| Podążając z powrotem ku Krote towarzysze wypatrywali strumienia i domu, w którym mógł mieszkać poszukiwany Victor Kummel. I jedno, i drugie znaleźli bez większych problemów. Gdy już zbliżali się do niewielkiego, starego budynku, usłyszeli skrzekliwy głos kobiety narzekającej na jakiegoś mężczyznę. W pobliżu zaś ganku, gdy minęli wspomniane przez kapłana drzewo orzechowe, zobaczyli gwałtownie otwierające się drzwi wejściowe. Właścicielka irytującego głosu była krągła, a grymas na twarzy wskazywał na spore niezadowolenie. Na widok gości rozpromieniła się jednak przynajmniej na czas powitania. - Witajcie, drodzy panowie! I pani! - poprawiła się szybko na widok Elke. - Zapraszam, pewnie szukacie dowodów w sprawie tej wstrętnej wiedźmy. Strata to czasu, dla mnie sprawa jest jasna! Ale wchodźcie, wchodźcie, nie stójcie na dworze.
Zawahała się na widok Paszczaka. - Ale ten kundel zostaje tu. Ani mi się śni wpuszczać jego i jego pcheł do domu.
- To i ja zostanę na zewnątrz, przejdę się wkoło domu z Paszczakiem - dodał Szarak na widok miny gospodyni, za bardzo przypominała mu jego ciotkę Rosalię, z którą nie miał najlepszych kontaktów. - Dzień dobry. Szukamy herr Victora Kummela - powiedziała Elke, patrząc na tamtą. - Zastaliśmy go w domu?
- A siedzi nierób w domu!
- I dobrze - mruknął Garil słyszalnie, niemniej do siebie, i przekroczył próg. - Dzień dobry, gospodyni - odezwał się Adel na przywitanie i również przekroczył przez drzwi. - Może go pani zawołać? Chcieliśmy z nim chwilę porozmawiać - wyjaśniła Elke. - Ruszać już mu się nie chce, staremu dziadowi. Musicie wejść do środka. Zaparzę ziółek wszystkim.
- A i z szanowną Panią także, a nawet przede wszystkim. Na pierwszy rzut oka widać, że Pani jest poinformowana. Tylko wyciągnę przybory i zaraz spiszę dowody przeciwko wiedźmie. Jak sprawa jest jasna to tym lepiej, mniej roboty
Gerhardt uśmiechnął się do kobiety. Po co miała stać nad Victorem i go sztorcować że za dużo mówi? Lepiej niech będzie zajęta gdzie indziej i czym innym. A może i coś powie ciekawego? - No pewnie, powiem wszystko co wiem! Żeby takie bluźnierstwa w bogobojnym Krote odprawiać! Człowieka w świnię zamienić!
Wnętrze domu było dość ciemne, ale było widać, że gospodyni dba o porządek. Na półkach i stołach nie było ani śladu kurzu, a drewniana podłoga lśniła czystością. Wszystkie akcesoria były na swoim miejscu, uporządkowane i ułożone, a na okiennych parapetach ustawiono w niedużych donicach kwiaty. W głębi, w starym fotelu siedział starszy mężczyzna, siwy i chudy. W rękach trzymał kubek z parującą herbatą.
Krasnolud podszedł doń na odległość ręki. - Herr Victor, chcieliśmy porozmawiać - zaczął skinąwszy głową. - Gdzieście na polowania z Lankdorfem chadzali, co? Mówcie, póki zarządca nie wszedł i nie słucha.
Ochotnik podszedł wraz z Garilem, ale zatrzymał się trochę z tyłu. Skinął głową na powitanie, rozejrzał się po izbie po czym wlepił wzrok w siedzącego człowieka czekając na jego spowiedź. Elke zrobiła to samo, nie wtrącając się póki co w rozmowę Garila z Kummelem. - A kim wy w ogóle jesteście? - spytał mężczyzna słabym głosem i pokiwał głową po wyjaśnieniach. - Ah, o to chodzi. Mogłem się domyśleć. Na polowania to ja raczej sam chadzałem, najwięcej zwierzyny jest na południe. Na północy, im dalej, tym las straszniejszy. To tam mieszkają zwierzoludzie i to tam patrolowaliśmy z Konradem puszczę. Rzadko, bo rzadko, ale natykaliśmy się czasem na potwory.
- A pamiętasz pan kiedy ostatnio byliście na patrolu? - Co mam nie pamiętać? Ja jestem słabowity na ciele w tych dniach, nie na umyśle - Kummel oburzył się lekko. - Będzie ze dwa tygodnie.
- O bestii im powiedz! - Wtrąciła się jego żona, kładąc na stole dzbanek z herbatą i kubki. - O tej, coście ją ubili!
- No tak, wpadliśmy na trop racic odciśniętych w ziemi. Wiedzieliśmy co się kroi, na szczęście dopadliśmy ją zanim kogoś zaatakowała, blisko brzegu lasu. Udało nam się ją usiec w dwójkę.
Wzrok Garila biegał z Victora na jego żonę i z powrotem. Grzecznie pokiwał głową w uznaniu. - Co zrobiliście z truchłem?
- Zostawiliśmy, żeby zgniło. Chociaż, wiem, że Konrad coś wziął z trupa. Nie powiedział co, chciał mieć trofeum, bo mutant był większy od innych, z którymi walczyliśmy.
- Jak duży? Opowiadaj, herr. Jak wyglądał? Nie będziem tego ścierwa przecież szukali - zażartował. - Zwierzoczłek, jak zwierzoczłek, po prostu nieco większy od innych. Ten miał kozi łeb i czarne futro, jeśli to coś zmienia.
- Każdy szczegół jest ważny - odparł krasnolud zdaniem zasłyszanym u ojca i dziękując dał krok w tył. - Dokładnie - poparła Garila Elke i spojrzała na Kummela. - Czy może pan powiedzieć coś jeszcze na temat tego Konrada? Może coś osobliwego zapadło panu w pamięć ostatnimi czasy? Może widział pan potem, przy okazji, co wziął od mutanta? - Cyruliczka wsparła krasnoluda w przepytywaniu. - Toć powiedziałem, panienko, że nie wiem co. Eh, młodzi, nic słuchać nie chcecie. A Konrad był szanowanym członkiem społeczności, choć ludzie trochę się dziwili gdy zszedł się z Ilsą. Od tej walki jednak zmienił się. Nie widziałem go, bo mnie choroba zmogła, ale mówili, że stał się nerwowy i agresywny. - Yhm, nerwowy i agresywny - powtórzyła za nim Elke, jakby myślała na głos. Zerknęła przy okazji porozumiewawczo w stronę kompanów. Z każdą chwilą to wszystko robiło się coraz dziwniejsze. Czyżby Konrad znalazł przy zwierzoczłeku coś, co wpływało na jego umysł? A może i na ciało? Trzeba było się za wszelką cenę dowiedzieć. Cyruliczka zaczęła łapać się na tym, że zagłębianie się w to całe śledztwo było nawet interesujące i ożywcze. |