Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-03-2020, 21:00   #91
Fiath
 
Fiath's Avatar
 
Reputacja: 1 Fiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputację
His Graveyard
Następnego dnia, Północ.

Eidith nie miała pojęcia, kiedy zaczęła się kontrola obecności ani co się działo. Obudziła się naga, leżąc na stercie innych, nagich kobiet. Wydawały się spać. Za oknem była noc, a na niebie znajdowały się trzy księżyce. Była na innej planecie.

Jej głowa była niesamowicie obolała, był to przynajmniej podwójny kac, którego część stanowił alkohol, a drugą diabli wiedzą co. Z ledwością kobiecie udało się wstać z miejsca. Była w małym pomieszczeniu o drewnianej podłodze i murowanych ścianach. Wyglądało ono jak wnętrze bardzo biednej, staroświeckiej chatki, tylko pozbawione mebli.

Chcąc zetrzeć pot z czoła, Eidith podniosła dłoń. Zobaczyła na niej wypisany krwią napis: Burn the Witch.
Widocznym było że obecność dobrze się zabawił, ale wolała być świadoma przy całej zabawie. Nie była przyzwyczajona do używek więc bardzo jej doskwierało zejście z tego wszystkiego.
-”Thats it, you wanted to have fun?” - Zapytała w myślach patrząc na napis na dłoni. -”Who wrote this?” - Zapytała.
Nie było żadnej odpowiedzi.
- Eh… - Mruknęła jedynie, rozglądając się za swoimi ciuchami, lub też sprzętem.
W pomieszczeniu nie było żadnych przedmiotów.
Podeszła do okna by zobaczyć gdzie właściwie jest.
Domostwo wydawało się znajdować na jakiejś farmie. Mimo późnej pory, w oddali widać było sylwetki ludzi pracujących w polu.
Więc trafiła na prawdziwy zaścianek, Rozejrzała się ponownie po pomieszczeniu. Nawet po takich harcach, powinny być gdzieś jej ciuchy. Chociażby wiszące na żyrandolu.
W pomieszczeniu nie było nawet lamp. Poza stertą śpiących kobiet, znajdowały się tylko wyjście po jednej stronie i okno po drugiej.
Wilczyca westchnęła, po czym skierowała się w stronę drzwi by przez nie przejść.
Naprzeciw niej znajdowała się mała, drewniana kuchnia, w której ktoś czytał książkę, wyglądając okazjonalnie przez okno. Pomijając wejście do kuchni, po lewej od Eidith było okno, a po prawej droga do przedsionka i drzwi na zewnątrz. W przedsionku znajdowały się jedne boczne drzwi oraz schody na drugie piętro.
Widząc osobę Eidith zakryła swoje piersi i inne ważne miejsce.
- Umm… przepraszam? Gdzie ja jestem? - Zapytała osobę. Była odrobinę zaniepokojona rozwojem wydarzeń. Zwłaszcza że obecność znów poleciał na wakację, a nawet nie miała swojego munduru.
W kuchni siedziała średniego wzrostu kobieta o krótkich, fioletowych włosach, chorobliwej cerze i oczach. Nosiła na sobie wyłącznie podłużną, brązową szatę.
- Nie wkurzaj mnie i ogarnij się Dagda. - nie wyglądała na specjalnie zadowoloną ze stanu Eidith. - Jak będziesz tak imprezował, to korupcja tylko szybciej cię rozszczepi.
- Eh? - Niepokoił ją sposób jaki ją nazwała. Eidith dla pewności spojrzała pod rękę by się upewnić czy nadal ma swoją muszelkę na miejscu. - Ale ja jestem Eidith… -
- Oh? I kim jesteś, panno Eidith? - spytała kobieta, odkładając książkę.
- Umm… czło… inkwizytorką. - Przemówiła, nie kryjąc konfuzji. Rozejrzała się na boki po czym dodała. - Czy mogę dostać jakieś ubranie? - Zapytała w końcu. Znowu miała wrażenie że to się jej śni.
Przez chwilę, twarz kobiety zmieniła się na wyraz niesamowitej złości, krwi żądnej furii, jednak równie prędko się uspokoiła, przechodząc do swojej oryginalnej, zimnej ekspresji. - Nie rozmawiam z nieznajomymi. Zostaw mnie w spokoju. - podyktowała, z powrotem podnosząc swoją książkę.
Brwi wilczycy uniosły się. - Nie rozumiem. Szczerze kurwa nie rozumiem. - rzuciła trochę rozzłoszczona. Nie użerała by się z tą kobietą, gdyby nie fakt że naga nie wyjdzie na zewnątrz.
- Nazywasz mnie Dagda, a potem mówisz że jestem nieznajoma. Nie rozumiem. -
- Nie jesteś Dagda. Pomyliłam się. Won. - odpowiedziała kobieta, nie odrywając spojrzenia od książki.
Miała nieodpartą potrzebę wbicia kciuków w jej oczy. Uspokoiła się szybko i powiedziała.
- Jak tylko dostanę jakieś ubranie, wyjde stąd i mnie więcej nie zobaczysz. - Zapewniła, jawnie skrępowana w swojej sytuacji.
Kobieta zaczęła ignorować Eidith.
Wilczyca wzruszyła ramionami i ruszyła w stronę przedsionka na drugie piętro. Jak ta osoba nie miała zamiaru współpracować to musiała się sama zaopatrzyć w ubranie.
Wychodząc do przedsionka, Eidith zauważyła, że boczne drzwi prowadzą do obecnie pustego salonu. Kierując się w stronę schodów, Eidith usłyszała dźwięk dzwoneczków, po czym podleciała do niej niska, lewitująca kobieta. Miała schorowaną twarz i kocie uszy. Nosiła długie szaty, a część jej ciała stanowiły nagie kości. Wokół niej unosiła się również gruba książka oraz drewniana laska.
- DAGDA! - krzyknęła z zadowoleniem, zatrzymując się tuż pod twarzą Eidith.
- Dlaczego tak każdy mnie… - Zaczęła, lecz urwała szybko to zdanie. - Gdzie ja jestem skarbie? - Zapytała w końcu. Nie wierzyła że obecność ją wywiózł na takie zadupie, na nieświadomości musiała im się przedstawić jako “Dagda”. Umiał się skurwiel bawić.
Kotobieta zwęziła wzrok. - Co dostanę za odpowiedź? - spytała.
- Buziaka? - Odparła niepewnie.
- Fuj. - dziewczyna odleciała kilka kroków w tył. - Wróciłeś na Hades. Nie pij tyle. - zasugerowała. Eidith nie słyszała przedtem o tej planecie.
- Wha… Jakie wróciłeś… HYYY. - Eidith olśniło. Złapała się za głowę. Czyżby obecność chciał wrócić w rodzime strony? Nigdy nie podejrzewała go o takie coś. Ten potwór co ludzi wykręcał jak ścierki miał jakiś bliskich? Było to conajmniej szokujące.
- Dagda. Tak się przedstawiałam wczoraj? Kochanie musisz mnie zrozumieć ale z mojej perspektywy, ja tutaj pojawiłam się z… Eidith przypomniałą sobie reakcję kobiety z kuchni.
- Nikąd, nawet nie pamiętam jak tu dotarłam. -
Nieznajoma zrobiła bardzo smutną minkę, po czym wydarła się: - MARIE, DAGDA SIĘ ZEPSUŁ!
- ZOSTAW GO W SPOKOJU. - odkrzyknęła kobieta z kuchni. Na to polecenie, kocica uciekła na górę.
- Zacz… - Wystawiła rękę, lecz kocicy już nie było. Eidith postanowiła za nią pójść. Musiała się wczuć w rolę obecności bo nic z tych istot nie wyciągnie.
Na górnym piętrze Eidith znalazła drzwi do dwóch pokoi: jedne zamknęły się z trzaskiem na jej oczach, drugie już były zamknięte.
- Hejooo… - Zapukała w drzwi które się zamknęły. - Dostanę jakieś ubranie? Już mi lepiej. - Cała ta sytuacja była dla Eidith bardzo żenująca. Jeszcze ta wiadomość na ręce. Niby jaką wiedźmę? I niby czym ma ją spalić? Była golutka.
Zza drzwi nie było odpowiedzi.
- Kurwa mać. - Westchnęła patrząc w sufit, po czym skierowała się do drzwi naprzeciwko.
Eidith stanęła pod zamkniętymi drzwiami, które ku jej zdziwieniu, okazały się zamknięte.
Nie była pewna, co ma zrobić, a czas mijał niemiłosiernie. W pewnym momencie usłyszała dzwoneczek znad drzwi wejściowych — ktoś nowy wszedł do mieszkania.
Jeśli to kolejna niepotrzebna jej osoba to skręci jej kark. Ale z tym się wstrzymała aż do momentu gdy zidentyfikuje kto to. Ostrożnym krokiem, delikatnie zerkając zza każdego rogu poszła sprawdzić kto przyszedł. -Fucking fiend. - Zaklęła cicho pod nosem na obecność.
W drzwiach stała niewysoka kobieta o srebrnych włosach i czerwonych oczach w szerokiej, czarnej sukni. W prawej ręce trzymała miecz równie długi co jej ramię. Wycierając buty o matę, wydawała się nie mieć pojęcia o obecności Eidith.
Ewidetnie wracała z pracy, zabawy, przekąski? Miecz był brudny od krwi i kobieta wytarła buty. Gdyby nie była u siebie by olała wycieraczkę. Eidith postanowiła pozostawać możliwie poza jej zasięgiem, może jak się odezwie do tej całej Marie białowłosa będzie w stanie coś wyciągnąć z tego kurwidołku.
Kobieta ruszyła z miejsca, a jej miecz szurał po podłodze.
- NIE RYSUJ POSADZKI! - krzyknęła Marie z kuchni.
- ...'k... - odparła kobieta, opierając swój miecz o ścianę przy wejściu do salonu, po czym weszła do niego.
Normalnie by złapała za miecz odrąbała im dwóm głowę i wypytała o wszystko małolatkę. Sytuacja w której się znajduje jest bardzo nie “Normalnie”. Suka z kuchni już się do niej nie odezwie, bo duma z bycia w Icarii wyskoczyła przed myślenie Eidith. Byłoby śmieszne gdyby nowoprzybyła też się nie odzywała. Jej oczy znów powędrowały na miecz. A może jednak?
- Three times the count. - Jeszcze nie obwieszczając swojej obecności, podążyła za nieznajomą by zerknąć co robi.
Kobieta siedziała na sofie w salonie pijąc herbatę i wpatrując się nieprzerwanie w zegar, który wskazywał godzinę dwunastą.
Przeszła na przeciwną stronę drzwi tak by być przy mieczu. W razie czego. Wystawiła jedynie głowę i rękę zza drzwi , a po głębokim wdechu w końcu się odezwała.
- Hej… umm. Wiesz może gdzie mogę dostać jakieś ubranie? -
Nie wstając z miejsca, dziewczyna zerwała firankę z okna i rzuciła nią w stronę Eidith.
- Tam, gdzie je zostawiłeś.
Eidith złapała za firankę i się nią owinęła. - Tylko że nic nie pamiętam. W ogóle. Co się odjebało? - Nie oczekiwała zbytnich rewelacji ale nie szkodziło zapytać.
Kobieta wzruszyła ramionami.
Inkwizytorka już sięgała po miecz, ale w końcu tego zaniechała. - What the fuck is this fever dream?! I must be dreaming. - Potrząsnęła głową. Teraz chociaż mogła wyjść przed budynek i się rozejrzeć dookoła, co postanowiła zrobić.
Mieszkanie znajdowało się na dużej farmie. Poza domem w oddali widać było szopę, a obok niej las. Na dalszą odległość, w polu, pracowali jacyś ludzie. Niestety było ciemno i mgliście, przez co Eidith nie mogła się im przyjrzeć.
- Oh fuck me sideways with an anchor. - Wydała z siebie jakby opuszczały ją siły witalne. Usiadła tuż pod domem patrząc w sobie znany punkt. - dAgDa… you fucking asshole. Dumb name for dumb...fuck… - W napadzie złości garścią złapała się za włosy. Potrzebowała się wyładować. Te trzy wyglądały jakoś dziwnie, więc bez broni i tego skurwiela co ją tu wpakował nie może nawet myśleć o otwartej walce. Wtedy dotarło do niej że w pokoju gdzie się obudziła była masa… masa…. Kurew, które może zbić. Kto wie? Może któraś jej grzecznie powie co się odjebało. Dość szybkim i agresywnym krokiem wróciła do pomieszczenia z dziwkami.
Gdy wstała z miejsca, gnijące ręce wyskoczyły z ziemi i złapały ją za kostki. Eidith nie mogła oderwać stóp od ziemi. Patrząc za siebie, zobaczyła kocicę siedzącą na dachu, oraz gotkę przyglądającą się jej z okna w salonie, filiżanka herbaty dalej w ręku. Marie stała w drzwiach do mieszkania.
- A więc? - spytała gotka.
- Dagda chciał się zabić, ale jeszcze to naprawimy. - obiecała Marie, po czym dotknęła Eidith. Inkwizytorka natychmiast straciła przytomność.

Gdy Eidith się obudziła, znajdowała się w małym, zimnym pomieszczeniu z metalowymi drzwiami, które były zamknięte. Podłożem był piach, a ściany stanowiły nagie cegły. Prawdopodobnie przeniesiono ją pod ziemię.
Uniosła się do pozycji siedzącej jak marionetka. Dość tępym wzrokiem rozejrzała się dookoła.
- Eidiith stay calm its not a lab. Its not a lab. - Wmawiała sobie, gdyż bycie zamkniętym w jakiejś celi, klatce czy innym gównie wywoływało u niej niemiłe wspomnienia. Zerwała się do pionu i podleciała do drzwi. Tłukąc na zmianę pięściami, głową, nogami wykrzykiwała.
- LET ME OUT YOU EMO WENCHES! LET ME OUT!!-
Nie uzyskała jednak żadnej odpowiedzi. Nie było niczego, co mogła zrobić.
Czekając godzinami ewentualnie zasnęła, a gdy się obudziła, drzwi dalej były przed nią i wciąż były zamknięte.
- Hey.
- So how did you fuck this one up?.
Obecność wróciła.
- You fucking asshole YOU got me into this shit and then dissapeard! And now im locked… again. - Mimo że była niesamowicie wkurwiona, cieszyła się że znowu tego skurwiela słyszy.
- Dagda. Ever heard this name before? - Zapytała.
- Yeah it's mine. Also, I wrote you a giant guide all over the backs of those whores. Did you read that? - zapytał. - Of course not, of course you'd wake up in a pile of bodies and have no interest in them.
- Why the fuck would i care for some fuckmeats? I was about to go to them but then your friends locked me here. “UWU DAGDA ITS YOUUU” - Przedrzeźniała kocice. - So you gonna tell me what was this message? -
- It was just instructions to pretend to be me and a general guide to what they can do, you know, so you can do your job from there. - Eidith wydawało się, że obecność westchnęła. - Well, if we can't surprise them we're screwed anyway. Listen, they're children of two mages. Celty the goth girl can restart any process that already began. If she punches you it will feel like she's doing it endlessly, so try not to fight her. If she raises a zombie it will die after like a minute. That's unless Nathy is around, the cat one. She can make any process that already began last endlessly, so if she throws a stone it could never fall to the ground, that kind of shit. Marie on the other hand can end any process that's already taking place. Yes, this means she could just kill you with a touch, but she won't, because she likes me. - zapewniała obecność. - Ever played resident evil? Or like, silent hill? We're gonna do that. We're gonna run around trying to get the fuck out of this moon.
- Man you are old. This games are from stone age. - Przemówiła nawet trochę rozbawiona. Podniosła się i podeszła do drzwi. - So i didn’t needed to kill them? We just have to get te fuck out of this moon as you mentioned. - Oglądała drzwi z każdej strony, po czym dodała.
- Really couldnt find a better place to party? Or you were here just for them? Just the thought of you caring about someone is stroke inducing. - Przynzała.
- I hoped Marie can stop that corruption bullshit. Turns out it doesn't work that way, and the stone is a cap of sorts anyway. For as much as Zoan loves this shit he's cheating like a little bitch. Then I tried to trigger the shit out of it and be done with it, but I needed your head to be busy for that. I guess they figured that out and threw you in here. - kolekcja olbrzymich macek wyskoczyła z cienia Eidith i złapała za drzwi z każdej strony. - After I rip them off I will need to rest for a while. You'll be on your own. - ostrzegł. - Don't let them cut your legs off.
- So im back where i started. Butt naked, at least i know some shit about thos emos. Before you rip those out tell me how you got here in the first place. - Powiedziała, gdy obwiązywała wokół siebie firankę, by tylko zakrywały strategiczne miejsca. Ostatni supeł i była gotowa do biegania.
- Flew in on a spaceship, it's beyond the gate. Has your obviously inquisition-made clothes in it too. We'll talk about flying when you get there. - stwierdziła obecność, wyrywając drzwi z głośnym łomotem, informując wszystkich w okolicy o ich planie ucieczki.

Eidith nie miała innego wyboru jak wejść w podłużny, kamienny korytarz. Co kilka kroków przechodziła obok zamkniętych, żelaznych drzwi, wewnątrz których widać było podobne cele. W niektórych znajdowali się półprzytomni ludzie. Wyglądali, jak gdyby powinni być martwi, wyglądali jednak na żywych, tylko nie w pełni świadomych siebie.
Ewentualnie, inkwizytorka zaczęła słyszeć głos z oddali.
- EIDITH! Wyszłaś z celi?! - była to Marie. - Użyłaś Dagdy? Swojej prywatnej zabawki? - pytała. - Jesteś tylko jego kolejnym ciałem. Wszyscy myślicie, że jesteście specjalni, że macie magiczną moc na własność. Jesteś tylko niechcianym opakowaniem wziętym z ulicy. - głos kobiety rozbijał się po ścianach tunelu. W jej tonie słychać było pewną dozę żalu. - Pogódź się z tym wreszcie i oddaj nam jedyną osobę, która ma tu jakiekolwiek znaczenie.
Inkwizytorka była świadoma, że głos nadchodzi z naprzeciwka. Nie minęło jednak długo nim znalazła dwa boczne korytarze, którymi może się ewakuować. Jeden miał tabliczkę z nazwą “storage”, a drugi, “maintenance”.
Musiała szybko decydować, magazyn nie wydawal się właściwą drogą, za to drugie pomieszczenie powinno mieć jakieś wyjście.
Możliwie szybko i dyskretnie weszła w korytarz podpisany "maintenance". Czcze gadanie małego kurwiątka nie działało na białowłosą. Nie mówiła niczego, czego Eidith sobie dawno nie powiedziała.
Iądc w stronę "Maintenance" Eidith natknęła się na niewielki przyczółek, gdzie znajdowała się drewniana szafka, skrzynia i krzesło. Jeżeli ma na to czas, może je przeszukać.
Nieco dalej droga rozwidniała się na dwoje: z jednej strony zaniedbane, podniszczone drzwi, a w drugą podłużny korytarz.
- Wiem, że mnie słyszysz. - rozlegał się w dalszym ciągu głos Marie. - Jaką masz wymówkę, argument, aby ciągnąć tą farsę? Czego ty wy w ogóle chcesz? - drążyła. - Czemu zasługujesz na przywilej, jakim jest Dagda?
https://i.imgur.com/BOyQxqa.jpg

- Dagda równie nie chce tu być co ja. Jakby was tak lubił jak myślicie, to by mi o was nie opowiadał. Restart procesu, podtrzymanie procesu oraz jego zatrzymanie. Z takimi zdolnościami zasługujecie na kolejna wizytę. - rzuciła, prędko przeszukujac szafkę oraz skrzynkę.
- Nie pytam o Dagdę! Pytam o ciebie! Pytam, co sobie wmawiasz, żeby zasnąć! Pytam, za kogo się uważasz!
W szafce Eidith znalazła zardzewiały łom, niewielki młotek, paczkę gwoździ, zakurzoną latarkę i klucz francuski. Nie mając ubrań, inkwizytorka nie posiadała też żadnych kieszeni. Mogła zabrać ze sobą tylko to, co będzie trzymać w rękach.
- Za znalezione na ulicy naczynie dla Dagdy. - Odparła bez większego namysłu, podnosząc łom i latarkę, a następnie szła kierując się w dół korytarza. Idąc potrząsnęła latarką i ją włączyła by zobaczyć czy w ogóle działa.
Oświetlając drogę przed sobą, Eidith pognała podłużnym korytarzem. Im dalej zachodziła, tym więcej rur przebiegało nad jej głową, aby zniknąć później w ścianach. Kroki Marie były coraz bardziej donośne.
W pewnym momencie przed inkwizytorką ujawnił się ślepy zaułek. Tylko dzięki światłu latarki zobaczyła brudną, starą drabinę wbudowaną w ścianę. Miała przed sobą dwie opcje: odwrócić się i walczyć z Marie lub wspiąć i zobaczyć, co znajduje się nad tym przejściem.
Otwarta walka z tą wiedźmą nie wchodziła w grę, zwłaszcza gdy nie wiedziała gdzie są pozostałe. Złapała latarkę w zęby i zaczęła wspinać się do góry. Jeżeli Marie za nią podąży tą samą drogą, wilczyca będzie miała okazję zrobić jej krzywde. Z tym sie jednak wstrzyma, póki nie będzie na górze i rozezna gdzie się znajduje.
Zbliżając się do szczytu drabiny, Eidith usłyszała, jak ktoś wchodzi na nią pod nią.
Eidith przyspieszyła, nie mogła jej dać się dotknąć. Na samej górze poczeka na nią z uniesionym łomem. Ustawi się tak by Marie ewentualnie wyłoni się z dziury plecami do wilczycy. Nie ważne jakim jest się magiem.
Z łomem wbitym w mózg ciężko o czarowanie.
Wspinając się na wolność, Eidith wyszła z wnętrza starej studni. Znajdowała się pomiędzy mieszkaniem czarownic a lasem. W dalszym ciągu była mglista noc, ale nic poza tym nie zasłaniało jej przed licznymi pracownikami w polu. Inkwizytorka ustawiła się po przeciwnej stronie drabiny, unosząc łom.
Marie wspinając się, zatrzymywała się co kilka stopni aby rozejrzeć się przy wyjściu, patrząc również za siebie. Biorąc pod uwagę jak blisko stała Eidith, wiedźma ewentualnie ją zauważyła i zatrzymała się na drabinie, patrząc jej w oczy, kilka stopni poza zasięgiem bezpiecznego wymachu.
Jej ostrożność tylko utwierdziła w przekonaniu białowłosą, że jest całkiem zabijalna. Gdy ich spojrzenia się spotkały Eidith przybrała najbardziej gównożrący uśmiech jaki potrafiła.
- Smile my dear! You never fully dressed without one. - zaraz po tym złapała za spory kamień i wrzuciła go do Marie. Nie miała czasu by zobaczyć efekt swojego działania więc od razu złapała za latarkę i łom, po czym pognała w stronę lasu, po drodze chciała zaczepić jednego z pracownikow i zapytac o droge do bramy o ktorej wczesniej wspominał Dagda.
Eidith nie natknęła się na nikogo w drodze do lasu, wszyscy pracownicy wydawali się być nieco dalej, w polach. W zamian za to liczne drzewa pozwoliły jej się skryć i przynajmniej tymczasowo, schować przed Marie.
https://i.imgur.com/jjn5kUL.png
Las nie wydawał sie taki straszny gdy wiedziała że nie wpadnie na Yato. Postanowiła kierować się w lesie tuż przy jego krawędzi w stronę pól. W głąb lasu też nie było sensu iść gdyż nie wiedziała kiedy się kończy. Na razie pod osłoną krzaków i drzew powinna być bezpieczna. Bacznie się rozgladając zaczęła się skradać w wyżej wymienionym kierunku.
Skradając się lasem, Eidith minęła stodołę, obok której zebrane było drewno opałowe. Zauważyła też pracowników w polu, którzy poruszali się sztywno i nieporadnie. Wyglądali nietypowo. W głębi lasu dostrzegła cmentarz, w którym na jednym z nagrobków siedziała Nathy. Idąc dalej, zauważyła rzekę, oraz przechodzący przez nią most pilnowany przez wilki. Nieco dalej za lasem znajdowała się plaża wypełniona kamieniami, na której odpoczywało kolejne zwierzę.
https://i.imgur.com/wUjrBcl.jpg
Sylwetki pracownikow na polu wygladały zbyt znajomo.
- Zombie… huh. - mruknęła pod nosem. Olała ich i skierowała wzrok w stronę rzeki. Skoro był most to po drugiej stronie coś musiało być. Nie miała też zamiaru walczyć z trzema wilkami, nie w takich okolicznościach. Udała się więc w stronę plaży wzdłuż kamieni co by nie obudzić pojedynczego zwierzęcia. Wilki rzadko atakują w pojedynkę, i nie miała też zamiaru go prowokować. Podeszła możliwie blisko rzeki i przerzuciła na drugi brzeg swoje przedmioty. Latarkę zostawiła włączoną by na łatwiej znaleźć i celowała nia w coś miękkiego jak krzaki. Łomem wycelowała nieopodal latarki. Gdy już skończyła przerzucać przedmioty ciaśniej zawiązała firanke na sobie i wskoczyła do rzeki z zamiarem jej przepłynięcia.
Woda była lodowato zimna. Na szczęście rzeka nie była stosunkowo wąska na tym odcinku. Inkwizytorka zacisnęła zęby i przedostała się na drugi brzeg. Zdecydowanie nie byłaby w stanie pływać w tej wodzie na dalekie dystanse.

Po drugiej stronie Eidith znalazła tylko skrawek ziemi i płot pod napięciem. Tak mocnym, że było słychać jego wycie. Jedynym miejscem w okolicy niepodpiętym do niego wydawała się ogromna brama po drugiej stronie mostu, w stronę i pod którym spływała rzeka. Patrząc na to, skąd przypływała, kamienne kolumny pod płotem umożliwiały jej przepływ, ale uniemożliwiały prześlizgnięcie się poza terytorium wiedźm. Przynajmniej nie komuś o rozmiarach Eidith.
https://i.imgur.com/bjX3u5C.png
Eidith dzwoniąc zębami patrzyła na płot. Już nawet nie chciało jej się wściekać. Wpadła za to na inny pomysł. Wilki przy moście też wyglądały na ożywieńców, a ci są głupsi od Falco, więc postanowiła to wykorzystać. Musiała znów wziąć kąpiel lecz tym razem z nurtem rzeki dopłynie do mostku i spróbuje się wspiąć po nim. Wystarczy że jedynie wystawi głowę i zagwizda a bestie powinny bezmózgo się a nią rzucić. Wtedy Eidith schowa głowę i wilki jak to miała nadzieje wskoczą do wody i dadzą jej wystarczająco czasu by mogła się wspiąć i otworzyć bramę.
Plan poszedł nie po myśli Eidith. Wspięcie się na most było upierdliwe, rzeka przepływała pod nim, więc Eidith musiała skakać w górę. Ta część na szczęście się udała. Jednakże, gdy dziewczyna zagwizdała, zamiast rzucić się na nią, wilki zaczęły szczekać. Jeden pobiegł na około, szukając drogi, zatrzymał się jednak na skraju rzeki. Kątem oka inkwizytorka widziała, jak coś, co było w lesie, zaczyna unosić się do góry. Prawdopodobnie Nathy.
Niezdrowym jest tłumić w sobie emocje, więc postanowiła wdrapać się na most i możliwie szybko zatłuc te kundle. Będzie też mogła przyjrzeć się bramie. Na moście zaczeka na szarże zwierząt, postara się nadziać choć jednego szarżującego wilka na łom i wrzuci go do wody.
Gdy tylko Eidith postawiła nogi na moście, dwa wilki zaczęły na nią szarżować. Gdy pierwszy na nią skoczył, inkwizytorka skutecznie go dźgnęła, odrzucając go w tył. Drugi w tym czasie dopadł zębami jej nogę, dogryzając do kości i nie puszczając. Pierwszy wilk natychmiast zaczął drugi skok, gdy ten spod plaży zaczął wracać, a latająca Nathy pojawiała się coraz bardziej w oddali. Zależnie jak dobrze widzi we mgle, może już mieć wizję na Eidith.
Nienawidziła siebie że pozwoliła sobie się postawić w tej sytuacji. Ale jeszcze bardziej tej planety, czy księżyca. Skoro Eidith widziała gotkę, to ona widziała też ją. Jeśli tu doleci to będzie koniec. W akcie desperacji uniosła wgryzające się w nią bydle i razem z nim chciała z powrotem spaść do wody.
Rzucając całą swoją wagą, Eidith była w stanie spaść z mostu tam skąd przybyła. Wilk poleciał z nią, ale po wpadnięciu do wody spanikował, puścił i zaczął płynąć do brzegu. Inkwizytorka spłynęła z prądem, zostawiając za sobą stróżkę krwii, która goniła za nią wraz z opadającą wodą.
Gdy Eidith złapała się lądu, była na drugim końcu krótkiej rzeki, gdzie ta wpadała do niewielkiego jeziora. Na środku jeziora widać było niewielką budowlę, z której wysoko wychodził kabel sięgający naelektryzowanego ogrodzenia. Najprawdopodobniej była to tutejsza elektrownia. Płynięcie do niej było wykonalne, groziło może pneumonią, ale nie zabiłoby jej natychmiast. Znalezienie łodzi byłoby szybsze i bezpieczniejsze, o ile taka gdzieś się tu znajduje.
https://i.imgur.com/LiHaiMJ.png
Eidith zwinęła się w kulke i leżała tak chwile. Musiała złapać parę oddechów. Bieganie w te i wewte bez celu nie dawało żadnych efektów. Przypomniała sobie słowa Dagdy na temat archaicznych gier.
- Ty siwa dzido… - rzuciła pod nosem, mimowolnie się uśmiechając. Musiała zmienić tok myślenia i dosłownie zagrać z nimi w survival horror. Eidith zastanowiła się co powinna zrobić jako pierwsze.
- Uncover rest of the map. - przemówiła dziwnie dumna z tego stwierdzenia. Ignorując ból po ugryzieniu chciała podążyć pod drzewo i zanim dalej, najpewniej aż do płotu. W głowie musiała zapamiętać ważne miejsca, do których dołączył budynek na środku jeziora. Widziała że tylko jedna lata, a ona nie wyglądała na elektryka, więc musi być jakiś sposób na przebrniecie jeziora bez ponownego zanurzenia. Na tą chwilę trzymała się swojego planu obejścia farmy dookoła by "odkryć mapę".
Skradając się przy brzegu, Eidith zauważyła, jak Marie przemieszcza się przez pola uprawne w stronę bramy, najpewniej zobaczyć skąd ten hałas. Idąc przed siebie, inkwizytorka dotarła do młyna wodnego, przy którym znajdowała się łódź, z wiosłami. W oddali za budowlą widać były ruiny jakiegoś starego domu.
https://i.imgur.com/9u676bF.png
Nie była pewna czy zombie w polu też mogły alarmować o jej obecności , ale nie miała zamiaru tego testować możliwie najdyskretniej udała się do ruiny.
Budowla, do której przekradła się Eidith, była pozostałością niewielkiego domu, mniejszego niż ten obecnie zamieszkiwany przez kobiety. Wydawało się, że miał jedno piętro, pokój, sypialnię i kuchnię. Na pierwszy rzut oka, nic w nim nie zostało oprócz kamieni. Miejsce to musiało być spalone wyjątkowo dawno, ponieważ ziemię zarastała już trawa.
Mimo stanu w jakim zastała rudere postanowiła się po niej przejść i dokładnie przeszukać pozostałości budowli. Nikt jej na tą chwilę nie gonił, więc mogła sobie na to pozwolić.
Grzebiąc w gruzach, Eidith odnalazła właz prowadzący pod ziemię, prawdopodobnie do tego samego kompleksu tuneli, z którego wcześniej wyszła.
To faktycznie mogło prowadzić skąd wróciła, ale i tak postanowiła otworzyć właz i Zobaczyć co jest w środku.
- I have to admit, digging earth is a good way to unload emotions, but it's...not as addictive as killing people. - Dagda rzucił łopatę w róg, zmęczony dniem ciężkiej pracy.
- You'll come around, it's like... an addict's hunger. It'll pass, it has to. Anyway, we finished up the boiler room yesterday, but it's not plugged yet. Can you come get that done?
- Alright, lead the way Marie.
- Why did you make us walk around to get to it anyway?
- Well, it needed to be in the back, and...I was worried I will fuck up the stairs if I don't leave some space between them and the corridor.

Eidith przetarła oczy. Schodząc po schodach, zamuliła i miała jakiś mętlik w głowie, wizję? Ta część tuneli nie była oświetlona, więc nie mając latarki, inkwizytorka widziała tylko przed samą siebie, stojąc na kamiennej posadzce podziemnego kompleksu.
Zwidy były dość niecodzienną rzeczą dla wilczycy, a ta ewidetnie pokazywała przeszłość Dagdy. Aż sie zastanawiała czy odpierdalać te wiedźmy, wyglądało jakby byli blisko. Na tą chwile podążyła korytarzem w prawo.
Idąc korytarzem przez minutę, Eidith natknęła się na rozwidlenie. Mogła iść dalej w prawo bądź skierować się w górę.
W tamtej chwili była to loteria, postanowiła iść dalej w prawą stronę.


Z biegiem czasu Eidith napotkała kolejne dwa rozwidlenia: górne i dolne. Patrząc w głąb, była w stanie określić, że prowadzą one do więzień.
Więc zrobiła wielkie kółko… do cel nie miała zamiaru wracać, a przed tymi rozwidleniami wróciła się do korytarza prowadzącego do góry. Musi być tutaj coś co może użyć.
- Dagda? Are you in the boiler room?
- Yes.
- Can you tell me what in the fuck is this.
- A table.
- A peculiar type of table. Are you serious?
- Dead serious. The federation fucks took her. I will make them talk.
- ... You think we can manage this?
- You people used to see me as a god. In my rebellious phase. When I tried to be nice.
- Then show them the devil.

Idąc korytarzem, Eidith trafiła na zakręt, zza którego wyłonił się niewielki pokój. Na jego suficie i pod ścianą widać były pozostałości zardzewiałego pieca. Na środku pomieszczenia znajdował się stół z kajdanami. Jego drewno było zabarwione na czerwono od zaschłej krwi. W pomieszczeniu porozrzucane były różne narzędzia tortur: igły, szpikulce, noże, żelaza do znakowania bydła, baty, oraz wiązadła: liny, kajdany, maski.
Eidith zdarzało sie pracować w takim miejscu, albo i otrzymywać chłostę za naganne zachowanie. Odrzuciła zepsutą latarkę i podniosła nóż. Nie był duży ale był idealny do rzutu. Opuściła pomieszczenie by sprawdzić rozwidlenie nieopodal cel.
Sprawdzając dwa korytarze, Eidith szybko oceniła, że cele te od dawna nie były używane. Znajdowały się w nich tylko szczątki byłych więźniów. Niektóre drzwi były zardzewiałe do stopnia, że mogła wejść do środka. Niestety, nie było w nich nic użytecznego.
Sprawdzając dolne korytarze, Eidith zauważyła, że za jedną z dolnych cel znajduje się przejście. Niestety, sama cela była zamknięta.
Eidith wbiła płaska część łomu między zardzewiały zawias a ścianę chcąc go z niej wyłamać. Jeżeli jej się to uda podobnie zrobi z drugim. Złapie też drzwi by nie rąbneły z impetem o ziemię dając cynk wiedźmom gdzie jest.
Pierwszy zawias odszedł bez trudu. Z drugim nie było już tak łatwo. Był w dobrym stanie, żelazny, przewiercony do kamiennej ściany. Eidith szybko się zorientowała, że łomem nie otworzy go po cichu.
Wilczyca skrzywiła się. Gdyby chociaż wiedziała ze po drugiej stronie znalazłaby zbrojownie spędziła by więcej czasu na drzwiach. Opierając łom na ramieniu wróciła do miejsca z włazem i sprawdzi drugą odnoge.
Druga odnoga skrywała kolejne porzucone cele. Z biegiem czasu podziemny kompleks stał się więzieniem o niebagatelnej skali. Kilka pomieszczeń było otwarte bądź miało pordzewiałe zamki. Dzięki temu Eidith udało się wejść do sali zawierającej osobę, która umarła w swoich ubraniach. Brudna koszula i spodnie śmierdzące zgnilizną. Było to przynajmniej jakieś odzienie, a spodnie posiadały dwie kieszenie.
- Nie mogłaś kurwo zdechnąć w butach? - wilczyca była trochę niepocieszona, ale kieszenie się przydadzą. Obrała trupa z ubrań wywlekła spodnie na lewą strone by strzepnąć co sie dało, po czym znowu jej wywlekla i zaciagnęła na tyłek. Ubrała też koszule. Korzystając z noża pocięła firankę w wstęgi by pozawijać ją wokoło stóp. Nóż wylądował w kieszeni, a białowłosa ruszyła w stronę włazu na powierzchnie . Musiała obejść farme dookoła by nakreślić sobie mentalną mapę.
Wychodząc z ruin i idąc wzdłuż płotu, Eidith szybko obeszła tył mieszkania wiedźm i trafiła z powrotem do lasu. Zdołała zauważyć, że Marie siedzi teraz na ławeczce przed domem, a Nathy wróciła na cmentarz w lesie. Jak się okazuje, oprócz nagrobków było tam też mauzoleum.
https://i.imgur.com/bsXKhYH.jpg
Może i w mauzoleum coś było ale kręciła się tam wiedźma z kocimi uszami. Zanim Eidith wróci do łódki postanowiła chwile obserwować co kocica wyprawia.
Przyglądając się jej przez dłuższą chwilę, Eidith zauważyła, że Nathy bawi się z małym, nieumarłym kotkiem.
- Vile monster… - rzuciła pod nosem. Jej plugawa magia napawała wilczyce obrzydzeniem. Widocznym było że nie zamierzała się ruszyć, więc wilczyca postanowiła wrócić do łódki. Dziwnym było jednak że żadna z wiedźm aktywnie nie szuka inkwizytorki. Najwidoczniej były pewne że nie uda się jej uciec… naiwne potwory.
Eidith wróciła przez las, cudownie nikt jej nie zauważył, nikt nie interesował się tyłem mieszkania czy plażą. Łódź była tam, gdzie wcześniej. Miała dwa wiosła. Wyglądała na zdatną.
- This really is lovely. Now I understand why you wanted one with a lake.
- Well, I'd say we got more of a house near a big puddle. At least there's fancy moat.
- Shouldn't I be the one rowing? You're still wounded.
- I won't die if I've got you around. We can always call Gerard and have me moved again.
- Well...it spices things up, at the very least.

Eidith udało się dopłynąć do wysepki z elektrownią i nie rozbić łodzi przy lądowaniu. Inkwizytorka nie miała pojęcia, czy jej kilkuminutowy rejs było widać z terenu posiadłości, ale jeśli tak, to nie ma zbyt dużo czasu.
Na wysepce znajdował się tylko jeden nieduży budynek pozbawiony okien. Drzwi do środka były uchylone i z wnętrza dochodziła łagodna muzyka. Patrząc przez dziurę od klucza, Eidith zobaczyła Celty, pijącą herbatkę przy niewielkim, okrągłym stole. Jej ogromny miecz był tuż obok niej.
Wilczyca widząc Celty cofnęła się od drzwi do łódki. Przy niej wydała z siebie serie niemych krzyków i wyzwisk. Coś czuła że ta szmata będzie tam na nią czekać. Nie miała też czasu się wrócić gdyż już reszta mogła za nią podążyć. Spojrzała jeszcze raz na budynek i idący od niego kabel.
- Its all i got… please work. - usiadła tuż przy brzegu tak by widzieć drzwi i wyciągnęła nóż i zaczęła go ostrzyć o łom. Starała się nie być głośniejsza od szumu wody gdy to robiła.
Dotknęła opuszkiem palca ostrza i od razu pojawiła się na nim rana. Teraz trudniejsza część…
Obeszła budynek dookoła tak by być możliwie blisko kabla. Palcami złapała za ostrze i wycelowała w przewód.
- Please work. - rzekła pod nosem i wykonała rzut.
Nóż poszybował prosto w kierunku kabla, uderzył o niego i odbił się, lądując niedaleko Eidith. W mroku ciężko było przyjrzeć się biegnącemu kilkanaście metrów nad kobietą przewodowi, widząc jednak jego reakcje na nóż, Eidith mogła założyć, że jest on najpewniej metalowy, być może ogumiony od zewnątrz, ale tego nie mogła być pewna.
To już nawet nie było śmieszne. Bez słowa lub jakiejkolwiek reakcji na porażkę, Eidith wróciła na łódkę. Miała zamiar zbadać młyn, potem sprawdzi to mauzoleum o ile wiedźma z tamtąd polazła.
Niedługo po odbiciu się od wysepki, Eidith zauważyła światło poruszające się po brzegu. Ktoś znajdował się przy młynie. Z uwagi na dystans i mgłę, nie było widać nic, poza drobną kulką światła.
Eidith zmieniła trasę kierując się na jak najdalszy brzeg w stronę ruiny. Gdy już wyjdzie z łódki padnie na brzuch i zacznie sie czołgać w stronę światła. Musiała zidentyfikować z kim ma do czynienia.
Eidith opłynęła jezioro dłużą trasą i zaczęła czołgać się po ziemi zaraz spod brzegu. Już wysiadając z łodzi, widziała, jak światło się oddala. Gdy znalazła się pod młynem, właściciel już zniknął w czeluściach farmy.
Świetnie, droga do młynu była czysta z czego od razu postanowiła skorzystać. Zaniechała czołgania się lecz nadal ostrożnie poszła w stronę budowli. Przedostatnia lokacja której nie zwiedziła.
- Fuck! - Dagda odskoczył od kuźni, gdy wyskoczyła z niej droba iskra, która wylądowała na jego nagim ciele. Przyklepał poparzenie, po czym wszedł w głąb pomieszczenia i wyrwał z podłogi deskę. Wziął ze stołu niepraktyczną, ręcznie robią strzelbę i włożył ją w dziurę w podłodze, następnie wrzucił do niej również kilka pocisków. - Don't ask me where I kept those. - skomentował do siebie, po czym odłożył deskę na miejsce.
- Dagda?
- Celty. - przywitał się, wstając z ziemi. - You still make weapons and stuff?
- Fix tools.
- I haven't seen you much in the house.
- I've got mine. - pokazała palcem w stronę jeziora.
- Come on, you should join everyone, at lest at teatime.
- If you're around...
 
__________________
Also known as Boomy
Recollectors - Ongoing, Gracze: Deadziu, Eleishar
Fiath jest offline