Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-03-2020, 20:11   #123
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację

Healy początkowo nie miał czasu na przyglądanie się nowej siedzibie ekipy. Zresztą nie przejmował się takimi sprawami jak wygody. W końcu zorganizował sobie sanctum w opuszczonej fabryce z czasów rewolucji przemysłowej. Dla niego liczył się klimat… i jego siedziba dobrze z nim rezonowała. Nowa zresztą też mogła… ale nie miał czasu sprawdzić.
Bo musiał ruszyć w miasto swym stalowym potworem, wraz członkiem swojej Fundacji.
Mieli misję do wykonania.


Tomas nie był najlepszym towarzyszem podczas podróży, chociaż małomówność połączona z precyzją wyrażania myśli miała swe zalety. Patrick w krótkim czasie dowiedział się, iż owym mistrzem umysłu jego kobieta mieszkająca w mieście, czy raczej na miejskich ulicach - gdyż żyła jak bezdomna. Dowiedział się też, iż najprawdopodobniej jest w bardzo ciężkiej ciszy.
Czy można było oczekiwać lepszej pomocy? Pewnie i można, ale Irlandczykowi skończyły się opcje.
Pomoc w postaci wysokiej, zgarbionej kobiety odnaleźli ledwo kilkanaście metrów od parkingu. Żebrała pod lokalnym sklepem spożywczym, nerwowo kręcą głowa przez co wzbijała gęsty kołtun czarnych włosów w drgania - i zapewne generując entropiczne pole lotnych wszy wokół siebie. Nie wspominając o pchłach i pluskwach. Śmierdziało od niej okropnie mieszaniną fekaliów, brudu oraz stęchlizny. Widząc zbliżających się magów, uśmiechnęła się szeroko odsłaniając przegniłe dziąsła. Wyraz twarzy miała tak samo nieprzytomny jak wcześniej gdy próbowała wyrwać zakupy jakiemuś dziadkowi. Wyglądała na jedną z Opustoszałych, aż dziw że o niej wspomnieli w klubie. A może była Sierotą?
Patrick wyczuł napięcie po stronie Tomasa, mimo, iż nic zewnętrznego na to nie wskazywało. I chyba ból. Wielkie pokłady bólu i żałości. Mag śmierci po prostu cierpiał z każdą chwilą przebywania tutaj.
Podeszli do kobiety. Tomas dotknął ją lekko w ramię, jabby zwracając uwagę, którą na chwilę skradła im wrona grzebiąca w śmietniku.
- Alice - eutanatos zaczął powoli - możesz z nami porozmawiać? Mielibyśmy prośbę.
Kobieta ponownie uśmiechnęła się i wyciągnęła w stronę Patricka dłoń jakby prosząc o drobne, Healy wyciągnął więc portfel i wyjął dziesięć euro. Nie ma się co bawić w skąpca w obliczu lokalnej apokalipsy. Alice chwyciła jej jak sroka i zapakowała w poły luźnych szmat stanowiących niegdyś ubranie. Przyglądała się Irlandczykowi z chwilowym zaciekawieniem.
- Czego chciał?
- Śpiąca przeszła bardzo paskudne przeżycia… z mojej winy częściowo. Chciałbym… jej to usunąć z pamięci. - westchnął cicho Irlandczyk.
- Na co więc czekasz?
Kobieta jeszcze chwilę patrzyła na niego zaskoczona, po czym straciła uwagę i wróciła do żebrania pod sklepem. Patrick usłyszał za plecami ciężkie westchnięcie Tomasa.
- Na cud? Na kogoś kto potrafiłby to zrobić?- spytał retorycznie Healy.
Trzaśnięcie kurzej kości rozległo się za synem eteru, a po nim poczuł lekkie nuty magy. Kobieta na chwilę znieruchomiała.
- Alice - Tomas wyszedł do przodu - proszę. Ostatni raz, wiem, że możesz. Teraz proszę o rzecz naprawdę ważną…
Bezdomna odwróciła się w ich kierunku ponownie. Coś nieco bardziej poważnego widać było w jej oczach.
- To wszystko jak pył na wietrze.
- Być może…- zgodził się z nią Healy. -... ale nie jest w naturze maga poddawać się biegowi rzeczy.
- Może właśnie to jest mądrość - kobieta powiedziała po cichu - zaakceptować naturę rzeczy i płynąć z jej bezbłędnym cyklem.
- Gdyby natura chciała bym tak robił, to nie dałaby mi awatara.- wzruszył ramionami Irlandczyk. - Natura rzeczy jest taka, że jestem magiem i się nie poddaję. Taka jest moja natura.
- Zatem jest zła, co mały panie gnomie - bezdomna przykucnęła w stronę avatara Patricka stojącego u jego boku, jakby do rozmowy. I coś szeptała ni to do niego, ni to do siebie.
- Tu nie chodzi o filozoficzne dywagacje czy też o kwestię natury dobra czy zła. Tylko o życie, które trzeba naprostować. O winę i odwrócenie nieszczęścia.- Healy nie znał tej kobiety i niespecjalnie obchodziło go, co wepchnęło ją w tą ciszę. Tylko o pomoc bliskiej mu osobie.
Alice ciągle ignorowała Patricka, kończąc bełkotliwy szept z gnomem. Tomas wyglądał na odrobinę skołowanego, acz raczej przyzwyczajonego.
Ostatecznie bezdomna wyprostowała się i stanęła blisko Patricka. Za blisko. Czuł smród bijący od jej całego ciała oraz woń zgnilizny z twarzy, ubrań, włosów… W sumie to zewsząd.
- Konsekwencje nie powinny być tak tak łatwo odwracalne - wzrok Alice zdawał się być jeszcze bardziej mętny - ale wam coś powiem. Tomas..
Eutanatos zmrużył oczy słuchając kobiety.
- Dalej… wiesz - uśmiechnęła się - a to z czym walczycie… Oni są niemożliwi do zniszczenia. Są tak samo wieczni jak ten świat. Zawsze będą się wcielać, zawsze i zawsze, dopóki koniec nie nastąpi. Podziękujcie panu gnomowi.
Jej twarz zrobiła się ponownie głupio-beznamiętna, a po chwili wraz z dziwnym odgłos wraz ze smrodem obwieścił im, iż Alice postanowiła zakończyć rozmowę zrobieniem w gacie.
Tomas poczerwieniał ze wstydu.


Pierwszy pub jaki znalazł się polu widzenia powracających magów, sprawił że Healy niemal odruchowo skręcił i zatrzymał się. Zaproponował eutanatosowi jednego strzemiennego, albo nawet dwa na zrelaksowanie się po “misji”. Na co ten z ulgą się zgodził. Pub nie wyróżniał się niczym szczególnym. Piwa sprzedawał miejscowe i markowe. Był pustawy o tej porze, co też ułatwiało sprawę magom. Zamówienie kufelków, zajęcie miejsca, narzekanie na pogodę i miasto. Nastąpiło rozluźnienie nastrojów i Healy zaryzykował.
- Mentorka?
- Kochanka - Tomas skrzywił się - ale mentorka też.
- Koch…- to akurat było ciężko przełknąć Irlandczykowi.-... acha. I… czy… bo u nas w Belfaście poszkodowanymi magami się opiekują Chórzyści. Czemu ona… tu i bez opieki?
- KIedyś wyglądała lepiej.
Tomas spojrzał na Patricka na moment tak nienawistym wzrokiem, iż Patricka przeszły znajome ciarki po plecach zwiastujące rozróbę z kimś naprawdę groźnym. Trwało to jednak ledwo rejestrowalną chwilę.
- Temu się tutaj przeprowadziłem. Jestem tutaj dłużej, raczej z doskoku. Zaglądałem tu na tydzień co kilka miesięcy, nie przejmując się miastem. Widzisz… ona nie chce. Nawet sam nie wiem czy to do końca cisza. To nie jest Jhor, nie w tym sensie co znam. Potrafię ją trochę otrzeźwić, ale… - widać, że brakowało mu słów - to jest jej drogą do wstąpienia. Odmieniło się jej.
- Myślisz, że to wpływ obecności tych niezniszczalnych?- zapytał Patrick sącząc piwo.
- Nie, to zaczęło się dawno, gdzie indziej - Tomas dopił resztę piwa z dna kufla - parszywa karma. Ale chyba powiedziała nam coś ważnego.
- Że są niemożliwi do zniszczenia. Co nie oznacza, że nie da się ich pokonać. Zwycięstwo wszak nie musi nastąpić przez całkowita anihilację. Wystarczy zaprojektować więzienie.- ocenił sytuację Irlandczyk.
- Że muszą się wcielać - Tomas wyglądał na kogoś, kto musi zająć myśli innym tematem niż swoja mentorka - Iwan opowiadał, że nie widział dobrze ducha tego stwora przy węźle, po zniszczeniu ciała. Czyli to odpada… Takie rzeczy zwykle wypędza się za horyzont…
- A nie wiedzieliśmy tego? Przecież po to sabatnicy próbowali porwać verbenę… na mieszkanie dla jednego ze stworów.- zadumał się Patrick.
- Nie wiem czy na mieszkanie - eutanatos wyglądał na skupionego - oni też mogą mieć z tym problem. Sabat ma swoje ideały, i chociaż są to ostatnie skurwysyny to oficjalnie lubią się przedstawiać jako wrogowie starszych wampirów czy demonów. Wielu może być nie w smak taka współpraca, do tego odbierająca im władzę.
- Mam wrażenie, że stwory wolą osobiste podejście do sług. Tak zwerbowali naszego zdrajcę. Przypuszczam że podwładni tutejszego zdrajcy nie wiedzą wszystkiego na temat jego planów.- zamyślił się Irlandczyk.
- Możliwe… wiesz co… - Tomas zamówił drugie piwo - oni może chcą umrzeć?
- Planuję zrobić pocisk grawitacyjny. Po wbiciu się w cel powoduje… zwiększenie siły ciążenia wokół środka ciężkości celu. Nie powinno ich zabić, ale zamknie w niekończącym się cyklu regeneracji niszczonego przez ciążenie ciała. - zamruczał cicho Irlandczyk i zasępił się.- nie wiem czy coś takiego jestem w stanie zrobić, ale pokombinuję.
- Znałem maga który próbował coś takiego na cyborgu unii. Trzy razy się udało.
- Jak znajdę czas to pokombinuję nad szczegółami.- odparł Patrick zamyślony.- Sądzę, że przygotują się na te sztuczki, które na nich zastosowaliśmy więc powinniśmy mieć nowe niespodzianki dla nich.
- Przykro mi z powodu dziewczyny - Tomas powiedział z ponowną dawką chłodu - naprawdę.
- Mi też.- westchnął ciężko Patrick.- Gdybym wcześniej wiedział w co wdepniemy unikałbym angażowania się.
- Nie powinniśmy odcinać się od Śpiących. Przerabiałem to już.
- Może w normalnej sytuacji tak, ale to jest pole bitwy… - Irlandczyk inaczej patrzył na tą sprawę.
- Pół życia spędziłem na podobnych bitwach. Za szybko traci się kontakt z resztą, po prostu. To częsta choroba mojej Tradycji.
- Szczerze powiedziawszy spodziewałem się tu nudy.- odparł Patrick.- Zadupia które nie interesuje Technokracji… miejsca gdzie magowie są zsyłani na zapomnienie.
- Coś nie wyszły nam wakacje - eutanatos podniósł kufel w niezręcznym geście toastu.
- Oj tak.- zaśmiał się Healy zderzając kufel eutanatosa ze swoim.


Oczywiście nowa siedziba nie nadawała się od razu do swobodnego zamieszkania. Wcześniej były to kilka biur, a jeszcze wcześniej mały hotel który splajtował - sądząc po zapachu mebli w piwnicy, meble znalazły się tam zaraz po zimowych Igrzyskach. Od czego była jednak magya w ich rękach… No, prawie każdego. Wirtualna Adeptka z racji na zakumulowany paradoks służyła głównie jako koordynator wystroju oraz szybkiego remontu. Trzeba było przejrzeć instalację elektryczną, zmierzyć wymiary pomieszczeń, odnowić meble oraz kupić nowe.

 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 14-03-2020 o 19:35.
abishai jest offline