Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-03-2020, 20:25   #89
Mira
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Nastolatek czekał na bękarta tym razem - odziany w czarny garnitur z ulizanymi włosami, gładki i pachnący. Spojrzał na Leitha znad trzymanej w rękach książki.
- No wreszcie, myślałem, że całkiem spieniłeś…
Leith wzruszył ramionami.
- Nie miałem powodu walczyć, włażenie do wilczego gniazda niesie ze sobą oczywiste ryzyko, trzeba zwyczajnie wiedzieć kiedy z takiego miejsca czmychnąć. - wyjaśnił - jak tam w wyzszych sferach? jakkolwiek słodko pachnie twoja krew pomiń nieistotne szczegóły - zaznaczył.
Ulv prychnął.
- Mamy dwa klucze, został ostatni. Jesteśmy zaproszeni na wieczerzę u starego Lisa. Mamy więc czas do zajścia słońca. Wtedy ktoś od Tuli stworzy nam portal. A póki co... rozgość się. - machnął ręką w kierunku stołu, na którym znajdowała się zastawa dla dwojga i jakieś przykrywane tace.
Leith poczłapał w tym kierunku i zaczął wyżywać całą nagromadzoną złość na jedzeniu, które mściwie połykał.
W pewnym momencie znów poczuł coś jakby stukanie do bram swojego umysłu, delikatne drapanie małej, złocistookiej myszki…
Mężczyzna odruchowo potrząsnął głową, lecz jednocześnie ostrożnie uchylił bramę swojego ja.
- Leith... - usłyszał znajomy, pobrzmiewający wysiłkiem głos żony. Jej jestestwo wślizgnęło się do jego umysłu niby wiatr i owinęło wokół, otulając sobą niczym najcieplejszy koc.
- Nic ci nie jest?
- Nie - Leith aż upuścił rozerwane właśnie jagniątko na podłogę - gdzie jesteś? kto? znajdę cię! znajdę i… - mężczyzna starał się “nie myśleć na głos” co ma zamiar zrobić z tym kimś, zamiast tego przelał swoją uwagę na obserwację wszystkiego co towarzyszyło emanacji Aurory.
- Ciemne... zimne miejsce... - docierały do niego ni to słowa, ni wrażenia. - Najgorzej... słońca... ale nie sama... coś czai się... patrzy... czeka... znów zasypiam... - powoli przekaz słabł.
- przyjdę! - Leith starał się mentalnie zakrzyknąć obietnicę swojej żonie i…
czemukolwiek co jej towarzyszyło.
Połączenie urwało się. Świadomość Leitha wróciła do rzeczywistości, gdzie oczywiście Ulv nie mógł nie zauważyć, co się stało. Choć nic nie mówił, na jego twarzy pojawił się irytujący uśmieszek.
- Dobrze się bawisz?... - wycedził Leith sięgając łapą do półmiska pełnego wątróbki, mężczyzna wepchnął ją sobie do ust po czym chwycił inne naczynie z którego zaczął wsysać flaczki - tato… - dodał z pełnymi ustami.
Ulv zamknął książkę i z pełną powagą (a więc i sarkazmem) zapytał:
- Tak, synu?
- Tak sobie myślę… - zaczął mężczyzna odsuwając nieco misek robiąc na stole miejsce na swoje nogi - co tam się stało z tym artefaktem… który tak bardzo lubiłeś dotykać zanim, cóż… mieliśmy to nasze małe pojednanie?
Ulv warknął obnażając kły na samo wspomnienie.
- To część artefaktu, a nie artefakt. Część jakiegoś w chuj starego kotła życia czy innego magicznego naczynia. Wiesz, skądś te bajki o czarownicach gotujących mikstury w kotłach się wzięły. Podobno niektórzy ludzie wierzą, że to oni są jedyną rasą myślącą, a my, skrzydlaci, zostali wyczarowani przez jakąś grupkę czarodziejów. Dobre... w każdym razie ta część została gdzieś zakopana przez Tulę. I mam nadzieję, że głęboko.
Leith pokręcił głową w geście jakby przewracał właśnie oczami, w rzeczywistości jednak, jego wzrok pozostawał nieruchomo zakleszczony na sylwetce swego ojca.
- Ja z kolei staram się nie myśleć o tym, że może marnuje tylko czas a Aurora w rzeczywistości spoczywa nie dalej niż kilkaset metrów pod nami w towarzystwie podobnego “urządzenia” jakie księżna zdołała zakopać na przestrzeni lat. Staram się też nie myśleć o tym, że może nie pomagam w wyciągnięciu kogoś z więzienia, a raczej wsadzeniu kogoś do niego.
Ulv wzruszył ramionami.
- Czy ja cię zmuszam? Pewności nie mam. Nawet ze mną Tula nie chce o tym gadać, czytaj, broni mi dostępu do tej części swojego zwichrowanego łebka. Wiem tylko, że te części kotła czy co to jest ostatnio są na językach książąt. Ktoś chyba usiłuje je zbierać, ale czy to ma jakiś związek z Aurorą? Cóż, ja go nie widzę. Może ty, mój genialny potomku, wiesz coś więcej…
- Mam gdzieś ten kocioł - powiedział zgodnie z prawdą Leith - po prostu chcę znaleźć Aurorę.
- Jakbyś nie zauważył stanu, w jakim byłem... czynię co w mojej mocy. Potrzebujemy jeszcze jednego klucza, żeby dostać się do Więzienia i sprawdzić czy nie ma tam Aurory. Naprawdę nie mam pomysłu, gdzie indziej mogłaby ta złotooka dupeczka być. Takich artefaktów, wysysających magię, nie sprzedają na straganach.
- Wiesz… - Leith czasowo stracił zainteresowanie swoim ojcem bo przeniósł spojrzenie z powrotem na jakąś miskę. - mógłbyś mi powiedzieć, że sprzedają a i tak nie wiedziałbym czy to prawda. Masz tu więcej jedzenia? do zmierzchu może nie starczyć… - mówił mieszaniec w czasie gdy pod łuskowatą skórą zapętlały się nowe warstwy mięśni a żebra klatki piersiowej zrastały się w jednolity pancerz. Leith wiedział, że gdziekolwiek wchodzi, wchodzi w paszcze lwa, starał się więc być najbardziej twardym kąskiem jak to tylko możliwe.

***

Kiedy zapadł zmrok do komnaty Ulva faktycznie została przysłana skrzydlata, którą Leith mętnie kojarzył ze Święta Wiosny jako jedną z obleganych przez wielbicieli. Dla niego samego była to typowa jasnowłosa, niebieskooka szlachetna, czy jak tam zwali się ci wyżej postawieni.
Kiedy kobieta tworzyła portal - znacznie wolniej niż Aurora, Tula czy nawet Milena, Ulv postanowił zdobyć się na kilka ojcowskich rad.
- Przede wszystkim trzymaj jęzor za zębami. Stary Lis jest typem, który choć głupi jak but, wszystko wie najlepiej. Jest w swojej domenie, więc też nikt nie wyprowadza go z tego typu myślenia. Też staraj się nie pokazywać swojego związku z Aurorą. Lis boi się kobiet, bo ich magia jest uniwersalna, więc młode dziewczęta na jego dworze z mocnymi kamieniami... no cóż, albo uciekają, albo są “łamane”. Raczej to drugie. I... nam nic do tego, rozumiesz?
- Rozumiem to co mówisz. - uściślił Leith. Mieszaniec wciąż myśląc o sobie samym uważał siebie przede wszystkim za “siebie” a nie na przykład “mężczyznę”. Akceptował samczą fizjonomię jaka została mu przypisana jeszcze w fazie embrionalnej i wynikające z tego implikacje na budowie ciała czy umysłu, cała jednak czy tu ludzka czy skrzydlata idea “męskości” była dla Leitha irracjonalna. - Nigdy nie staram się mieszać w waszych sprawach, albo ja jestem taki nieporadny albo wy tacy dobrzy w pierdoleniu sobie życia. To daje oczywiście w zasadzie ten sam efekt, różnica jedynie jest w tym czy wolicie słuchać pochlebstw o sobie czy obelg o innych...
Ulv przewrócił oczami.
- Po prostu masz mu nie podpaść. On wie po co przychodzimy. Zada nam pewnie kilka pytań, ale sprawa klucza właściwie została już ustalona. Proszę cię więc tylko o jedno, synku... nie spierdol tego. Dla Aurory.
- Dla Aurory. - powtórzył Leith upewniając samego siebie.
- Zatem szable w dłoń... czy jak tam się mówi. - Powiedział nastolatek i przeskoczył portal.
Leith zmierzył otoczenie spojrzeniem po raz ostatni i postąpił za ojcem.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline