Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-03-2020, 12:14   #481
Ombrose
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację



- Chujowo - odpowiedziała blondynka. - Boli mnie głowa. Może mam jakiegoś kaca, ale nie wypiłam wczoraj za dużo alkoholu. Nawet nie wiem czemu, przecież nie musiałam być czujna i uważna - rzekła. - Napierdala mi też udo, bo skończyły się leki przeciwbólowe. Tobie to nie można dawać ostrych narzędzi.
Tak, Joakim na pewno by się z nią zgodził w tym miejscu.
Alice zrobiła się cała czerwona.
- Jeszcze raz bardzo cię przepraszam, naprawdę nie miałam zamiaru cię dźgnąć… - powiedziała i wstała. Ruszyła do swojej łazienki, w szafce powinna jeszcze mieć te mocne leki przeciwbólowe, których używała, gdy prawa ręka jej się zabliźniała po Isle, równie dobrze mogła je dać teraz Jenny.
- Powiedz to moim prawnikom - de Trafford zażartowała, ale słabo.
- Tu powinnam mieć coś przeciwbólowego - rzuciła Alice, żeby blondynka nie uciekła.
- O, super. Dzięki - powiedziała Jenny. - To cud, że nie potrzebuję operacji. Swoją drogą… widziałam, jak Abigail całowała Arthura. To oni są teraz parą? Jednak kiedy zauważyli, że patrzę, to szybko przestali… Co się działo w grupie, kiedy mnie nie było z wami? Thomas wspominał, że pojawił się jakiś mój pieprzony klon…? Że co?
Teraz, jak o tym pomyślała, to wydało jej się dziwne, że w sypialni Abigail znajdowali się obydwaj Douglasowie. Samo to nie zdawało się jeszcze aż tak niezwykłe, ale nie mieli na sobie koszul, a jedynie spodnie od piżamy.
- Abby i Arthur… Obawiałam się tego… Otóż, zdaje mi się, że mamy teraz w drużynie trójkąt miłosny. Zola trochę namieszał Abby, Thomasowi i Arthurowi w głowie i zdaje mi się, że od teraz będą ze sobą sypiać we trójkę. Owszem, pojawił się twój klon, a potem uratował nam skórę. Okazał się być częścią Zoli, napadł go i połączył z nim, blokując jego psychopatyczną stronę. To tak w skrócie - wyjaśniła Alice i potarła kark. Następnie wyjęła pudełko leków i podała Jenny.
W głowie de Trafford zabłyszczały wizje… wspomnienia… Ale szybko zniknęły, niczym iskry. Jeszcze dobrze się nie rozpaliły, a już ich nie było.
- Dzięki - mruknęła Jenny, zażywając jedną tabletkę. Wzięła sok porzeczkowy Alice i popiła jednym łykiem. - No cóż, powinnaś ich za to pochwalić. Pewnie idą w ślady szefowej z tym trójkątem miłosnym.
Jennifer nie była zła na Alice, że sypiała z jej ojcem, ale od czasu do czasu rzucała takimi komentarzami.
- Jak na razie próbuję wymazać z pamięci porno z nimi w roli głównej, do którego oglądania zmusił mnie Zola… Oglądam bajkę, chcesz dołączyć? Tylko że o siedemnastej trzydzieści robię przerwę, Esmeralda umówiła się ze mną na omawianie pewnych spraw - nie mówiła Jennifer o tym co łączyło ją i panią de Trafford. Wtedy komentarzy nie byłoby końca do końca świata.
De Trafford parsknęła śmiechem.
- Chcesz zetrzeć obraz porno obrazem bajki dla dzieci? Cholera, Zola naprawdę cię straumatyzował - mruknęła.
Uznała, że nakręcenie takiego porno było świetnym pomysłem ze strony Zoli i było jej źle z tym, że tak właśnie sądziła. Pomyślała, że sama mogłaby być aktorką w prywatnym filmie z Shanem i… I z kim? Wydawało jej się, że niedawno sama miała fantazję o jakimś trójkącie, ale nie pamiętała, kim był drugi mężczyzna. Być może jakimś bratem Shane’a, patrząc na ostatnią modę w ich grupie.
- Z chęcią obejrzę - powiedziała. - Co takiego będziecie omawiać? Jak poszedł bal?
Alice podstawiła jej wiec krzesło, by mogła do niej dołączyć przed laptopem.
- Sprawy związane z obserwatorium, inwestycje, wątki, które Esmeralda chwyciła na balu. Impreza poszła świetnie, Esme chodzi dziś kilka centymetrów nad ziemią w tak dobrym jest nastroju - zażartowała Alice, po czym wcisnęła ‘Play’ i bajka znów ruszyła.
- Bardzo cię lubi, odkąd odzyskała zdrowie z twojego powodu - powiedziała Jennifer. Nie miała pojęcia, że Esme mogła lubić Alice jeszcze z innego powodu. - Swoją drogą, nie masz wrażenia, że moje cycki zrobiły się jakoś większe? - zapytała, podnosząc koszulkę. Nie miała biustonosza. No cóż, była bardzo bezpośrednią osobą.
Harper zerknęła na nią.
- To może sprawka Zoli… Z tego co wiem, coś ci tam zrobił w tej bazie… - powiedziała ostrożnie, starając się teraz wymazać z pamięci zdjęcia Jennifer penetrowanej przez macki.
- Mi? - zapytała Jennifer. - Nie. Wcale nie. Prawie w ogóle mnie nie odwiedzał. Tak właściwie nie przypominam sobie, żeby był przy mnie choć raz. Ale pamiętam, że rozmowy z nim były ostre.
Powiedziała te słowa i zastanowiła się. No to nie widziała go ani razu, czy jednak rozmawiała z nim? To przecież wykluczało się. Poza tym powiedziała “ostre” i miała na myśli że gniewne, agresywne. Jednak zabrzmiało to tak, jakby z sobą flirtowali i gadali o seksie, a nie się kłócili.
“Co się ze mną dzieje”, pomyślała, opuszczając koszulkę.
- Na dodatek mam strasznie podkręcone libido - powiedziała. - Od rana masturbuję się mimo bólu uda i doszłam z dziesięć razy. To nie jest normalne… - zawiesiła głos.
- … - Alice nic nie powiedziała. Czy umysł Jenny został wyprany? A może IBPi jednak ją dopadło i wymazało jej pamięć, tylko dlaczego? Harper miała okropne pomysły co to wszystko mogło oznaczać. A jeśli zrobili coś Jenny i wypuścili ją tylko po to, by mieć na nią haczyk? A potem wykorzystają go, gdy będą chcieli dopaść ją? Alice pokręciła głową. To brzmiało koszmarnie.
- No. Tak jest - powiedziała Jenny, przerywając milczenie.
- Może po prostu czujesz się już lepiej emocjonalnie, mimo że fizycznie dziś średnio. Seks chyba jeszcze nikomu nie zaszkodził, byle rzecz jasna, żeby był zdrowy i bezpieczny - dodała…
- Zdrowy i bezpieczny seks to czasami nie takie częste i łatwe do uzyskania - powiedziała Jennifer. - Przynajmniej jeśli poprzez “zdrowy” mamy na myśli “zdrowy” w każdym sensie. Może pójdę do twoich braci lub twojego ojca z tym moim problemem, w końcu dzielimy się rodziną - blondynka zaśmiała się, jak gdyby był to najlepszy żart pod słońcem.
Głowa zaczęła ją bardziej boleć pomimo tabletki i przez to czuła się zirytowana. Poza tym nie była pewna, czy do końca żartowała. Pragnęła dołączyć do wesołego wagonika Arthura, Thomasa i Abby, nawet jeśli to była tylko chwilowa fantazja.
- Nie proszę, daj mi przetrawić najpierw ich trójkę - poprosiła Alice podłapując jej żart. Sama też miała ochotę na seks, zwłaszcza po czasie spędzonym z Joakimem, ale zgadywała że nadrobi to za… Zerknęła na zegarek. Za godzinę.
Jennifer natomiast właśnie uświadomiła sobie, że Shane na dobre wyfrunął i będzie musiała czekać nie wiadomo jak długo czasu, zanim wróci. Pragnęła, aby dał jej orgazm. Nawet nie musiał być ten psychiczny magiczny. Wystarczyłby jej zwykły. Z drugiej strony nie chciała zdradzać jego i Zo…
...i kogo? Przecież tylko jego mogłaby zdradzić, gdyby chciała. A zarazem chciała i nie chciała. Wolała go od innym mężczyzn zdecydowanie. Ale jak się nie ma, co się lubi, to się lubi, co się ma. Gdyby nie to stałe podniecenie, to nie myślałaby jak najgorsza szmata, ale nie mogła też za bardzo na to poradzić. Choć od rana próbowała z dziesięcioma krótkotrwałymi sukcesami.
- I Martha widziała też Joakima? - zdziwiła się Jenny. - Wpadł i się zmył? Czy tu nadal jest?
Zastanawiała się, jak to byłoby uprawiać z nim seks.
- Pieprzyliście się wczoraj? Albo w nocy? Albo dzisiaj?
- Był tu w nocy na godzinę, bo tylko tyle miał czasu. Jest nadal na tej misji i nie mógł zostać. Nie pieprzyliśmy się. Powiedzmy… - powiedziała Alice i lekko się zarumieniła.
- Powiedzmy? - Jennifer spojrzała na nią. Dzisiaj nie chciała schodzić z tematu seksu. - Czyli jednak tak? Dobry jest w łóżku? Wygląda, jakby był dobry - mruknęła.
Jak każdy Konsument przemieniony przez Joakima w pewnym momencie miała sen erotyczny z nim w roli głównej. Jednak to, że znała go od dziecka kompletnie wykluczało go z roli potencjalnego partnera. Z drugiej strony Jennifer nigdy też nie sądziła, że będzie ją podniecać wizja seksu z dużo starszym, mało atrakcyjnym mężczyzną tylko dlatego, bo mogłaby w ten sposób odegrać się na Alice.
- Założę się, że jest dobry w łóżku. Nie uprawialiśmy seksu, bo nie było na to zbyt wiele czasu, najpierw szukaliśmy mojego taty w lesie, a potem… Potem zrobiłam Joakimowi loda nim musiał zwiać przez portal… - westchnęła i podparła brodę ręką.
To wystarczyło, żeby Jennifer znowu poczuła przypływ bliżej nieukierunkowanego pożądania.
- Duży jest? - zapytała.
Harper zerknęła na jej minę.
- Spory… Czy ty sobie to teraz wizualizujesz? - zapytała ostrożnie.
Jennifer tylko przeniosła wzrok na bajkę Disneya. Już miała zapytać, czy lepiej jej było z Terrym czy z Joakimem, ale tym razem zdołała się powstrzymać.
- Chyba jednak nie wytrzymam tutaj - powiedziała. - Wracam do siebie. Gdyby nie było w tym domu ostatnio tyle ludzi, to włączyłabym porno na maksymalnej głośności - mruknęła, wstając i udając się w stronę wyjścia.
- Zawsze możesz założyć słuchawki i uzyskać ten sam efekt, tylko że w ciszy - zasugerowała jej Harper, nim Jennifer opuściła jej pokój.


Alice pokręciła głową, potarła policzek i wróciła do oglądania bajki. Miała już niewiele czasu, może pół godziny do momentu by wziąć prysznic i udać się na dół.

***

Alice zjechała windą na poziom niżej. Kiedy tylko otworzyły się metalowe drzwi, od razu w twarz uderzyła ją gorąca wilgoć. Esmeralda dobrze napaliła w piecu. Aż ciężko było sobie wyobrazić, jaka duchota musiała panować w saunie, skoro tak przyjemnie było już przy samym wejściu! W lecie takie warunki zdawały się nieznośne, jednak obecnie panowała zima i Trafford Mansion miało bardzo przestarzały system ogrzewania. Na korytarzach było zimno i tak samo w sypialniach. Trzeba było bardzo ciepło ubierać się, lub też ogrzewać przy kominku. Co samo w sobie miało swój urok, jednak czasami było uciążliwe.
Tuż przy drzwiach znajdował się stoliczek. Znalazła w nim miskę pełną truskawek oraz drogiego szampana. A także karteczki “zjedz mnie” oraz “wypij mnie”.
Alice zerknęła na miskę truskawek i na szampana. Przypomniało jej się, że gdy przybyła tu pierwszy raz, Esmeralda powitała ją dokładnie w ten sam sposób. Zerknęła w stronę truskawek. Podeszła do stolika i poczęstowała się kilkoma. Napiła się odrobinę szampana. Zostawiła jednak wszystko na stoliku. Miała na sobie tylko szlafrok. Postanowiła zdjąć go dopiero w saunie. Ruszyła powoli w jej stronę. Wyjęła z kieszeni kluczyk i szła. Ekscytowała się nieco co takiego skrywały tamte drzwi.
Usłyszała muzykę płynącą z podwieszonych głośników. Esmeralda lubiła raczej nieco bardziej oldschoolowe hity. Przez ostatnie lata nie była w stanie być na bieżąco z trendami radiowymi. Mimo to musiała poświęcić czasu, żeby znaleźć coś brzmiącego nieco bardziej nowocześnie od Whitney Houston. Muzyka była całkiem seksowna i współgrała z lekko przygaszonymi światłami panującymi w podziemnym basenie.

[media]http://www.youtube.com/watch?v=y_7GSNT8xJU[/media]

Wnet Alice spostrzegła saunę. W jakim stroju chciała do niej wejść?
Mając na sobie wyłącznie swój szlafrok, skręciła do szatni i zostawiła go tam, zgarniając sobie ręcznik. Była ciekawa, czy Esmeralda znajdowała się już w środku. Owinięta wyłącznie w ręcznik weszła do środka. Pamiętała by wziąć klucz.
Spostrzegła, że sauna była pusta. Ładnie pachniało tutaj olejkiem, który został wcześniej wybrany przez Alice. Miło byłoby zostać tu przez chwilę i w sumie nic jej nie krępowało. Miała jeszcze jakieś dziesięć minut do osiemnastej. Jednak Esmeraldy w saunie nie było. Od razu udarzyło ją przyjemne gorąco, które było jeszcze większe niż wokół basenów.
Harper korzystając z tego, że miał jeszcze dziesięć minut, rozłożyła ręcznik, którym była owinięta, na deskach i położyła się na nim. Przymknęła oczy i wygrzewała się naga. Kluczyk obracała w palcach, by nie nagrzał się zbytnio. Nie chciała, by zaczął ją parzyć.
Słyszała muzykę dobiegającą do jej uszu z głośników zamontowanych pod sufitem. Nie widziała ich. Pewnie dlatego, gdyż były dobrze zabezpieczone przed parą i intensywnym gorącem. Słuchając ich, czas szybciej mijał. Jej ciało rozluźniało się pod wpływem gorąca. Nagle poczuła, jak niektóre mięśnie miała napięte i bolały ją również nieco plecy. Choć kiedy położyła się, to uczucie przeminęło. Pomyślała, że przydałaby jej się seria masaży, a potem przypomniała sobie Bahriego… Wtedy też pomyślała, że dziesięć minut najpewniej minęło.
Alice usiadła i westchnęła. Po czym ruszyła naga w stronę drzwi. Wzięła klucz i sprawdziła czy mogła nim otworzyć drzwi, czy może był już otwarte, wtedy zamierzała nacisnąć klamkę.
Udało jej się otworzyć drzwi. Ujrzała przed sobą czarną kotarę. Otulała ją ze wszystkich stron, tworząc mały przedsionek. Na samym środku tego półkola znalazła ręcznik, dwie butelki dwulitrowe wody mineralnej, a także jakiś materiał zapakowany w foliowej torebce… Oprócz tego Esmeralda ułożyła tu również ładny wazonik, w którym znajdowała się pojedyncza róża.
Rudowłosa wzięła różę i powąchała. Znalezienie świeżej róży w zimie oznaczało, że Esmeralda musiała ją skądś sprowadzić. Zerknęła na materiał w torebce. Była ciekawa co planowała pani de Trafford. Zamierzała wyjrzeć też za kotarę.
W torebce znajdowała się siatka. Wpierw odniosła wrażenie, że to jest zwykła, czarna siatka… Jednak układała się kształty… Alice zrozumiała, że to było ubranie, które miała na siebie założyć. Odnalazła w nim ramiączka oraz coś na kształt ciemnego podkoszulka z prześwitującego materiału. Kończył się nieco powyżej pępka. Biodra i nogi aż do stóp miały być pokryte siatką. Znajdował się tutaj tylko jeden otwór, na jej kobiecość. Ramiona i dłonie miała mieć kompletnie odkryte. Oprócz tego znalazła wstążkę, chyba do spięcia włosów. Chciałą to założyć i dopiero wyjrzeć za kotarę? Czy uczynić to od razu?
Sprawdziła, czy gdzieś nie było kartki z informacją, że miała to założyć. Nie chciała popełnić faux pas. Nie znalazła jej, a mogłaby tu być. Przy szampanie i truskawkach Esme umieściła instrukcję. Tutaj jej nie było. Z drugiej strony wydawało się jasne, że zostawiła to dla nikogo innego, tylko Alice. Tylko ona jedna posiadała klucz do tego pomieszczenia, nie licząc rzecz jasna de Trafford.
Rudowłosa poświęciła więc chwilę, by założyć strój, który został pozostawiony. Poprawiłą wszystkie siatki i ułożyła na swoim ciele. Czuła się bardzo seksownie, ale i dość wyzywająco. Zaplotła włosy wstążką do góry. Dopiero w tym stroju była gotowa wejść do środka.
W pierwszej kolejności zauważyła szum klimatyzacji. Tuż obok znajdowała się rozgrzana sauna, ale tutaj było może nie chłodno, ale na pewno nie gorąco. Muzyka płynęła również z głośników znajdujących się w tym pomieszczeniu.


Tonęło w czerwonym świetle. Alice widziła mury zbudowane z cegły, która przypominała jej trochę tę znajdującą się w wielkiej sali balowej. Tyle że tutaj nie było łuków. Dyskretne światło dochodziło z kinkietów zamontowanych na ścianach i pod sufitem. Poza tym Alice widziała kilka różnych drzwi i jedno przejście za kratami. W samym pokoju znajdowało się wiele różnych przyrządów i mebli związanych BDSM. Na jednym z foteli siedziała Esmeralda, choć w pierwszej chwili Alice jej nie poznała. Miała podkręcone, czarne, gęste włosy. Opadały na jej ramiona. Pod szyją miała biały materiał, który łączył się potem z szerokimi, czarnymi rękawami, które kończyły się aż przy nadgarstkach. Czerń dochodziła również do pępka de Trafford i była spięta białymi, okrągłymi guzikami. W miejscach obojczyków znajdowały się dwa wyszyte, białe krzyże. Ta konserwatywna część przypominała Alice zakonnicę. Kończyła się pasem ze złota. Klamra w kształcie krzyża połyskiwała jasno w tym skąpym świetle. Poniżej niej znajdowały się rajstopy z samej siatki, które przechodziły na uda i kończyły się na stopach. Esmeralda nie założyła bielizny. Założyła nogę na nogę, więc Alice nie widziała, czy również posiadała wycięcie na kroczu. Trzymała w dłoni papierosa i go paliła. Czarny dym spowijał jej sylwetkę. Widząc, że Alice weszła do środka, strzepnęła popiół do popielnicy.
- Pokuty czas zacząć - powiedziała krótko.
Harper początkowo była niemal sparaliżowana widokiem czerwonego pomieszczenia z przedmiotami związanymi z BDSM. Ruszyła jednak do przodu. To nie było tamto miejsce. Tu nie była więźniem. Tutaj była dla Esmeraldy. Zamknęła na moment oczy i sapnęła. Podeszła jednak jeszcze dalej, aż nie stanęła parę kroków od de Trafford.
- Bardzo dosłownie wzięłaś moje słowa… Nie wiedziałam, że mamy w posiadłości takie… miejsce… - sapnęła. Była odrobinę spięta, ale wyglądało na to, że przyszła i nie uciekła, specjalnie dla niej.
- Bardzo długo było nieużywane z kilku ważnych powodów - powiedziała Esmeralda. - Jednak dzisiaj cię do niego zaprosiłam. A ty z tego zaproszenia skorzystałaś. Nie ma już odwrotu - dodała i wyciągnęła dłoń. - Oddaj mi kluczyk - powiedziała. - Wyjdziesz stąd wtedy, kiedy ja będę chciała - rzekła.
Alice położyła jej na dłoni kluczyk, podchodząc krok w jej stronę.
Esme zaciągnęła się papierosem i dmuchnęła nim w bok. To nie była ta sama Esmeralda, z którą rozmawiała kilka godzin temu. Tamta była elegancka, radosna i szczęśliwa. Gdyby nie była dojrzała, przypominałaby księżniczkę Disneya. Ta Esmeralda również pozostawała elegancka, ale w dużo bardziej wyuzdany sposób. Nie załapałaby się do żadnej produkcji Disneya, a jak już, to grałaby złą królową zatruwającą jabłka.
 
Ombrose jest offline