Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-03-2020, 08:44   #90
Amon
 
Amon's Avatar
 
Reputacja: 1 Amon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputację

Ulv i Leith przenieśli się do sali, gdzie pierwszym co uderzyło ich zmysły, była wszechobecna woń kadzideł. Pomieszczenie miało kształt idealnego kwadratu z wszechobecnymi tkaninami - dywanami, arrasami, poduszkami i materacami. Przez chwilę byli tu sami, lecz bardzo szybko w drzwiach pojawił się rudowłosy mięśniak w stroju dandysa.
[MEDIA]https://www.kathrynwhiteford.com/wp-content/uploads/kwhiteford2019_elf03_redhead.jpg[/MEDIA]
- Witajcie na Dworze Ognia, wędrowcy - powitał ich, a Leith wyłowił w jego tonie sarkazm. - Niech mnie Ojciec Dzień, słyszałem, że masz nową powłokę Ulvie, ale nie myślałem, że możesz wyglądać tak słodko i niewinnie.
- Chcesz powiedzieć, że ci się podobam, Are?
Rudowłosy mięśniak zaśmiał się, choć nie wydawał się rozbawiony.
- Do kobiety ci jednak daleko, Ulvie. - Odparł, po czym przeniósł wzrok na Leitha. - A zatem to twój potomek... no cóż, nie dziwię się się, że tak długo utrzymywałeś jego istnienie w tajemnicy. Bez urazy, oczywiście.
Leith, który całą wymianę zdań skrzydlatych spędził na obserwacji otoczenia westchnął w odpowiedzi.
- Oczywiście… - kiwnął - gdybyś takową miał, zachowałbyś ją dla siebie… - zaproponował.
Are popatrzył krzywo, ale chyba nie zrozumiał tego, co mieszkaniec chce mu powiedzieć.
- Chcecie się odświeżyć czy wbijacie od razu na ucztę? Tatulo zaprasza.
Leith zerknął na ojca.
- skoro do kobiet ci daleko, może pudrowanie nosa też sobie odpuścimy? Tato…?
- Moja samoocena jakoś to zniesie - odparł Ulv - nie wiem jak twoja. Synu.
- Taaa - Are zerkał to na jednego, to na drugiego - Wybornie, proszę za mną.
To rzekłszy poprowadził mężczyzn krętymi korytarzami i jeszcze bardziej krętymi schodami do sali, której projektant, tudzież zleceniodawca zdawał się być fanem kształtu okręgu.
Sklepienie miało kształt rotundy, półokrągłe były okna, okrągły stół, siedziska i sofy, na których oczekiwały piękne niewiasty z idealnie krągłymi piersiami. Sof było w sumie osiem, z czego dwie były wolne. Are wskazał je gościom.
- Wybierz sobie synku, którą wolisz - powiedział Ulv i nie wiadomo czy chodziło mu o umiejscowienie sofy, jedna bowiem znajdowała się bliżej władcy, zwanego Lisem, druga, umiejscowiona zaraz za nią - nieco dalej. Czy też chodziło mu o przypisane tym miejscom niewiasty - ta bliżej starego Lisa była wszak typową jasnowłosą, niebieskooką skrzydlatą, druga zaś miała włosy koloru mleka i równie niemal jasną skórę, a do tego złote oczy, które kogoś Leithowi przypominały...
Leith usiadł koło złotookiej nie poświęcając jej jednak specjalnej uwagi. Nie wiedział kto z obecnych oraz czy w ogóle zdawał sobie sprawę, że łuski które bękart miał na sobie nie były zbroją czy stylowym wdziankiem, to było jego ciało więc to Leith pozostawał najbardziej nagą osobą w pomieszczeniu.
- To co jest do jedzenia? - wypalił niemal natychmiast.
Zapadła cisza. Nagle rozbrzmiał śmiech starego Lisa.
- Bezpośredni, podoba mi się. Nie tam pierdolenie o tytułach i konotacjach, które i tak wszyscy znają. Wnieście jadło! - zarządził mężczyzna, odziany w luźny, bogato zdobiony szlafrok.
- Leith, prawda? - zwrócił się do mieszańca, odsuwając niedbałym ruchem dłoni ciemnoskórą piękność, która nieopacznie zasłoniła mu pole widzenia - Powiedz mi, na co masz ochotę?
- Fajnie jak macie mięso - zaczął znów konkretnie Leith - fajnie jak nie jest już surowe, świetnie kiedy już się nie rusza i wybornie jak nie ucieka. Ale jeśli nawet… poradzę sobie - zapewnił.
- Zatem myślę, że powinieneś być zadowolony. Przynieście najlepsze mięsiwa, podane na sposób rodu Redhotów! - rozkazał mężczyzna. Leith kątem oka zauważył jak jego ojciec przewraca oczami, choć pozornie był całkiem zajęty dobieraniem się do wdzięków swojej panny.
- Nie jest ci gorąco, mój panie? - zapytała zaś słodko białowłosa, klejąc się do pleców Leitha - Może trochę się rozodziejesz... albo ja ci w tym pomogę? - zaproponowała, szepcząc mu do ucha.
Tymczasem do komnaty zaczęto wnosić, czy raczej “przylatywać” coś na kształt przenośnych palenisk, po jednym dla każdej sofy.
“To się nazywa grill” - podpowiedział w głowie Leitha nieproszony Ulv.
Leith poruszał uszami i nosem by lepiej rozeznać się w otoczeniu, do siedzącej obok kobiety powiedział:
- Rób co chcesz, przynajmniej na razie.
Dziewczyna zaśmiała się cicho, a bękartowi przez moment wydawało się, że zamiast prezentowanej usłużności, usłyszał w tym śmiechu szyderstwo. Białowłosa siadła za nim okrakiem, mimo iż pod krótką spódniczką nie miała bielizny i otaczając go w pasie nagimi udami, zaczęła tulić się do zbroi na plecach, jakby mimo wszystko czerpała z tego jakąś przyjemność.
Leith nawet na moment nie potrafił wyprzeć z pamięci, że jego Aurora jest gdzieś tam skuta kajdanami. Nie… to nie była prawda, on mógł to wyprzeć z pamięci, ale nie chciał. To sprawiało że bardzo chciał dotykać ciał… ale po to by rwać je swoimi szponami w morderczym szale!
Pozostałe kobiety zachowywały się zresztą podobnie, jeśli nie bardziej zmysłowo, tudzież wulgarnie, przez co niektórzy synowie Lisa zamiast patrzeć na wniesionego oskórowanego dzika, patrzyli raczej na powabne żywe mięsko przed sobą, co Leith zanotował w pamięci. Poza Lisem. Ten przyglądał się z jakiegos powodu Leithowi przez cały niemal czas.
- Polubiłem cię chłopcze, czyń honory. Wybierz każdemu z nas część dzika, którą dostanie. - powiedział, a wokół nagle wszyscy zamarli.
“ Nie wiem co on knuje - odezwał się w głowie Leitha Ulv - ale to kurewskie wyróżnienie. Zwykle to pan domu rozdziela mięso. Pamiętaj, że Lis powinien dostać najlepsze mięso. Jego synowie, to od prawej: Dag, Liv, Are, Kol i kuzyn Guin.”
Leith wstał i stanął naprzeciw dzika. Rozczapirzył swoje ostre jak nożyce pazury. Przy ich pomocy mieszaniec wypruł wszystkie kości, ostentacyjnie rzucając je na jedną stronę. Po chwili uformowały się dwie kupki: mięsa i kości.
Leith wybrał najtłustsze mięso dla Lisa, najtwardsze dla siebie, dalej po kolei dla każdego natomiast kości, chrząstki i tym podobne pozostałości zostawił dla wszystkich biesiadników którzy od początku bardziej interesowali się dziewczynami niż jedzeniem.
Ten wybór jeszcze bardziej rozbawił starego Lisa, szczególnie że on dostał najlepsze mięsiwo. Słudzy zaczęli zabierać się za pichcenie, zaś pan domu skinął na siedzącego po prawicy syna.
- Dag, zamień no się z naszym gościem. Chciałbym z nim trochę pogadać, a tobie widzę pozycja obojętna. Byleby jakaś była. - zachichotał obleśnie.
Wybrany syn nawet się nie skrzywił, spojrzał jedynie ciężko na Leitha i zaczął unosić się ze swego miejsca.
Leith usiadł we wskazanym miejscu.
Białowłosa podążyła za nim i znów go “obsiadła”, tym razem z boku, błądząc dłońmi po zbroi, jakby szukała jej zapięć. Paradoksalnie jednak mimo grubej powłoki ochronnej Leith czuł, że reaguje na ten dotyk - nie tyle podnieceniem, co rozluźnieniem, ospałością, jakby już zdążył się obeżreć, choć mięso dopiero skwierczało na grillu.
- Powiedz mi - zagadnął do niego Lis unosząc do ust pełny wina puchar, i gestem nakazując swojej ciemnoskórej służce, by osobiście nalała go również Leithowi - czemu nie okazałeś szacunku swemu ojcu? Zgodnie z tradycją to on powinien dostać najlepsze kawałki zaraz po gospodarzu domu.
- Nie znam tej tradycji. - odpowiedział Leith chwilę po tym gdy pokazał kły niezadowolenia białowłosej, dał jej się zastanowić czy na pewno chce używać na nim czarów. Znów kątem oka dostrzegł ten ironiczny uśmieszek, ale przynajmniej przestała. - mój ojciec chyba “zapomniał” mnie jej nauczyć.
- Taaa... - Lis strzelił w tyłek powracającą służącą - Ulv podobnie jak moi synowie za bardzo skupia się na dupach, a za mało na powinnościach. No ale trudno mu się dziwić, tyle lat pod pantoflem... Spójrz na mnie chłopcze, trzeba mieć to poukładane. Dupy są ważne, bo bez nich jesteśmy gotowi za byle spojrzenie skakać sobie do oczy, ale muszą znać swoje miejsce. I my musimy znać to miejsce. Ich oczy powinny być zawsze na wysokości chuja. Nigdy wyżej. Zgadzasz się?
Leith rozważył słowa Lisa po czym zaczął:
- Nie mam tysięcy lat doświadczenia, czy “choćby” setek. Nie mam też edukacji, jedynie własny rozum i nim operując, twoje słowa brzmią sensownie. Tyle że mnie czyjeś problemy nie obchodzą, zaś to na jakiej wysokości są czyjeś oczy interesuje mnie tylko wtedy gdy zamierzam je już wyjąć z oczodołów własnymi szponami. To prawda, że fajnie by było gdyby samice nie wpierdalały się nieproszone w moje życie, bo wtedy musiałbym przejmować się tylko robiącymi to samcami.
Skrzydlaty kiwał głową, gdy tylko nie opróżniał kielicha. Wydawał się już nieźle wstawiony.
- Taaa... zastanawia mnie jednak czemu pomagasz Ulvowi. Bo że nie okazujesz mu szacunku, to mnie jakoś nie dziwi, wali od niego cipą na kilometr. Widzisz, to takie pierdolenie, że skoro baby mają wszechstronną magię, to powinny rządzić. Ja ci powiem czemu ta ich magia jest wszechstronna... żeby spełniać wszystkie nasze życzenia! - Lis wybuchnął rubasznym śmiechem.
- To ma sens. - zgodził się Leith, bo przecież spełnianie wszystkich życzeń było najlepszym narzędziem kontroli… - Jeśli zaś chodzi o mojego tatę… pomagając mu będę miał okazję zabić bliżej nieokreśloną liczbę osób, które zabrały coś, co zwyczajnie jest moje. Kto wie, może wśród tej grupy będzie ostatecznie sam Ulv? to nie ma zbyt dużego znaczenia, to nie byłby pierwszy raz kiedy mi coś zabrał, ani pierwszy gdy go zabiję.
 
__________________
Our obstacles are severe, but they are known to us.
Amon jest offline