Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-03-2020, 21:44   #44
Grave Witch
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację


Grupa Tyrusa

Sejanus poprowadził swoją grupkę uczniów do najbliższego z potworów, których główną bronią była trudna do zneutralizowania trucizna.
- To w sumie jest łatwiejsze niż by się wydawało - wyjaśnił, przyklękając przy ciele wędrowca. Potwór upadł na plecy przez co jego narośl zawierająca truciznę była doskonale widoczna. Podobnie jak strzała która w niej tkwiła.
- Tu zadanie będzie banalne - kontynuował castanic. - Strzała utknęła w esencji, co oznacza że wystarczy ją wyjąć. Zwykle jednak najpierw trzeba naciąć narośl - tłumaczył, jednocześnie wyjmując nóż i wykonując nacięcie, z którego natychmiast wypływać począł zielony płyn. - Teraz trzeba by tylko było wsunąć szczypce do środka i wyłowić esencję. My tego robić nie musimy - co mówiąc pociągnął za strzałą, która gładko wyszła z ciała wędrowca. Jej grot tkwił w czymś, co wyglądało jak pomarszczony, ciemnozielony orzech wielkości małej brzoskwini. - Teraz trzeba to tylko włożyć do sakwy - wyjął takową z kieszeni. Była to zwyczajnie wyglądająca sakiewka z czarnej skóry. Otworzył ją jedną ręką, drugą umieszczając w niej strzałę, a następnie korzystając z ochrony jaką dawała skóra, zsunął z grotu esencję.
- I to by było na tyle - zakończył demonstrację. - Jak chcecie to drugim możecie się zająć sami - dodał, podając sakiewkę Cassirze.


Dalsza droga minęła w miarę spokojnie. Nie licząc tej pierwszej potyczki, na potwory natknęli się jeszcze tylko na dwie podobne grupy składające się głównie z terronosów. Cassira w pewnym momencie zaczęła się bardzo źle czuć, zmuszając pozostałych do przyspieszenia. Rybka wspomogła towarzyszkę leczącym czarem co oczywiście pomogło, jednak tylko tymczasowo. Nim nastał wieczór, pogromczyni ponownie podupadła na zdrowiu. Powodu takiego stanu nikt nie był w stanie dojść, jasnym jednak było, że trzeba coś z tym zrobić. Na szczęście dojeżdżali już do obozu, w którym mieli spędzić noc. Istniała szansa na to, że ktoś będzie w stanie zrozumieć co też się działo z białowłosą.

Sam obóz nie należał do dużych. Ledwie sześć namiotów otoczonych palisadą i dwie naprędce zbudowane szopy. Na ich powitanie wyszedł postawny, czarnowłosy mężczyzna w lekkiej zbroi.


- Witajcie w obozie Dulari - powitał ich, a następnie wskazał miejsce, w którym mogli postawić wozy oraz gdzie mogli złożyć swoje rzeczy na noc.
- Wkrótce podamy kolację więc jak już będziecie gotowi to zapraszam do siebie - ruchem dłoni wskazał ozdobiony seledynowo-czerwonymi proporcami namiot.





Grupa księżniczki

Faran wraz z Hime zabrali się do zbierania łupów z potworów. Najważniejsza oczywiście była esencja z wędrowców, która znajdowała się w naroślach jakie “zdobiły” ich piersi. Księżniczka zdawała się wiedzieć dokładnie co robić i za zadanie obrała sobie nauczyć tego samego amana. Faran otrzymał więc szczypce, rękawice i wykonaną z czarnej skóry sakiewkę po czym musiał cierpliwie wysłuchać pouczeń Hime, odnośnie bezpieczeństwa w trakcie wykonywania tej pracy. Stojąca obok i przyglądająca się temu wszystkiemu Valeria, sprawiała wrażenie jakby jej coś bardzo poważnego dolegało. Jedną dłoń trzymała na brzuchu, a drugą zakrywała usta.

Po skończonej robocie i po pokonaniu ostatniego drzewca, ruszono dalej. Wkrótce napotkali Oktawa, który właśnie dobijał ostatniego ze swoich przeciwników. Wokół leżały ciała terronosów, świadczące o zażartej walce, jaka się rozegrała między nimi, a młodym wojownikiem. Ten ostatni, chociaż zwycięski, nie wyszedł ze starcia bez ran, którymi jednak szybko zajęła się Valeria. Nim ponownie ruszono w drogę, do drużyny dołączyła Sintri, przekazując Narshowi podobny woreczek do tego, który znajdował się w posiadaniu Farana.

Ich dalsza droga usiana była takimi właśnie potyczkami, jednymi większymi, innymi mniejszymi. Zdawało się, że im bliżej miejsca katastrofy tym więcej potworów nabierało ochoty na to by utrudnić im życie. Nie była to jednak jedyna rzecz, którą zauważyli. Z każdym kolejnym starciem czuli jak ich wiedza i doświadczenie rosną. Było to widoczne gołym okiem, wystarczyło spojrzeć na czas w jakim pokonywali przeciwników. Gdy więc w końcu nadeszła noc, chociaż zmęczeni, byli także zadowoleni. Tym bardziej, że Hime udało się zasnąć w siodle pantery więc przynajmniej można było na chwilę odetchnąć od jej ciągłego gadania.


Na obóz wybrano niewielką polanę znajdującą się w pobliżu dróżki, którą podróżowali. Polana tworzyła z nią swoisty trójkąt gdzie jedną krawędzią była droga, drugą przepływająca rzeka, a trzecią fragment starego muru, który dochodził aż do wzniesienia i dopiero tam opadał, poddając się działaniu czasu. Mur ten nie miał ani miejsca, ani powodu by go budowano w lesie, nie zmieniało to jednak faktu, że istniał i że to pod nim rozstawiono namioty.
Valeris od razu zajęła się przygotowaniem ognia. Narsh wraz z Sintri oddalili się nieco i podjęli zażartą dyskusję. Hime zaś, gdy się w końcu obudziła, wcale nie sprawiała wrażenia chętnej do tego by brać udział w obozowym życiu więc poszła do swojego namiotu aby, jak oświadczyła wyjątkowo nadąsanym głosem, zaznać należnego jej odpoczynku. Rils z kolei oświadczyła, że idzie sprawdzić okolicę, po czym zniknęła wśród drzew. Elfi czarodziej postanowił jej towarzyszyć. Nikt im w tym nie przeszkadzał.


 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline