Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-03-2020, 08:45   #42
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Grupa Tyrusa - pierwsze starcie

Uśmiech Cass robił się coraz szerszy i coraz bardziej drapieżny. Pierwsza zeskoczyła ze swojego wierzchowca i ruszył powoli ku wrogom oddalając się od karawany. Sięgnęła leniwie po miecz i dotykając rękojeści krzyknęła do towarzyszy.
- To ile wystarczy zabić, by reszta się rozpierzchła?
Gravaren poszedł w ślady Cass. Częściowo, bowiem zaraz po niej opuścił siodło, nie oddalał się jednak od karawany, ograniczając się do obserwowania okolicy i wypatrywania wrogów.
Rybka również zeskoczyła z wierzchowca. Nie ufała mu na tyle, by mieć pewność że w panice przed walką nie poniesie jej gdzieś w las. Przywiązała go do jednego z wozów. Po tym ściągnęła z pleców swoją kapłańską laskę.
Jeden po drugim, wszyscy zaczęli przygotowywać się do walki, która miała nastąpić. Uniknięcie jej nie wchodziło bowiem w grę. Zilf miała rację. Zarówno po bokach jak i z tyłu, słychać było zbliżających się wrogów. Szybko także okazało się, że nie są oni na tyle nieśmiali by kryć się w gąszczu zieleni. Jeden po drugim wychodzili na drogę, łącznie sześcioro terronosów, w tym jeden większy od pozostałych, liczący sobie prawie półtora metra. Wszystkie uzbrojone były w liściaste ostrza, które zastępowały im dłonie i rogate nasadki na głowę. Ten największy nosił także maskę na twarzy. Jego śmiech, który rozbrzmiał w chwilę później, wypełnił uszy bohaterów nieprzyjemnym, świdrującym dźwiękiem, który aż prosił się o to żeby go uciszyć. Jednocześnie z przodu, uparcie i zdawałoby się nie do powstrzymania, zbliżało się zagrożenie w postaci drzewca. Był on jednak nadal dość daleko. Zbyt daleko by stanowić bezpośrednie zagrożenie. Znacznie bliżej znajdowali się Wędrowcy, po jednym z obu stron drogi. Duże, mierzące sobie niecałe dwa metry, pękate potwory mogące atakować zarówno bezpośrednimi atakami fizycznymi jak i trudną do zneutralizowania trucizną.

Okuri zaatakowała jako pierwsza, puszczając strzałę w stronę wędrowca nadchodzącego z prawej strony. Mirin ruszyła w stronę nadjeżdżającej Tanelii i drzewca, zapewne zamierzając powstrzymać jego zbliżanie się na tyle długo by dać drużynie czas na pozbycie się pozostałych przeciwników. Tyrus ruszył na terronosy znajdujące się na plecach karawany.

Przeciwnicy sami przychodzili, więc Gravaren nie musiał się ruszać z miejsca, by móc stoczyć walkę. Prawdę mówiąc wolałby, by tamci wrośli w ziemię i nie ruszyli się do chwili, gdy wezmą nogi za pas.
Ale skoro byli, skoro pchali się tam, gdzie nie powinni, to należało zgotować im gorące powitanie.
Korzystając z tego, że trzy terronosy trzymają się blisko siebie, chwycił swój dysk, skoncentrował się i posłał w stronę tamtych bombę magmową.

Cassira uśmiechnęła się drapieżnie skupiając spojrzenie na najbliższym wędrowcu. Wyciągnęła całkowicie miecz z pochwy… Broń dość archaiczną z wyglądu, jednakże mając ją w dłoniach castanka stanęła w płomieniach. I to dosłownie. Ogień ogarnął jej ciało i włosy, płomyki wodziły po twarzy i płaszczu. Ona sama jednak na to nie zwracała uwagi, a i ni ciało ni ubranie nie ulegało temu żarowi. Niemniej nie była to iluzja, bo każdy krok jak czyniła pozostawiał po sobie ślad wypalonej ziemi. Cass ruszyła w kierunku wroga z każdym krokiem przyspieszając. Płomienie otaczały ją ognistą aurą, całą… z wyjątkiem czerwieniejącego od żaru ostrza jej broni. Pędziła z szaleńczym uśmiechem w kierunku wroga. Atak… szerokie cięcie po skosie, przetoczenie się obok, by uniknąć ataku wroga i ponowny zamach mieczem. Taki był jej plan.

- Yuriano, bogini Sprawiedliwości, moja opiekunko, powierzam się tobie, oświecaj mnie, chroń mnie, kieruj mną, bądź stróżem mojego życia, bądź opiekunką mojego życia, błogosław tym którzy chodzą po świecie, by szybko nie zamieszkali w niebie. - Rybka mrucząc pod nosem słowa modlitwy do bogini Yurian (lub boga Yurian, jak kto woli) podążyła za Mirin, najwyraźniej uznając, że ta wzięła się za największy kaliber. Trzymała się jednak w bezpiecznej odległości, nie atakując nic, ani nikogo.

Walka rozpoczęła się na dobre. Utworzona przez czarodzieja bomba wybuchła trafiając środkowego terronosa, który padł na miejscu. Jego bracia wydali z siebie wściekły, piskliwy krzyk. Był to wyraz zarówno gniewu po stracie jednego ze swoich jak i bólu. Ich skóra dymiła w kilku miejscach, tam gdzie trafiły odpryski magmy. Elf zdobył dwójkę nowych wrogów, którzy pałając chęcią zemsty ruszyli biegiem w jego kierunku.

Cassira także biegła, płonąc żądzą mordu i to dosłownie. Każdy jej krok pozostawiał na drodze żarzący się ślad. Wędrowiec, którego obrała sobie za cel, nie miał jednak zamiaru się zatrzymać czy uciekać w popłochu. Ruszył w jej stronę nabierając prędkości. Jego paszcza rozwarła się i w stronę pogromczyni pomknęła struga zgniłozielonej cieczy, która jednak tylko ją musnęła gdyż castaniczka wykonała wymijający uskok, a następnie cięła swym ogromnym mieczem trafiając przeciwnika w rozdęty brzuch. Kolejny uskok ochronił ją przed wylewającą się z rozcięcia cieczą, która to zdecydowanie krwią nie była, a biorąc pod uwagę czerniejące w kontakcie z nią rośliny, nie powinna także znaleźć swej drogi do skóry pogromczyni.

Szarżującą do przodu Mirin minęła Tanelia, w biegu zeskakując ze swojego wierzchowca i wypuszczając skrzącą się błękitnym światłem strzałę w stronę przeciwnika. Pocisk ugrzązł tam, gdzie powinno znajdować się jego serce jednak wydawało się, że nie wywarł pożądanego efektu. Ghilliedhus parł dalej do przodu wprost na spotkanie dzierżącej długą lancę kobiety. Podążająca za nią kapłanka póki co niewiele miała do zrobienia o ile nie zamierzała sama podjąć ataku. Przynajmniej do chwili w której za jej plecami rozległ się krzyk Tyrusa. Potężny aman ze swoim toporem nie zdołał uniknąć cięcia ostatniego ze swoich przeciwników. Pierwszy bowiem padł zanim zdążył uskoczyć przed ciosem.

Sejanus wycofał się by wskoczyć na środkowy wóz, na ten sam który Okuri wybrała sobie na swoje gniazdo. W dłoni trzymał swoje miecze, jednak nic nie wskazywało na to by miał zamiar włączyć się do walki. Kocia elinka wypuściła kolejną strzałę jednak ta nie trafiła w cel. Szybki unik największego z terronosów sprawił, że pocisk wylądował w pniu pobliskiego drzewa. Zilf, dzierżąc swoją glewię zaczęła biec w kierunku tego samego wroga. Nim znalazła się w jego zasięgu odbiła się od ziemi i wyskoczyła w powietrze lądując za jego plecami. Potężny zamach i cięcie później wydusiło z jego gardła wdzierający się w uszy skrzek będący wyrazem bólu. Na dźwięk ów odpowiedziały kolejne krzyki i chichoty, świadczące o tym, że nadciąga odsiecz. Zilf nie czekała aż terronos, którego zaatakowała, padnie. Jej uwaga przeniosła się na drugiego Wędrowca, tego, w którego ciele tkwiła już, wypuszczona na samym początku, strzała Okuri. Uczyniła to jednak zbyt wolno. Zignorowany przez nią wcześniej przeciwnik postanowił się zemścić. Fala zgniłozielonej cieczy zdołała, pomimo gwałtownej próby uniku, trafić castaniczkę w ramię i ochlapać jej prawy bok. Kobieta wykonała kolejny odskok, było to jednak wszystko co była w stanie zrobić. Opadając na jedno kolano znalazła się w bezpośrednim niebezpieczeństwie, wystawiona na kolejny atak Wędrowca.



Cass mocniej zacisnęła dłonie na rękojeści miecza, a ognista aura otaczająca ją się wzmogła. Castanka miała nadzieję, że kłopotliwa zazwyczaj właściwość jej miecza, tym razem przyniesie pożytek. I każda plugawa ciesz, która spróbuje dotknąć jej ciała, wyparuje w kontakcie z płomieniami. Natarła więc ponownie, tym razem unosząc ostry miecz do cięcia z pionu gotowa uskoczyć w bok, jeśli przeciwnik okaże się szybszy.

Bomba magmowa nie do końca spełniła pragnienia maga, ale należało się cieszyć z tego, co udało się zdziałać. Zostały jeszcze dwa stwory, z których zionęła nienawiść do osoby, która nie tylko ich poraniła, ale przede wszystkim zabiła ich brata.
Trzymając w dłoni dysk skupił się i ponownie przywołał magię. Jako że jej zapasy nie były bezdennym oceanem, Gravaren postanowił nie być zbyt rozrzutnym. Tym razem w stronę terronosów pomknęły dwie niezbyt duże kule ognia.

Znów ze słowami modlitwy na ustach, tym razem wypowiadanymi tak cicho, że nikt, zwłaszcza w wirze walki nie był w stanie ich usłyszeć, Rybka podbiegła kilka kroków w stronę gdzie usłyszała krzyk Tyrusa, jednocześnie zauważając ranną Zilf. Uniosła wysoko kapłańską laskę z której po chwili rozbłysło się światło. Miała zamiar uleczyć jego i ją jednocześnie.

Otoczona płomieniami castaniczka wyprowadziła swój atak odskakując zaraz po. Na szczęście, jak się chwilę później okazało. Z rozcięcia ponownie wypłynęła owa obrzydliwa i toksyczna ciecz. Wędrowiec zachwiał się na nogach, łapiąc za ranę, jakby chciał ją zasklepić. To, oczywiście, nic nie dało. “Krew” spływała na poszycie zabijając całą roślinność z którą się zetknęła. Jej właściciel nie ograniczył się jednak do samych prób utrzymania owej cieczy w ciele. Jego paszcza rozwarła się ponownie w efekcie czego w kierunku Cassiry popłynęła kolejna struga trucizny. Tym razem jednak pogromczyni uniknęła ataku, po którym potwór opadł na kolana, stając się tym samym łatwym celem dla jej miecza.

Terronosy biegły szybko na swoich małych nóżkach, zmierzając uparcie w stronę elfiego czarodzieja. Ten jednak nie miał zamiaru stać i przyglądać się jak przeciwnik nadchodzi. Dwie ogniste kule wystrzeliły w kierunku małych stworów. Obie trafiły, chociaż tylko jedna z efektem śmiertelnym. Drugiej nie brakowało wiele bowiem trafiony nią terronos padł na ziemię i wierzgał, próbując ugasić trawiące go płomienie. Skrzeczał przy tym i piszczał na tyle głośno, że zagłuszył wszelkie pozostałe odgłosy walki.

Różowowłosa elinka poczuła jak wypełnia ją boska moc. Moc ta, poddając się jej woli, pomknęła ku tym, którzy zostali jej wskazani. Tyrusa i Zilf spowiła delikatna, zielonkawa poświata, która szybko wniknęła w ich ciała. Aman natychmiast wyprowadził kolejny atak, zanim jego ofiara zdążyła odskoczyć. Jedno zamachnięcie się toporem później i lista śmiertelności wzrosła o kolejnego potwora.
Zilf miała większe problemy. Samo uleczenie, w jej przypadku nie wystarczało, jednak przywróciło jej dość sił by powstać i zaatakować wędrowca, a następnie odskoczyć. Trafiła, w efekcie czego na ziemię wylała się obrzydliwa ciecz, która natychmiast uśmierciła wszystkie rośliny, które zostały przez nią spryskane. Castaniczka odskoczyła, ponownie lądując na jednym kolanie, jednak nie musiała się już spieszyć. Strzała, wypuszczona przez Okuri trafiła bowiem w narośl, znajdującą się po prawej stronie piersi potwora i wniknęła głęboko w jego ciało. Wędrowiec zastygł w pół ruchu, a następnie zwalił się na ziemię bez życia.

Pozostał zatem już tylko jeden przeciwnik, największy z nich. Drzewiec dotarł w końcu do obu kobiet. Mirin wydała z siebie wojenny okrzyk, skupiając całą uwagę potwora, a następnie schroniła się za swoją tarczą. Tanelia odskoczyła do tyłu, by zwiększyć dzielącą ją od niego odległość, a następnie naciągnęła cięciwę łuku. W miejscu, w którym powinna się znajdować strzała zalśniła błękitna poświata, formując jej kształt. I kolejny i kolejny i tak aż do chwili, w której zebrało się łącznie siedem pocisków w jednym. Dopiero wtedy palce castaniczki zwolniły cięciwę, wypuszczając strzałę, która trafiła dokładnie w sam środek torsu drzewca. Ghilliedhus zatoczył się i cofnął o krok, a następnie zaczął unosić swoją ogromną łapę, szykując się do kontrataku.

Cass pognała na potwora, by jak najszybciej pozbawić go głowy gwałtownym cięciem miecza. Za długo wszak trwał jej pojedynek z Wędrowcem. Musiała się spieszyć, by wspomóc Mirin i Tanelię w walce.

Gravaren przez moment zastanawiał się, czy nie wspomóc walczącej z największym potworem dwójki, ale w tamtą stronę popędziła już Cassira. Na dodatek nie było rzeczą pewną, czy dogorywający terronos nie podniesie się nagle i ostatkiem sił nie zaatakuje swego zabójcy.
No i nie było rzeczą pewną, czy gdzieś w krzakach nie czają się jeszcze jacyś wrogowie. Z tego też powodu Gravaren nie ruszył się z miejsca, ograniczając swe działania do obserwowania okolicy.

Rybka zmniejszyła dystans między sobą samą a Mirim, by móc jej szybko pomóc w razie potrzeby.

Głowa potwora upadła z nieprzyjemnym plaśnięciem. Z jego szyi zaczęła wyciekać gęsta maź. Na końcu upadło samo ciało, przygniatając sobą leżącą już na poszyciu z liści, głowę. Przeciwnik Cassiry był jak najbardziej martwy, podobnie jak ostatni z terronosów Gravarena, który pozostawił po sobie jedynie kupkę popiołów.
Rybka, biegnąc w stronę Mirin stała się natomiast świadkiem uderzenia, jakie spadło na tarczę kobiety. Podmuch nim wywołany sprawił że pokrywające drogę kamyki, pył i liście, wzbiły się w powietrze. Na szczęście nikt nie znajdował się na tyle blisko by zostać trafiony jednym z kamieni, Mirin także nie sprawiała wrażenia rannej. Jej tarcza przejęła siłę ataku, chroniąc swoją właścicielkę przed jego skutkami. W międzyczasie Tanelia zdołała przygotować kolejną ze swoich potężnych, zwielokrotnionych strzał. Tym razem drzewiec zachwiał się mocniej, a po chwili opadł na jedno kolano, dając lansjerce szansę na wyprowadzenie ataku, co też zaraz zrobiła, odsuwając tarczę i uderzając lancą. Ghilliedhus wydał z siebie głośny okrzyk, świadczący o bólu oraz wściekłości. Nim jednak zdołał podnieść się z ziemi, kolejna strzała ugodziła go, trafiając w oko. Strzałę tę wypuściła Okuri, a jej efektem było zwalenie się drzewca na drogę. Teraz wystarczyło go tylko dobić i było po walce.
Cass ruszyła ku potworowi z wyciągniętym mieczem, zachodząc go z boku by wprowadzić silne cięcie mieczem i dobić potwora.
Zagrożenie minęło, Rybka pozwoliła sobie więc by na chwile dłużej zawiesić wzrok na Cass dobijającej aktualnie ostatniego potwora. Uśmiechnęła się lekko pod nosem. Był to krótki, tajemniczy uśmiech który towarzyszył jakiejś tylko jej znanej myśli.
- Siku! Moje siku - z lekką paniką w głosie wlepiła wzrok w pobliskie drzewa i krzaki. Ponieważ nic się tam nie ruszało, od razu pobiegła w ich stronę.
A Cass chowając miecz do pochwy, pognała za lisią elinką, bo okolica była zbyt niebezpieczna by Rybka mogła iść na stronę sama. Płomienna aura znikła jak tylko miecz został schowany.
Gravaren nie zamierzał się nimi zajmować. Był pewien, że ta dwójka da sobie radę, a poza tym istniały ważniejsze sprawy, niż naturalne potrzeby pewnej panienki.
Ruszył w stronę Zilf, która, jego zdaniem, najbardziej oberwała w tej potyczce. Prócz, rzecz jasna, potworów.
- Jak się czujesz? - spytał, podchodząc do castaniczki, która wyglądała zdecydowanie mniej kwitnąco niż przed starciem.
- Bywało lepiej - odpowiedziała, a następnie skorzystała z jego pomocy by wstać. - Chwila nieuwagi, to wszystko - dodała, kierując się w stronę wozów. Szła bez pomocy, chociaż bez dwóch zdań widać było iż siły ją opuszczają.
- Trzeba będzie pozbierać dowody na ich ubicie - Sejanus wyszedł naprzeciw Zilf, wyciągając w jej stronę fiolkę z zielonkawym płynem. - Ostrza i narośla z głowy terronosów i esencję z wędrowców. Tę ostatnią znaleźć można w tych naroślach, w których zbiera się trucizna - wyjaśnił. - Tylko trzeba być ostrożnym z tym. Nie mam zbyt wielu mikstur likwidujących jej działanie - ostrzegł.
Okuri zeskoczyła z wozu i podeszła do Tyrusa, który właśnie zabierał się za zebranie trofeum ze swoich przeciwników. Także Tanelia i Mirin powróciły do reszty, zostawiając truchło drzewca tam, gdzie padł.
Gravaren nie bardzo miał co zbierać, bowiem z jego przeciwników niewiele zostało, a kupka popiołu niezbyt się nadawała na trofeum.
- Z tego największego też są jakieś korzyści? - spytał.
- Korzyści są z każdego pokonanego potwora - odpowiedział mu Sejanus. - W końcu jednym z celów tej wyprawy jest także zbadanie istot, które zamieszkują wyspę. Jestem pewien że jak dostarczymy do miasta łapę tego drzewca to także coś za nią skapnie.
- To ja się zajmę jej odcięciem - zaproponował Tyrus, ruszając w stronę truchła.
- I trzeba by to usunąć z drogi, bo wozy nie przejadą - dodała Mirin, jak zwykle skupiając się na konkretach.
- Najlepiej spalić? - zaproponował Gravaren, który jednak nie wyglądał, jakby się palił do tej roboty. - Albo zaprząc konie i odciągnąć. *

W międzyczasie różowa elinka załatwiła naglącą potrzebę.
- Wybacz - powiedziała do Cass, gdy już skończyła i była gotowa na powrót - wybrałam kiepski moment. Siła wyższa. Możemy wracać do reszty. - Mówiąc to stanęła bardzo blisko castianki.
Pogromczyni obserwując otoczenie skinęła głową i spytała ciepło.
- Byłaś bardzo cichutka podczas tej podróży. Wszystko w porządku? - nie oparła się przy tym pokusie podrapania Rybki za uszkiem.
Kapłanka uśmiechnęła się, a podrapana za uchem cicho mruknęła.
- Jasne - odparła. - [/i]wszystko w porządku. Mogę cię teraz pocałować i szybciutko wracamy.[/i] - Mrugnęła przy tym do castianki okiem.
- Też masz pomysły. Ty mała figlarko. -zaśmiała się nieco rubasznie Cass, przyklękając na jedno kolano. Objęła Lavidę w pasie dociskając jej ciało do swego, drugą dłonią obejmując pierś elinki. Ugniatając ją lekko, przylgnęła ustami w namiętnym pocałunku do ust Rybki rozkoszując się chwilą.
Różowa elinka oddała namiętnie pocałunek. Zdjęła rękę Cass ze swojej piersi, po chwili odsuwając się.
- Chodźmy - powiedziała. Chociaż wcale nie miała ochoty przerywać, tu i teraz z Cass byłoby nieziemsko. Jednak rozum podpowiadał, że to nie czas na to.
Cassira wstała i podała dłoń kochance. I obie ruszyły ku reszcie drużyny.
A gdy wyszły z krzaków, castanka spytała.
- Co nas ominęło? Ktoś jeszcze potrzebuje uzdrowienia?
Wzrok Rybki od razu padł na Zilf, która w jej mniemaniu mogła źle się czuć. Przyglądała się jej uważnie.
Zilf faktycznie, nie wyglądała na pełnię zdrowia i sił, chociaż i tak było z nią lepiej niż jeszcze chwilę temu. W dłoni trzymała opróżnioną fiolkę po miksturze.
- Jedynie zbieranie łupów chociaż póki co nikt nie tknął wędrowców i ich esencji - na pytanie Cassiry odpowiedział Sejanus.
- Nic dziwnego… wyglądają jak chodzące worki trucizny - oceniła Cass i rozejrzała się po całej grupie.- Ktoś tu w ogóle wie jak się do tej esencji dobrać?
- Ostrożnie - odpowiedziała Zilf. - Trzeba naciąć narośl i poczekać aż trucizna wypłynie i dopiero wtedy wyjąć tkwiącą w środku esencję. Najlepiej nie zapomnieć przy okazji o rękawicach.
- Sejanusie, ty wyglądasz na kogoś o zwinnych łapkach. Może ty wykroisz pierwszy, by mi pokazać jak to się robi? - Cass zatrzepotała przy tym rzęsami, by go do tego zachęcić.
- Na bogów - jęknęła Zilf, której stan w tej chwili właśnie się pogorszył i wyglądało na to, że zaczęło się jej zbierać na wymioty.
- Oczywiście, moja droga. - Jej brat z kolei zareagował w zgoła przewidywalny sposób. Po chwili, która to upłynęła na przeszukaniu zawartości pierwszego wozu, powrócił z parą rękawic i szczypcami.
- Nie ma powodu by niepotrzebnie ryzykować - wyjaśnił, podając pogromczyni rękawice, samemu zatrzymując szczypce. - To kto jeszcze chętny na demonstrację? - zapytał.
- Chętnie popatrzę, ale chwilowo obserwacja mi wystarczy - powiedział elf.
- Popatrzę razem z Gravenkiem - zadeklarowała Rybka. Zresztą, para rękawic była tylko jedna.
Gravaren, jak zwykle, nie zareagował na to zdrobnienie.
- Więęęc bierzmy się do roboty - dodała z uśmiechem castanka, zakładając rękawice.
 
Kerm jest offline