Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-03-2020, 12:00   #465
Ombrose
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację



Śnieg opadał na Trafford Park. Drzewa pozbawione liści poruszały się zgodnie z powiewem delikatnego wiatru. Wysokie, rozłożyste iglaki pozostawały zielone, choć opadająca biel starała się zagłuszyć ich naturalny kolor. Alice rozglądała się dookoła. Praktycznie nie poznawała rezydencji. Tonęła w białych światełkach. Najróżniejsze ozdoby znajdowały się tam, gdzie ich wcześniej nie było. Rzeźby reniferów, lampy śnieżynki, choinki… Bez wątpienia załoga rezydencji nie odpoczywała przez tych kilka ostatnich dni. Nawet droga z jeziora była odśnieżona i wyłożona światełkami. To było cudowne i urocze… Kompletnie nie pasujące do tego, co Harper przeżywała ostatnimi dniami. Udało jej się wrócić z Islandii do Manchesteru. Umyła już się i przebrała. Została jeszcze godzina do oficjalnego rozpoczęcia balu, więc Alice miała trochę czasu. Ruszyła więc na drobny spacer dookoła posiadłości, aby spojrzeć na te wszystkie piękne przystrojenia…
- Pani Alice! - przywitał się z nią Russel Windermere.
Ogrodnik klęczał przy jednej z dróg.
- Czy mogłaby mi pani pomóc ulepić jeszcze kilka śnieżek? - zapytał. - Bo mnie już łupie w krzyżach, a pani Esmeralda zażyczyła sobie podświetlonego śniegu wzdłuż dróg. Moi synowie zajmują się czymś innym… Miło widzieć panią u nas - uśmiechnął się. - Choć przygotowania do balu nie dawały nam zbyt dużo czasu do tęsknienie, oj nie. Co to, to nie.


Alice czuła się odrobinę odrealniona. Nie miała nastroju na Wigilię, ani świętowanie. Pragnęła zamknąć się w swoim pokoju i spróbować przeżyć jakoś resztę tego dnia.
Obserwowanie pięknego wystroju posiadłości jednak nieco koiło jej nerwy. Zdołała się rozluźnić, choć trochę.
- Ile potrzebujemy jeszczę śnieżek? - zapytała. Miała już zapleciony warkocz i nałożony makijaż, nie chciała, by wszyscy goście oglądali jej nieco posiniaczony policzek, czy delikatne cienie pod oczami wywołane zmęczeniem. Zgarnęła nieco śniegu w białą rękawiczkę i zaczęła lepić śniegową kulkę.
- O tu tylko, do końca alejki. To dwa metry. Z trzydzieści kulek. Raz dwa to ulepimy - powiedział. - Czy już rozmawiała pani z panią Esmeraldą? Nie daje tego po sobie poznać, ale jest trochę zestresowana. To naturalne, jest gospodynią i odpowiada za powodzenie tej gali - rzekł. - Proszę jej powiedzieć, że wszystko dobrze pójdzie. Bo mnie w ogóle nie słucha.
- Oczywiście, porozmawiam z nią… Już wcześniej zamieniłyśmy parę słów, ale jeszcze za moment do niej wrócę… - ‘W końcu miała mi pomóc założyć suknię’, dodała do siebie w myśli Alice. Na razie miała na sobie jeszcze, co prawda eleganckie i schludne, ale zwykłe ubranie. Za moment jednak powinna już pójść do środka by przebrać się i zacząć przygotowanie do balu. Patrzenie na te wszystkie śliczne ozdoby niemal wyciskało łzy z jej oczu...

Zajęła się lepieniem śnieżek i starała się nie myśleć o niczym, tylko o samym ruchu kulkowania śniegu i układania go w kupki, aby oświetlić ścieżkę.
- Już skończone - powiedział Russel. Tak schował kabelki, żeby nie były widoczne na pierwszy rzut oka. - Już robi się ciemno. To może ja też założę garnitur. Pani Esmeralda powiedziała, że nas również oczekuje na balu. Choć dziewczyny będą obsługiwać gości, to ja i chłopaki moje usiądziemy sobie w kącie i coś wypijemy. Mamy tylko nie przynosić wstydu. No to zostawię dłubanie w uchu w domu - zażartował i zaśmiał się głośno.
- To dobrze, że spędzimy święta wspólnie… To będzie na pewno miłe doświadczenie - powiedziała Alice i wyprostowała się. Otrzepała rękawiczki ze śniegu i rozejrzała się. Ścieżka wyglądała naprawdę pięknie. Ruszyła nią z powrotem do posiadłości. Obiecała Esmeraldzie, że założy sukienkę od niej, musiała więc znaleźć panią domu… Oraz kreację, którą jej chciała zaproponować. Spodziewała się, że zastanie ją w jej sypialni.

Esmeralda była jeszcze w szlafroku. Siedziała przy sekretarzyku i spoglądała na swoje odbicie w lustrze. Wyglądała cudownie. Czarne, gęste włosy opadały puklami dookoła jej głowy. Sięgał jej do łopatek. Były rozczesane i znajdowały się w nich drobne, białe perełki, które wcześniej umieściła Martha. Teraz Esmeralda poprawiała czarną kreskę dookoła oczu. Na powieki miała nałożony srebrny cień, który przechodził w jasny fiolet. Alice skojarzyło to się z białą czekoladą ze śliwkowym nadzieniem, którą poczęstowała ją Martha. Usta również zdobił fiolet. Choć błyszczyk miał dużo ciemniejszy kolor, pasujący do dojrzałej urody Esmeraldy.
- Powiedz mi, moja droga - rzekła, kiedy Alice weszła do środka. Nie spojrzała na nią jednak. - Najlepsze kolczyki to będą zwykłe białe perły, prawda? Będą pasować do tych w moich włosach. Chociaż kusi mnie, żeby założyć kolczyki z ametystami. Fioletowe, będą pasowały do kolii z ametystów. Chociaż mogę ubrać też naszyjnik z białych perełek. Nie chcę wyglądać jak pajac, ale z drugiej strony cała w perłach… czy to nie jest zbyt konserwatywne? - zapytała.
- To zależy jaką zamierzasz założyć do tego suknię - odpowiedziała Alice i podeszła nieco bliżej. Ściągnęła z siebie płaszcz i zamknęła drzwi. Podeszła bliżej i stanęła tuż obok Esmeraldy i lustra, przed którym siedziała. Obie wyglądały dobrze, choć Esmeralda miała już na sobie biżuterię i zaczynała wyglądać jak prawdziwa uczestniczka balu. Alice tymczasem dopiero zaczynała przygotowania.

Esmeralda pokazała jej białą suknię na manekinie.
- Mam nadzieję, że nie będę wyglądać jak panna młoda - powiedziała. - Wbrew pozorom wcale nie jest aż tak łatwo znaleźć białe suknie, które nie wyglądają jak suknie ślubne. Co o niej sądzisz? - zapytała. - Mam nadzieję, że damy nie zignorują dress code’u. To byłoby niewiarygodnie niegrzeczne, gdyby nie przyszły w bieli - powiedziała oschłym tonem, którego używała, kiedy była zdenerwowana. Potrafiła to świetnie ukryć chłodem, ale Alice nauczyła się, jak dostrzegać jej emocje.
Alice przyglądała się chwilę sukni, po czym przyjrzała się biżuterii.
- Perły będą lepiej pasować… Choć… Załóż te z ametystem. Podkreślą twój makijaż, a też nie będą odstawać od kompozycji - powiedziała i podparła jedną dłonią biodro.
- Perły w moich włosach będą pasować do sukienki, a ametysty do makijażu, prawda? - zapytała. - Myślę, że wszystkie kobiety założą perły, a nie chcę zlać się z tłumem. Z drugiej strony mama zawsze mówiła, żeby nie łączyć dwóch różnych typów biżuterii, o ile nie chcesz z siebie zrobić choinki. No cóż, mamy święta… mogą być choinką… - powiedziała, zakładając kolczyki.
Następnie wstała i uśmiechnęła się do Alice. Powabnym ruchem ramion zsunęła z siebie szlafrok. Wnet stanęła przed nią kompletnie naga. Ruszyła w jej stronę powoli. Położyła dłonie na biodrach Harper.
- Cieszę się, że do mnie wróciłaś - rzekła.
Harper przesunęła po niej wzrokiem, a po chwili ten powrócił do jej oczu.
- Też cieszę się, że wróciłam - powiedziała i zagarnęła jedną ręką Esmeraldę, głaszcząc ją po plecach.
- Czy chcesz fioletowy ślad mojej szminki na swoim ciele? Bo mogę podarować ci taką biżuterię - uśmiechnęła się lekko, żartując. A może to wcale nie były żarty?
- O ile nie będzie przebijał przez biel sukni, którą dla mnie przygotowałaś - odpowiedziała Alice i przechyliła głowę z lekkim rozbawieniem. Zdołała sobie wyobrazić jaką przyjemność sprawi Esmeraldzie świadomość, że cały wieczór będzie gdzieś na ciele nosić jej pocałunek.
Harper miała na sobie czarną, rozciągliwą sukienkę do kolan. De Trafford chwyciła jej dekolt i nieco pociągnęła go do dołu. Następnie nachyliła się i pocałowała jej prawą pierś tuż nad biustonoszem. Nie powinno to być widoczne po założeniu sukni. Esmeralda spojrzała na swoje dzieło. Jej usta odbiły się równo, nie rozmazały się.. wyglądało to całkiem estetycznie… i podniecająco.

- Najpierw ty pomożesz mi ubrać się, skoro już jestem naga - powiedziała. - A potem ja pomogę tobie - zadecydowała, puszczając jej dekolt.
Rudowłosa kiwnęła głową. Zerknęła na odcisk ust na swoim biuście. Następnie zerknęła na piękną suknię, którą Esmeralda przygotowała dla siebie.
- Poczekam więc, aż będziesz gotowa, by ją na siebie włożyć… - powiedziała spokojnym tonem, a gdy nastał ten moment, zdjęła ostrożnie suknię z manekina i pomogła de Trafford odziać się w nią.
Alice skończyła wiązać gorset, potem wygładziła fałdy materiału. Esmeralda miała wyprostowaną, piękną sylwetkę i suknia wyglądała na niej jeszcze lepiej, niż na manekinie. Wyglądała jak prawdziwa królowa zimy. Stanęła przed wielkim lustrem. Harper znajdowała się tuż za nią.
- Jak wyglądam? - zapytała de Trafford.
- Wspaniale. Jak królowa - powiedziała Alice, komentując szczerze co widziała. Ciemne włosy, wetknięte w nie perły, subtelny makijaż i fioletowe akcenty, razem z bielą kreacji, tworzyły wspaniałą całość. Harper uśmiechnęła się lekko.
De Trafford uśmiechnęła się.
- Wspaniale - Alice powtórzyła ciepłym tonem i wyszła z kadru, by Esmeralda mogła się dokładnie cała przejrzeć.
Obróciła się dwa razy dookoła własnej osi. Spojrzała na delikatne rękawiczki, które sięgały aż do łokci. Następnie nieco wyciągnęła nogę, żeby spojrzeć na piękne, nieco opalizujące buty. Były białe, ale kiedy światło padało na nie pod odpowiednim kątem, zdawały się mieć tęczowy poblask. Alice czuła ciężkie tysiące funtów, które Esmeralda “zainwestowała” w same szpilki. Nie mówiąc o sukniach, ozdobach… i głównej sali, do której Alice jeszcze nawet nie została wpuszczona.
- Wybierzesz tę suknię, którą dla ciebie przygotowałam? - zapytała. - Czy może kupiłaś po drodze jakąś własną?
- Nie miałam czasu, choć gdybym chciała wybrać coś innego, może i bym go znalazła… Ale ja chcę założyć suknię którą dla mnie wybrałaś, dlatego nie szukałam innej. Pokaż mi ją - poprosiła spokojnym tonem. Spojrzała chwilę dłużej na Esmeraldę, a potem splotła dłonie przed sobą, czekając.
De Trafford podeszła do jednego z okien. Stał przy nim manekin zasłonięty materiałem. Esmeralda ściągnęła go i spojrzała na Alice, odsłaniając tym samym suknię.
- Jak ci się podoba? - zapytała. - Jak widzisz, koronka zakrywa dość dużo, biegnie aż do szyi. Boję się, że wykluczyłam przez to całkiem dużo rodzajów biżuterii… w ogóle o tym nie pomyślałam, kiedy kupowałam. No ale cóż, to ty zdecydowałaś się włóczyć po Islandii i szukać rekrutów, zamiast przypilnować dużo ważniejsze kwestie - Esmeralda zażartowała, jednak brzmiało to, jakby miała delikatny wyrzut… choć nie do końca.
- Nie szkodzi… Po prostu założę srebrne, długie kolczyki, bez naszyjnika. Jest piękna… - suknia nie miała tego królewskiego nastroju co kreacja Esmeraldy, ale przywodziła jej na myśl śnieżynkę, albo księżniczkę. Dzięki rodzajowi materiału, akurat miała białe rękawiczki, które pasowały do całości, więc nie będzie musiała pokazywać protezy palców, czy blizny po Isle of Man.
- Myślę, że z kolczykami możesz zaszaleć, skoro nie będziesz miała naszyjnika. Ja bym postawiła na coś przykuwającego uwagę i awangardowego. Pozwolę ci wziąć coś z mojej kolekcji - powiedziała. - Może to być srebro, ale będziesz wyglądać bardziej zjawiskowo z jakimś szlachetnym kamieniem. Może też być ametyst, a może szafir… Błękit i ogólnie rzecz biorąc niebieski pasuje do śnieżnego motywu jak najbardziej… - zawiesiła głos. - Ale jeśli chodzi o samą suknię...
- Załóżmy ją… Zbliża się czas, byśmy zajęły się gośćmi… Ja pozbieram tych, którzy już są w domu, a ty jako pani domu… Zajmiesz się rzeczami, którymi pani domu się zajmuje - powiedziała i uśmiechnęła się do niej lekko. Zsunęła z siebie czarną sukienkę. Suknia od Esmeraldy była tak skonstruowana, że [url=https://i.imgur.com/TvjuHJ9.jpg]biała bielizna[url], którą Alice miała na sobie pasowała. Czekała teraz, aż de Trafford zauważy co nosiła. W międzyczasie wyjęła z torebki zakolanówki i założyła je, bo wcześniej nie pasowały do odzienia, ale teraz mogła je wdziać. - Tylko buty zostawiłam u siebie, ale też mam takie, które będą pasować… - dodała i uśmiechnęła się. W końcu wyprostowała się i zerknęła na Esme. - Jak ci się podoba? - zapytała.
- Chcę, żebyś to wszystko ubrała, bo potem chcę rozbierać cię z tego wszystkiego - de Trafford uśmiechnęła się lekko.
Następnie podeszła do drzwi. Otworzyła je przeszła do swojej garderoby. Było to pomieszczenie dwa razy większe od samej sypialni. Nie było niezwykle ozdobne. Znajdowały się tutaj głównie rury ze strojami zawieszonymi na nich. Każdy jeden był opakowany w folię, która chroniła przed kurzem. Esmeralda ruszyła jednak dalej w stronę szafki znajdującej się obok sejfu. Otworzyła ją i zaczęła wertować pudełeczka, które były posegregowane kolorami znajdujących się w środku kamieni.
- Co powiesz na to? - zapytała de Trafford, podając jej pudełeczko. - To akwamaryna. Kamień szlachetny będący odmianą berylu, jeśli dobrze pamiętam.
- Wyglądają jak sople… Przynajmniej z koloru… - zauważyła Alice.
- Czyż nie? - zapytała Esmeralda. - To prezent od matki Terrence’a. Dobry boże, możesz zabrać sobie te kolczyki na własność - powiedziała tonem sugerującym, że poprzednia pani de Trafford nie była jej najlepszą przyjaciółką.
- I może naszyjnik też da radę, jeśli jest dość krótki - zauważyła. Najpierw jednak musiały założyć jej tę suknię.
- To tylko przewieszka, na pewno znajdziemy jakiś krótki łańcuszek. Ewentualnie możemy to też wprawić w twoje włosy. Już jest dość późno, a ty wciąż nie masz zrobionej fryzury - powiedziała.
No cóż… najwyraźniej warkocz nie przypadł Esmeraldzie do gustu.
- Jeszcze nie ma gości w posiadłości - rzekła. - Najpewniej wszyscy spóźnią się przynajmniej godzinę. Ostatni bal de Traffordowie wyprawili dosłownie dekady temu. Nikt nie pamięta, w jak fatalnej lokalizacji znajduje się posiadłość. Już widzę te przerażone damy, którym do głowy nie przyszło, że będą musiały przeprawiać się przez rzekę - Esmeralda zaśmiała się jakby złośliwie.
- Trzeba było wynająć oświetloną gondolę… To by dodało jeszcze więcej klimatu - zaproponowała Alice niewinnie. Zabrała się tymczasem za ubieranie.
- Chciałam, jednak gondolierzy nie pracują w wigilię - westchnęła Esmeralda. - A ja już wydałam krocie. Wbrew pozorom liczę się z finansami… choć trochę… kiedy wydaję przyjęcia.
- Jaką fryzurę mi proponujesz? Bo jak rozumiem, warkocz nie pasuje? - zauważyła.
- Musisz mieć ładnie zapleciony kok - powiedziała Esmeralda. - To przez to, że ta suknia tak wysoko podchodzi. Będziesz miała ładniejsze proporcję i będziesz wyglądać estetyczniej - rzekła. - Martha ci go zrobi. W młodości była fryzjerką. Bardzo podobał mi się ten punkt na jej podaniu o pracę. To niesamowicie wygodne, posiadać w posiadłości kogoś, kto zaopiekuje się twoimi włosami. Poza tym nie lubię warkoczy. Są według mnie wieśniackie. Chłopki zaplatają warkocze, żeby włosy im nie wpadały do oczu, kiedy będą doić krowy. Bo nie stać je na porządne gumki lub klamry do włosów.
Harper nigdy tak o tym nie pomyślała i choć warkocze ładne, rzeczywiście mogły wywodzić się od czegoś takiego.
- No dobrze, po ubraniu sukni i biżuterii, poproszę ją o pomoc… - obiecała. A następnie musiała zajrzeć czy Thomas i Arthur już wrócili. Wiedziała, że wybrali się kupić sobie garnitury w odpowiednim kolorze.
- Dobrze - powiedziała Esmeralda. - Wracamy.
Kwadrans później Alice miała już na sobie suknię. Ubieranie jej poszło całkiem sprawnie. Założyła również kolczyki.
- To co robimy z przewieszką? Zmieści ci się jako naszyjnik? Czy bierzesz ją do Marthy, aby wplotła ją we włosy? - zapytała de Trafford. - Poza tym wyglądasz pięknie i atrakcyjnie, moja droga - uśmiechnęła się z aprobatą.
- Wplecie mi go we włosy - powiedziała Alice i wzięła naszyjnik. Zerknęła na siebie w lustrze. Wyglądała rzeczywiście świetnie. Jej ciało było ładnie podkreślone przez kształty sukni. Jej rude włosy w warkoczu rzeczywiście lepiej pasowałyby upięte w kok. Obejrzała się ze wszystkich stron i kiwnęła głową.
- Dobra decyzja - powiedziała de Trafford, delikatnie kiwając głową. - Wyglądasz odpowiednio.
 

Ostatnio edytowane przez Ombrose : 14-03-2020 o 12:03.
Ombrose jest offline