Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-03-2020, 09:43   #63
Dedallot
 
Dedallot's Avatar
 
Reputacja: 1 Dedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputacjęDedallot ma wspaniałą reputację
Dziewczynka cofnęła sztylet i uśmiechała się słodko ukazując perłowe ząbki.

– Powiedział tym jak karawana dotarła na spotkanie z Cesarzem otrzymaliśmy informację, że Ty wraz z towarzyszami masz przybyć nazajutrz. Gdy jednak przybyły tylko bardki z goblinim lekarzem i jego żoną informując o ataku dzikich, Cesarz niezwłocznie posłał mnie z odsieczą. Najpierw spotkałam się z kobietą zwaną Druidką, a następnie po śladach napastników dotarłam tu. Ukryłam ekwipunek w zaroślach, a potem stworzyłem pierwszy przyczółek po tamtej stronie strumienia metodą goblinów z plemienia Czarciej Ziemii i podsłuchiwałam rozmów tutejszych. Gdy ustaliłam, że nie ma bezpośredniego zagrożenia twojego życia, postanowiłam zaczekać na dogodny moment i cię odnaleźć, a następnie eskortować. W tym celu stworzyłam drugi przyczółek, jednak, gdy sama przybyłaś nad strumień, podjęłam próbę kontaktu.

Poczułam ogromną ulgę, że moi kompani byli już bezpieczni wśród cesarskiego wojska.
- Dziękuję ... - powiedziałam nieco zmieszana bo nie spodziewałam się, że sam Cesarz po mnie pośle. Widziałam po sposobie w jaki porusza się "Jedynka", że jest wybitnie wprawnym skrytobójcą. - Ja jestem już bezpieczna - powiedziałam, choć powinnam dodać "raczej" do tej wypowiedzi. - O świcie pozwolą mi odejść z wioski. Ale proszę cię, żebyś wróciła do Druidki i ostrzegła ją przed atakiem jaki dziś po zmroku chce przypuścić ten klan. Próbuję temu ze wszystkich sił zapobiec, ale nie wiem czy mi się uda. Musisz jej przekazać, że ja każę Druidce uciekać stamtąd.

– Przykro mi, ale nie ma takiej możliwości. Moim zdaniem jest zapewnienie tobie bezpiecznej drogi do cesarza. Życie innych nie ma znaczenia dla mojej misji. Jeśli zatem pozostaniesz tu do poranku, i ja pozostanę w pobliżu. – Uśmiechnęła się słodko.

– Gdyby nie fakt, że błotne Chochliki nie istnieją… przysiągłbym, że jeden chciał mnie zabić – Rzucił Falris odzyskując wreszcie głos.

- Ciesz się, że zapytała mnie o zdanie, zanim poderżnęła ci gardło... - odparłam elfowi, na jego komentarz.

Chciałam ją jakoś przymusić, ale zauważyłam, że muszę jakoś dobrze dobrać słowa by elfka moją prośbę ujęła w swojej misji chronienia mnie.

- Jeśli nie pójdziesz do Druidki i nie przekażesz jej moich słów to ja zrobię to osobiście. Wtedy wszystkie elfy w tym klanie rzucą się w pogoń za mną i zabiją mnie choćbyś nie wiem jak się starała, więc nie będziesz miała szans wypełnić swojej misji i zawiedziesz Cesarza - użyłam pokrętnej logiki. - A jak pójdziesz, to ja zostanę i wtedy wypełnisz misję - mówiłam powoli, żeby dotarł do niej przekaz jaki niosły moje słowa.

– Moim zadaniem jest sprowadzić cię prosto do cesarza, więc jeśli zdecydujesz się iść do tej kobiety będę musiała cię obezwładnić – Wyjaśniła.]

Jej prostota mnie zagięła. Próbowałam sobie przypomnieć co o tej chwili mówił mi Dedal. Chyba, że będzie trudno, ale czy niemożliwie?

- Falris! - natchnęło mnie. Spojrzałam na elfa i uśmiechnęłam się. - Znasz drogę do domu Druidki? - zapytałam go patrząc mu prosto w oczy.

– Znam – Odpowiedział natychmiast. – Ale jej niedźwiedź mnie zeżre zanim zdążę dotrzeć do drzwi jej chaty.

- Został ciężko raniony gdy mnie pojmano... Jeśli Druidka go utrzymała przy życiu to nie będzie i tak w stanie utrzymać się na łapach - skierowałam wzrok na Jedynkę. - Widziałaś niedźwiedzia u kobiety w chacie? - zapytałam ją by się upewnić czy to o co proszę sprawiło by mu niebezpieczeństwo.

– Potwierdzam, niedźwiedź był ranny, ale chodził o własnych siłach – Odpowiedziała brudna od błota elfka.

– No dobrze… ale czy ona nie zarżnie mnie na sam widok skoro moje plemię ją napadło? – Zawahał się. – Cholera… mała, nie możesz pomóc w potrzebie? – Zwrócił się do dziewczynki. – Chcemy tu kogoś ratować.

– Nie mam prawa zmieniać rozkazów cesarza.

– A jakby cesarz wiedział, że zagrożone jest życie niewinnej osoby, która bezinteresownie pomagała innym?

– Wtedy wydałby inny rozkaz – Uśmiechnęła się perliście. – Ale nie wydał, dlatego muszę wykonać ten rozkaz, a jeśli spróbujesz stanąć mi na drodze, będę zmuszona cię zneutralizować.

Na te słowa Falris cofnął się o krok.

Popatrzyłam na mojego towarzysza ze zbolałą miną na nieugiętość Jedynki.
- Druidka wpuści cię jeśli pójdziesz jako mój posłaniec. Na dowód dam ci mój medalion... Ale chyba faktycznie... - pokręciłam głową. - Muszę z tego zrezygnować. Zbyt ryzykowne dla ciebie - powiedziałam z powagą do Falrisa. - I tak muszę stawić czoła twojej matce.

– Czy mam przedostać się do obozu i zapewniać ci ochronę? – Zapytała Jedynka.

– Może gdybym nie wyglądał jak… czekaj… a jak byśmy odzyskali twoje ubranie? Ktoś na pewno je ma! – Stwierdził nagle. – Pewnie to były jakieś kobiece ubrania, ale trudno… jak druidka zobaczyłaby mężczyznę w takim stroju jest szansa, że nie ucięłaby mi głowy.

- Zostały spalone - pokręciłam głową. - Nie, to nie był dobry pomysł. Z resztą, jak mnie twoja matka otruje to ty jedyny będziesz w stanie mi pomóc…

– Cholera… no to co teraz? Z tego chochlika i tak nie ma na razie żadnego pożytku – Rzucił spoglądając na dziecko.

- Wyjdź w takim razie z obozu i wypatruj mnie o świcie - powiedziałam do Jedynki. Wystarczająco znając już jej poglądy, zaczęłam się obawiać, że może zechcieć mnie "obezwładnić", cokolwiek to znaczyło w jej terminologii, gdy będę pchać się w kolejne problemu, które musiałam przebrnąć, żeby osiągnąć zamierzony przez siebie cel.

– Chcesz uratować tą druidkę… – Wtrącił się Falris. – Zabicie mojej matki nic nie da… zabicie wodza to przesada. Muszę pomyśleć. – Powiedział i odszedł na bok.

– Ufasz mu? – Zapytała dziewczynka.

- Tak - odpowiedziałam bez zawahania. - O świcie będzie mi towarzyszył on i niziołka - uprzedziłam ją.

– Dlaczego chcesz ratować tą kobietę? – Zapytała po chwili.

Chwilę szukałam krótkiego określenia na to kim dla mnie jest. Mimo wszystko nadal będę czuła szacunek do Garadiela i za wszelką cenę zamierzałam ratować jego córkę przed śmiercią.
- Bo jest mi jak rodzina - odparłam jej.

– Rodzina… – Powtórzyła to słowo, jakby smakowała każdą sylabę. – Umarłabyś dla niej? – Zapytała nagle.

- Już dwa razy było blisko a i przy trzecim razie nie zawaham się - odpowiedziałam jej.

– Dobrze – Powiedziała. – Czekam na was po zachodzie słońca.

– Hej… – Zawołał Falris na chwilę odwracając twoją uwagę od dziecka.

- Idź - powiedziałam do Jedynki i odwróciłam się w kierunku towarzysza. - Tak?

Uświadomiłaś sobie nagle, że odwrócenie wzroku na Falrisa na zaledwie chwilkę wystarczyło, żeby słowo “Idź” zostało już wypowiedziane w powietrze. Zauważyłaś jedynie falującą wodę w strumieniu.

– Gdzie chochlik? – Zapytał, ale zaraz wrócił do tematu. – Mam pewien pomysł, który może zadziałać, ale musiałabyś być miła dla mojej matki, żeby uśpić jej czujność.

- To może być trudniejsze - zaśmiałam się. - Ale powiedz co masz na myśli.

– Użyć na niej jej własnej broni… jej własnej trucizny. Pokazać niemoc szamanki i kiedy będzie na to podatna włożyć jej w usta odpowiednie słowa – Powiedział. – Podczas uczty.

Skrzyżowałam ręce przed sobą i rozważałam czy jest możliwe wykonanie tego.
- Dobrze... - rozłożyłam ramiona. - Zrobię jak mówisz. Może w końcu na coś moja szlachetna krew się przyda i wykaże się z niej zdolnością do tworzenia intryg…

– A co z chochlikiem? Ona mnie niepokoi… – Stwierdził.

- Dlatego odesłałam ją z dala od obozowiska - wyjaśniłam. - Lepiej, żeby swojej prostej logiki nie wprowadziła w życie, krzyżując nasze plany jak mnie "obezwładni".

– Swoją drogą… skąd wzięli takiego chochlika? – Rzucił.

- Nie wiem, ale na pewno jest jednym z niezliczonych sług Cesarza - odparłam mu, już bez ociągania się, bo elfka i tak zdradziła do kogo ma mnie zaprowadzić.

– Ale to dziecko… Choć raczej nieobliczalne… – Westchnął.

- Mnie nie pytaj, wiem pewnie o świecie mniej niż ty - odparłam na to i skierowałam ku osadzie. - Czas na mnie. Mam iść sama czy będziesz mi towarzyszył podczas spotkania z twoją matką? - zapytałam.

– Będę w pobliżu, ale na spotkaniu nie mogę być jeśli plan ma się udać. Bądź czujna, nie pij ani nie jedz nic co od niej dostaniesz, a i dotyku unikaj w miarę możliwości.

- Dobrze, będę pamiętać o twoich radach - uśmiechnęłam się lekko i przeczesałam palcami włosy, układając je na lewy bark. - I spróbuję być miła - odetchnęłam głęboko i ruszyłam przed siebie, by wrócić do swojego namiotu, gdzie powinna czekać na mnie szamanka.

Rozstaliście się nieopodal namiotu. Elf na moment chwycił cię za dłoń, spojrzał ci w oczy i skinął, dając do zrozumienia, że będzie w pobliżu, gotów zareagować.

Szamanka rzeczywiście czekała w namiocie, a niziołka czekała przed wejściem.

Sprawdziłam czy kościany nóż towarzyszy u mojego boku, a po tym nie było już powodu by dłużej zwlekać, więc ruszyłam do środka.
- Zostań na zewnątrz - nakazałam Amelii i po przybraniu obojętnego wyrazu na twarzy, weszłam do swojego namiotu.

– Kazałaś mi długo czekać – Powiedziała siedząca ze skrzyżowanymi nogami kobieta.

- Zmycie z siebie krwi Arkhama chwilę mi zajęło - odparłam w tonie wyjaśnienia swojego spóźnienia i podeszłam do paleniska. Usiadłam w klęczki przy nim, po przeciwnej stronie do tej gdzie siedziała matka Falrisa.

– Nie masz dzieci… wyglądasz na zbyt młodą i zbyt niedoświadczoną, żeby zaznać smaku macierzyństwa. – Rzuciła. – Jednak czy wiesz do czego zdolna jest matka by chronić swoje dziecko? – Zapytała.

W ostatniej chwili powstrzymałam się by nie powiedzieć co miałam na języku.
- To prawda, nie wiem jak to jest mieć potomstwo - uprzejmie zgodziłam się z jej spostrzeżeniem.

– Wiesz natomiast jak je odbierać – Powiedziała. – Arkhan był moim synem, tak jak Falris, który wziął twoją stronę.

Może mówiła prawdę, może łgała jak z nut. Nie miało dla mnie znaczenia. Dla mnie rodzicielska miłość była abstrakcyjnym pojęciem.
- Dla ciebie był synem, dla mnie nikim innym jak wrogiem, który stał mi na drodze - odparłam na to, bez cienia współczucia dla jej straty. - Jednakże niepotrzebnie mój gniew, który ku niemu był skierowany, udzielił się również tobie - skinęłam jej głową w geście przeprosin.

– Publicznie oskarżyłaś mnie o coś co jest największą możliwą zbrodnią przeciw honorowi naszego ludu… – Stwierdziła chłodno.

- Jestem człowiekiem, chyba pierwszym w historii, który dostąpił honoru stania się członkiem klanu i otrzymał od wodza imię - zaczęłam. - Lecz wasze zwyczaje dopiero poznaję. Jak już mówiłam, gniew przepełniał mnie i dopiero zabicie tego który go wywołał, sprawiło, że na powrót zaznałam spokoju ducha. Za śmierć Arkhana przepraszać nie będę, za to za słowa które wtedy wypowiedziałam, jak najbardziej.

– Nie jesteś pierwszym człowiekiem ani nieelfem przyjętym do plemienia. – Rzuciła. – A poza tym wiem, że kłamiesz. Wiesz, że pomagałam Arkhanowi, bo Falris ci powiedział, a ja potwierdzam, że rzeczywiście to robiłam – Westchnęła. – Tego co ci teraz powiedziałam, o tym, kim był dla mnie Arkhan nie wie nikt żyjący oprócz ciebie i mnie, sam Arkhan też nie wiedział, że to moje łono opuścił. Czy wiesz dlaczego ci to mówię? – Spojrzała na ciebie wbijając w ciebie wzrok.
 
__________________
Czy widział ktoś Ikara? Ostatnio kręcił się przy tamtych nietestowanych jetpackach...
Dedallot jest offline