Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-03-2020, 22:36   #414
Avitto
Dział Fantasy
 
Reputacja: 1 Avitto ma wyłączoną reputację
- Czyżbyś, grzeszniku, gospodarza nie zastał? Gadaj! - Zakrzyknął Bogumysł, któremu adrenalina pozwoliła odzyskać rezon.
Charknięcie jakie wydobyło się z pyska potwora mogło zostać uznane za śmiech, choć było w nim coś przerażającego.
- Sapraszam - czarny potwór wskazał dłonią drzwi do altanki, z których przed chwilą się pojawił.
- Srebro - znów zaczął sapać, jakby mowa była dlań wysiłkiem. - W prrrrogu.

Dobromir ze wzniesionym mieczem zerkał zaś na Bogumysła. Był gotów do ataku. Co więcej był pewny jego skuteczności.
- Wykluczone - odparł hardo inkwizytor, niechętny pozbawieniu się dobrego argumentu.
- Masz trzy oddechy albo, w imię Pana, nie zrobisz ani kroku dalej - zagroził.
W pierwszej chwili zdało się, że bestia cofnęła się, ale ona jedynie się napięłą do skoku. Oczy się zwęziły, a wargi ruszyły w górę odsłaniając kły.
- Na - sapnięcie potwora przez zaciśnięte kły. - Co… hrrr?
- Gdzie jest gospodarz? -
Odszczekał Bogumysł błyskawicznie, zaczynając poruszać się w bok.
Bestia stała bez ruchu. Jedynie jej łeb obracał się w ślad za inkwizytorem.
- Dahaa….lee...ghor...rrrrr. Ja!
- Jesteś przeklęty? Kto zmienił cię w bestię? -
Inkwizytor nie przestawał się poruszać a kątem oka widział, że Dobromir okrążał Dalegora z drugiej strony.
- Grah... Hrrr - warknął i zarzucił głową.
Zgrzyt jego zębów rozniósł się wokół.
- Takh… Klęty… Ma rodzina…
Niezwykle ciężko było pojąć niedokładnie wyrażane słowa.
- Co twa rodzina? Też są wilkołakami - bardziej stwierdził Bogumysł, robiąc krok do przodu.

Zza kurnika wyszedł kolejny wilkołak. Jego sierść była czarna jak węgiel. I w przeciwieństwie do Dalegora nie miał na sobie śladów po ubraniach. Kolejny otworzył drzwi stajni. Dobromir rozejrzał się nerwowo. Ich przewaga właśnie stopniała.
- Opowiem ci pewną historię - zaczął inkwizytor.
- Będzie o rodzinie, która czerpiąc korzyści z żyznych włości i bojaźni poddanych wkupiła się w łaski biskupa.
Nozdrza bestii zadrzały gdy wypuściła powietrze.
- Dom - szczeknęła niemal i odwróciła swoje masywne cielsko w stronę Dobromira.
- Wy…
Sapnięcie.
- Iść…

Dalegor postąpił kilka kroków. Opierając się na przednich łapach był niewiele niższy od łowcy.
- Nie… W… Obejściu… - Wilkołak kłapnął szczęką i zarzucił głową. Wszystko wskazywało na to, że każde słowo i każdy “ludzki” gest stanowi dla niego problem.
- Srebro… - Sapał ciężko - Rzućcie. Grrry... Srebro… Gniew… Raaarr - warknął, a dwa wilkołaki które pojawiły się na podwórzu pochyliły się gwałtownie i położyły po sobie uszy.
- To ich alfa - powiedział Dobromir w stronę Bogumysła. Bestia powoli przemieszczała się w stronę budynku.
- Jest wielki nawet jak na wilkołki. Może dom nie jest złym pomysłem. W ciasnym korytarzu mamy przewagę.
- Coś jest nie tak, Dobromirze. Czuję się, jakbym był narzędziem w ręku jakiegoś szarlatana miast Naszego Pana. Weź mą broń, sprowadź naszych towarzyszy i czekajcie mego powrotu. Pan Sopocko niech będzie gotów w siodle.

Dobromir pokiwał głową na znak, że zrozumiał. Zabrał broń od inkwizytora i ruszył do wyjścia z obejścia.
Bogumysł wyprostował się i zebrał w sobie. Chwytał go lęk i nogi mu drżały. Musiał opanować swe ciało, by wejść do leża potworów.
Udało się. Wykonał krok, za nim drugi.
- Nawet nie próbujcie się do mnie zbliżyć - ostrzegł Dalegora idąc śmielej w jego kierunku.

Dotarli do budynku. Wilkołak musiał na czworaka przecisnąć się przez spore drzwi wejściowe. Najpierw szeroka sień do której wpadały ostatnie promienie słońca. Pomieszczenie wyraźnie chłodne, przez kamienną posadzkę. Dom był stary i bogaty, choć nie pełen przepychu. Nie było w nim zbędnych mebli, dawał złudzenie przestrzeni. Na ścianach wisiały malowidła. Trzy portrety. Trzech mężczyzn. Wszyscy o kruczoczarnych włosach. Elegancko ubrani. O takich samych pociągłych szczękach. Widać jednak było, że każdy z portretów wychodził spod pędzla innego artysty.

Wilkołak niedbale machnął ręką i warknął coś co brzmiało jak:
- Dziad… Oj… Siec… Brat.
Przeszli przez sień i weszli do sali kominkowej. Kiedyś pewnie głównego pomieszczenia w domu. Meble były poniszczone. Połamane. Poszarpane wielkimi szponami. W pomieszczeniu panował półmrok. Na oknach były zaciągnięte ciężkie zasłony. Jedynym źródłem światła był pięcioramienny świecznik stojący na podłodze obok jedynego nienaruszonego mebla. Czegoś na wzór szerokiej ławy obitej jednak tkaniną. Na owej ławie spoczywało ogromne cielsko wilkołaka.

Bogumysł wiedział, że żaden inny potwór nie wszedł za nim do domu. Była więc tylko ta dwójka. Z czego ten leżący na ławie nawet w półmroku wyglądał marnie. Wychudzony, z sierścią przeplataną siwizną. Gdy pochylił się, żeby zwietrzyć zapach inkwizytora ten wyraźnie zauważył, że jedno oko bestii jest ślepe i białe niczym skorupka jajka.

Ten, który podał się za Dalegora wychrypiał coś, czego Bogumysł kompletnie nie zrozumiał.

- Imię me… Tosława - przemówił siwiejący potwór o jednym oku, głosem wcale nie przypominającym kobiety. - Z rodu Czarneckich.
Wzięła głęboki oddech, a jej wielka łapa zgięła palce rysując kamień na podłodze.
- Dziękuję, żeś nie atakował mych dziatek… - Znów przerwała ciężko sapiąc.
- Tee ciała… - Podjęła po chwili Tosława - one nie do rozmów. Do walki. Wybacz.
- Powaga Świętego Oficjum może pomóc. Kto was atakuje, tutaj, w waszej sadybie? Kim jest stwór, co ptasie pióra nosi? I co takiego ofiarowujecie biskupowi w Płocku?
 
Avitto jest offline