Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-03-2020, 21:01   #92
Fiath
 
Fiath's Avatar
 
Reputacja: 1 Fiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputację
Wewnątrz młyna, Eidith znalazła niewielką kuźnię. Dopiero na jej tyłach znajdował się sam młyn, który na ten moment niczego nie mielił. Zboże wciąż rosło w polu.
Eidith złapała się za głowę, te wizje były coraz wyraźniejsze. Co więcej miała pojęcie o znajdującej się gdzieś tutaj strzelbie. To by odwróciło jej położenie do góry nogami. Miała nadzieje że była w używalnym stanie. Zaczęła kierować się w miejsce gdzie Dagda ją ukrył uważnie oglądając każdy centymetr podłogi.
Znalezienie poluzowanej deski nie było dużym wyzwaniem, gdy wiedziało się, czego się szuka. Odrywając ją od ziemi, Eidith znalazła ręcznie robioną strzelbę. Rękodzieło nie było robione przez kogoś zbyt wprawnego, co utrudniało jego ocenę. Będąc jednak adeptem Magica Icaria, Eidith dobrze wiedziała jak się robi tego typu broń i jak wyglądają zarysy jej użytkowania. Pomimo śladów lewej roboty, strzelba była dziewicza, nieużywana. Równie dobrze mogła być zrobiona wczoraj. Problem stanowiła niestety amunicja. Wewnątrz dziury inkwizytorka zalazła tylko cztery pociski.
- Hello there sweetie! - rzekła uradowana wilczyca do strzelby. Złapała za nią i otworzyła ją, po czym wydmuchała kurz z lufy. Była nieco archaiczna ale to jej nie przeszkadzało. Jesli coś miało lufę i spust Eidith potrafila to mistrzowsko obsłużyć. Złapała za pociski, trzy wsadziła do kieszenu a czwarty załadowała do strzelby.
- Lets see if mommy can make you better.- Mówiła dalej, z opartą spluwa na ramieniu zaczęła sie rozglądać po kuźni za czymś co może wykorzystać.
Wyposażenie kuźni było minimalistyczne. Znajdowały się w niej obcęgi, dwa młoty, pudło gwoździ różnych rozmiarów, metalowe rury i blachy, kowadło, oraz piec, załadowany węglem, jednak nierozpalony.
Eidith postanowiła połączyć nóż który miała ze strzelba. Nawet jak się wystrzela nadal będzie niebezpieczna , gdyż to walki z bagnetem najbardziej się nauczyła. Kawałek blachy wygiela tak by przytrzymał nóż pod lufą. Pare gwoździ by konstrukcja sie nie rozleciała i było gotowe. Nie wyglądało to ładnie ale miało działać nie wyglądać. Gdy skończyła, dyskretnie wymknęła się z kuźni. Usłyszała wtedy dźwięk dobiegający z wysepki. Musiała się skupić aby go zidentyfikować. Dwa i pół dzwonu. najprawdopodobniej było wpół do dwunastej. Przyjmując, że słońce w ogóle tu wstaje, to nocą.
Przemykając się swoją ulubioną trasą, Eidith bezpiecznie dotarła do silosu ze zbożem. Nie zdążyła jednak przejść na tyły chatki wiedźm, ponieważ zobaczyła za nią trzy światła. Przyglądając się im, Eidith oceniła, że jest to trójka zombie stojąca z lampami w rękach.
Przejście na tyły chatki odpadało więc tym razem postanowiła przejść przodem, skradając się w pochylonej pozycji , chciała pójść do lasu.
Eidith nie wykonała nawet kroku z ruin, nim zauważyła sylwetkę w oknie z przodu chatki. Marie prawdopodobnie znów siedziała w kuchni, nadzorując z niej pracę zombie w polu.
Ku szczęściu Eidith, dziewczyna zdołała się przeczołgać pod oknem mieszkania, nie wpadając w oko Marie. Być może nekromantka stała zbyt daleko, być może nie patrzyła pod siebie. W każdym razie Eidith ewentualnie podniosła się na nogi między drzewami i krzewami lasu.
To było łatwiejsze niż podejrzewała. Będąc między krzewami szła w stronę mauzoleum. Kocicy nie powinno tam być a nawet jeśli to willi są trzy, a naboi ma cztery. Jeden łeb czarownicy może odstrzelić. Ale z tym zaczeka do wykrycia.
Nathwy leżała na dwóch nagrobkach, patrząc się w niebo. Jej nieumarły kot hasał sobie po trawie. Nekromantka wyglądała na znudzoną.
Eidith postanowiła obejść budowle dookoła, i wtedy dyskretnie czmychnąć do środka. W ciągu tej doby skradała się więcej niż przez całe życie.
Skradanie się było bezpieczne, ale też powolne. Obejście całego cmentarza na około zajęło Eidith niespełna pół godziny. Gdy już była za budowlą, Nathy uniosła się w powietrzu, ziewnęła i odleciała gdzie indziej, zostawiając Eidith samą.
Budowla wyglądałą na mauzoleum. Schodząc w dół, Eidith znalazła się w ogromnej, zdobnej sali.
Prowadził z niej tylko jeden korytarz, w przód. Do kolejnej, większej sali z trzema odnogami. Ta była jednak inna, na jej podłodze znajdował się okrąg z dziwnymi wzorami.

- So this is gonna work? - Dagda rozmawiał z wysokim mężczyzną o czarnych włosach i cwanym uśmiechu.
- Absolutely. - obiecał mężczyzna. - A human is just a machine made out of meat. You can fix it easily, the only challenge is to make the universal code acknowledge that. We will have your little friend up and running around in no time.
- I was assured you're against our sort of people, mister Gerard.
- I was assured you're against your mother. In which case, we may as well be friends.

Wizja wydawała się mniej wyraźna od poprzednich. Eidith nie była pewna, kogo wskrzeszono wewnątrz koła.
Była pewna że już drugi raz słyszała imię Gerard, a to jej nie przypominało żadnego laboratorium. Nie miała pojęcia, że zajmował się takimi rytuałami. Sama już nie wiedziała o ma o tym myśleć. Stanęła na środku kręgu i zaczęła uważnie się przyglądać tym znakom. Następnie zbada boczne wejście w tym okrągłym pomieszczeniu.
Symbolika kręgu nic nie zdradzała inkwizytorce. Przechodząc do bocznej, komnaty Eidith znalazła podłuży pokój wypełniony sarkofagami. Znajdowały się w nich zwłoki, niektóre świeższe od innych.
Nie miała zamiaru ich przeszukiwać, zwłoki do niczego się jej nie przydadzą. Postanowiła zbadać pozostały korytarz.
Ponieważ drugi korytarz również zawierał zwłok, a trzeci prawdopodobnie prowadził do studni, Eidith postanowiła wrócić na powierzchnię. Gdy wyszła ze zdobniczej budowli ukrywającej schody, na zewnątrz było bezpiecznie, Nathy jeszcze nie wróciła. Zamiast tego Inkwizytorka zobaczyła wpatrującą się w nią parę świecących oczu. Był to nieumarły kot, z którym wcześniej bawiła się nekromantka.
- Waste of bullets. - nieumarły kot jest takim samym zagrożeniem dla wilczycy jak żywy. Jednak postanowiła go zignorować. Znając jej szczęście pewnie by eksplodował, jakąś klątwą. Był czas wrócić do budynku z prądem, więc udała się krzewami w stronę łodki. Może te trzy zombie już polazły?
Dochodząc do skraju lasu, Eidith zauważyła, że Marie i Nathy siedzą na dachu domu, pijąc herbatę.
Jeśli obejdzie ich od tyłu będzie nie zauważona, co dyskretnie zrobiła, starając sie jak najdłużej pozostawać w zaroślach.
- Nie widać jej.
- Pewnie biega po podziemiu. W końcu się podda.
Wiedźmy nie były specjalnie przejęte samą Eidith, delektując się herbatką nieświadome, jak blisko znajduje się inkwizytorka. Ewentualnie Eidith dostała się do swojego brzegu. Podchodząc do łodzi, słyszała rytmiczne stukanie dochodzące z kuźni, z której wychodził teraz dym. Całe szczęście poprzednim razem zatrzymała się na krańcu plaży.
- To musi być ta z mieczem. Czyli droga do generatora jest wolna… ale… - Eidith jednak nie dawały spokoju odgłosy z kuźni. Rozmyśliła się jednak, byłoby to zbyt ryzykowne. Czym prędzej zaczęła wiosłować w strone wysepki.
Dom na wysepce rzeczywiście był pusty. Wewnątrz, znajdował się tylko okrągły stolik z czterema krzesłami, na którym był czajnik od herbaty i wystawka ciast. Ściany pomieszczenia zdobiły ogromne portrety, z których każdy był podpisany "October", z innym numerem po imieniu. Na drugim końcu pomieszczenia znajdowały się wielkie, metalowe drzwi.
Eidith obejrzała każdy z obrazów, próbując skojarzyć gęby, po czym zbliżyła sie do drzwi i spróbowała je otworzyć.
Drzwi wymagały nieco siły do otwarcia, ale odstąpiły. Za nimi znajdowało się niewielkie pomieszczenie z metalową konstrukcją. Ładny, drobny pierścionek był połączony z kilkunastoma kablami. Wydzielał on energię elektryczną, która była odprowadzana na dach oraz pod ziemię.

Dagda spoglądał na kałużę krwi przed sobą. Jej ciało leżało przed nim. Pierścień dalej wydzielał energię, która przewodzona posoką wprowadzała jej ciało w konwulsje. Stojące za nim Marie i młoda Celty były w szoku. Stojący przed nim generał federacji i jego zastęp żołnierzy wyglądali na zadowolonych z siebie.
- Czemu? - spytał Dagda.
- Każdy przejaw nienaturalnej magii musi być traktowany z absolutnym podejściem. Takie były moje rozkazy. Nekromancja to najbardziej obrzydliwy przejaw magii, jaki tylko mogę sobie wyobrazić.
- Ona tylko wskrzesiła swojego kotka.
- Kotek, srotek. Za pięć lat miałaby armię nieumarłych, od swojej natury nikt nie ucieknie, a od czegoś trzeba zacząć. - generał splunął na ziemię.
- Ta. Jesteśmy, jacy jesteśmy. - zgodził się Dagda. Okoliczne cienie na polu zaczęły uciekać pod jego stopy, skąd wyrastały w formie macek, oplatając jego ciało, które rosło w zastraszającym tempie. Widząc to, żołnierze federacji zaczęli blednąć i podnosić karabiny. - Nawet ja nie jestem w stanie uciec przed sobą, wam też nie wróżę dobrego. - nie mięło długo, nim przed zgromadzonymi stała ogromna i potworna obecność.
Cienisty behemot odbił się w powietrze, aby po chwili wylądować wśród przerażonych żołdaków. Część zginęła na miejscu, a inni poszybowali w górę. Ci wystrzeleni, zostali poprzebijani licznymi mackami wychodzącymi z ciała obecności. Generał już chciał uciec, lecz cierniste macki oplątały mu się ciasno wokół kostek, po czym wirującym ruchem poprzecinały ścięgna achillesa. Dagda w swojej złości nawet nie usłyszał jego krzyku, gdy smagnął nim jeszcze na bok.
Widocznie chciał go zostawić na później. Poczuł na sobie ostrzał z karabinu ktory dochodził dosłownie z każdej strony. W tym momencie ogromna bestia rozlała się w ogromną czarna kałuże mazi, która z płynnością wody wpływała nawet po ścianach by dopaść cele powyżej. Gdy tylko maź styknęła się z jakimś żołnierzem od razu wystrzeliły z niej liczne ręce które zaczęły obierać nieszczęśników jak owoce i wciągać ich w czerń. Po chwili zapadła cisza, z cichym jękiem generała. Dagda skierował na niego swoje świecące bielą ślepia i zebrał cała rozlaną maź z powrotem do siebie. Widział że generał coś mówi lecz go nie słyszał, a być może po prostu nie chciał.
- To był tylko kotek. - przemówił demonicznyn wręcz głosem, po czym wystrzelił jedną z macek, która chwyciła generała federacji za szyję. Dagda przyciągnął go do siebie na wysokość głowy, po czym kolejnymi mackami, zakończnonymi ząbkowanymi ostrzami odrąbał mu kończyny i rzucił nieopodal Nathy. Chciał żeby skurwiel się chwile powykrwawiał nim zdechnie.
Eidith wybudził z transu nagły dźwięk otwieranych drzwi.
- Kim jesteś?
W progu małego mieszkania stała Celty ze swoim przerośniętym mieczem w ręce.
- Opuść broń Celty, to ja Dagda. Odzyskałem kontrolę. - najgorszy scenariusz właśnie się wydarzył. A była już tak blisko… Jeśli nie kupi tego blefu, była gotowa wywalić jej dziurę w głowie ze strzelby.
- Czego ci potrzeba z elektrowni? - spytała, podchodząc bardzo wolnym krokiem.
- Nic wielkiego… po prostu gdy patrzę na ten pierścień przypomina mi się co zrobili Nathy. - Mówiła bardzo spokojnie, lecz wewnątrz była gotowa na każdy gwałtowny ruch Celty.
- Ah. Super. - uśmiechnęła się Celty, podchodząc do stołu.
I�-̜̣͓ṭ �-̫͉͎ͅ�-ͅḏ͙̪̝�-͎i�-̯͙̙d҉͙͔!̤͡�-�-?҉̘̮͎
͏̞̯�-̜͕̙I͓S̵͕̪͉ ͏̫̹͇̼ͅS̲͙̳͉̖H̦E ̲̳͔D̩͎̖̩͎̦̞A҉̝̞G͚̳̦̀D͍̮A̻̪�-̰̳̖̺?̣͝�-̜
̝͖WH͕̞̱O͈̗͇̱ ͉̲̘͖̙͢I̩͍S͎͚͢ ̫̬̣̮̼͓S̢̼̹͇H̴̪̗͙͔̥E̵̻͈̲?̶̯͉ ͈̪
- Kawy? - spytała.
Z doskonale pokerową twarzą skinęła głową. Co to był za głos? Nie dawała po sobie poznać ,zaniepokojenia. No i za kubek kawy dałaby się pochlastać.
- "Yoo, new number who is this?" - zadała pytanie w myślach, podchodzac do stolika.
Celty przechyliła twarz analizując milczącą Eidith. - Czyje to ciało? - spytała. - Mówiłeś, że szmata się poddała w pół dnia.
Celty powoli nalała kawy do swojej filiżanki, po czym do wypełniła tą naprzeciw Eidith. - z mlekiem? ile słodzisz?
- Czarną, jedna łyżka… a to ciało? Jakiś bękart z ulicy, nie mam pojęcia. Działa co najważniejsze. Dobrze mi służy. - poruszała rękoma je oglądając. - Królik doświadczalny icarii… w sumie to tyle wiem - dorzuciła wzruszając ramionami.
w̩h̀o͝ ͎̻̳i͍̮͚͔͔͙̝s̼̖̦̙͕̱ ̕s͇h�-e̯̳̪͜ ̢�-̻͔͈̹̜͈w͉̖̟͞ͅho̳̖͔̘ ̺͝ͅi̶̟̱̱�-s̷ ͏̼̖s̜͙�-͎h̖͙̫̻̞̀e͚̙̟̩ ̪̰͚ͅw̨̙h̴̻̹͔̣͈͔͓o̗̹͈̱ ̱̯͖̰i̧̼̻͍͇͕̫̺s̀ ̡̫̬̹͍̫͓͇s̤͇̣̪͕͖̘he͎̟̜͉̘̳ ͓̹̰̪wh̖͙͎̼̤͕̝̕o�-̫͎̯͇ͅ ̳̜͕̮i̼̫̤̪͖s͍̰̹�-͉ ̵̤̥̲s̷͚͈̙̹̦̥h͚̩�-͙e̸̻͇͙̺ͅ�-̰ ͉̝͟w̻ͅẖ̝̪̪̜͇̪o̤̖̜͞ ̬̱͍͇ͅͅi̱̥̺̕s͕̱̣̲͇̫̰̕ ̧̗̺̘̩̙͇s̰̙̤̙̼̥h̹̰̜͙e͟�-̬̝̼
̷̘͙̣̳̤̦w̛�-�-̦͙͕̥͎h͕̻o̢̰̦͙ͅ�-̳̙ ̰̙̻̻̗͢i̵̲̤̥̣͉̘͕ş̘̖͎̩ ̵s�-ẖe̗̬̫̘̟͘ ̯̱̦̥̲̣̥w̱͍̰̮͖̝͟h̫̬̱o̶ ì̫̘�-͖̼s̡̤̣ ̧͓͕s̶͇͓̙̟͈he̛̮͍͍͔̜̗ ͍̤́�-w̺̤̻h̹͝o̴̦͈̥̼ ̞̖̤̰̥̙ͅi̳͙̟̮͖̳̮͡ş̜̼̮ ̵̣͖͍̮ͅs͈̜̱̲̦̼hę͍͕̯͕̖ ̨̱w̙̖̯̼͎͈h̗͕̯o̱̮�-̖̻͈̼ ̛ͅi̮͔s ͈͔̻̱͘s̺̼̼͜h̷̙̰͍̞̩e͈ w�-̩h̡o̖̳̞̻�-̫ ͓i̜͟s̱̥͕̯ ̬s̹͟h̨�-͔̙̙̰̯ͅe̶̪̥͈̳̝̣
̷w͜ḩ͍�-̖͈o̱̙̙̙̲͍ ̨�-̟�-͈̻i̵̬͔͔s̕ ̝̳̯̲̖̦̱s͜h̢e͏͚͕̣ ̜͙̕w�-̲̙̟̩̰̥̩ḩ̼̤͖̬o̧ ̣͚̝͍̹̙̼i͔̫s̖̩̺̮͓͉ ̦̬͖̺ͅs̸̱͕�-̩̼h͖̻̞͖e�-̱̜͍̙ ̞̙w̵̮͙̻h͔͈͉�-o̷�-̼̩ ̢̪͈̪͉i̷̯̜͕͇͚s҉̙ ҉ͅṣ̸̫̞͕̗ͅ�-h̲͢�-�-̗͚̹̝e̶̺̦͓ͅ �-̖̻̙̜ͅw̫�-̲̬̱ͅh̹̮̖̕o̲͕̹̖͝ ͅ�-̫̬i̵̼̤s̻̖̣ ̷̞ͅs̻̟̙̼̯hḛ͙̥́�- ͙̬̖̦͘w͉͙h͙̫̞̕ͅo̵̦̘ ͍̘͓̞͈̮̣͟i̻̤s̯͇ͅ ̥̰̟̪͜s̛͖̗͈̳͍̩h̻e͏̖̲͈̙͉
̝̩w̧͖̱̘̗ͅh҉̪͔̤̤̩ͅͅo̮̰͘ ͕̙́is͔ ̵̝̬̥ͅͅś̘͕h̷͍é͙̟ w̯͖̞̤ho̤̥ ̩̰͖̣i�-͈s�-̲͎̫͈ ͎̞͎̰͉s̴͕̻̺̝̲̖̪h̵̪͕̞̹̯̣̱e̞ͅ ̥̘̥̩̪̗̬w̱͔̘̗̗̟͡h̺̜̹͇͕̕ò̫ͅ ̣͕ ͔͓̣̺̕i̷̮s͎͕͉̦͞ ͓̟̥�-�-̳ş̘͕h̲̼̤͡e̟̬̙̥̺̗̕ ҉͉̫ͅw̬h͔͇̘͇̖͝o̰̙͞ ̗̥͔̞̼̗̞i͉̣̥s͏͇̦̳�-̝̟ ̴̱̞̹̮͇s̞ḩ̮̗̹e̪ͅͅͅ ̞̝̼̮͉͎̤ẁ̲̱h̘̲͍o͎ ̲̣̜i̢̘̝͕͈s̟̘̦͕̀ ̲s̩̩͖̯h͎̙̬͡e
Celty w milczeniu przygotowała kawę wedle wskazówek Eidith. - Zrobili ją specjalnie dla ciebie? - spytała, chwytając swoją filiżankę.
Eidith uniosła brwi.
- To by miało sens. Zdarzało się że ciała szybciej się … "kończyły" niż właśnie to. Gerard mi nie zdradzał żadnych szczegółów , ale z debilnym uśmieszkiem obiecywał że będę zadowolony z tego ciała. - Eidith podrapała się po głowie mając nadzieje że głupoty które wygaduje wydają się wiedźmie wiarygodne.
- "Im me… Eidith Lothun that what it said on my wristband in the lab. Who else i could be?" - te dziwne głosy poruszyły dość dziwny temat.
W̍͒�-̯̳̪͖͚Hͨ͋̿̈̉̍̕Oͤ͒̾̓ͤ͒̀ ͬ͋�-̰̲͆ͤͣÏ̪͐ͫͧS̱̦̹̤̉̅̚ ̸̤̤̯͖̟̻̋̌S͎͂͐̇̏̂̐͑Hͩͯ́̄̂̉ͣ E̻̙̖͊͜
- To czemu przedstawiała się jako inkwizytor na aktywnej służbie? - spytała Celty. Nie czekała na odpowiedź. Machnęła ręką, wylewając swoją kawę w oczy Eidith, jednocześnie wstając i zrzucając na kobietę Stół. Dociskając Eidith do ziemi nogą, wiedźma schyliła się po swój miecz i uniosła go nad głowę. - Odbieram Dagdę! - zdecydowała.
- Zesrasz się. - wycedziła białowłosa mierząc jej strzał prosto między oczy.
Miecz Celty opadł, a Eidith pociągnęła za spust. Kula przeleciała przez ostrze, rozcinając się na pół i rozlatując na boki, rozcinając policzki wiedźmy, której miecz uderzył prosto w lufę strzelby, wbijając się w nią, po czym Celty zaczęła siłować się o swoją broń, która ugrzęzła w lufie.
Skoro Celty chciała tak bardzo odzyskać broń Eidith jej ją poda, wraz z bagnetem w gardło przyczepionym do dołu strzelby.
Inkwizytorka zgrała się z szarpnięciem Celty i pchnęła swoją broń w przód, wykorzystując pęd wraz z siłą górnej części swojego ciała, aby ześlizgnąć lufę z ostrza i wbić bagnet w serce wiedźmy. W momencie uderzenia nekromantka kaszlnęła krwią, a jej źrenice poszerzyły się.
̪̪̳͎̫̞͘ͅd͙̝̦̥̤͢e̝̥̖͍̜̝̪a̪�-̺t̯͔͞h̤̬̦́,̶̞̝͕�- �-c̱̰̲̗̥l͉̥e̹a̗̝̘�-̰ń̟̫̦͙ś͕̮e͞,̯̗͔̩̖̘ ͇̪e̵̪̟͖̣͙͉n̪̘̗̲d̘̹͖͢ a̵̯̤̤̝n̵̗d̵̜ ̫͙̳̝ṣ̛̟̩͖̲�-�-a̩̥̞�-͙̖l͕͈͕̗̮v͎͕͟a̵͎̟͙t͟i̼̪o̵�-͎n͎̦̙͎̬̝͘
͉̯̩
A̗̫͈̮̱̥ ͚̜̩f̯̲͔̀i�-̦͚g̵̞̻̻�-h̤͕̤t͙e̖͇̺ͅr̗̫͓̣,̢�-͎ ̢̗̜a�-̳̯̙ͅ ̟̻͘ͅs̙̩̟̜͕̫u̘̦r̩̥ͅv҉͇͇͚i̷̱̙ v͙͓̮̝͚o͔̙̺̮͉̺͟r,̹̥͚ ̸̣a̯̺̱̪ ͍̝͎̖w̛̝̣̰̜̤͖a̵͖̞̗̞̤r̢r̝�-̟͓͖͚ͅió̖̜r̢̞,̷̮ ̛͍͇͕̳a̩̣̮�- ̖̖̟h̕ͅi̤̻�-̳g̟͉̻̹̱hl̹̮̥̜̬̝a̬̹ͅ�-n̡̤͕d̷̟̼̗̻̺̳͉e̟̦̻͈͉̣̻r̨
̖̬̞͙̼
҉a̶͉̳̥ͅ m̛̪͕̯̳̩a͢c̨̗͔̣͚̥h̤̻͈̗̳̰i̮n͏̯ ̗ẹ̤̣̙͖̳,̸̺̤�-͕̮̯�- �-̦�-̦g̫̖̺͎͙̯ͅi͕v̡̯̦�-̮̻͚͎e̛�-n̸̝̗͖̙ ̪o͕̥̲ͅr͕̰̖̦̮̮͡ḑ̥͔er̟̫s͘ ͔̩̳̘͕�-a̜̤͔n͟d̛ ͖͍̫̦̩̙͟t͙̣̪̹͙͔a͢s͎̘̬̱̪͜ks
̝͈͍�-̖�-
̗̥͎̞̙d̨i̱̲̰̖̻̲̘s̘̀ț̹�-r̗̺ͅu͚͕̥͕̝͈̕s̖͖̬̗̯͢t�-̖̙ȩ͍̺͓d̶ ̧̦̰̘͙a̗�-̞̟ͅṉd̩ ̞͚̫�-u͇̻n̟̙s̖͕�-̬͎̳u̡̜̖̲͓̳r̺͇̟͢ͅe�-͇̩̟ ̧̫b̦̬̹̟̬͉̱͡u̢̯̮�-̼t̘̜̺̣̪̱ ͔c̜̫̣̟̰̘a͎̳̫̕p̧͔̯ͅa�-̱͈̺b̹͓̫̗̕l͟�-e̲͍͍͉͈͍̲ a̳͎nd̨̮̖͈ ̤͇d̩�-̟ed̢͕̺̝̲ͅi̷c̞̟�-͙͔a͇̺͢t̶̙͙e̬͞d̜̩

- Dlaczego pozwolił ci to zrobić? - spytała Celty, łapiąc oburącz za strzelbę, ze łzami spływającymi po policzkach. - Kim ty jesteś?
- Zawsze was bierze na filizofie jak zdychacie. - Zwykle Eidith bywała niezwykle rozbawiona w takich sytuacjach. Lecz tym razem była śmiertelnie poważna, gdy dociskała bagnet głębiej. Nie rozumiała dlaczego to akurat było jej ostatnią myślą, ale chciała żeby dobrze przyjrzała się jej twarzy.
- Its ok… everything will become black soon. - Zapewniła Celty chcąc ją z siebie zrzucić.

T̤̞͕͇̺̞ͪ̅̓ͬ̊ͪ̚�-HE̺͇̮̝̊̈̾͌�-͇͖ ͇̳̙̑ͩ͊͆B̈́͑͑͒̾ͯ̄҉͎̫̘̞R͖̻ͧ̎̄ ͈͕̼Ĩ͈͎͙͍͎̻͉͆̐G̹̦͓̻̰͈͖̃̃͞E ̦͈ͣ�-R͉̮͍̫͍̮͕͆ ̫͈̈̈́͌̌Oͬ̈́̽̀̎͑̕F͊̓̈̎ͤ͡ ̇ͩ͗ͤ̄͆�-̩̤̮̗�-̙̤Ḏ̘̞͚̆̽ͩ̉̿̃ͬ̀A̸͓̫̩̣ͪͬ͒̅ͣ �-̳R̘͈̝̊ͫK̴͎̞̞͉͍͎̳̄̉N̮̙̟̱̟͓ͮE ̼̒̔́SͦͤS̬̩͓̣̽̾ͤ͞
̝͍̩̝͈͔̣̌ͩ͌ͬ̏
̛̣
͙̣̣̮̙̍̿̽͊ͧ͂̔�-T̟͖̎͗H̜͖̻̩́Ė͕̥̰ͬ�-̮̲̜ ̈͊̈́ͧͦ̍͢M̤͛ͬ̑̋̕A͍̙̤͚̣̦̾C͐͌̏ ̖͚H̒ͯ͂̆̽ͨ�-͙̼̩Ĭ̟̘̯̗̯̬̩N̒̍�-ͯͩ̏ͨ҉͙̰͈̯̲E͔͊̓ͅ�-͎͇ ͇̄ͯ̍̍̓̊O̻̥̬͇̫̥ͮ̒̐̄̑̀̓͜F͆̍̄ ̰͕ͤ́̍̓͡ ̗̰̪̘D̢͔̟͇͎̗̙͛ͬ̆̉̿ͦ̚É͢�-̦͖̤̗̦͙A̪͋T̶̩͔ͮ̿ͦ̏ͯ̌Ĥ̍̌ͮ̍ͫ ̝̘

Eidith wstała z ziemi, ciało martwej Celty ześlizgnęło się z bagnetu, upadając na ziemię pośród rozbitej porcelany i rozgniecionych ciast. Skóra zaczęła spływać z ciała Eidith, ujawniając wszędzie poza twarzą prosty, funkcjonalny, mechaniczny szkielet. Zniszczona strzelba zrosła się z jej dłonią, rosnąc w rozmiarze, kalibrze i użyteczności, była prosta, kanciasta, funkcjonalna, efektywna. Te surrealne wydarzenie wydawało się kobiecie normalne. Czuła się dobrze, czuła się tak, jak powinna. Czuła się sobą.

Zostały dwie wiedźmy.

Cytat:
Race change Human -> Machine of Death
Eidith postawiła parę kroków w stronę ciała Celty, po czym złapała je za głowę i cisnęła z całej siły w stronę okablowanego pierścienia. To powinno załatwić sprawę płotu, lecz Eidith wiedziała że ma coś jeszcze do zrobienia. Opuściła budynek i spojrzała w stronę farmy.
- Two targets remain. My hate is holy, my dedication is unmatched. - Przemówiła łagodnym głosem po czym puściła się biegiem w stronę pól. Jej smukła sylwetka przemknęła po tafli wody, a na brzegu wycelowała w stronę pól i zaczęła ładować pocisk. Po krótkiej chwili wybuchowy strzał wylądował na jednym z pól z eksplozją. Zrobiła to bo chciała być znaleziona. Role się odwróciły, to nie Eidith była tu zamknięta z wiedźmami, tylko wiedźmy były tu teraz uwięzione z nią.
Wybuch wywołał pożar, który szybko rozrastał się, pochłaniając uprawy i otaczające je połacie farmy, wieczna noc planety ustąpiła światłu zrodzonemu z gniewu i korupcji. Eidith nie musiała czekać. Nathy natychmiast przyleciała na miotle z Marie siedzącą jako pasażer. Druga z kobiet zeskoczyła, gdy tylko para znalazła się w pobliżu inkwizytorki.
- Eidith?! - spytała z niedowierzaniem. - Byłyśmy zbyt nieodpowiedzialne. - stwierdziła, zawijając rękawy. Wedle wskazówek obecności, niezależnie od sytuacji, jeżeli Eidith żyje, Marie może ten żywot przerwać swoją iskrą. Kto pierwszy kogo trafi?
- Commencing purge protocols. Glory to the chapter, death to months. Cut them down, make them holy. - Eidith uniosła uzbrojoną rękę i otworzyła ogień maszynowy w stronę Marie. Wiedziała że pod żadnym pozorem nie mogła się do niej zbliżyć, ani też stać w miejscu gdyż kocia wiedźma może ją unieruchomić. Cały czas spacerowała po łuku nie przerywając ostrzału. Nie potrafiła opisać tego jak się czuje, ale wydawało jej się to na miejscu, tak jak powinno być.
Dążąc za Eidith, Marie zatrzymywała lecące w jej stronę kule, powoli przedostając się w stronę inkwizytorki. Wciąż musiała unikać dotykania wiszących w powietrzu pocisków, co spowalniało jej postępy.
- Ineffective. - stwierdziła Eidith przechylając głowę jak marionetka. Przerwała ostrzał i zaczęła ładować energię w broni. Odwróciła się i dość sztywnymi ruchami puściła się biegiem w stronę domku uważnie patrząc pod nogi, przy nim wskoczy na jego dach. Gdy będzie miała nad nią przewagę wysokości będzie mogła naładować strzał i to wybuchem ją właśnie zabije.
Marie goniła Eidith bez chwili zwłoki, gdy inkwizytorka wskoczyła na dach, Nathy zniżyła lot i dała swojej siostrze złapać miotły, aby unieść ją w powietrzu. Gdy Eidith wypuściła swój niestabilny strzał, Marie wyprostowała wolną rękę i zatrzymała kulę w locie. Z pewnym siebie uśmiechem przeleciała obok pocisku, nie była jednak świadoma eksplozywnej reakcji chemicznej zachodzącej wewnątrz kuli. Kolejny strzał, który uderzył w lewitujący pocisk, zdetonował go, odsyłając obydwie wiedźmy w stronę lasu. Ich ciała bezwładnie uderzyły o drzewa, opadając zaraz po tym na ziemię.
To powinno położyć uśmiech na jej twarzy jednak się tak nie stało. Eidith zeskoczyła i zaczęła ładować kolejny strzał.
- Die. You and your ilk dont belong in this reality. - zaczęła powoli iść w ich stronę, lecz nadal utrzymywała bezpieczny dystans. Wystrzeliła kolejny pocisk tuż między wiedźmy. Wybuch znów nimi rzucił, a Eidith stąpała powoli w ich stronę. Uniosła broń i zaczęła ostrzeliwać ich ciała, jak gdyby chciała mieć absolutną pewność że nie żyją.
Odchyliła głowę do tyłu chcąc zawyć… ale dziwnym trafem nie odczuwała takiej potrzeby.
- This always made me happy… but i feel… nothing… blissfully so. Just calm. Soothing… calm. - Mówiła bardzo spokojnie. Podeszła jeszcze do wiedźm by się im przyjrzeć.
Z Marie już nic nie zostało. Głowa Nathy była odczepiona od jej ciała, ale jej oczy zdradzały życie.
- I fucked him first. Enjoy my sloppy seconds.
- Nobody will remember you. - z tymi słowami Eidith podskoczyła i obiema stopami wylądowała na jej małej główce, zamieniając ją w krwawą miazgę. Nikt już jej do kupy nie poskłada. Odeszła od zwłok wiedźm i zaczęła posyłać wybuchowe strzały w losowe kierunki, widocznym było że chciała to wszystko zniszczyć. Gdy płomienie zaczęły się rozprzestrzeniać Eidith sztywnym krokiem podążyła do bramy.
- I want to go home. - mruknęła pod nosem, trzymając broń w gotowości pamiętając o wilkach.
Te były jednak martwe. Bez magii swojej pani, zwierzęta nie mogły zostać a tym świecie. Eidith wysadziła bramę i opuściła kompleks. Podążając jedyną drogą po pustyni księżyca, natrafiła na swój statek gwiezdny. W tym momencie czarna macka wystrzeliła z jej torsu, potem kolejna i następna. Kończyny oplotły ją i przytuliły, wtapiając się w jej ciało. Była znowu człowiekiem. Była znowu naga.
- So how was your weekend? - spytał Dagda.
Cytat:
Race change Machine of Death -> Human
Eidith nie wiedziała jak to powiedzieć, więc postanowiła zapytać wprost.
-Fucking insane. Are those three important to you? Also the smallest one said she fucked you. Gross man. - przemówiła naciskając przycisk przy włazie statku. Zamknęła go za sobą, i w kokpicie przemowiła. - Autopilot kieruj się do centrali. - Jej zmęczenie było słyszalne w głosie. Gdy statek zaczął startować ubrała się w swój mundur.
- To be fair, it wasn't her original body. She was way less cat when we first met. Which reminds me, did you keep the kitty? Smells like rot? I cared about that one. - Eidith nie była w stanie stwierdzić, czy był to żart, czy faktyczne stwierdzenie. - You'll have to pilot on your own or we'll run out of fuel. There should be those cables twirling in space. You have to dock on those and let them fling you. This is an old part of space. No one bothered to put space gates here, it all works oldschool.
- I didnt kill the cat… - stwierdziła po czym wyłaczyła autopilota.
- So Dagda… you are BFF's with father Gerard. I had all kinds of visions with you as main character. Those federation fucks… man you are an artist. - powiedziała z podziwem. - How did you meet me? - zapytała.
- They raised you in the orphanage. Made sure you can stand a little bit of madness. Then they put you in me. We've been doing that for hundreds of years, looking for a host that won't randomly expire. - wyjaśnił Dagda. - Up till now, they would just become puppets, which made using them easy, but Zoan couldn't pull his corruption bullshit on someone mindbroken. So congrats. You've found a way to manage my seeping insanity and bloodlust. Just barely though.
- You were clearly against those who fight magick. What made you change sides? - Ta rzecz też nie dawała jej spokoju, a że Dagda jest bardziej rozmowny niż zwykle postanowiła go oto zapytać.
- That's a long story, and it's going to become clear very soon. Just wait a little longer.
- Dagda… i think corruption spoke to me. They where asking over and over "wHo iS sHe?" And then suddenly BAM! DEATH MACHINE BRINGER OF DARK. Next thing i know. I was a fucking terminator with my mind hell-bent on the objective. This was… blissful. - pokręciła głową przypominając sobie to uczucie.
- Greaaat, greaaat, you have the same kind of boner for it that Zoan does. Neat. - Obecność nie wydawała się specjalnie przejęta. - None can blame you. You should bother your pope about it, it's about time he stopped being so tight-lipped about it.
- I still wonder what was that glitchy monolith behind him, that thing fucked with my perception when i looked at it. Mineralised corruption? Eh… what am i saying, i pulled that out my ass. - Eidith westchnęła. - Either way i think you are curious too, you wouldnt proposed talking to him otherwise. - zauważyła.
- It’s a coffin, but keep that to yourself.
Oczy Eidith poszerzyły się.
- A coffin? For who… or what exacly? - wolała nie utrzymywać niczego w tajemnicy ale Dagda jest wyjątkiem od reguły.
- I don’t know that. You’ll have to help me find out.
- You know you shouldn't make me choose between you and the chapter right? - Upewniła się, Sin już przetestował jej lojalność wobec inkwizycji. W oczekiwaniu na odpowiedź, włączyła muzykę by umilić sobie lot. Zawsze podobał jej się archaiczny rap, a ten kawałek był ponadczasowy.
- Pff, your call. If you don't want to know, there isn't shit I can do to find out myself. - zauważył Dagda.
- I'm a trooper Dagda, not a thinker. Less i know better i sleep. Well, except for nightmares… anyway I'm glad we understand each other. - Powiedziała, po czym westchnęła. Czekał ją długi lot, więc postanowiła się skupić na sterowaniu statkiem.
 
__________________
Also known as Boomy
Recollectors - Ongoing, Gracze: Deadziu, Eleishar
Fiath jest offline