Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-03-2020, 12:04   #467
Ombrose
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
- Dla przystojnego lorda Astleya - powiedziała de Trafford, zapinając śnieżynkę mężczyźnie. - I dla pięknej damy - spinkę wręczyła jej do dłoni. Rzecz jasna jedna kobieta nie powinna dowolnie grzebać przy stroju drugiej.
- Ach… - szepnął Astley. - Wciąż mamy te małe wisienki z Festiwalu Drzew Wiśniowych - powiedział.
- To była piękna gala - powiedziała pani Astley.
Następnie przeszli dalej.
- Lord i lady Herbert - powitała Esmeralda kolejną parę.
Oni akurat byli młodzi. Trochę przy kości, ale całkiem atrakcyjni. Po wymianie uprzejmości spojrzeli na Alice.
- Proszę wybaczyć mi moją ignorancję, ale czy spotkaliśmy się wcześniej? - blondyn rzecz jasna był oczarowany Harper.
- Jeśli byli państwo kiedykolwiek w operze Portland, możliwe… Jestem muzykoterapeutką naszej drogiej pani Esmeraldy od kilku miesięcy - powiedziała i uśmiechnęła się do kobiety po przyjacielsku, a do państwa Herbertów życzliwie. Tak jak przy poprzedniej parze, powitała ich i podała spinki Esmeraldzie.
Kolejna para, państwo Lumley, byli zaskoczeni.
- Czyli jest pani nisko urodzoną Amery… - zaczął mężczyzna, ale zarówno Esmeralda, jak i jego małżonka uciszyli go wzrokiem.
- To przyjemność panią poznać - lady Lumley uśmiechnęła się do Alice. - Czy będzie dzisiaj pani śpiewać?
- Oczywiście, że tak. Zbiór wybranych piosenek świątecznych - odpowiedziała Esmeralda, zanim Alice mogła zacząć się zastanawiać nad odpowiedzią.
Rudowłosa zerknęła na Esmeraldę i jej oczy posłały krótką informację, że nie przeszkadza jej, że kobieta zadysponowała już jej czasem na ten wieczór.
- Dokładnie tak, jak nasza droga Esmeralda mówi - powiedziała Alice potulnie i grzecznie. Podała spinki.
- Preferuje pani w swoim repertuarze bardziej tradycyjne pieśni religijne, czy też nowoczesne piosenki? - zapytał lord Maxwell. Był szczupłym, starszym mężczyzną, który przypominał Alice mysz.
- All I Want For Christmas… is you… - zaśpiewała jego żona i wybuchnęła śmiechem.
- Jak ładnie! - Esmeralda zachwyciła się. - Może to ciebie zaproszę na scenę, Dorothy - uśmiechnęła się do niej ciepło.
- Nie drwij ze mnie, Esme…
- Jakbym śmiała!
Alice czekała cierpliwie.
- Co do repertuaru, znam jedne i drugie, ale znając wspaniały gust Esmeraldy, zapewne przygotowała już dla mnie listę utworów… - Alice odbiła zręcznie piłeczkę do de Trafford.
- Wszyscy wiemy, jak bardzo lubię pastorałki Lindy McFerguson - Esmeralda wymyśliła nazwisko. - Przy doborze posiłkowaliśmy się głównie jej gustem muzycznym zawartych na pięciu wspaniałych albumach z lat czterdziestych.
- Uwielbiam dobrą muzykę, ale jedynie wykonywaną na żywo - powiedział lord Frankland. - To będzie przyjemność usłyszeć pani głos, pani Harper - rzekł.
Miał śmiejące się, wesołe oczy wokół których znajdowało się dużo zmarszczek. Dla kontrastu kobieta u jego boku była ponura i jakby niezadowolona.
- Dziękuję bardzo… - powiedziała Alice, próbując powstrzymać wrażenie zimnego oddechu przesuwającego się wzdłuż jej kręgosłupa. Jakiej… Lindy… McFerguson…?!
Nie dała się jednak wybić z rytmu, zaprosiła serdecznym powitaniem i tę parę, poinformowała o upominkach i zaprezentowała spinki, podając Esmeraldzie.
Następnie przywitali państwo Dormer, Howard, Kenworthy, Russel, Stanley…
- Och, jak miło, że przyszedłeś, Ianie - powiedziała de Trafford. - Myślałam, że już nigdy cię nie zobaczę. Jak już, to na srebrnym ekranie.
Najwyraźniej Esmeralda znała również Gandalfa.
- Cała przyjemność po mojej stronie - powiedział McKellen. - Widzę, że znalazłaś sobie piękną… partnerkę… to znaczy w organizacji balu…
- ...rzecz jasna… - Esmeralda uśmiechnęła się niczym Mona Lisa.
Alice miała poważny problem. Była w takim szoku, że widziała aktora, który grał w tak wspaniałym dziele jak Władca Pierścieni, na własne oczy na żywo, lekko nie mieścił się w jej nisko urodzonym, amerykańskim umyśle. Zamrugała i uśmiechnęła się.
- Serdecznie witamy na Śnieżnym Balu… Osobiście jestem wielką fanką Trylogii, w formie książkowej i filmowej… - wtrąciła, nie mogąc tego nie powiedzieć… Następnie przeszła do standardowego poinformowania o upominku. Jej wyuczony uśmiech znów powrócił do niezachwianego ideału, ale Esmeralda mogła się domyślić jakie musiała wywrzeć na niej wrażenie, akurat tym gościem, biorąc pod uwagę, że udało jej się na chwilę błogi spokój Harper zachwiać.
Esmeralda uśmiechnęła się lekko zażenowana na komentarz Alice. Nawiązała kontakt wzrokowy z Ianem, który spojrzał na Harper.
- You. Shall. Not. Pass!
De Trafford zarumieniła się. Z jakiegoś powodu czuła się bardzo niekomfortowo w tej sytuacji. Alice widziała, jak była zakłopotana.
- Nadal wstrzymuję oddech przy tej scenie… - powiedziała z lekkim uprzejmym rozbawieniem Harper. Poczekała, gdy pan Ian wreszcie ruszy dalej.
- To przy tej już nie wstrzymuj - powiedziała Esmeralda. - Bo mi się tu udusisz - uśmiechnęła się, ukazując śnieżnobiałe zęby.
- Będziemy musiały nadrobić Trylogię moja droga… To taki klasyk - powiedziała subtelnym szeptem do de Trafford, chcąc poprawić jej nastrój.
- Nie oglądam bajek - powiedziała Esmeralda cicho, kiedy McKellen oddalił się. - Dobrze, to już mamy pierwszych dziewiętnastu gości, jeśli dobrze liczę - powiedziała nieco głośniej. - Co znaczy, że jeszcze szesnaście limuzyn i będą wszyscy - obliczyła w głowie.
Obróciła się do gości.
- Panie i panowie. Dziękuję za przybycie do Trafford Park - powiedziała. - Pozwolicie, że zaprowadzę was teraz do głównej bawialni - rzekła.
Ruszyła do przodu jeszcze bardziej perfekcyjnym krokiem, niż zazwyczaj. Wielka Jadalnia znajdowała się tuż przy wejściu. Alice nawet nie miała o tym do tej pory pojęcia, jako że wielkie, zdobione drzwi były przykryte zazwyczaj rozłożystymi roślinami doniczkowymi. Większość pracowników nigdy wcześniej w niej nie była… aż do tej pory.
Harper z zaciekawieniem podeszła również nieco bliżej, by wreszcie móc rzucić okiem na salę. Jak była duża? Jak była przystrojona? Czy wszystko było na biało? Była zaciekawiona. poza tym, jeśli to była zaledwie pierwsza dziewiętnastka i czekało ich jeszcze siedemnaście takich limuzyn, Alice miała wrażenie, że jej kręgosłup może nie wytrzymać tak długiego czasu wyprostowania…
“Uroki bycia wysoko urodzoną damą”, samo cisnęło się do głowy.
- Zapraszam, zapraszam - Esmeralda śmiała się, brylując w towarzystwie. Przy pozostałych kobietach wyglądała jak prawdziwa królowa i było to bez wątpienia zamierzone.


Wnętrze… bez wątpienia robiło wrażenie. Sama największa sala Trafford Mansion była naprawdę duża. Sklepienie było okrągłe i zamontowano pod nim wiele nowoczesnych reflektorów, które oświetlały wszystko niebieskim i białym światłem. Po obu stronach zbudowano okrągłe, ozdobne łuki. Ściany nie były otynkowane. Alice odniosła wrażenie, że mogła to być najstarsza część posiadłości. Widziała cegły, z której zbudowano salę. Nadawało to całkiem surowego wyglądu, który jak najbardziej pasował do zimy. Przywodziły na myśl starą katedrę, lub podobny zabytkowy obiekt. Harper przesunęła wzrokiem po rozwieszonych śnieżkach. Były całkiem duże i nie tylko zdobiły przestrzeń pod sufitem… ale również rzucały ozdobne cienie przesuwające się po ścianach. Alice nie mogła zliczyć, jak wiele ustawiono tutaj pięknych, okrągłych stolików. Były przykryte dużymi, białymi obrusami. Przy każdym znajdowały się krzesła odpowiadające zastawie oraz karteczkom, na których wydrukowano imiona i nazwiska gości. Serwetki, sztućce, filiżanki, szampany, a także wysokie, ozdobne kielichy, w których znajdował się biały piasek, sztuczne śnieżki oraz bombki. Na samym końcu sali znajdowało się podwyższenie - scena.
- Witajcie w mojej skromnej Śnieżnej Sali - powiedziała Esmeralda.
Sala była zdecydowanie śnieżna… Jednak Alice w życiu nie nazwałaby jej skromną. Nie wiedziała na czym ma zawiesić wzrok. Była pod wrażeniem piękna tego pomieszczenia. Wypełnione gośćmi przystrojonymi w biel… Będzie cudowne jak z bajki… Wzrok Harper wędrował po całej sali. Dostrzegła, że łuki po prawej stronie nie były wypełnione, a znajdowała się tam nieco mniejsza, ale również dość przestronna mniejsza sala z eleganckim, polerowanym, drewnianym parkietem. Były tam przyozdobione na biało kanapy ustawione przy ścianach, a cała przestrzeń na środku była pusta, zapewne przeznaczona do tańca… Rudowłosa mrugnęła kilka razy. Nigdy nie sądziła, że kiedykolwiek będzie w tak wspaniałym miejscu…
- Amelia pomoże wam znaleźć wasze miejsca siedzące - powiedziała Esmeralda i uśmiechnęła się do kobiety w białym kostiumie, która stała z teczką.
Miała do niej przypięte kartki z układem pomieszczenia oraz nazwiskami. Rzeczywiścia, tak będzie bardziej elegancko, niż jak gdyby każdy po kolei musiał przejść przez ponad trzysta miejsc, zanim odnajdzie swoje własne.
- Zapraszam do tablicy pamiątkowej - powiedziała de Trafford.
Po lewej stronie niektóre łuki nie były zamurowane i prowadziły do kolejnych pomieszczeń. Alice przyszło do głowy, że mieszkała tutaj miesiącami, a nie przeszła nawet przez połowę posiadłości…
Esmeralda poprowadziła tłum do pokoju, w którym czekał fotograf. Przywitał się ze wszystkimi uprzejmie. W tle zostały umieszczone dekoracje, które wydawałyby się w złym guście, gdyby nie były tak zabawne. Białe drzewa i setki niebieskich balonów… Niebieska podłoga, białe imitacje kamieni, błękitne kwiaty, w tle tapeta z zamkiem i drogą prowadzącą przez zaśnieżone pola.
- Ustawmy się wszyscy proszę do pierwszego zdjęcia - poprosiła de Trafford.


Harper obserwowała, jak wszyscy ustawiali się do zdjęcia. Sama nie była tak do końca pewna, czy tak jak Esmeralda miała dołączyć do każdego z nich? Z jednej strony jako ‘druga organizatorka’, teoretycznie powinna, ale to był Bal Esmeraldy, więc może powinna poznać jej zdanie w tej sprawie. Poczekała na odpowiedni moment, by złapać na moment jej spojrzenie i zadać swoim pytanie w tej sprawie.
- To tylko zdjęcia - powiedziała de Trafford. - Jak chcesz, to możesz się w nim pojawić, jak nie, to nie. Zapewne to trochę przypomina bar maturalny, jednak wyższe sfery kochają takie rzeczy. Nie tylko lubią, żeby robić im zdjęcia, ale również, żeby to były zdjęcia z innymi znanymi ludźmi.
Odwróciła do pozostałych.
- Fotograf będzie pracował przez całą noc. Polecam zrobić najwięcej zdjęć jeszcze przed pierwszym kieliszkiem szampana… a na pewno przed dziesiątym - uśmiechnęła się.
Dziewiętnaście osób zgodnie wybuchnęło śmiechem.
Po zrobieniu zdjęcia Amelia pojawiła się i nieśmiało podeszła do Esmeraldy.
- Nadjeżdża druga limuzyna - powiedziała.
Esme skinęła głową.
- Wiesz co robić - odparła i zerknęła na małżeństwo Dormerów, którzy jako pierwsi ustawili się do swojego wspólnego zdjęcia.
Najwyraźniej nadeszła kolej na zdjęcia w parach.
Alice dołączyła więc do zdjęcia grupowego, skoro robiła to i Esmeralda, a gdy nadszedł czas na kolejną limuzynę wzięła ponownie koszyk, który na moment odstawiła na czas zdjęcia i poczekała na Esmeraldę, by mogły ruszyć do drzwi wejściowych.
- Kto tym razem… Elvis? - wyszeptała delikatnie rozbawionym tonem. - Gdybyś mogła zaprosić jednego sławnego człowieka z historii, artystę, muzyka, pisarza, polityka… Kto by to był? - zapytała jeszcze, nim zostały otworzone drzwi.
- Dobre pytanie - odpowiedziała Esmeralda. - Czy mam podać jedną osobę z każdej kategorii, czy tylko jedną w ogóle? - zapytała, ruszając w stronę drzwi wejściowych powolnym, arystokratycznym krokiem.
- Jedną ogólnie. Taką, którą chciałabyś poznać na te kilka godzin… - sprecyzowała Alice.
- To wybrałabym Margaret Cavendish z domu Lucas - powiedziała. - Księżna Newcastle. Brytyjska siedemnastowieczna pisarka i filozof. Napisała wiele wspaniałych dzieł. Miała interesujące poglądy - dodała. - A ty? Kogo ty byś wybrała?
- Jestem nieco rozerwana… Ale z zainteresowaniem zamieniłabym słowo z sir Edgarem Allanem Poe… - odpowiedziała w zadumie Harper.
- Nie dość ci paranormalnych zgryzot w twoim życiu? - zapytała Esmeralda. - Lepiej byłoby ci się zaprzyjaźnić z Coco Chanel, niż z kimś takim. Czy się mylę?
Uśmiechnęła się do Alice, kiedy przystanęły znowu przed drzwiami.
- Russel! - zawołała ogrodnika… to znaczy, przynajmniej dzisiejszego wieczora, odźwiernego.
Harper wzięła wdech i ponownie wyprostowała się jak wypadało.
- Coco Chanel to też niezła opcja… - powiedziała cicho tuż przed tym jak Russel otworzył drzwi.
Powitali kolejny zestaw gości. Esmeralda przypięła śnieżynkowe przypinki. Potem poszli zrobić wspólne zdjęcie. Godzinę później w rezydencji robiło się już tłoczno. Mniej więcej połowa gości znajdowała się już w sali. Wszyscy robili zdjęcia u fotografa, stojąc w całkiem dużej kolejce. Każde małżeństwo chciało mieć swój portret, a potem grupy przyjaciół… Goście jednak usuwali się, kiedy przychodziła Esmeralda z Alice oraz kolejną grupą gości. Było głośno… coraz głośniej. Amelia prowadziła ludzi do ich miejsc, jednak większość stała i rozmawiała w grupkach. Jako że Esmeralda jeszcze oficjalnie nie rozpoczęła balu, panowała na wpół swobodna atmosfera.
Obie kobiety jeszcze raz wróciły do drzwi. Chwilę później Alice zderzyła się z nauczycielką transmutacji, profesor McGonnagal.
- Maggie, jak miło cię widzieć - uśmiechnęła się Esmeralda.
Rudowłosa zamrugała. Owszem, widziała wszystkie filmy Harry’ego Potter’a i bardzo szanowała Maggie Smith za swoją rolę we wszystkich częściach… Ale były też inne filmy, w których Alice doceniała grę aktorska kobiety… Aż się zarumieniła, bo znowu chciała walnąć komentarzem, ale nie chciała zrobić wstydu Esmeraldzie.
Poczekała aż kobiety wymienią między sobą uprzejmości i czekała na sekundę dla siebie.
- Czy ty też nie jesteś aktorką, moja droga? - zapytała Maggie Smith. - Mam wrażenie, że skądś cię kojarzę. Wybacz mi tę nieuprzejmość, że pytam… - zawiesiła głos.
Wygląda trochę inaczej bez szpiczastego kapelusza. Jednak głos zgadzał się, podobnie jak twarz.
Harper uśmiechnęła się delikatnie.
- Cóż, nigdy nie grałam w filmach, jedynie na deskach sceny opery Portland. Niezmiernie mi miło, bardzo doceniam pani pracę w Śmierci na Nilu, Tajemniczym ogrodzie i serii o młodym czarodzieju… - powiedziała uprzejmie Alice. Miała nadzieję, że Esmeralda jej nie usmaży. Śmierć na Nilu to bardzo stary film, powinna go znać…
- Bardzo miło mi, że widziałaś też te starsze filmy - Maggie uśmiechnęła się. - Powiedz proszę, czy grałaś może w Weselu Figara? - zapytała, mrużąc lekko oczy, wpatrzona w rysy twarzy Alice. - Niestety nie byłam w Portland, a szkoda, na pewno niezwykle wspaniałe miasto. Jednak należę do stowarzyszenia wielbicieli opery i oglądamy wspólnie nagrania z wielu różnych teatrów… - zawiesiła głos.
Alice aż uniosła nieco wyżej kąciki ust.
- Oh, tak… Odgrywałam rolę Barbariny do czerwca tego roku… - odpowiedziała uprzejmie. Serce aż jej łomotało, kobieta, która grała w wielu tak wspaniałych produkcjach skojarzyła ją… Gdyby ktoś przyłożył termometr do policzka Harper, ten mógłby wybuchnąć.
Ta dotknęła jej ramienia i zaśmiała się, patrząc jej w oczy.
- No to masz kolejną fankę - powiedziała i przeszła dalej. Była bardzo uprzejma, jako że najpewniej prawie w ogóle jej nie pamiętała w tej roli. Z drugiej strony wiedziała, że to Wesele Figara.
Esmeralda zerknęła na nią.
- Nie wiedziałam, że byłaś jakąś wielką aktorką… - zawiesiła głos.
Spojrzała na nią jakoś inaczej. Jakby… z pożądaniem?
 
Ombrose jest offline