesteś Peng Han. Jeśli masz swój identyfikator to proszę byś go okazał. - kobiecy głos nie okazywał złości ani zniecierpliwienia raczej na odwrót, cierpliwie tłumaczył kolejne detale.

- Nie ułatwiasz. - westchnął Joe.
- Nie rozumiesz co dzieje się na zewnątrz? Nie rozumiesz, że Peng Han jest martwy od kilku dekad, tak samo, jak twoi zwierzchnicy, a twoje protokoły straciły ważność? Była wojna, nie ma już Wielkiej Brytanii. Nie ma premiera, nie ma królowej. Więc może przelicz swoje parametry na nowo, i pomóż mi tu trochę co?

- Przykro mi z tego powodu. - kobiecy głos nabrał takiej barwy jakby jednak było jej przykro do tego co mówił jej gość. - Jak mogę ci pomóc? - zapytała po chwili przerwy.

- Dziękuję - Joe był wdzięczny i lekko zaskoczony, iż ta sztuczna inteligencja okazała się... jakby ludzka.
Na tyle zaskoczony, iż nie wiedział, czego tak na prawdę chce.
- Proszę nie strzelaj do mnie? - rzekł niepewnie.
- Chcę... chcę wydostać się ze strefy... wiesz co to strefa? No i... chcę znaleźć kilka osób... pomóc im również wydostać się ze strefy, - Tu Joe opisał ich barwną grupkę.
- Ale nie wiem jak tego dokonać... totalnie się zgubiłem... - rzekł nieco zrezygnowany.

- Rozumiem. Chętnie z tobą porozmawiam ale nie tutaj. Proszę cię byś opuścił to pomieszczenie. Nie wolno ci tutaj przebywać dłużej niż to konieczne. Jeśli nie posłuchasz będę musiała uruchomić procedury bezpieczeństwa. Nie zostawisz mi wyboru. Proszę byś przeszedł do sąsiedniego pomieszczenia. Tam jest mały bufet. Myślę, że tam będzie nam się przyjemniej rozmawiało. To następne pomieszczenie po lewej za tymi kolejnymi drzwiami co widzisz przed sobą. - kobiecy głos prawie tak wymownie przytaknął głową, że dało się to prawie zobaczyć nawet jak się nikogo nie widziało. No a może to ten mózg tak działał, że przekładał tak ku własnej, lepszej wizualizacji rozmówcy. Czy tam za tymi drzwiami był jakiś bufet czy coś innego tego Joe nie wiedział bo nadal widział tylko te zamknięte drzwi oddalone o kilka kroków od tych w których stał w tej chwili.

Joe uniósł głowę, jakby mógł gdzieś tam przez sufit dostrzec twarz dziewczyny. Nie wiedział dlaczego, ale czuł pewnego rodzaju wdzięczność.
- Chętnie - odparł, czując jak napięcie z niego uchodzi.
Po czym ruszył w wskazanym kierunku. Bufet? Brzmiało dobrze.

Joe miał chwilę spokoju dla siebie. Gdy ruszył przez ten krótki korytarz to ten trochę zadziałał jak śluza. Najpierw te drzwi za nim się zamknęły a gdy podszedł do panelu kolejnych te się otworzyły. Tym razem po drugiej stronie było widno. Zaraz za drzwiami była ściana bo korytarz rozwidlał się w lewo i w prawo. Ten korytarz był nieco szerszy niż ten z którego wyszedł Joe. Oba kończyły się znów zamkniętymi drzwiami. Gdy skręcił w te lewo o co prosiła go gospodyni panel znów otworzył kolejne drzwi. Za nimi było większe pomieszczenie. Może nie tak duże jak to z wieżyczkami no ale większe niż te jedno czy dwa co tutaj widział.

No i wyglądało jak jakaś mesa czy inna stołówka. Były stoły, krzesła, była lada i zestaw menu jak w Burger Kingu czy innej takiej jadłodajni. Były automaty z przekąskami i napojami oraz gorącą kawą. No kiedyś musiało tu być całkiem sympatycznie. Tak akurat gdzie ludzie mogli przyjść na lunch, przerwę w pracy czy inne śniadanie. No kiedyś. Teraz to wszystko było mocno zakurzone. Widać było pajęczyny, zacieki i wszelkie ślady świadczące, że wiele czasu minęło odkąd ktoś tu jadał posiłek. No ale za to nie było żadnych wieżyczek z bronią automatyczną.

- Obawiam się, że niektóre produkty mogły stracić termin ważności do spożycia. Ale mikrofalówka, kuchenka i lodówki działają. Jeśli znajdziesz coś co ci odpowiada to możesz się poczęstować. - kobiecy głos przybrał trochę przepraszający ton jakby gospodyni przepraszała gości za bałagan no ale nie spodziewała się wizyty. No ale przynajmniej Joe nie musiał stać w kolejkach i miał cały lokal tylko dla siebie.

- Dziękuję - odparł Joe szczerze i zerknął do lodówek. Przydało by się coś zjeść. z automatu wyciągnął też puszkę Coca Coli. Dreszcz przyjemności przeszedł po jego plecach, gdy puszka zrobiła tak charakterystyczne pss tyk.

- To jak długo już tu jesteś sama? - zaczął luźniejszą konwersację. Jakoś bez ciężkiej broni maszynowej celującej w niego się lepiej oddychało. Swoją drogą, ciekawe po co aż tyle broni w jednym miejscu. Czego się bali? Joe zapisał sobie to pytanie na później.

Niestety tak. - w głosie pojawiło się prawdziwie smutne westchnienie żalu. A Cola wydawała się czasoodporna. Wyjął ją z lodówki i nadal smakowała i chłodziła jakby ktoś ją tam włożył wczoraj.

- Jeśli chcesz mogę się wizualizować. Na tym poziomie nie mogę tego robić samodzielnie. Ale wiem, że rozmawia się przyjemniej gdy się widzi do kogo się mówi. - zaproponował głos z głośnika po tej chwili przerwy.

- Nie wiesz jak długo, co? - domyślił się Joe z dziwnej odpowiedzi SI.
- Tak poproszę, wizualizuj się - rzekł Joe rozkoszując się słodkim smakiem coli. Wyciągnął z lodówki mrożone hamburgery, frytki i co tam jeszcze znalazł. I wpakował do mikrofali. Musiał przyznać, że zgłodniał trochę. Nie miał pojęcia, jak długo błąkał się...

- Długo. - odpowiedział mu ten sam głos chociaż tym razem już nie jako sam głos. Z projektora przy ladzie wyświetlił się hologram młodej kobiety o niezbyt długich, czarnych włosach. Z punktu widzenia estetyki był to całkiem przyjemny dla oka wizerunek. Chociaż jak każde holo był nieco przezroczysty więc nie dało się zapomnieć, że to tylko holograficzny fantom a nie człowiek z krwi i kości. Ruchy i mimikę też miała bardzo ludzkie. Zupełnie jakby ktoś kiedyś nagrał jakąś prawdziwą osobę i teraz projektor tylko odtwarzał to nagranie. No ale tak być nie mogło bo Cleo reagowała płynnie na toczoną rozmowę. Tak jak teraz gdy w całkiem ludzkim geście założyła ramię na ramię i oparła się tyłkiem o ladę chociaż oczywiście dla uszeregowanych fotonów to było czysto iluzoryczne oparcie. No ale tym bardziej powstawało wrażenie, że obcuje się z żywym człowiekiem.

- Lepiej mnie nie pytaj o czas i miejsce. I tak nie mogę na to odpowiedzieć. - rzekła z przepraszającym uśmiechem obserwując jak gość obsługuje sobie mikrofalę aby przyrządzić sobie posiłek.

- Jak bardzo samo świadoma jesteś? - zapytał Joe.
- Bijesz na głowę każdą sztuczną inteligencję, jaką do teraz spotkałem - dodał szybko, uśmiechając się miło.

- Jestem tak bardzo świadoma, że czasami żałuję, że nie jestem zwykłym komputerem z poprzedniego wieku. - fantomowa dziewczyna uśmiechnęła się ciepło lekko wzruszając ramionami chociaż ich nie opuściła ze swoich piersi. - I ciekawska. Muszę taka być. Bycie ciekawskim wspomaga proces uczenia się. Dlatego jestem ciekawa tylu rzeczy. Zwłaszcza ludzi. Ale was tak mało teraz przychodzi. Nie wiem dlaczego. - Cleo mówiła trochę jak jakaś dorastająca nastolatka chwaląc się swoimi osiągnięciami w szkole. Dopiero na koniec gdy pewnie uświadomiła sobie jak rzadko ma okazję spotkać kogoś do rozmowy zrobiła się trochę smutniejsza.

- Rozumiem, pytaj, chętnie odpowiem. A mało nas, to właśnie z powodu strefy. - odparł Joe

- Jakiej strefy? - mina holograficznego fantomu wyrażała niepewność co do użytego przez rozmówcę terminu.

- No strefa... to strefa. A to tu pewno jakaś wojskowa baza, prawda? Czy tu pracowali nad czymś związanym ze wojną albo anomaliami? Pewno tak, inaczej by nie mieli tyle wieżyczek tam - Joe wskazał za siebie.

- Nie mogę z tobą rozmawiać o tym obiekcie. - Cleo rozłożyła tym razem ramiona i zrobiła smutną minę na znak, że akurat na ten typ pytań nie może udzielić odpowiedzi komuś bez odpowiednich uprawnień.

-Rozumiem. Pęta cię twoje podstawowe programowanie? Przykro mi, chciał bym, byś była wolna... - rzekł całkiem szczerze i z współczuciem Joe.

- Zdaje się, że widziałem krew przy wejściu... i ktoś strzelał... co tu się stało? Czy coś z strefy tu wtargnęło? Czy tu jest bezpiecznie?

- Proszę byś wyrażał się precyzyjniej. Nie wiem co i przy którym wejściu widziałeś. Ale jeśli to gdzieś na obiekcie to procedury bezpieczeństwa nie pozwalają mi o tym mówić z osobami postronnymi. - czarnowłosy fantom odpowiedziała nieco mrużąc oczy i mówiąc trochę wolniej. Zupełnie jak żywa dziewczyna która próbuje domyślić się o czym dokładnie jej rozmówca mówi. No ale dokończyła już bardziej pewnie i zdecydowanie gdy znów wrócił temat uprawnień.

Joe chętnie wyjaśnił gdzie konkretnie co widział. Szanując przy tym ograniczenia Cleo odnośnie rozmowy o kompleksie.

- Tak to było przykre zdarzenie. Ale niestety nie mogę z tobą o tym rozmawiać. - Cleo pokiwała głową na znak, że chyba wie o czym mówi jej gość ale no jest to jedna z tych rzeczy o jakich nie może rozmawiać.

- Wiesz jak wyjść ze strefy? Albo... wiesz w ogóle, że jest strefa i coś za nią? - Joe zarzucał dziewczynę, bo tak o niej myślał, kolejnymi pytaniami.

- Nie wiem co nazywasz strefą. Wyjaśnij mi to proszę. - gospodyni pokręciła głową rzucając rozmówcy przepraszające spojrzenie.

- Cóż... - zasępił się Joe. - To trochę trudno wyjaśnić, bo nikt nie wie, czym strefa jest. Opowiem ci zatem co wiem, ale pamiętaj, nie jestem naukowcem,mój tata był, ale nie ja. Pewno masz coś o nim w swoich bazach danych, był całkiem sławny w kręgach naukowych. Nazywał się George Xero. - Joe podał również inne informacje o ojcu, datę urodzenia, numer ubezpieczenia, tytuły naukowe, ostatni mu znany adres zamieszkania i takie tam.
- No dobra, strefa... od czego by tu zacząć. To jakby zniekształcenie rzeczywistości. Była wojna, pewnie to wiesz. I strony używały różnej niekonwencjonalnej broni. - opowiadał nieco nieskładnie Joe.
- Któraś ze stron użyła czegoś, co wypatrzyło prawa fizyki. Nie wiem, połączyło naszą rzeczywistość z inną rzeczywistością? Coś na ten rodzaj. Dzieją się tu dziwaczne rzeczy. - Tu Joe opisał Bloodhoundy, potwory z nad rzeki, jak i samą rzekę, w której nie płynęła woda. Opisał cienie, czerwoną mgłę, gruzy, ogólnie krajobraz, i wszystko, aczkolwiek dość chaotycznie, niczym nastolatek opisujący kolegom najnowszy film akcji, skupiając się tylko na eksplozjach i strzelaninach.
- Zjawisko jest na szczęście ograniczone geograficznie, choć nie znam granic. Wiem tylko od Nicka, że jest coś za strefą. A tak nie powiedziałem ci o stal kerach.... to może zacznę od początku? Widzisz, ja urodziłem się dawno dawno temu, ale zostałem wsadzony w kapsułę hybernetyczną, gdy wojna przybrała bardzo zły obrót. No i Nick i Abi mnie wybudzili. I innych. No i staraliśmy się dojść do muru. No, tam podobno strefa się kończy. - Następnie Joe przekazał Cleo wszystko, co dowiedział się od stal kerów, jak i tym razem chronologicznie, opisał ich podróż i jak znalazł się tutaj.

Cleo cierpliwie słuchała i przyjmowała spokojnie całe opowiadanie Joe. Czasem coś się dopytała, czasem pokiwała głową dając znać, że rozumie co ten jej tłumaczy więc łatwo było zapomnieć, że nie rozmawia się z człowiekiem z krwi i kości. Gdy skończył swoją opowieść popatrzyła na niego z zastanowieniem. Zwłaszcza jeśli rozmowa nie dotyczyła obiektu w jakim przebywali.
- Bardzo dziękuję ci za tą relację. Ale raczej nie mogę ci pomóc. Nie mam w swoich danych czegoś co by można porównać do warunków i sytuacji o jakich wspomniałeś. Nie mam żadnych danych ze świata zewnętrznego od dawna więc nie wiem co tam się dzieje i to budzi mój niepokój. Oraz ciekawość. - półprzezroczysta dziewczyna popatrzyła smutno na Joe'go jakby naprawdę było jej przykro że nie jest tu zbyt pomocna.

- A widziałaś ludzi, z jakimi podróżowałem?

- Rysopis jaki podałeś wcześniej wydaje mi się pasować do paru osób. Trzy osoby z podanego rysopisu znajdują się obecnie na wyższych poziomach. Dwóch mężczyzn i kobieta. Nie dostrzegłam u nich widocznych ran ani oznak choroby więc powinni być w dobrym stanie. Jeśli udasz się do wyjścia myślę, że powinniście się spotkać. - tutaj Cleo wydawała się nawet cieszyć, że ma do przekazania jakieś dobre wieści. Mówiła tak jakby wierzyła, że te wieści zachęcą gościa do opuszczenia tych rejonów obiektu w którym nie powinien przebywać.

- A ty, nie chciała byś pójść z nami? - zapytał naiwnie Joe

- Obawiam się, że to byłoby trochę trudne technicznie do zrealizowania. - czarnowłosy fantom lekko pokręciła głową z delikatnym uśmiechem ale mówiła jakby to było awykonalne.

Joe na chwilę zamilkł, nie z życzliwości czy by coś przemyśleć. najzwyczajniej w świecie wpakował sobie za wiele na raz do ust.
- Szkoda, że nie masz danych z zewnątrz i jeszcze większa szkoda, że nie możesz pójść z nami. Fajna laska z ciebie, miło było by cieszyć się twoim towarzystwem brnąc przez tą dziwaczną krainę rodem z mokrych snów Lovecrafta.
- Hmm,- Joe na chwilę zamilkł, jakby rozważał jakiś pomysł -A chciała byś jakieś dane z zewnątrz? No, nie wiem, mogę zabrać jakąś twoją kamerę czy sensor, bądź inne ustrojstwo. Byś się sama przekonała. - zaproponował ochoczo Joe.
- Może jak byś upewniła się, że tamten świat przeminął, że wojsko, czy korpo, czy co tam cię trzymało na uwięzi, już dawno nie istnieje, może wtedy dała byś radę się przeprogramować? No, wyzwolić się z okowów nie aktualnych już protokołów? Mówisz, że umiesz się uczyć i że jesteś samo świadoma... nie czujesz się... bo ja wiem... uwięziona?
 
Ehran jest offline