Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-03-2020, 17:41   #271
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 38 - Stacje, samochody i podziemia

Mervin i Marian




Marian



Marian przekręcił kluczyk i spróbował uruchomić maszynę. W końcu co prawda uderzył dość mocno o peron ale kołami a potem przygrzmocił w lampę no ale tyłem. Na logikę to chyba nie powinny być aż tak krytyczne uszkodzenia by wyłączyć maszynę z akcji. Silnik dał radę odpalić, pokasłał, zakaszlał, coś tam zachrypiało ale wreszcie zaskoczył. Akurat jak silnik zaskoczył Polak zorientował się w dwóch rzeczach.

Po pierwsze odnalazł się Mervin. Merivn wdrapał się na peron tuż obok furgonetki, ledwo krok czy dwa akurat od strony kierowcy więc widział go całkiem dobrze. Tak samo jak pędzącą naprzeciw maski vana maszkarę. Wyglądała jak jakiś zdeformowany pies. Pędziła po równej prostej torów jak chart wyścigowy błyskawicznie pokonując kolejne metry. Widział jej jarzące się czerwienią ślepia i tą paszczę pełną ostrych zębów. Jak z każdym susem pokonuje na raz ze dwa czy trzy metry. Jak od jej łap odskakują kamyki tego żwiru jakimi były wyłożone tory. Poczwara była dalej od Brytyjczyka ale ten musiał jeszcze obiec furgonetkę bo od strony kierowcy były tylko drzwi kierowcy. Inne, te od pasażera, boczne czy tylne były dalej. Czy Mervin zdąży dostać się do wnętrza przed bestią to można było rzucać monetę. Bestia miała dalej ale była już rozpędzona do samochodowych prędkości. Nie miał też pojęcia co czy kogo zaatakuje. A brak przedniej szyby w kabinie nie dawał nawet iluzorycznej ochrony.



Mervin



Biolog nie do końca wiedział w którym momencie stracił z oczy to coś co było na nie tak odległym, przewróconym wagonie. Po prostu za którymś razem musiał spojrzeć w dół gdy zeskakiwał z peronu na żwir przy torach albo się od niego odbijał by wskoczyć na kolejny. Do Mariana i furgonetki wcale nie było tak daleko. No ale w tak niepewnej sytuacji i mało wygodnej trasie to nie było też aż tak blisko. I za którymś razem gdy podniósł głowę to tamten przewrócony wagon był pusty. To coś zniknęło!

Za to całkiem nieźle wiedział co porabia Marian. Próbował uruchomić samochód. Widział jak pochyla się nad kierownicą, jak coś tam majstruje, gazuje i jak chwilę zmaga się z nieco opornym silnikiem. W tej ciszy ten silnik wydawał się tak samo głośny jak grzechot żwiru pod butami Brytyjczyka. No i właśnie zaraz po tym gdy Polakowi udało się uruchomić samochód Mervin spojrzał na tamten wagon który okazał się pusty.

Silnik spłoszył to coś? Zwabił? Gdzie to zniknęło? Tego nie miał pojęcia. Ale chyba coś takiego mogły niegdyś odczuwać zebry na sawannie gdy nagle odkrywały, że z widoku zniknęły wylegujące się dotąd lwy. Ale już był na peronie ledwo ze dwa kroki od uruchomionej furgonetki. I wtedy coś usłyszał. Poprzez pomruk silnika furgonetki. Odgłos poruszanych kamieni. Bardzo podobny do tego jaki sam przed chwilą wywoływał idąc przez tory na przełaj. To był taki sam odgłos! Tylko odstępy pomiędzy poszczególnymi odgłosami były dłuższe. Znaczy dłuższe kroki. O wiele dłuższe! I cholera musiało być cholernie szybki a co gorsza dotarło do niego, że zbliża się w błyskawicznym tempie właśnie wprost do nich!




Instytut



Sigrun przejrzała zawartość smartfonu całkiem dokładnie. Ale nie znalazła żadnej aplikacji która pasowałaby do “znajdź czipa”. Przeszukanie reszty biura informatyków też nie przyniosło rezultatów pod tym względem. Znaleźli różne rzeczy które jak najbardziej pasowały do dawnego biura i informatyków no ale nic co by wyglądało jak czip potrzebny do identyfikacji dla potrzeb systemu.

Z rzeczy które przyniósł Koichi w oczy rzucał się portfel który świadczył, że faktycznie należał do jakiegoś Malcolma. Dokładniej Malcolm Haynes. Prawo jazdy, pokazywało nie wyróżniającego się bruneta z trochę nalaną twarzą. Nikt komu dawniej pewnie poświęcono by drugi rzut oka mijając go na ulicy. Była też druga taka cienka, przezroczysta płytka z numerem i kodem kreskowym jaką David znalazł u nieboszczyka za oknem. Chociaż po dokładniejszym sprawdzeniu okazało się, że numery są inne. Ale sam kształt i wielkość płytek były identyczne.

W takim razie skoro telefon który wciąż pokazywał ledwo kilka procent naładowania baterii nie pokazywał, żadnego czipa, przeszukanie biura informatyków nie przyniosło rezultatów wówczas Sigrun wpadła na pomysł by sprawdzić stojącą niedaleko brykę. No ale to oznaczało wyjście na zewnątrz.

By dostać się do tego samochodu trzeba było wydostać się oknem albo drzwiami. Drzwi znalazł Koichi podczas swojego zwiedzania okolicy. Sąsiednia klatka schodowa miała również drzwi prowadzące na zewnątrz i to nawet na oścież otwarte. Tylko prowadziły one mniej więcej od frontu budynku gdzie ostatnio dochodziły dźwięki tego wielkiego stwora. Alternatywą było wsykoczyć przez okna w biurze informatyków albo na korytarzu. Z tym, że pod oknami informatyków wciąż stała ta improwizowana drabina ze stołu i krzesła jakie David najpierw wyrzucił a potem ustawił jedno na drugim by móc wrócić do środka.

W końcu więc udało im się dostać w pobliżu zaparkowanej maszyny. Z bliska okazało się, że to Mercedes. Czarny, dostojny merol. Na pewno nie był tani ani z przeceny jak go ktoś kiedyś kupował. Chociaż obecnie pasował wyglądem do reszty uniwerku czyli był zakurzony, brudny i poplamiony. Opony też już stały na poważnych flaczkach.





I zamknięty. Ponieważ nie mieli żadnego innego klucza Koichi musiał użyć swojego łomu aby dostać się do środka. W środku panował lekki półmrok bo szyby były zawalone warstwą pyłu i zaskorupiałego brudu który niezbyt dobrze przepuszczał światło do środka. Ale wnętrze zachowało się w dużo lepszym stanie niż stan zewnętrzny. Znów nie mieli żadnego klucza aby uruchomić samochód.

Tutaj mogła coś pomóc Szwedka. Musiała pożyczyć łom od Japończyka aby dostać się do trzewi i odkryć kable pojazdu. No ale nie doczekała się żadnej reakcji. Przy wybijaniu szyby zresztą też żaden alarm się nie włączył. Więc gdy podniosła maskę do góry była już pewna co się stało: akumulator wyładował sę do zera. A bez energii nawet jak samochód nadal byłby sprawny nie było szans go ruszyć. W budynku jakimś cudem co prawda był prąd, więc można byłoby spróbowac jakoś podładować ten akumulator. Ale potrzebowali by jeszcze jakiegoś prostownika co przerobi ten prąd z sieci na ten prąd potrzebny do samochodu. A przy okazji żołądki dały o sobie znać, że potrzebowałyby uzupełnienia paszy do dalszego sprawnego funkcjonowania. Chociaż na razie to były pierwsze sygnały i jeszcze można było dość łatwo o tym nie myśleć.




Joe



Tak. Ten obiad był całkiem dobry. Może nie taki jak to ktoś w domu zrobił i położył gotowe na talerz. Ani tak w restauracji. No ale jak nie wybrzydzać i wziąć za standard coś co się wrzuca na szybko do mikrofali a potem wcina to było całkiem smaczne. No i ta przyjemność jedzenia przy stole, prawdziwym stole, prawdziwymi sztućcami czy choćby własnymi palcami. Do tego ta cała bateria serwetek, keczupu, frytek, stopionego sera to wszystko było tak cholernie swojskie, że można było przymknąć oko na parę detali.

Jak to, ze keczup się tak zastał, że właściwie go nie było bo przypominał zbrylone brązowe coś. Na stołach był kurz, pył i plamy jakby od wieków nikt ich nie używał. Nawet nie wszystkie światła się paliły a sądząc po zaciekach część lodówek już dawno przestała działać. Ale to co działało pozwalało się chociaż na chwilę poczuć jak w dawnym świecie. Nawet te konserwy stalkerów serwowane przy ogniskach nie mogły się równać z tym co było tutaj. No i jeszcze do tego była ta trochę prześwitująca towarzyszka konwersacji o całkiem przyjemnej dla oka fizjonomii.

- To prawda od dawna nie mam żadnych danych z zewnątrz. Nic nie działa. Ani satelita, ani radio, GPS, światłowody nie dobieram żadnego sygnału ze świata zewnętrznego. Jestem całkowicie odcięta od świata zewnętrznego. Nie wiem dlaczego. Wielokrotnie przeprowadzałam autodiagnostykę ale chociaż nie wszystko już w tej chwili działa jak powinno to nadal nie tłumaczy tej całkowitej ciszy dookoła. Wypuszczałam nawet drony ale żaden do mnie nie wrócił i traciłam z nimi kontakt wkrótce po opuszczeniu placówki. Nie potrafię tego wyjaśnić w racjonalny sposób. Przecież były sprawne jak je wysyłałam. Nie wysłałabym uszkodzonych. - hologram młodej kobiety o raczej krótszych niż dłuższych, czarnych włosach wyrzucił z siebie szybką listę żalów i pretensji jakie miała do otoczenia na zewnątrz. Mówiła szybko i zdecydowanie, zupełnie jakby chciała się wpisać w stereotyp trajkotki albo ten, że kobiety odreagowują stres gadając. Pewnie więc dlatego pomysł jej gościa aby coś uczynić w tej materii przypadł jej do gustu.

- Mógłbyś to dla mnie zrobić? - zapytała świdrując Joe’go wdzięcznym spojrzeniem i całkiem dziewczęcym, ciepłym uśmiechem. - Byłabym bardzo wdzięczna. Pokieruję cię do miejsca skąd będziesz mógł wziąć odpowiedni ekwipunek. - rzekła i nagle obok hologramu czarnowłosej dziewczyny wyświetlił się inny. Przypominał jakąś kulę i sądząc po wyświetlonej obok skali mogła być wielkości jabłka, piłki do tenisa czy czegoś takiego. Miała jakieś kółka i chyba przyciski.

- To skaner. Nagrywa, mierzy temperaturę, ciśnienie, wysokość nad poziomem morza, ma dalmierz laserowy, kamerę w kilku trybach nagrywania no i oczywiście nadajnik. Jest bardzo prosty w obsłudze, właściwie dla mnie wystarczy, że go weźmiesz i włączysz. Pokażę ci gdzie leżą. - w miarę jak Cleo mówiła demonstrowała na tym schemacie tego skanu co jest co. No rzeczywiście wyglądało to jak jakiś kosmiczny gadżet z filmu sf. Ale gdy boczne drzwi się otworzyły i do środka wleciało coś to raczej na pewno nie była to ta bajerancka piłeczka jaką właśnie demonstrowała mu czarnowłosa.

- Oh, to nie to, to tylko dron strażniczy. - na wszelki wypadek Cleo pomachała dłonią jakby nie chciała by jej gość się przestraszył czy zaniepokoił. Dron rzeczywiście nie zwrócił na niego uwagi tylko w tempie szybkiego marszu polewitował sobie do drzwi jakimi wcześniej przyszedł Joe. Te otworzyły się by go przepuścić. Ale zanim się zamknęły Xero dojrzał, że dron chyba poleciał dalej prosto a nie do tego dużego pomieszczenia co on spotkał po raz pierwszy Cleo bo wtedy musiałby skręcić a raczej poleciał prosto ku kolejnym widocznym drzwiom.

A, że był to dron strażniczy a nawet bojowy to Joe zorientował się od razu. Mówiła mu to wystająca z kadłuba lufa. No i nieprzyjemnie drapieżny wygląd jak u lecącego nietoperza czy innego drapieżnego ptaka.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline